czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 18



Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale nie chciałam się dłużej z nim ociągać. Przepraszam za moja niesystematyczność, musicie mi jedna wierzyć, że cały czas z nią walczę. ;)




-Nareszcie wiadomo!- Rose wpadła do pokoju jak burza i zaczęła wyjmować przeróżne sukienki ze swojego kufra. Spojrzałyśmy po sobie z Cornie i odłożyłyśmy książki, wiedząc, że w tej chwili i tak nici z nauki.- Na tablicy ogłoszeń pojawiły się informacje odnośnie balu bożonarodzeniowego. Tak jak podejrzewałyśmy krukoni polecieli klasyką i tematem przewodnim jest kraina lodu.- zakończyła i zagłębiła się w kufrze.-Nie mam żadnej sukienki, która by się nadawała… Czy te kujony nie mogły zdecydować się na jakieś egzotyczne wyspy czy coś…- jęknęła przyglądając się jednej z wielu kolorowych sukienek.
-I tak lepiej niż rok temu jak organizatorami byli ślizgoni. Temat przewodni „szyk i pieniądze” też nie był zbyt oryginalny. -zachichotała Cornie.
-Ale musisz przyznać, że po wejściu do Wielkiej Sali, aż bolały oczy od mieniącego się złota.
-Szkoda tylko, że było to złoto Leprokonusów.- zaśmiała się ruda-Parę kretynów próbowało wynieść je w kieszeniach licząc na szybki i łatwy zarobek.

Bal bożonarodzeniowy był tradycją naszej szkoły. Co prawda był organizowany dopiero od kilkunastu lat, a dokładniej od historycznej bitwy o Hogwart, ale teraz nikt nie wyobrażał sobie rozpoczęcia bez niego przerwy świątecznej. Utarło się również, że co roku bal był przygotowywany w innym stylu i przez inny dom. W tym roku organizatorami byli krukoni. Bal bożonarodzeniowy odbywał się w dzień poprzedzający wyjazd do domów na święta. Była to jedna z niewielu okazji do założenia eleganckich ubrań i wysokich butów, więc każda dziewczyna starała się wyglądać w ten wieczór wyjątkowo.
-Czyli musimy iść na zakupy.- uśmiechnęłam się i zaczęłam kalkulować ile pieniędzy mogę przeznaczyć na sukienkę. Ciemnowłosa gryfonka aż podskoczyła na myśl o zakupach. Cornie, zazwyczaj cicha i spokojna, w sklepach była zupełnie inna. Stawała się rozgadana, głośna i cholernie szybka. Wystarczyła jej chwila, aby stwierdzić czy w danym sklepie znajdzie się coś ciekawego.
-Czyli rezerwujemy sobie całą sobotę!- rudowłosa dziewczyna klasnęła z radości i bez składania wrzuciła sukienki z powrotem do kufra.



*         


 


Tydzień minął zaskakująco szybko i zanim się spostrzegłam został tylko tydzień do balu i do powrotu do domu. Sama nie wiedziałam co napawa mnie większą radością. W przeciągu paru dni dostałam od mamy trzy listy zawierające informacje co do świątecznego menu, prezentów i ogólnej rozpiski w jaki dzień kogo odwiedzamy. Jeszcze nawet nie zdążyłam wrócić, a mama już zasypała mnie zadaniami i planami. To właśnie w okresie świąt najbardziej dawało się zauważyć jej władczą naturę.
Nauczyciele też już nam praktycznie odpuścili widząc, że i tak nikt nie skupia się na ich wykładach.
Zamek powoli zapełniał się świątecznymi ozdobami i choinkami. Praktycznie z każdej strony dało się wyczuć świąteczną atmosferę. W sumie można ją było nawet spróbować dzięki skrzatom i ich pierniczkom, które były serwowane na deser.
Jednak chyba najwięcej uwagi każdy poświęcał balowi. Większość osób podobierała się już w pary, a Ci którzy nikogo jeszcze nie zaprosili szukali sposobów jak zaprosić swoją sympatię. Ja na szczęście nie miałam tego problemu. Ustaliliśmy, że pójdziemy w szóstkę. Jedynie wejdziemy parami, czyli David z Cornie, Leo z Rose no i ja z Jamesem. Próbowałam wykombinować coś tak, abym nie musiała wchodzić jako para Jamesa. Po tym wszystkim co zaszło zwyczajnie nie chciałam stwarzać sytuacji, w których mogłabym się jeszcze bardziej zbłaźnić. Niestety nie udało mi się wykonać żadnej podmianki. To oczywiste, że Cornie chciała być oficjalną partnerką Davida, ale pomyślałam o zamianie z Rose. Niestety zapomniałam, że jest kuzynką Jamesa, więc wysłanie ich razem nie wchodziło w grę. Pocieszyła mnie jednak, że ona musi iść z Leo, który prawdopodobnie zdąży nawet przez te dwie minuty podnieść jej ciśnienie. Mimo wszystko obiecała, że będzie grzeczna i nie potraktuje go żadną klątwą.

*         
Całą sobotę spędziłyśmy w Hogsmeade. W wiosce były tylko trzy sklepy z sukienkami, więc nie miałyśmy zbyt dużego wyboru.
Weszłyśmy do trzeciego i zarazem najdroższego sklepu. Znając życie i wysokość mojego kieszonkowego będę mogła sobie pozwolić co najwyżej na rękaw od sukienki z tego sklepu. Zerknęłam na dziewczyny. Cornie nie traciła czasu i już przerzucała kolejne wieszaki, a Rose wiernie jej towarzyszyła i przytrzymywała kreacje, które zdaniem gryfonki zasługiwały na przymierzenie.
-Nat chcesz suknie do ziemi?- wychyliła się zza wieszka. Kiwnęłam przecząco głową, a Cornie ponownie zniknęła. Zakupy z nią były dość przyjemne i stosunkowo mało męczące. Nasza rola ograniczała się do stania obok i przymierzania rzeczy, które wybrała. Z nudów podeszłam do regału stojącego najbliżej. Wyjęłam pierwszą lepszą sukienkę i podeszłam do wielkiego lustra.
-Jest naprawdę śliczna!- tuż za mną stanęła Cornie.
-Faktycznie, powinnaś ją kupić.- dodała druga dziewczyna zerkając na metkę. Spojrzałam ponownie w lustro przyglądając się sukience. Czarna kreacja miała dopasowaną górę i tiulowy, rozkloszowany dół, który przypominał trochę spódnicę baletnicy. Była bez ramiączek, więc prawdopodobnie ładnie eksponowałaby moje obojczyki.
-Pomijając fakt, że musiałabym na nią wydać moje wszystkie oszczędności to ona jest czarna.- mruknęłam i odwiesiłam sukienkę na wieszak.
-A ty nagle przestałaś lubić czarny kolor?
-Tak się składa Rose, że to bal tematyczny, a w krainie lodu czarny nie jest chyba przewodnim motywem.
-Mogłabyś być złą czarownicą.- zachichotała Cornie- A tak serio to możliwe, że ta sukienka idealnie wpasuje się w tematykę...- ściągnęła sukienką z wieszaka i przez chwilę przyglądała się jej w skupieniu.-Powinnaś ją kupić!- powiedziała stanowczo i wyręczyła mi sukienkę.
-A powiesz mi co planujesz?- zapytałam zerkając na cenę. Kosztowała o wiele więcej niż miałam wydać, ale w ostateczności mogę przecież przez miesiąc nie jeść słodyczy.
-O nic się nie martw, musisz tylko wiedzieć, że kiedy z nią skończę będzie idealna!- puściła mi oczko i zniknęła w kolejnej alejce.

Zrezygnowana usiadłam na jednej z trzech kanap i przyglądałam się dziewczynom w co chwilę innych strojach. Po parunastu przymiarkach dziewczyny również wybrały kreacje. Sukienka Cornie była w jasnoniebieskim kolorze. Była wykonana z tak delikatnego i zwiewnego materiału, że przypominała strój rusałki lub jakiejś wodnej nimfy. Rose natomiast zdecydowała się na całą białą z odkrytymi plecami i koronkowymi rękawkami. Ze swoimi loczkami i prześlicznym uśmiechem wyglądała jak niewinny aniołek, czyli jak swoje zupełne przeciwieństwo.



*         

Po zakupach zaszłyśmy do Trzech mioteł, kupiłyśmy parę butelek miodowego piwa i wróciłyśmy do zamku. Nie miałyśmy już praktycznie nauki, więc postanowiłyśmy spędzić wieczór na słodkim lenistwie.  Rozdzieliłyśmy się na drugim piętrze. Dziewczyny miały zanieść sukienki i poszukać chłopaków, a ja miałam pójść do kuchni po jakieś przekąski.

Nagle tuż przede mną wyrósł Scorpius. Wyglądał co najmniej dziwnie, był rozpromieniony, a jego postawa była zupełnie przeciwna do tej ślizgońskiej obojętności, którą przeważnie emanował.
-A ty na jakiejś loterii wygrałeś czy coś?- Chłopak zignorował moją złośliwą uwagę i chwycił mnie w objęcia unosząc do góry. Był silny i wyglądało na to, że podniesienie mnie nie było dla niego żadnym problemem. Wyswobodziłam się z jego uścisku i poprawiłam koszulkę, która uniosła mi się do góry.- Przesadziłeś z eliksirem euforii?
-Kpij sobie ile chcesz blondyna, dzisiaj mnie to zupełnie nie rusza.- uśmiechnął się zawadiacko- Jesteś teraz zajęta?
-No tak trochę, bo planowałam….-chciałam powiedzieć coś więcej, ale chłopak chwycił mnie za rękę i pociągnął wzdłuż korytarza.- Zaczynam się Ciebie bać… Wypiłeś jakiś kolorowy napój czy zjadłeś cudze czekoladki?
-Nie mogę być zwyczajnie w dobrym humorze?- zapytał beztrosko nie zwalniając kroku.
Poddałam się i pozwoliłam pokierować się chłopakowi. Zatrzymaliśmy się dopiero na jakimś odległym korytarzu na czwartym piętrze. Prawdę mówiąc byłam tu chyba pierwszy raz w życiu.
Scorpius usiadł pod ścianą, wyczarował dwie szklanki i wyjął z torby butelkę ognistej whisky.
-Napijesz się?- kiwnęłam przecząco głową i usiadłam obok niego.
-Nie lubię whisky, jest gorzkie…- spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a po chwili wybuchł śmiechem.
-Jesteś urocza, wiesz?
-To, że nie lubię whisky jest urocze?
-Znając życie gdybym zaproponował Ci papierosa też byś odmówiła, prawda?
-Nie lubię ich zapachu…- mruknęłam przyglądając się swoim butom.
-Nawet nie wiesz jak bardzo różnisz się od dziewczyn, z którymi zazwyczaj spędzam czas…- westchnął. Nie do końca wiedziałam czy to komplement. Zazwyczaj widywałam go w towarzystwie największych ślicznotek ze szkoły, więc bycie ich zupełnym przeciwieństwem było dość krzywdzące.
-Powiesz mi w końcu co się stało i czemu tu z Tobą siedzę?
-Mój eliksir jest już prawie gotowy- zaświeciły mu się oczy- najtrudniejsze mam już za sobą, a jako, że do tej pory nic nie spieprzyłem to prawdopodobnie niedługo będę mógł świętować. Chciałem o tym komuś powiedzieć, a zwyczajnie nikt inny nie wie, że go przyrządzam.
-Powiedziałeś o tym tylko mi?- ożywiłam się.
-Spokojnie blondyna, to nie jest tak, że wybrałem Cię na moją psiapsiółkę- zaśmiał się- zwyczajnie potrzebowałem Twojej pomocy, a inaczej byś mi jej nie udzieliła.
-Ah…- mruknęłam i ponownie wlepiłam wzrok w swoje buty.
-Ale w gruncie rzeczy cieszę się , że Ci o tym powiedziałem. Twoje zawracanie tyłka było dość zabawne.- stuknął mnie w ramię próbując zwrócić moją uwagę. Spojrzałam na niego i nie mogłam powstrzymać cisnącego mi się na usta uśmiechu.
-Ale w Twoim życiu chyba też sporo się dzieje, prawda?- zapytał po chwili.
-Słucham?- zapytałam nie mając pojęcia o czym on mówi.
-Widziałem Cie ostatnio z Potterem w Hogsmeade, najwidoczniej ten przygłup otworzył wreszcie oczy i zauważył jaką ma fajną dziewczynę obok siebie. Rozumiem, że teraz będziecie mogli chodzić na potrójne randki.- uśmiechnął się przyjacielsko.
-To nie była randka…- mruknęłam wkurzona, nie miałam zamiaru ,ani ochoty mu tego tłumaczyć- Poza tym na brodę merlina o co Ci chodzi z jakimiś potrójnymi randkami?
-Bo w tej waszej paczce tylko ty i Potter jesteście sami. Gdybyście również się ze sobą spotykali, to bylibyście słodcy jak…. Nawet nie umiem tego oddać słowami- zaśmiał się.
-Muszę Cię zmartwić, w tej naszej przesłodkiej paczce- zaakcentowałam jego słowa- jest tylko jedna para, a mianowicie Cornie i David.
-A ta ruda i ten wielki osiłek?- zapytał zdezorientowany.
-Rose i Leo nie są razem- zaśmiałam się- Są jedynie znajomymi, ale Leo na pewno ucieszy się, że nazwałeś go osiłkiem.- puściłam mu oczko.
-Byłem pewny, że oni…- zamyślił się. Wyglądał jakby gorączkowo się nad czymś zastanawiał, a po chwili uśmiechnął się jakby właśnie coś sobie uświadomił.
-To byłeś w błędzie- weszłam mu w słowo- Ale fajnie, że doszliśmy do momentu, w którym czegoś nie wiesz. Pomyłki leża w ludzkiej naturze Scorpiusie.- uśmiechnęłam się złośliwie i podniosłam się z zimnej posadzki.
-Mój błąd, nie będę Cię już zatrzymywał. Do później blondyna!- wstał i przeszedł kilka kroków. Po chwili zatrzymał się i ponownie spojrzał w moją stronę- A, i pozdrów swoją uroczą koleżankę. Koniecznie musisz mnie z nią zapoznać, taka znajoma to skarb.- zaśmiał się.
-O co tym razem Ci chodzi?- zapytałam po raz kolejny nie łapiąc jego toku myślenia.
-Bo jeśli ona w taki namiętny sposób całuje zwykłych znajomych, to warto się z nią zakolegować.- ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia ze śmiechu. Spojrzałam na niego zszokowana. Minęła dłuższa chwila za nim zrozumiałam czego się właśnie dowiedziałam. Doskoczyłam do chłopaka.
-Rosie całowała się z Leo? Kiedy i jak? W sensie jak to możliwe? Coś Ci się musiało przewidzieć- zaśmiałam się myśląc o tej niedorzeczności- Oni nawet średnio się lubią, w sensie cały czas się kłócą i nie mogą ze sobą wytrzymać. Ona ma go za dzieciaka, a go irytuje jej władczość i…- chłopak chwycił mnie za ramiona uniemożliwiając mi tym samym chodzenie w tą i z powrotem.
-Hej, blondyna….- patrzył mi prosto w oczy- Posłuchaj mnie uważnie, to nic takiego. Są dorośli i się całowali, to tyle.
-TO TYLE?- krzyknęłam- Rose nie całuje się ot tak. I nie waż się mówić, że to nic takiego! To jest coś wielkiego!
-Krzyczysz na mnie jakbym to ja obściskiwał się z tą rudą.- przewrócił oczami.
-To nie jest dobry moment na żarty- odpowiedziałam gniewnie.- I jak ona mogła mi o tym nie powiedzieć? Przecież się przyjaźnimy…
-A to jest zasada, że przyjaciołom trzeba spowiadać się kiedy i z kim się całowało? Gdybym za każdym razem latał z taką drobnostką do Zabiniego to…
-Różnica polega na tym, że ani Rose, ani ja nie całujemy się co chwilę, więc dla nas to nie jest drobnostka!- wycedziłam gniewnie i szybkim krokiem ruszyłam wzdłuż korytarza pozostawiając osamotnionego chłopaka.
W zaskakującym tempie pokonałam odległość dzielącą mnie od wieży gryfonów, a następnie do naszego pokoju. Z impetem otworzyłam drzwi i weszłam do jak się okazało pustego pomieszczenia. Rzuciłam kurtkę i skierowałam się do pokoju chłopców. Drzwi były uchylone, więc po cichu zajrzałam do środka. Cornie z Davidem siedzieli oparci o jego łóżko i przyglądali się Jamesowi i Rose. Oni natomiast siłowali się na rękę, a przynajmniej chyba o to chodziło, bo moja przyjaciółka nie miała żadnych szans z Jamesem, więc jej ręka co chwilę opadała na stolik. Nad nimi stał Leo jak zawsze wszystko komentując. Naśmiewał się z Rosie, że jest cienka i nawet staruszka McGonagall pokonałaby ją lewą ręką. Dziewczyna natomiast odgrażała się, że za pomocą swojej lewej ręki może na niego rzucić jakiś nieprzyjemny urok. Na pierwszy rzut oka wyglądali i zachowywali się tak samo jak zawsze, jednak po chwili dało się wyczuć pewną zmianę. Leo i Rose przekomarzali się w inny sposób, nawet patrzyli na siebie inaczej. Dopiero teraz zauważyłam, że ta dwójka non stop się do siebie uśmiecha. Na gacie merlina jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć? Przeniosłam ciężar ciała na drugą nogę, a drewniana podłoga zaskrzeczała pode mną.
-Wchodź Natie.- James uśmiechnął się do mnie serdecznie i wstał, aby otworzyć mi piwo.
-Gdzie masz jedzenie?- zapytała ruda przyglądając mi się z rozżaleniem.
-Jedzenie?- przez to wszystko zapomniałam o tych cholernych przekąskach- To długa historia, możepójdziesz ze mną do kuchni, a ja Ci wszystko opowiem?- Rose westchnęła i mozolnie podniosła się z krzesła.
-To może ja z Tobą pójdę!- zaproponował James.
-Nie, muszę iść z tym rudzielcem.- powiedziałam stanowczo i wyszłam z pokoju.