środa, 7 grudnia 2016

Rozdział 25

Wiem, że minęło pół roku od ostatniego postu. Wygląda na to, że zawiesiłam bloga. Nie wiem czy jeszcze kiedyś wrócę do pisania. Chciałabym go skończyć, naprawdę związałam się z historią Natki i reszty ferajny. Zwyczajnie nie mam na to czasu. Zaraz po maturze poszłam do pracy, gdzie siedziałam po 10 godzin dziennie. Nie narzekam, praca była cudowna, poznałam mnóstwo fajnych ludzi i tak naprawdę była to bardziej zabawa. Pracowałam w gastronomii, a tam jak się trafi na fajną ekipę kelnerek i barmanów to przez większość czasu spędza się na piciu drinów z baru ;)
Potem zaczęły się studia i tutaj też nie mam zbyt wiele wolnego czasu, a jak się nie uczę to trwa jedna wielka integracja (tak, moja grupa do tej pory ciągnie integrację z października). Powoli się uczę, że studenci zawsze znajdą powód, aby pójść na imprezę :D Wracając do bloga planuje pisać, ale nie wiem czy kolejny post pojawi się za miesiąc, pół roku czy rok. Tak więc bardzo was przepraszam i chcę wam podziękować z całego serca, że tyle tu ze mną byłyście. Serio, wasze komentarze bardzo wiele dla mnie znaczą. Spełniłyście moje wielkie marzenie dotyczące pisania, bo wszystko co pisałam było dla Was.
A po niżej taki krótki-pół rozdział. Napisałam go chyba jeszcze w wakacje, dzisiaj go trochę zredagowałam i postanowiłam go wrzucić.
Jeszcze raz Wam dziękuję :*




"Uświadomiłem sobie, że wolę blondynki"- to zdanie pojawiło się w mojej głowie zaraz po przebudzeniu. Analizowałam je raz po razie próbując poukładać sobie w głowie przebieg minionej nocy.
 Nie mogłam uwierzyć, że Ślizgon zjawił się w środku nocy na wieży Astronomicznej dokładnie w tym momencie, w którym go potrzebowałam. Bo takie rzeczy nie zdarzają się przypadkowo, prawda? Mimo, że magia otacza mnie od byłam w stanie pojąć tego rodzaju czarów, bo tak właśnie trzeba było to nazwać.Byłam przekonana, że to właśnie za ich sprawą Scorpius zjawił się wczoraj na wieży. Przewracałam się z boku na bok i z niecierpliwością  czekałam aż Cornie i Rose się obudzą. Jednak jak na złość nie wyglądała jakby miała w planach pobudkę w najbliższym czasie. Z coraz większym poruszeniem wsłuchiwałam się w równomierne i spokojne oddechy dziewczyn.Musiałam streścić im wczorajszy wieczór i chciałam to zrobić jak najszybciej.Po chwili nie wytrzymałam i postanowiłam je obudzić. Zerwałam się z wygrzanego łóżka i ściągnęłam z dziewczyn kołdry, błagając przy tym, aby wstały.
-Jeśli nie chcesz zginąć od jakiejś klątwy to daj mi spać Spinnet.-wymruczała Rose i nawet nie otwierając oczu wymacała kołdrę i przykryła się nią po sam czubek nosa. Cornie z kolei nie zawracała sobie głowy pościelą, zwinęła się jedynie w kłębek ignorując moją osobę.
-Poszłam wczoraj na Wieżę Astronomiczną, ale okazało się, że liścik był od Petra i chciał mnie pocałować, ale nagle zjawił się Scorpius i rzucił nim o ścianę.-wydyszałam jednym tchem. Moja wypowiedź poskutkowała natychmiastowo. Obie dziewczyny zerwały się ze swoich łóżek posyłając mi zdziwione spojrzenia. Opowiedziałam im wszystko co się wydarzyło zeszłej nocy próbując niczego nie pominąć.
-Dobrze, że nic Ci się nie stało...- wymruczała Cornie obejmując mnie z całej siły. Rose milczała przyglądając mi się z niepokojem. Jej milczenie było bardziej wymowne niż gdyby zaczęła wypowiadać setki słów na minutę, jak to zazwyczaj robiła.
-Przepraszam...- powiedziała po chwili- przez parę ostatnich dni nie byłam dobrą przyjaciółką. Moim zadaniem jest ciebie wspierać, a nie naskakiwać no i..- zzawiesiła sięna sekundę spuszczając głowę-wczoraj powinnam cię przykuć do łóżka. Słyszałam jak wychodzisz, ale to zignorowałam, bo byłam na Ciebie wściekła i...
-Cicho bądź...-przerwałam jej- to nie Twoja wina, to ja zachowałam się jak idiotka. A poza tym rozumiem dlaczego się tak zachowywałaś...- przerwałam na chwilę szukając odpowiednich słów. Powinnam być szczera wobec Jamesa...-Rose chciała mi przerwać, ale kontynuowałam- tylko, że dla mnie to też trudna sytuacja. Bo widzisz...James podobał mi się od zawsze, ale nie wiadomo skąd pojawił się Scorpius i jestem naprawdę skołowana. Czuję coś i do Jamesa i do Scorpiusa.- Wyrzuciłam z siebie wszystko i czekałam na reakcje dziewczyn.
-Natie wiesz, że Cię kocham i chcę abyś była szczęśliwa, ale James to mój brat i wiem, że on teraz też wariuje. Naprawdę, nigdy go takiego nie widziałam. Zależy mu na tobie i on nie zasługuje na takie traktowanie, dlatego musisz coś postanowić.
Pokiwałam głową wiedząc, że moja przyjaciółka ma rację. Przynajmniej po części, obawiałam się, że już dawno podjęłam decyzję czego chcę i jeszcze nie wiedziałam jakie poniesie ona za sobą konsekwencję.
-A mówiąc jakąś, masz nadzieję, że wybierze Jamesa, prawda?- Cornie przewróciła oczami.
-Nie ukrywam, że uważam Jamesa za lepszą partię. Scorpius to Ślizgon z krwi i kości, a na dodatek pochodzi z nienormalnej rodziny
-Jesteś stronnicza, a przez to wyolbrzymiasz- dodała Cornie- pamiętaj, że nie możemy Natalie narzucać naszego zdania.
Przecież to wiem-oburzyła się Rose-wyraziłam tylko swoje zdanie, ale oczywiście poprę każdą twoją decyzję.- oznajmiła uśmiechając się do mnie i mrucząc coś o tym, że marzy już tylko o śniadaniu poszła do łazienki.
-Nie przejmuj się nią- Cornie przypatrywała mi się z szerokim uśmiechem- w końcu zaakceptuje twoją decyzję, może nawet kiedyś go polubi.- Spojrzałam na nią zdziwiona nie rozumiejąc o czym mówi. Dziewczyna zaśmiała się przyjaźnie i zza pomocą prostego zaklęcia pościeliła swoje łóżko.- Przecież to jasne, że już podjęłaś decyzję. Ja jestem z Tobą.- Uśmiechnęła się i widząc, że pogrążyłam się już we własnych myślach zajęła przeglądaniem się jakiś zeszytów.
Nie chciałam się do tego przyznać nawet przed samą sobą, ale Cornie miała rację. Podjęłam tę decyzję już dawno, a teraz jedynie mogłam czekać na to, jakie konsekwencje ona za sobą poniesie.


-Idzie...-fuknęła Rose kiwając głową w stronę drzwi. Pedro szedł wzdłuż stołów wraz ze swoim przyjacielem śmiejąc się i gestykulując rękoma. Wyglądał beztrosko jakby wydarzenia rozgrywające się poprzedniego wieczoru nie miały miejsca.
-Nawet na niego nie patrz, nie jest tego wart.- Dodała Cornie posyłając mi opiekuńcze spojrzenie.
-O nie-powiedziała Rose uśmiechając się złowrogo-lepiej patrzcie uważnie!-Cornie chciała coś dodać, ale Rosie machnęła ręką uciszając ją. Spojrzałam zdezorientowana na rudą, ale ta jedynie się uśmiechnęła, a następnie nieznacznie pochyliła się nad swoim talerzem i szepnęła coś zakrywając usta dłonią. Kolejną rzeczą jaką zarejestrowałam był stłumiony śmiech kilkudziesięciu osób zebranych na śniadaniu.
Po środku sali stał Petro z opuszczonymi spodniami, które bezskutecznie próbował podciągnąć. Może nie było to zbyt dojrzałe ze strony Rosie, ale poprawiło mi humor. W momencie, gdy wydawało się, że Petro opanował sytuację przewrócił się do przodu, jakby ciągnęła go jakaś niewidzialna siła. Kolejna fala chichotów rozległa się po sali, a Petro w podskokach podniósł się z ziemi i cały czerwony na twarzy wybiegł na korytarz.
-Z tym upadkiem to mogłaś sobie odpuścić...- Wydusiłam z siebie nie mogąc opanować chichotu.
-Akurat z tym nie miałam nic wspólnego, najwidoczniej nie tylko ja chciałam dopiec temu kretynowi.- Wyprostowała się dumnie i jakby nigdy nic wróciła do jedzenia swojej owsianki.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, aż mój wzrok zatrzymał się na rozbawionym do granic możliwości Ślizgonie. Scorpius puścił mi oczko i zajął się rozmową z siedzącą obok niego Delany. Od razu domyśliłam się, że to jemu Petro może zawdzięczać ten widowiskowy upadek.
Uśmiechnęłam się pod nosem i pociągnęłam spory łyk soku pomarańczowego jakbym wznosiła toast za wczorajszy wieczór i za to jak moi przyjaciele załatwili Petra. Jeszcze raz spojrzałam w stronę
Scorpiusa nie mogąc przestać się uśmiechać. W mojej głowie w dalszym ciągu wybrzmiewały jego ostatnie słowa ''uświadomiłem sobie, że wolę blondynki".
-Nat...- Rose przyglądała mi się ze znudzeniem. Wyrwałam się z otępienia i spojrzałam na nią pytająco.
-Skończyłaś już jeść? Miałyśmy iść do biblioteki, po księgi na zielarstwo i wolałabym to zrobić zanim w bibliotece będą tłumy.
-Kiwnęłam twierdząco głową i wstałam z ławki kierując się za Rose do biblioteki. W mojej głowie w dalszym ciągu szumiało "uświadomiłem sobie, że wolę blondynki". Na Merlina, czy to zdanie będzie mnie prześladować do końca życia?



Znalezienie przydatnych książek okazało się trudniejsze niż przypuszczałyśmy. Szukałyśmy odpowiednich tytułów wymieniając jedynie pojedyncze uwagi. Nagle dostrzegłam Scorpiusa. Pomachałam mu radośnie, czego po chwili pożałowałam. Rose prychnęła złośliwie i z hukiem zamknęła książkę.
Chopak postanowił do nas podejść co nie spodobało się Rose. Zrobiła nadętą minę i założyła ręce na ramiona. Najwidoczniej w dalszym ciągu widziała w nim jedynie przeciwnika Jamesa. Westchnęłam bojąc się tego, co się zaraz wydarzy.
-Jak wam podobało się dzisiejsze śniadanie?- zapytał uśmiechając się od ucha do ucha.
-Nie wiem o co ci chodzi...- odburknęła Rose odkładając książkę na półkę i wyciągając kolejną.
-Daj spokój , dobrze wiem, że to od ciebie ten sukinsyn dostał nauczkę.
Rose wyglądała na zbitą z tropu. Przez chwilę nawet myślałam, że odbierze jego wypowiedź za komplement i jej niechęć trochę minie.
-Dałaś radę rudzielcu, ale musisz przyznać, że z klasą pociągnąłem twój żart.- wyszczerzył zęby i trącił dziewczynę w ramię.
Weasley jednak ponownie przybrała poważną minę i powiedziała jedynie, że ma na imię Rose i nie życzy sobie, aby odzywał się do niej w inny sposób.
-Poza tym mój żart nie wymagał udziału żadnego Ślizgona.- dodała dobitnie splatając ręce.
 Zakryłam twarz ręką, żeby nie było widać uśmiechu, który pojawił się na mojej buzi. Rosie miała charakterek i nawet Ślizgon nie umiał mu sprostać. Chłopak uśmiechnął się i chciał coś odpyskować, ale zawiesił się spoglądając na mnie.
-Ciekawa bransoletka.- poczułam delikatny uścisk chłopaka na moim nadgarstku. Miałam na sobie bransoletkę od Jamesa. Domyśliłam się, że chłopakowi chodziło o zawieszkę przedstawiającą wilka.
-Dostała ją od JAMESA- Rose wyprostowała się z dumy. Scor natomiast wyglądał na rozbawionego z takiego obrotu sprawy.
-Potter kupił jej bransoletkę z wilkiem? Mogę wiedzieć dlaczego wybór padł akurat na to zwierzę?
-Bo tak się składa, że ją bardzo dobrze zna. I ona dobrze wie dlaczego wybrał akurat wilka, a ty nie  musisz tego wiedzieć.- założyła ręce i posłała mu triumfujący uśmiech. Obawiałam się jak ta rozmowa może się potoczyć, więc próbowałam jakoś zmienić temat, ale nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.
-Blondyna jesteś aż taką wielką fanką wilków czy on Ci zwyczajnie kogoś przypomina?- zapytał mnie rozbawiony.
-Wilk jak wilk, ładne zwierzę czy coś…- zaśmiałam się nerwowo- My już chyba musimy iść, prawda?- pociągnęłam Rose jednak ona nie zamierzała się ruszyć.
-A ona nie jest żadną fanką, zwyczajnie ma w sobie coś z wilka.- zakończyła z triumfującym uśmiechem i w końcu ruszyła do przodu. Niestety Ślizgon bawił się na tyle dobrze, że postanowił nam towarzyszyć.
-A oświecisz mnie wiewiórko co to znaczy, że ma w sobie coś z wilka?
-Nie jestem żadną wiewiórką kretynie- wycedziła zaciskając pięści- ale jeśli jesteś, aż tak ciekawski to wiedz, że to jej patronus.
Chwyciłam się za głowę i zwyczajnie czekałam jak ta rozmowa się potoczy.
-Twoim patronusem jest wilk? Czemu mi nie powiedziałaś?- zapytał mnie oskarżycielskim tonem.
-Co za różnica czy to wilk czy jakaś inna łasica.- zaśmiałam się, a Rose spojrzała na mnie jak na kretynkę. Jeszcze nie rozumiała do czego zmierza ta rozmowa.
-Wiewióreczko mogę mieć do ciebie teoretyczne pytanie?- chłopak ponownie się  uśmiechnął widząc, że zyskał przewagę nad Rose. Ja w tym momencie byłam już pewna, że Rose za żadne skarby nie przekona się do Scorpiusa.
-Jak już musisz fretko…- przewróciła oczami.
-Czemu fretka?- wyglądał na zdziwionego i autentycznie zainteresowanego wyborem obelgi. Sama spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Nie rozumiałam co do tego miały jeszcze fretki.
-Zapytaj ojca!- uśmiechnęła się drwiąco.
-Nie mam pojęcia o co ci chodzi, ale wiewiórki zbyt dużego móżdżka nie mają, więc trzeba Ci wybaczyć.- Rose była bliska rzucenia na niego jakiegoś zaklęcia, ale chwyciłam ją za rękę. Momentalnie tego pożałowałam, bo dziewczyna ścisnęła ją tak mocno, że powstrzymywałam się, aby nie pisnąć z bólu. Wyczuwałam, że Rose jest zdenerwowana, a rozmowa ze Scorem wymykała się jej spod kontroli, co było dla niej rzadkością
- Hipotetycznie jeśli Natalie spotkałaby chłopaka z takim samym patronusem to powiedziałabyś, że to przeznaczenie?
-A tych wilków to jak królików!- zaśmiałam się- Co trzeci czarodziej ma takiego patronusa…- z nerwów zaczynałam mówić głupoty. Zostałam jednak przez nich kompletnie zignorowana.
-Akurat to jest bardzo rzadki patronus, więc możliwe, że nigdy nie spotka takiego chłopaka.- powiedziała po woli próbując rozgryźć chłopaka.
-No tak- pokiwał głową- a jakiego patronusa ma Potter?
-Jelenia…- w tym momencie Rose już kompletnie straciła swoją pewność siebie.
-W sumie to i to zwierzę leśne.- uśmiechnął się do Rose- prawda wiewióreczko?
-Nazwij mnie tak jeszcze raz, a przekonasz się na własnej skórze dlaczego na twojego ojca mówiono biała fretka.- posłała mu gniewne spojrzenie.
-Przepraszam, zwyczajnie nie pamiętam Twojego imienia. Wilki mają słabą pamieć…- powiedział z udawanym żalem. Rose spojrzała na niego, a po chwili przeniosła wzrok na mnie. Prawdopodobnie już sobie uświadomiła o co chodzi.
-Dokładnie wiewióreczko, moim patronusem też jest wilk!- zaśmiał się radośnie i zawył naśladując swojego patronusa. W tym momencie Rose odwróciła się napięcie i gwałtownie pociągnęła mnie za sobą.
-Mam nadzieję, że niedługo znów będziemy mieli okazję porozmawiać wiewióreczko!- krzyknął za nami, co jeszcze bardziej zirytowało moją przyjaciółkę.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc jedynie wsłuchiwałam się w mamrotanie Rose. Mówiła tak szybko i cicho, że wyłapywałam jedynie co trzecie słowo, ale to wystarczyło mi, aby wiedzieć, że nie polubiła Scora. Doszłyśmy do naszego pokoju w zabójczo szybkim tempie. Zaraz po zamknięciu drzwi Rose zaczęła wyrzucać z siebie obelgi w kierunku Scora i pretensje do mnie, że pozwoliłam, aby się tak ośmieszyła.
Cornie, która siedziała na swoim łóżku posłała mi pytający wzrok, ale nie miałam szans przekrzyczeć Rose.
-Co za kretyn!- warknęła kończąc swój monolog i siadając na łóżku obok Cornie.
-Możecie mi już wyjaśnić co się stało?
 -Scorpius Malfoy jest najbardziej irytującym i zadufanym w sobie człowiekiem jakiego poznałam. Do tego jest żałosny, a jego docinki są tak pozbawione klasy, że bardziej pasują do rozkapryszonego dziecka, niż prawie dorosłego faceta. Choć w sumie to on właśnie jest takim rozkapryszonym, arystokrycznym dzieciakiem...
-No to rozumiem, że...-Cornie próbowała znaleźć pasujące słowa- choć tak naprawdę to nic nie rozumiem...- kapitulowała po chwili marszcząc brwi.
Westchnęłam i streściłam jej co się wydarzyło.- Właściwie...- kontynuowałam zerkając na Rose- czemu nazwałaś go fretką?- zapytałam nie widząc w tym żadnego sensu. Rosie ponownie zaświeciły się oczy, odgarnęła swoje bujne włosy i zaczęła mówić.
-Tata opowiadał mi kiedyś, jak jego ojciec został zamieniony w fretkę przez jednego z nauczycieli w biała fretkę. Co prawda nie był to prawdziwy nauczyciel, tylko...Zresztą...- przerwała machając ręką- to nie istotne. Sęk w tym, że Malfoy senior biegał po dziedzińcu jako fretka, a przez parę następnych miesięcy wszyscy się z niego nabijali. Dziwne,że nie opowiedział tej uroczej historyjki swojemu synkowi, prawda?- wybuchnęła śmiechem nie kryjąc satysfakcji.