piątek, 29 maja 2015

Rozdział 17



Calutki rozdział poświęcony jest Jamesowi, mam nadzieję, że udało mi się trochę ocieplić jego wizerunek. Jest on zarazem bardzo podobny i zupełnie różny od tego pisanego oczami Scora. Chodzi mi o to, że w tym też są pokazane relacje z przyjaciółmi, stosunek do Natalie i nawet jakiś komentarz o swoim ''rywalu'', czyli Scorpiusie. Jednak wszystko wygląda inaczej, bo te dwie postacie są zupełnie różne...
Chyba zaczęłam bawić się w psychologa :D Już Was nie zanudzam i czekam na wasze opinie ;)




-Do cholery James!- wrzasnął Leo- niektórzy próbują spać…- mruknął i narzucił poduszkę na głowę.
-Już wychodzę- szepnąłem i chwyciłem buty w rękę z zamiarem założenia ich na korytarzu. Spojrzałem na zegarek, wskazywał 6. Rozejrzałem się po pokoju wspólnym. Panował w nim spokój i cisza. Z kominka bił przyjemny ogień, dzięki czemu nie czuło się uroków grudnia. Kiedyś myślałem, że ogień jest podtrzymywany przez jakieś zaklęcia, dopiero ciocia Hermiona wyjaśniła mi, że zawdzięczamy to skrzatom. Mówiła coś nawet o jakiejś organizacji wszy czy coś, ale wujek Ron zaczął mamrotać, aby nie mieszała w głowie kolejnym pokoleniom. Ciocia się obraziła i porzuciła ten temat.
Poprawiłem bluzę i wyszedłem z pomieszczenia. Gruba Dama jak co dzień się burzyła, że przerywam jej sen, ale nie mogłem nic na to poradzić. Poranne bieganie weszło mi w nawyk i nie wyobrażałem sobie bez niego dnia. Zbiegłem ze schodów i skierowałem się w stronę bocznego wyjścia z zamku. Powitało mnie chłodne, rześkie powietrze. Ruszyłem w stronę jeziora pozbywając się resztek snów.


*         

-Leo wstawaj, zaraz śniadanie- rzuciłem przechodząc do łazienki. Nie usłyszałem odpowiedzi, prawdopodobnie nawet się nie obudził. Wziąłem szybki prysznic i umyłem zęby.
-Rusz wreszcie tyłek!- rzuciłem w chłopaka zwiniętą koszulką i wziąłem się za wiązanie krawatu. Jak zwykle mi to nie wychodziło. Powinienem sobie znaleźć dziewczynę lub wynająć skrzata, w innym wypadku dalej będę chodził jak ostatni kretyn. Usiadłem na łóżku i próbowałem zrobić to krok po kroku jak uczyła mnie kiedyś mama. Spojrzałem w lustro krytycznie oglądając swoje dzieło. Idealnie to nie wyglądało, ale nie miałem co liczyć na lepszy efekt.- Człowieku, za 10 minut masz być na śniadaniu…- mruknął coś jedynie w swoim języku.-Tylko aby nie było, że nie próbowałem- wzruszyłem ramionami i skierowałem się w stronę wyjścia. Praktycznie byłem już za drzwiami gdy wpadłem na pewien pomysł.
-Aguamenti- skierowałem różdżkę w stronę chłopaka wyczarowując strumień zimnej wody. Leo wypadł z łóżka posyłając mi wściekłe spojrzenie.
-Na gacie Slughorna! Potter ty skończony idioto! Kiedy ten kretyński żart przestanie Cię bawić?- marudził wyciskając swoją koszulkę z wody.
-Też Cię kocham żabko- zanosząc się śmiechem zbiegłem do pokoju wspólnego.
W pomieszczeniu było tylko kilka osób. Kiwnąłem głową chłopakom z mojego rocznika i pogwizdując ruszyłem do wyjścia.
-Zaczekaj!- usłyszałem za plecami kobiecy głos.
-Cześć Jane- uśmiechnąłem się serdecznie do niskiej dziewczyny.
-Napisałeś wypracowanie dla McGonagall?
-Te co musimy zaraz oddać? Skończyłem je w weekend, a co?
-Brakuję mi zakończenia- spojrzała na mnie słodko.
-Trzymaj mała- wyjąłem z torby moje wypracowanie i podałem dziewczynie.
-Mówiłam Ci już, że Cię uwielbiam!- ruszyła w stronę swojego dormitorium, lecz po chwili gwałtownie się zatrzymała-Nie… Nie mogę tak Cię puścić, choć tutaj- przyciągnęła mnie do siebie i zaczęła poprawiać mój krawat.
-Aż tak źle?
-Gorzej… No dobra, teraz jest super- puściła mi oczko i zniknęła na schodach prowadzących do dormitorium dziewcząt. Jak nic muszę iść na jakiś kurs czy coś…


*         

Wpadłem do Wielkiej Sali i ruszyłem w stronę Davida, Cornie, Rose i Natalie.
-Cześć dzieciaki- wpakowałem się obok Rose i sięgnąłem po gorące jeszcze racuchy.
-Ja muszę jeszcze do biblioteki iść, do później…- Natalie machnęła ręką na pożegnanie i wstała od stołu.
Zgarnąłem kolejne trzy racuchy na talerz, były przepyszne. Właśnie kierowałem drugiego do buzi, gdy poczułem na sobie lodowate spojrzenie rudej.
-Eeeee, chcesz trochę?- zapytałem i sunąłem talerz w jej stronę.
-Jak to możliwe, że ludzie są takimi ślepimy łosiami- westchnęła wstając od stołu.
-To znaczy… Nie, tym razem naprawdę nie mam pojęcia o czym mówisz…- odpowiedziałem zdezorientowany.
-No łosie, najprawdziwsze na świecie łosie- mruczała pod nosem odchodząc w stronę wyjścia.
-Ktoś mi wytłumaczy co tym razem zrobiłem?- zapytałem spoglądając za dziewczyną.
-A Leo gdzie?- zapytała Cornie podnosząc głowę z nad podręcznika.
Wyszczerzyłem zęby opowiadając im z dumą o moim dzisiejszych popisie.
-Jak się cieszę, że mieszkam z dziewczynami-zaśmiała się Cornie wrzucając do torby  swój podręcznik.
-Ja od 7 lat przeżywam, że muszę mieszkać z tą dwójką- odpowiedział David nie odrywając wzroku od swojej dziewczyny. Lubiłem się im przyglądać, wyglądali idealnie czy coś w tym stylu. W każdym bądź razie naprawdę do siebie pasowali.
-A ja dziękuję bogom, że z nami mieszkasz. Kto inny pisałby za nas referaty na zielarstwo?
-Był na dzisiaj jakiś referat?- na ławę obok mnie osunął się Leo.
-Tylko ten dla McGonagall- rzucił David. W międzyczasie Cornie również się z nami pożegnała i prawdopodobnie dołączyła do dziewczyn.
-To on był na dzisiaj?!- chłopak aż podskoczył i wylał sok na swoje spodnie. 
-A czy to dla ciebie jakaś różnica? Już w niedzielę wyśmiewałeś się z Jamesa, że musi go pisać i zarzekałeś się, że swój już dawno skończyłeś…
-No, bo widzisz…- osuszył spodnie prostym zaklęciem i zaczął bawić się swoją różdżką - trochę przesadziłem mówiąc, że jest skończone…
-No to gratulacje stary… McGonagall na pewno się nie zdenerwuje.- poklepałem przyjaciela po plecach.
-Pewnie to nawet Ci je odpuści, przecież to najłagodniejsza nauczycielka w całej szkole.- dołączył się do mnie David. Leo robił się coraz bledszy.
-Ej, a może byście na mnie rzucili jakieś niegroźne zaklęcie? Wiecie, poszedłbym do pielęgniarki posiedział tam pół dnia, a referat oddałbym jutro- spojrzał na nas błagalnie. Wymieniłem z Davidem porozumiewawcze spojrzenia. Wstaliśmy w tym samym czasie i bez pożegnania zostawiliśmy chłopaka.
-Ej no, przecież się przyjaźnimy! Nie zostawiajcie mnie tak!- krzyczał za nami.
-Napisałeś mu to wczoraj, prawda?- mruknąłem do chłopaka.
-To nic najwyższych lotów, ale przynajmniej nie dostanie trolla i nie zginie z rąk dyrektorki, że nic nie ma.
Zaśmiałem się- Powiemy mu już?
-Niech się jeszcze kretyn pomartwi- wyszczerzył się w uśmiechu- będzie musiał mi w tym roku kupić naprawdę fajny prezent gwiazdkowy, aby się jakoś zrewanżować.
-I to co najmniej dwa- odpowiedziałem wchodząc do klasy profesor McGonagall.

*         

-Uratowałeś mi tyłek!- Leo dosłownie skakał wokoło Davida po wyjściu z klasy.- Na gacie merlina, aż boję się pomyśleć co by ze mną było, gdybyś…
-Już tyle nie myśl- przerwał mu David- zwyczajnie rób następnym razem swoje prace domowe, a teraz już mnie pójść, bo tak się składa, że mam wolną godzinę… Powodzenia na obronie przed czarną magią.- skręcił w kolejny korytarz. Leo w dalszym ciągu nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Paplał przez całą drogę na OPCM nie dopuszczając mnie do głosu.
Sala wyglądała inaczej niż zwykle. Stoły i ławki były dosunięte do ścian .Przy biurku profesor Prince porządkował jakieś papiery. Po chwili odwrócił się w naszą stronę rozpoczynając lekcję.
-Nie wiem jak wy, ale mnie już znudziły referaty…- na te słowa parę osób głośno okazało, że ma podobne zdanie- I jako, że jesteście do przodu z materiałem zrobimy sobie dzisiaj coś w rodzaju klubu pojedynków.
-Rozniosę Ci tyłek za twoją dzisiejszą pobudkę.- mruknął do mnie Leo, zrobił to jednak na tyle głośno, że usłyszała go połowa klasy i nauczyciel.
-Będziesz musiał mu się odpłacić w inny sposób, bo nie dobieracie się sami w pary.- odpowiedział mu profesor.
-Zawsze może mu go skopać ktoś inny, z przyjemnością na to popatrzę.- parę osób wybuchło śmiechem na jego komentarz.
-Panie profesorze może jednak lepiej, abym to ja był z Leo!
-Doprawdy, a to dlaczego?
-Każdy z łatwością i przyjemnością połamałby mu wszystkie kości, zwyczajnie się o niego martwię.- wyszczerzyłem się w uśmiechu dumny z mojej szybkiej riposty.
-No dobra, dobra, już koniec- zaśmiał się profesor i jednym machnięciem różdżki wyczarował na środku klasy wielką misę z jakimś ciemnoniebieskim płynem.- W misie znajdują się karteczki z imionami połowy klasy, druga połowa niech ustawi się po tej stronie i czeka na to, jakiego partnera wybierze jej czara.
Złapałem przypaloną karteczkę w pośpiechu odczytując zapisane na niej nazwisko. Zaśmiałem się cicho widząc kto będzie moim rywalem. Już dawno odniosłem wrażenie, że cały wszechświat łaknie naszej rywalizacji. Z tego co opowiadał mi wujek Ron, nasi ojcowie w czasach szkolnych się nienawidzili i wykorzystywali każdą okazję, aby przekonać się, który z nich jest lepszy. Najwidoczniej zrobiła się z tego klątwa, która przeszła na nas. Zwinąłem kartkę w koślawy samolocik i za pomocą różdżki pokierowałem nim tak, aby wpadł w ręce Malfoya.
-Zgadnij kto jest Twoim przeciwnikiem!- krzyknąłem.
-Zgadnij kto Cię pokona!- odpowiedział z drwiącym uśmiechem.
W klasie zrobiło się wielkie zamieszanie, ludzie biegali podnieceni pokazując sobie nawzajem karteczki. Odsunąłem się na bok i oparłem się o zimną ścianę. Po chwili po mojej prawej stronie pojawił się Leo z
Charliem tłumacząc mu w jaki sposób za chwilę pokona Johna z Ravenclawu.
Pierwsze to pojedynku stanęły dwie dziewczyny: Jane z Gryffindoru i Marie ze Slytherinu. Większość z góry obstawiała, że ta mała blondynka nie ma szans z przebiegłą ślizgonką, jednak już po chwili udowodniła, że będzie zacięcie walczyć do samego końca. Dziewczyny naprzemian atakowały i rzucały zaklęcie tarczy. Nagle zaklęcie drętwoty śmignęło tak blisko Jane, że myślałem, że już po wszystkim, lecz dziewczyna skutecznie się odchyliła i zaatakowała nie dając żadnych szans swojej przeciwniczce.
-Świetnie dziewczyny, naprawdę to było coś! 5 punktów dla Gryffindoru za pierwszą wygraną!- profesor  Prince zakończył ich starcie i wyznaczył kolejną parę.
Każdy pojedynek trwał około 5-6 minut, a każdy kolejny był coraz bardziej zacięty i agresywny. Większość punktów za wygranie poleciała do Slytherinu. Obserwując ich kamienną postawę, szybkość i machinalne rzucanie zaklęć odnosiło się wrażenie jakby właśnie do tego zostali stworzeni.
Jako kolejny miał walczyć Leo. Na środek klasy wyszedł pewnie nie odrywając od twarzy zarozumiałego uśmiechu, jednak ja widziałem, że się denerwuję. Odpuściłem sobie nawet wygłoszenie jakiegoś głupiego komentarza i zwyczajne życzyłem mu powodzenia.
Już po chwili okazało się, że niepotrzebnie się denerwował. Jego walka skończyła się zaskakująco szybko i wrócił do mnie pusząc się, że nikt nie ma z nim szans. Kazał mi również skopać dupę Scorpiusowi, bo inaczej nie mam po co wracać do wieży gryfonów. Grunt to wsparcie przyjaciół…
-To została nam jeszcze dwójka- profesor Prince uśmiechnął się i poczekał, aż staniemy naprzeciw siebie- Podajcie sobie ręce i możecie zaczynać. Pamiętajcie jednak, że to tylko zabawa…- dodał po chwili i odsunął się na bok.
-To o co walczymy?- zaśmiał się Malfoy ściskając moją dłoń.
-Walczyć to nie wiem, ale możemy pomodlić się w końcu o jakąś wygraną ślizgonów w quidditcha.- wyszczerzyłem zęby.
-Serio Potter? Chcesz mnie wkurzyć w momencie, gdy bezkarnie mogę cisnąć w ciebie jakimś zaklęciem?
-Inaczej wygrana z tobą byłaby aż za łatwa.- zaśmiałem się i zrobiłem trzy kroki w tył. Nim zdążyłem odwrócić się w stronę mojego przeciwnika usłyszałem, że wypowiedział pierwsze zaklęcie. Machinalnie wyczarowałem tarczę chroniąc się przed atakiem.
-CONJUNCTIVITUS!- krzyknąłem wyczarowując jasny promień w celu oślepienia Scorpiusa. Chciałem szybko ugodzić go drętwotą, ale na ślepo odbił moje zaklęcie i w gruncie rzeczy to ja musiałem bronić się przed zaklęciem.
-IMPEDIMENTO!- chłopak zaatakował i za nim zdążyłem odbić to zaklęcie cisnął we mnie kolejnym. Miał przewagę, w tej chwili mogłem się jedynie bronić i nie miałem kiedy zaatakować. Wykorzystałem to, że poczuł się pewniej i spróbowałem go rozbroić. Jego różdżka poszybowała w górę, ale to on przywołał ją szybciej niż ja.
-PETRIFICIUS TOTALUS!- krzyknąłem korzystając z paru sekund przewagi. Jakimś cudem chłopak zdążył wyczarować tarczę i zrobił coś co zapewniło mu zwycięstwo. Rzucił na siebie zaklęcie kameleona dzięki czemu zniknął. Próbowałem na ślepo skierować na niego przeciwzaklęcie, ale praktycznie nie miałem szans. Za moich pleców rzucił na mnie zaklęcie galerowatych nóg, a następnie mnie rozbroił.
-Za co teraz chcesz się pomodlić?- zapytał z drwiącym uśmiechem pojawiając się tuż przede mną.
-Za to, aby nasz kolejny pojedynek odbył się na miotłach…- zaśmiał się i wyciągnął dłoń w moją stron.
-W takim też nie miałbyś szans- odpowiedział. Jak na mnie jego ton był aż nadto rozluźniony i wesoły. Najwidoczniej ta wygrana poprawiła mu humor na tyle, że zapomniał o swojej ślizgońskiej postawie. Prawdę mówiąc był całkiem w porządku. No pomijając fakt, że był ślizgonem i nazywał się Malfoy.
-Jak mogłeś dać mu wygrać?!- mruknął Leo, gdy wyszliśmy z klasy.
-Najwidoczniej jest lepszy- wzruszyłem ramionami.
-Potter, na brodę merlina! Jaki ty czasami jesteś beznadziejny…- jęczał- To Malfoy… Nie jest od ciebie lepszy, widziałem nie raz jak walczysz i zwyczajnie się dzisiaj nie starałeś…
-Daj spokój, to była tylko zabawa, a ty marudzisz jakbym właśnie pozwolił zdobyć im puchar domu.
-Dałeś wygrać ślizgonom!- zaczął machać rękami jakby mówił o sprawie życia i śmierci.
-Ty weź się zajmij czymś pożytecznym, odrób w końcu jakąś pracę domową lub dla odmiany pozawracaj głowę komuś innemu.- przewróciłem oczami i wszedłem przez obraz Grubej Damy do wieży gryfonów.
-Nikt inny nie zrobił czegoś równie głupiego, więc…- przestałem go słuchać, gdy dojrzałem Rose i Natalie siedzące przy jednym ze stolików. Rose spojrzała na mnie z jeszcze większą złością niż na śniadaniu, a Natalie w pośpiechu zebrała swoje rzeczy i skierowała się w stronę dormitorium. O co im do cholery chodzi?
-Masz rację Leo, spieprzyłem i obiecuję, że następnym razem pokonam Scorpiusa, a teraz muszę iść.- odpowiedziałem, aby dał mi już spokój i podszedłem do Rose.




*           

-Witaj rudzielcu, mogę usiąść czy rzucił na mnie jakąś klątwę?- zaśmiałem się i usiadłem obok niej.
-Jeszcze nie wiem…- mruknęła i zaczęła pisać coś na pergaminie. Pióro dociskała z taką siłą, że prawie robiła dziury na papierze. Nie zareagowała na nazwanie jej ‘’rudzielcem’’, więc musiała naprawdę być zła, szkoda tylko, że nie wiedziałem dlaczego…
-Zaczynam podejrzewać, że jesteś na mnie za coś zła.
-No kto by pomyślał, że jesteś taki spostrzegawczy…- ironizowała.
-I Natalie chyba też ma do mnie o coś żal…
-No kto by pomyślał…- mruknęła nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.
-Chodzi o to, że trochę za dużo wypiła będąc ze mną?- nareszcie na mnie spojrzała, więc kontynuowałem- głupio wyszło, piliśmy równo, ale okazało się, że ma słabą głowę. To się już nigdy nie powtórzy, obiecuję. Zaraz pójdę ją przeprosić. To między nami już w porządku?- uśmiechnąłem się wyczekująco.
-Jakim ty jesteś idiotą- zaśmiała się ironiczne i wróciła do pisania.
-To może wytłumaczysz mi w końcu co ja Ci zrobiłem?- zapytałem z irytacją wstając z fotela. Spojrzała na mnie lodowato. Złapałem się na myśli, ze spojrzała na mnie tak po raz pierwszy w życiu.
-Jak możesz być tak ślepy?!- wrzasnęła również podnosząc się ze swojego miejsca. Parę osób spojrzało na nas z nieukrywaną ciekawością. Wyszliśmy na korytarz nie chcąc dawać nikomu tematu do rozmów.
-Rosie, proszę Cię..
-Jesteś moim bratem, ale nie mogę bezczynnie patrzeć co robisz z moją przyjaciółką- wydusiła z siebie po dłuższej chwili.
-Co?
-Do cholery James! Nie udawaj idioty- jej ton znowu był surowy- Każdy kretyn już dawno domyśliłby się, że nie jest dla niej obojętny!
-Próbujesz mi powiedzieć, że Natalie coś do mnie czuję?- zapytałem zaskoczony.
-A ty jej tego nie ułatwiasz. Zwodzisz ją głupimi tekścikami i jeszcze to cholerne zaproszenie do Hogsmeade… W każdym bądź razie ona nie jest kolejną głupią dziewczynką na Twojej drodze i nie masz prawa jej tak traktować!- warknęła i ominęła mnie wchodząc do wieży gryfonów.
Skołowany usiadłem pod ścianą. Nigdy nie traktowałem jej jak głupiej dziewczynki. Jak Rose mogła tak pomyśleć? Natalie jest jedną z najwspanialszych dziewczyn jakie znam. Jest piękna, inteligentna, naturalna i ten jej uśmiech… Nigdy nie mogłem odwrócić wzroku od jej delikatnych dołeczków, które pojawiały się za każdym razem, gdy udało mi się ją rozbawić. Dopiero teraz dostrzegłem, jak to wszystko wygląda. Zwyczajnie nigdy nie pomyślałem, że Natalie może coś do mnie czuć. Na gacie merlina, zabrałem ją na spotkanie z przygłupimi kumplami, którzy zorganizowali sobie konkurs kto jest większym kretynem….- Walnąłem się ręką w czoło czym przykułem wzrok jakiejś ciekawskiej pary z obrazu- W każdym bądź razie nawet jak ona coś do mnie czuła, to postarałem się, aby to zmienić.- Wstałem i z irytacją walnąłem nogą w ścianę. Po sekundzie doszło do mnie, że kopanie kamiennej ściany jest kretyńskim pomysłem.
-No ja pi…
-Chłopcze, znajdujesz się w towarzyskie dam!- przerwała mi jakaś podstarzała kobieta z obrazu. Mruknąłem ciche przeprosiny i ruszyłem wzdłuż korytarza.
Nie mogę tak tego zostawić-pomyślałem. W sumie miałem ochotę od razu do niej popędzić i przeprosić za moje głupie zachowanie, jednak to byłoby za mało. Dopiero w tej chwili dotarło do mnie jak bardzo ją lubię. Czułem się jak skończony palant, że wyrządziłem jej tyle przykrości. Pragnąłem jej to wynagrodzić i sprawić, abym dalej był wartościowym facetem w jej oczach. Nie mogłem do niej zwyczajnie podejść, nie była kolejną zwykła dziewczyną. Chciałem to zrobić tak jak należy. I chyba wpadłem na pomysł jak tego dokonać…

czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 16



 Witam Was wszystkich serdecznie! To moja najdłuższa przerwa, przepraszam, że tak zniknęłam. Dzisiaj na blogu stuknęło mi 6 tysięcy wyświetleń! Jesteście niemożliwe, za co bardzo wam dziękuję. Pamiętajcie, że to tylko dzięki Wam mój mały potterowski świat istnieje ;)
I jeszcze zostałam nominowana do LBA przez Cameleon, za co oczywiście bardzo dziękuję!
1. Czy mój blog Ci się podoba? Jeśli tak to co, jeśli nie to co? Uzasadnij!
  Pewnie, że tak. Zwyczajnie dobrze się go czyta, więc wszystkich serdecznie zapraszam do czytania ;)
 Ale jeszcze żeby Ci tak nie słodzić to mam jedną malutką uwagę, musisz uważać na literówki, błędy itp. Wiem, że one pojawiają się przez przypadek, ale niektórych mogą zniechęcić.

2. Czy Twoim skromnym zdaniem chłopak może być tylko przyjacielem?
  Tak, sama mam cudownego przyjaciela. Jestem więc pewna, że przyjaźń damsko-męska jest możliwa. A    z  mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że to cudowny rodzaj przyjaźni. ;)

3. Czy kochasz się w jakiejś sławie, np. aktorze, piosenkarzu?
  Nigdy nie byłam zakochana w żadnej sławie, jednak muszę przyznać, że Ryan Gosling jest niesamowicie przystojny.
  
4. Jak myślisz, ilu masz prawdziwych czytelników?
  Nie mam pojęcia, mam nadzieję, że wielu się jeszcze nie ujawniło ;) A tak naprawdę to nigdy tak o tym nie myślałam. Zwyczajnie cieszy mnie każdy komentarz. No i te 6 tysięcy wyświetleń też mi sprawiło radochę.

5. Skąd pochodzi Twój nick?
  Rogata już kiedyś rozwiązała zagadkę mojego nicku. Zwyczajnie pochodzi od imienia, a przynajmniej od bardzo dalekiego zdrobnienia.
 
6. Czy kiedykolwiek lubiłaś Harrego Pottera jako chłopaka?
   Tak, ale do moich ulubieńców nie należał. Najbardziej lubiłam bliżniaków: Freda i Georga. Kochałam też Syriusza (on był starszym chłopcem, ale to szczegół)
 
7. Co byś zmieniła w moim blogu?
  Nic,to twój blog i tylko ty masz prawo w nim coś zmieniać. Jednak gdybym to ja miała go prowadzić, to skupiłabym się tylko na jednym opowiadaniu. Zgubiłabym się przy trzech, ale jeśli ty dajesz radę i znajdujesz czas to podziwiam :*
 
8. Moce jakiego superbohatera chciałabyś mieć?
  W pamiętnikach wampirów jest przedstawiona pewna umiejętność, która jest cudowna. W serialu wampiry mogą uzdrawiać własną krwią, co jest chyba najbardziej pożądaną przeze mnie nadludzką umiejętnością.
 
9. Fantasy czy SF?
   Chyba fantasy.
 
10. Określ: jesteś aniołem, czy diabłem?
     Nie mam pojęcia, chyba przy moim charakterze nie da się tego jednoznacznie określić.
 
11. Ja też powinnam odpowiedzieć na te pytania?
  Jeśli tylko masz ochotę to zapraszam!

 
 A teraz nowy rozdział!


Wbiegłam zdyszana do pokoju trzaskając drzwiami. Dziewczyny podniosły głowy z nad książek spoglądając na mnie jak na wariatkę.
-Sobota… James… Ja i Hogsmeade…- zaczęłam tłumaczyć z trudem łapiąc powietrze.
-Czekaj…- Rose wstała i podała mi butelkę wody. Poczekała, aż opróżnię ją do połowy i kontynuowała- A teraz powiedz nam powoli o co chodzi.
Streściłam im moją rozmowę z Jamesem, starając się niczego nie przekręcić.
-Macie randkę?- krzyknęła Cornie wygrzebując się z łóżka.
-No i czas najwyższy!- wtrąciła się Rose- jeszcze trochę i sama bym was do tego zmusiła.- puściła mi oczko i ponownie otworzyła swój podręcznik do transmutacji.

*          

-Coś mi nie pasuje…- Rose spojrzała na mnie od dołu do góry- Może załóż sukienkę?
-Na merlina, jest grudzień Weasley! Nie słuchaj tego rudzielca, wyglądasz super.- Cornie uśmiechnęła się radośnie i po raz dwudziesty poprawiła moje włosy.
 -O Morgano…- rudowłosa przewróciła oczami- tak tylko powiedziałam… Wyglądasz przepięknie i James padnie z wrażenia. A teraz muszę już iść.- Chwyciła swoje rzeczy i skierowała się do wyjścia.
-Powiesz nam w końcu gdzie idziesz?- zapytałam nie licząc na porządną odpowiedź.
-Lepsze byłoby pytanie do kogo idzie- usłyszałam za sobą rozbawiony głos Cornie.
-Już wam mówiłam, że idę do biblioteki. Muszę dokończyć wypracowanie dla McGonagall.
-Jesteś wystrojona jak na najważniejszą randkę Twojego życia. Myślisz, że uwierzę, że planujesz pokazać się w tym jedynie pani Pince?
-Przykro mi, że Cię rozczarowałam.- wzruszyła ramionami- W każdym bądź razie dzisiejszy dzień należy do Natalie i niech tak zostanie.- uśmiechnęła się promiennie i po chwili wyszła z pomieszczenia.
Usiadłam na skraju łóżka wpatrując się w zegarek. Wskazówki przesuwały się mozolnie do przodu, patrzyłam jak sekunda po sekundzie skraca się czas do spotkania z chłopakiem z moich marzeń. W głowie przelatywały mi możliwe scenariusze dzisiejszego spotkania. Zdrowy rozsądek nakazywałby, abylepiej na nic się nie nastawiać. Niestety najwidoczniej mój zdrowy rozsądek postanowił pójść na spacer, a zamiast niego moja porąbana wyobraźnia zastanawiała się jak mogłyby wyglądać nasze dzieci. Jestem beznadziejna… Chłopak uśmiechnął się do mnie parę razy, a ja już wybieram kwiaty na nasze wesele… Można to już zaliczyć do choroby psychicznej? Na szczęście zegar wybił godzinę 13 i musiałam wyjść z pokoju zostawiając za sobą moje chore myśli.  

*         

James już na mnie czekał. Stał oparty o krzesło i przyglądał się jak paru młodszych uczniów gra w eksplodującego durnia. Przystanęłam nie wiedząc jak się zachować. Na szczęście chłopak odwrócił się w moją stronę. Uśmiechnął się promiennie i poprowadził mnie w stronę wyjścia z wieży.        

-Zrobiłaś coś z włosami?
-Cornie je zakręciła- odpowiedziałam zmieszana.
-Ładnie- powiedział przejeżdżając dłonią po moich włosach, które układały się w fale.

Zanim minęliśmy bramę Hogwartu James opowiedział mi o szlabanie u profesora Princa i o tym jak udało mu się go zarobić. Z jego historii zapamiętałam tylko, żeby uważać, gdy Leo wpadnie na genialny pomysł jak wykręcić się od pisania referatu.

-Cieszę się, że zgodziłaś się pójść ze mną do Hogsmeade, sam bym nie dał rady.- uśmiechnął się do mnie i wyjął z kieszeni paczuszkę z cukierkami.
-Co masz na myśli?
-No wiesz, zbliżają się święta… Co roku losujemy z Alem kto kupuje prezent dla mamy i niestety padło na mnie. Ja jestem w tym beznadziejny i chciałem, aby chłopaki mi pomogli, ale oni nie mieli czasu. W sumie nie wyszło tak źle, kto mi lepiej doradzi niż dziewczyna?- zaśmiał się wkładając do buzi cukierka.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Nie mogłam uwierzyć, że chodzi tylko o głupi prezent! Co prawda nigdy nie powiedział, że to będzie randka, ale przyjęłam to za pewnik. Nawet nie było mi przykro, byłam zwyczajnie wściekła. Miałam ochotę walnąć go torbą słodyczy i zawrócić do zamku.

-Wszystko w porządku mała?- zapytał zdezorientowany moim milczeniem.
-W jak najlepszym-odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby. Wyciągnęłam dwa cukierki, siłą obdarłam je z papierka i władowałam do buzi. Były anyżowe, czyli najgorsze na jakie mogłam trafić. Chłopak prawdopodobnie dalej paplał o tym przeklętym prezencie, ale nie miałam pewności, bo z całej woli starałam się go nie słuchać. Możliwe jest nienawidzić i kochać tę samą osobą zarazem? Chyba tak, bo to właśnie czułam do Jamesa Pottera. Stanęliśmy przed najdroższym sklepem z biżuterią jaki znajdował się w wiosce. Gryfon otworzył drzwi i pozwolił, abym weszła pierwsza. Dżentelmen…- pomyślałam z przekąsem. Po wejściu do sklepu moja cała złość wyparowała, bo jak można być złym w tak cudownym miejscu? Powitał mnie zapach konwalii i dźwięki gry na skrzypcach. Automatycznie skierowałam głowę w kierunku, z którego dobiegała muzyka. W rogu stały zaczarowane skrzypce. Nie mogłam dłużej im się przyglądać, bo podeszła do nas ekspedientka podając nam kieliszki z szampanem. W sumie kobieta wyglądała bardziej na modelkę niż na osobę pracującą w sklepie. Miała na sobie czarną sukienkę i szpilki tak wysokie, że bez problemu pozwalały jej patrzeć na mnie z góry. Uśmiechała się do Jamesa, który wyglądał na oczarowanego tą ciemnowłosą pięknością. Byłam bliska wybuchnięcia śmiechem, najwidoczniej to prawda, że jak człowiek jest już mocno w dupie to zwyczajnie zostaje mu się śmiać z własnej bezradności.
-Witamy w naszym sklepie. Domyślam się, że chce pan kupić prezent swojej pięknej dziewczynie- posłała mi fałszywy uśmiech- postaram się państwu pomóc i dobrać coś odpowiedniego.
-Nie, nie jestem jego dziewczyną, a prezent kupujemy mamie.- zachichotałam i wzięłam spory łyk szampana. Był naprawdę dobry i byłam pewna, że kosztował o wiele więcej niż ten, którego piłam w poprzednie wakacje z dziewczynami. Podeszłam do pierwszej gabloty, w której leżały bransoletki. Były przepiękne i na pewno przewyższały ceną moje półroczne kieszonkowe. Obok mnie stanął James.
-Któraś wpadła Ci w oko?
-Ta- wskazałam ręką srebrną, delikatną bransoletkę- jest prześliczna.
-Myślałem w sumie o złotym łańcuszku- powiedział przyglądając się mojemu wyborowi.
-Też uważam, że złoty łańcuszek będzie lepszym prezentem- wtrąciła się ekspedientka. Wzięłam kolejny łyk szampana i poszłam we wskazanym przez nią kierunku. Kolejne dwadzieścia minut spędziliśmy wybierając właściwy wisiorek, warto wtrącić, że po pierwszych pięciu minutach mój kieliszek był już pusty. Od kiedy sprzedawczyni dowiedziała się, że nie jestem dziewczyną Jamesa jawnie z nim flirtowała. Miałam wrażenie, że jestem niewidzialna. Co prawda chłopak nie próbował jej podrywać, ale było widać, że jej zainteresowanie sprawiało mu przyjemność. O Morgano, ten dzień może być jeszcze lepszy?
*         
-Masz ochotę na gorącą czekoladę lub kremowe piwo?- zapytał zaraz po wyjściu ze sklepu. Wzruszyłam tylko ramionami i dałam się poprowadzić w stronę pubu. Weszliśmy do Trzech Mioteł rozglądając się za jakimś wolnym stolikiem. Z rogu sali machało do nas trzech chłopaków zapraszając abyśmy się do nich dosiedli.
-To moi koledzy z Hufflepuffu, masz coś przeciwko, abyśmy z nimi usiedli?
-Przecież nie jesteśmy na randce, aby siadać tylko we dwoje…- zaśmiałam się i ruszyłam w kierunku chłopaków. Spodziewałam się, że te popołudnie będzie się różniło od moich wyobrażeń, ale nie przypuszczałam, że aż tak bardzo.
James przedstawił mnie swoim znajomym i podszedł do baru zamówić nam kremowe piwa. Już po paru minutach przekonałam się, że o takim popołudniu nawet nie śniłam. Trafiłam pomiędzy cholernych samców alfa, którzy próbowali udowodnić, że są największymi alwaro przy tym stoliku. Miałam nawet okazję wysłuchać jak Charlie, jeden z nich, nieudolnie próbuję poderwać kelnerkę. Miałam zresztą wrażenie, że później ta patrzyła na mnie jak na wielką przegraną losu, że z nimi siedzę. Nawet nie mogłam jej mieć tego za złe.
-No Nat, daj spokój, dałabyś radę oprzeć się mojemu urokowi?- zapytał mnie Charlie
-Jeśli postawisz mi kolejne kremowe piwo to nie- zachichotałam odstawiając na stolik pustą butelkę.
Po kolejnym piwie ich głupie rozmówki przestały mi przeszkadzać, momentami nawet mnie bawiły. Nawet gdy rozpoczęli konkurs kto szybciej wypije butelkę piwa było mi wszystko jedno.


*         

Do zamku wracałam trzymając za rękę Aleca, jednego z kolegów Jamesa i wesoło przeskakując z nogi na nogę.
-Ej, a znacie ten dowcip? „Wchodzi ślizgon do biblioteki i mówi: Poproszę „Puchar dla Slytherinu”. Zza lady wychodzi pani Pince i mówi: Fantastyka to w drugim rzędzie”.- Zaczęłam się śmiać z własnego żartu z trudem utrzymując równowagę na śliskiej ścieżce.
-Ile ona wypiła?- Peter szeptem zapytał Jamesa.
-Wszystko słyszałam- odpowiedziałam zdając sobie nagle sprawę, że na tym lodzie można udawać, że jedzie się na łyżwach.
-Najwidoczniej za dużo….- westchnął- idźcie przodem, zaraz dojdziemy z Natalie.- chwycił mnie za rękę i pociągnął za najbliższe drzewo.
-Ale mi nie jest zimno!- zaśmiałam się i próbowałam powstrzymać chłopaka przed narzuceniem na mnie jakiejś peleryny.
-Nie wierć się- powiedział stanowczo i stwierdziłam, że lepiej go posłuchać- to peleryna niewidka. Nie powinnaś wchodzić w takim stanie do szkoły, mógłby Cię zobaczyć jakiś nauczyciel.
- Masz pelerynę niewidkę? A masz może jeszcze kamień wskrzeszenia?- ponownie wybuchłam śmiechem. Dawno nie miałam tak dobrych żartów. Co prawda James się nie śmiał, ale najwidoczniej z nim jest coś nie tak.
-Nat… Musisz być teraz naprawdę cicho, dobrze? Zaraz będziemy wchodzić do szkoły.-kiwnęłam głową, ale po chwili przypomniałam sobie, że jestem niewidzialna, więc on tego nie widział. Postanowiłam podskoczyć do góry, aby sprawdzić czy tego też nie da rady zobaczyć. Mój eksperyment zakończył się bolesnym upadkiem. Jęknęłam próbując się podnieść.
-Coś się stało?- zapytał gorączkowo się rozglądając.
-Przewróciłam się…- mruknęłam na co chłopak się roześmiał i po chwili pomógł mi się podnieść.
-Trzymam Cię mała.
Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Chłopak starał się dyskretnie podtrzymywać mnie za ramię, abym nie upadła. Odprowadził mnie pod same drzwi dormitorium.
-Oj Natie, przesadziłaś dzisiaj.- zaśmiał się i odgarnął mi włosy z czoła.

-Yhym, cześć.- weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi. W pokoju była Cornie, która w zaskakująco szybkim tempie dobiegła do mnie chcąc wypytać mnie o moją randkę. Minęłam ją i rzuciłam się na łóżko nie zważając, że mam na sobie buty, z których kapała woda pochodząca z roztapiającego się śniegu.
-Natalie, na gacie merlina! Odezwiesz się w końcu?
-Piłam dzisiaj bardzo dobrego szampana!- wybuchłam śmiechem prawie spadając z łóżka.
-Jesteś pijana?
-Troszeczkę- odpowiedziałam pokazując palcami, że wypiłam jedynie odrobinkę.
-Upiłaś się na randce?- zapytała niedowierzając.
-Kupowałam łańcuszek dla jego mamy, a później byłam sędzią w konkursie picia piwa na czas.- moja odpowiedź zabrzmiała tak komicznie, że ponownie wybuchłam śmiechem. Dziewczyna otworzyła buzię chcąc coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnowała.
-Ja… Co?- zapytała po chwili
-Cornie to nie była randka- uśmiechnęłam się bezradnie- najwidoczniej nigdy nie było nawet cienia szansy na moją randkę z Jamesem Potterem.- byłam blisko rozklejenia się ,więc w pośpiechu chwyciłam szorty, koszulkę i poszłam do łazienki planując długą kąpiel.