piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 8



Jest to mój najdłuższy wpis i w sumie jestem z niego zadowolona. Zmieniłabym jedynie opis meczu, ale niestety nie umiem tego zrobić lepiej. W każdym bądź razie miłego czytania i czekam na wasze opinie.

-Natalie pośpiesz się! Spóźnimy się na lekcję!- krzyczała na mnie Rose opierając się o drzwi wejściowe do naszego pokoju.
-Nie mogę znaleźć teleskopu.-przygryzłam wargę zastanawiając się, gdzie mogłam go włożyć. Nie należy on do najmniejszych przedmiotów i raczej nie rozpłynął się w powietrzu…
-Długo będę jeszcze na was czekać?- do pokoju weszła zdenerwowana Cornie. W pośpiechu przeszukiwałam cały pokój. Ciemnowłosa Gryfonka naprawdę rzadko się denerwowała, więc jej irytacja wprawiała mnie w jeszcze większą panikę.
-Przepraszam, byłam pewna, że wsadzałam go do kufra...- jęknęłam i po raz drugi zajrzałam pod łóżko.
Cornie widząc moje nieprzynoszące skutków starania złagodniała.-Może pożycz teleskop od chłopaków ,a jutro wspólnie poszukamy twojej zguby.- zaproponowała spokojniejszym głosem.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny, która jak zwykle ratowała sytuację i wybiegłam z pokoju zapewniając, że za minutę będę w pokoju wspólnym. Pokonywałam co trzeci schodek wdrapując się do pokoju chłopaków. Zapukałam do drzwi i pchnęłam je nie czekając na pozwolenie.
-Co tam Natalie?- przywitał mnie z uśmiechem James.
Mojej uwadze nie umknął fakt, że był bez koszulki. Nie panując nad swoimi odruchami zlustrowałam go od dołu do góry. Częste treningi przyniosły efekty w jego budowie. Z całej siły przywołałam obojętny wyraz twarzy i spytałam czy mogę pożyczyć teleskop.
-Nat… Jest sprawa, nie gniewaj się tylko na mnie.-ze swojego łóżka wyłonił się Leo. Skupiłam na nim swój wzrok, a on kontynuował-zalałem swój teleskop kremowym piwem, a miałem wczoraj astronomię i pożyczyłem twój, jakoś nie zdążyłem go oddać. Głupio wyszło.-chłopak wyszczerzył się w głupkowato przepraszającym uśmiechu. Zdążyłam go tylko wyzwać, rzucić w niego niezidentyfikowanym przeze mnie przedmiotem i wybiec z jak się okazało moim teleskopem.
Na wieżę astronomiczną dobiegłyśmy w ostatniej chwili. Zatrzymałam się i gwałtownie wciągnęłam powietrze. Oj Natalie, nie za dobrze z twoją kondycją-pomyślałam i w pośpiechu rozstawiłam sprzęt.
Profesor Cassiopeia zebrała nasze wypracowania i zaczęła lekcję.
-Na dzisiejszych zajęciach sporządzicie szczegółową mapę gwiazdozbioru Oriona. Proszę opisać jego położenie względem innych gwiazdozbiorów oraz spróbować nakreślić jego przewidywane ruchy. I nie zapomnijcie o jego pochodzeniu.
Rose spojrzała na mnie z miną-‘’lepiej od razu mnie zabijcie’’. Posłałam jej podobną minę i przeniosłam wzrok na Cornie, która już nakreślała pierwsze notatki na kartce. Rose tylko wzruszyła ramionami na ten widok i zaczęła kartkować książkę. Westchnęłam i nachyliłam się nad teleskopem. Co chwilę spoglądałam przez niego próbując oddać rzeczywisty wygląd gwiazdozbioru na kartce. Problemy pojawiły się w momencie obliczania jego ruchów w następnych latach. Co chwilę kartkowałam podręcznik szukając jakichkolwiek wskazówek. Po godzinie na moim pergaminie była już skończona mapa. Wstałam, zebrałam swoje rzeczy i wyręczyłam profesor Cassiopei moją pracę. Rose poszła w moje ślady. Miałyśmy poczekać na Cornie, ale dała nam znak, że zajmie jej to jeszcze chwilę, więc we dwie ruszyłyśmy w stronę schodów. Okryłam się cieplej szalikiem i zanotowałam w głowie, że czas schować koszulki, a wyciągnąć ciepłe swetry. Opowiedziałam przyjaciółce jak to w niezwykły sposób odnalazłam teleskop. Ruda tylko się zaśmiała.
-Zastanawia mnie tylko jak udało mu się wejść do naszego dormitorium i jak często to robią. Jestem pewna, że James skrupulatnie brał z niego przykład-powiedziała po chwili.
-Mam wrażenie, że dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Jednak możemy zabezpieczyć się , aby więcej nie dali rady tego dokonać.- w moich oczach pojawiły się iskierki.
-Natalie Spinnet, chyba wiem co masz na myśli! Wynajdę takie zaklęcie, że pożałują włażenia i zabierania naszych rzeczy bez pytania.-na jej twarzy malował się złowieszczy uśmiech. Znałam ją na tyle dobrze, aby wiedzieć, że chłopcy będą biedni i na pewno popamiętają Rose na lata.

*         
Reszta tygodnia zleciała na pisaniu wypracowań, odwiedzaniu biblioteki i staraniom, aby jakoś przetrwać do weekendu. Na sobotnim śniadaniu z każdej strony można było wyczuć podniecenie, a rozmowy wszystkich krążyły wokół tego samego tematu. Jadłam drugiego rogalika z czekoladą i słuchałam przekomarzań Rose z Leo. Przebieg tej rozmowy był prawie niezmienny od lat, a pojawiał się przed każdym meczem quidditcha.
-Jak możesz mówić, że to jest nudne?! Nie znam innego sportu, w którym dzieję się tak dużo. A zobaczyć dajmy na to zwód Wrońskiego na żywo to marzenie każdego!- Gryfon uparł się zmusić Rose do przyznania mu racji. Każdy inny już sobie dał z tym spokój i zaakceptował, że Rose Weasley nigdy nie stanie się fanką quidditcha.
-Zachowujesz się jak ograniczony umysłowo kretyn, nie każdy musi być fanem bezsensownego latania na miotle. Poza tym wielka mi przyjemność dostać tłuczkiem… I na Merlina nie mam pojęcia czym jest zwód jakiegoś tam Wróblewskiego!
-WRÓBLEWSKIEGO? Dziewczyno…  Gdzie cię chowali? Mam wrażenie jakbym rozmawiał z mugolem...-ze zrezygnowaniem oparł się o stół. Rudowłosa Gryfonka rzuciła w niego jabłkiem, które w zaskakującym tempie podniosła z tacy. Chłopak jednak był równie szybki. Chwycił owoc w locie i skierował go do buzi biorąc wielkiego gryza.
-Nie z moim refleksem rudzielcu.-zaśmiał się-może powinienem zostać szukającym… Co ty na to James?
-Jak Gryfonom znudzi się wygrywanie, to na pewno odstąpię ci moje miejsce-odpowiedział z drwiącym uśmiechem i podniósł się z ławki. Wszyscy przy stoliku wybuchli śmiechem. Rose zdążyła rzucić jeszcze jakąś kąśliwą uwagę, a po chwili cała drużyna wyszła z Wielkiej Sali.
*       
Usiadłam z Rose, Cornie i Davidem na samej górze trybun. Rozejrzałam się po trybunach, większość miejsc była już zajęta. Mecz między Gryffindorem a Hufflepuffem był pierwszym meczem w tym roku i najwyraźniej postanowiła go zobaczyć cała szkoła.
-Witam wszystkich na pierwszym meczu quidditcha w tym roku!-rozległ się donośny dźwięk z głośników.-Nazywam się Dorian McKingley, a o to drużyny!-wykrzyknął chłopak, a na boisko wlecieli zawodnicy obu domów. Dorian przedstawił wszystkich zawodników i rozpoczął się mecz.
Z podziwem patrzyłam na grę wychowanków Gryffindoru. Kafel przelatywał z rąk do rąk i co chwilę lądował w jednej z trzech pętli. Ezra Iwanow, obrońca Puchonów, nie potrafił przewidzieć, w którą stronę poleci piłka. Leo i Angelina chyba wzięli sobie za cel, aby zdobyć więcej punktów od siebie nawzajem. Choć jako dziewczyna kibicowałam Angie w tym niepisanym pojedynku, królem strzelców został Leo. Cała nasza drużyna grała jak jeden organizm, miałam wrażenie, że zawodnicy czytają sobie w myślach. Spojrzałam na tabelę wyników. Gryffindor wygrywał 80-40! Mecz był już praktycznie wygrany. Zawodnicy Huffelpuffu stawali się coraz bardziej podirytowani wynikiem i faktem, że ich przeciwnicy dosłownie ich miażdżą. Zaczęli grać agresywniej, ale to też nie poskutkowało. To Gryfoni narzucali tempo w tym meczu.Nagle ktoś z widowni wskazał ręką na Stephanie Nelson, ścigającą przeciwnej drużyny, która przyśpieszyła i wystrzeliła w górę. W ułamku sekundy po jej lewej stronie pojawił James Potter. Przez chwilę lecieli obok siebie, gdy nagle znicz zmienił kierunek lotu. Gryfon odbił w jego kierunku i wyciągnął rękę do przodu.
-James Potter złapał znicz. GRYFONI WYGRALI! Niesamowity wynik 230 do 40! Tego jeszcze nie było, co ten chłopak zrobił z drużyną. POTTER jest niesamowity! I WSZYSCY RAZEM POTT…- jeden z nauczycieli przerwał komentatorowi ten wybuch radości i uwielbienia, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Wszyscy Gryfoni wstali z miejsc, krzyczeli i bili brawo. Paru starszych chłopaków zaczęło nawet śpiewać jakąś rymowaną piosenkę o naszych zawodnikach. Nawet Rose udzielił się entuzjazm wszystkich dookoła.
Minęło kilkanaście minut zanim udało nam się przecisnąć przez tłum rozentuzjazmowanych Gryfonów i opuścić trybuny. Wygrana oznaczała nie tylko pierwsze miejsce w tabeli wyników, ale również imprezę w pokoju wspólnym. Z myślą, że mam nikłe szanse na skończenie dzisiaj referatu dla McGonagall udałam się do zamku.                  
                  
*           
-Zdrowie drużyny!- krzyknął mi prosto do ucha Stan. Wzięłam od niego kremowe piwo i usiadłam na kanapie dosuniętej do ściany. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dawno nie zgromadziła się tu tak duża liczba osób, połowa z nich tańczyła co jeszcze bardziej potęgowało efekt tłumu. Na miejsce obok mnie ciężko opadła Rose.
-Spójrz na tego idiotę-mruknęła naburmuszona zakładając ręce.
-Eee, co?-Rose chwyciła moją buzię i skierowała ją na jakiegoś chuderlawego chłopaka z młodszej klasy, który chyba wraz ze swoim kolegą pił kremowe piwo na czas.
-A co ci zrobił ten chłopak?- zapytałam zdezorientowana. Ruda spojrzała na mnie jakby chciała mnie zabić. Z irytacją odpowiedziała mi, że chodzi jej o Leo, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na ziemi. Spojrzałam na chłopaka, który flirtował z jakąś ładną blondynką. Przeniosłam wzrok na Rose dając jej do zrozumienia, że w dalszym ciągu nie mam pojęcia o co jej chodzi.
-Zachowuję się jakaś gwiazda rocka czy czegoś równie głupiego! A poza tym widać, że brak mu ambicji, wybrał sobie najbardziej pustą lalkę jaka znalazła się w pomieszczeniu. Pewnie opowiada jej jaki to był świetny, a ona zachwyca się tym z miną jakby miała zaraz zemdleć z wrażenia.-wylewała z siebie słowa w zaskakującym tempie. W międzyczasie zabrała moje piwo i wypiła je duszkiem.
-Czekaj, czekaj…-przerwałam jej zerkając co chwilę na Leo i na nią.- Ja się chyba pogubiłam. Od kiedy zajmujemy się miłosnymi podbojami Leo? Zawsze taki był, prawdopodobnie jutro nawet nie będzie pamiętał jej imienia.-wzruszyłam ramionami.
-Dlatego nie wiem czy bardziej zadziwia mnie głupota jego czy jej. Dobrali się…
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć dziewczyna wstała i poszła tańczyć z chłopakiem z klasy Jamesa, który nazywa się Luke, albo może Lucas….
-Hej śliczna!-na miejsce po mojej przyjaciółce usiadła największa gwiazda tego wieczoru.
-Hej, chyba pobiłeś dzisiaj swój rekord, prawda?
-Już po 15 minutach meczu trzymałem w dłoni znicza.- uśmiechnął się łobuzersko i zmierzwił włosy.
-Byłam niepocieszona, przygotowałam się na długi mecz, założyłam nawet cieplejszy sweter, a tu ledwo wyszłam, a już trzeba było wracać. Następnym razem chyba zwyczajnie zostanę w zamku.-piwo dodało mi odwagi. Uśmiechnęłam się do niego zalotnie i wybuchłam śmiechem.
-Następnym razem specjalnie dla ciebie postaram się pograć trochę dłużej, nie mogę pozwolić na to, abyś była niezadowolona.
James wstał i wyciągnął rękę w moją stronę. Spojrzałam na niego pytająco, na co odpowiedział, ze nadrabia zaległości i tym razem nie odpuści tańca ze mną. Podałam mu rękę i poszłam za nim na środek pokoju. Gryfon przyciągnął mnie do siebie i położył rękę na mojej talii. Nie zdążyliśmy zrobić nawet jednego kroku, gdy muzyka przestała grać. Rozejrzałam się szukając złośliwca, który przerwał mi tę chwilę. Na krzesło wskoczyła Danielle chcąc wznieść toast za drużynę. Po chwili na środek został wyciągnięty James i reszta zawodników. NA GACIE MERLINA! Czy cały wszechświat wziął sobie za punkt honoru uniemożliwić mi taniec z chłopakiem moich marzeń? Zirytowana postanowiłam poszukać Rose. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i gdy upewniłam się, że jej tutaj nie ma podreptałam do naszego dormitorium.
*       
W dormitorium panował półmrok. Poczekałam aż oczy przyzwyczają mi się do ciemności i zerknęłam na łóżko dziewczyny. Rose leżała pod kołdrą tak, że wystawała jedynie jej czupryna. W pośpiechu przebrałam się w piżamę i usiadłam na swoim łóżku co chwilę zerkając na rudą.
-Rosie?
-Tak?- mruknęła cicho.
-Powiesz mi co się dzieję?
-Nic, jestem tylko zmęczona.- udała, że ziewa, ale wyszło jej to tak słabo, że rzuciłam w nią poduszką chcąc tym samym zmusić ją do rozmowy.
-Rose Weasley znamy się za długo na takie teksty...
Zapanowała cisza, więc zaczęłam ponownie mówić i zapewniać ją, że nie dam jej spokoju dopóki mi nie odpowie. Ruda wstała z łóżka, zgarnęła swoją kołdrę i dwie poduszki, w tym jedną moją, którą w nią rzuciłam, a po chwili wślizgnęła się do mojego łóżka.
-Nie odpuszczę tak łatwo rudzielcu.-powiedziałam stanowczo.
-Śpij Spinnet.- mruknęła kończąc tym samym temat.
 Westchnęłam i ponownie zapanowała cisza. Postanowiłam dać jej spokój i wrócić do tematu za jakiś czas.
-Znowu nie udało mi się zatańczyć z Jamesem-dodałam po chwili.
Dziewczyna nie odpowiedziała, a jedynie przytuliła się do mojego ramienia.
 Pamiętam, że jak byłam mała pragnęłam mieć siostrę. Zawsze wydawało mi się, że to najlepsze uczucie na świecie. Niestety rodzice nie obdarowali mnie żadnym rodzeństwem. Dopiero wiele lat później, gdy przekroczyłam progi Hogwartu odkryłam siostrę w zupełnie obcej osobie. Jednak w jednym się nie pomyliłam, do tej pory uważam, że to największy dar mieć kogoś takiego obok siebie.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 7



Pisanie staje się ostatnio moim uzależnieniem. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś trafi na mojego bloga i spodoba mu się moje pisanie ;) W każdym bądź razie czekam na komentarze .

Cornie od pół godziny opowiadała o randce z Davidem i jej zaskoczeniu na widok niespodzianki. Chyba pierwszy raz w życiu widziałam ją tak pobudzoną. Z niedowierzaniem przekręciłam głowę na bok. Gdzie się podział nasz nieśmiały aniołek, który miał wiecznie nos w książkach?
-…Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś, aż tak wyjątkowego. W dalszym ciągu nie potrafię przestać się uśmiechać.
-Chłopcy się naprawdę postarali. A poza tym zasługujesz, aby ktoś robił dla ciebie wyjątkowe rzeczy.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Kto jak to, ale ona zasługiwała na wszystko co najlepsze.
Na policzkach Cornie pojawiły się rumieńce. Uśmiechnęła się nieśmiało i zaczęła pakować książki potrzebne jej następnego dnia. Widząc, że zajęła się własnymi myślami powróciłam do ćwiczenia patronusa. Te zaklęcie ćwiczyłam ostatnio do znudzenia. Jak do tej pory udało się je opanować jedynie Rose i jednemu krukonowi z naszej klasy. Nie miałam zamiaru być gorsza. Z mojej różdżki unosiły się kłęby srebnych nitek, lecz choć nie wiem jakbym się starała, nie chciały przybrać materialnego kształtu. Po chwili ze zmęczeniem opadłam na łóżko i nie podniosłam się z niego aż do następnego ranka.

-Cześć wszystkim!- przywitał nas Leo i opadł na ławkę obok Cornie i Davida. Miałam buzię pełną jagodowej owsianki, więc tylko kiwnęłam głową. Co chwilę do naszego stołu podchodzili inni uczniowie i gratulowali chłopakom wczorajszego wyglądu błoni szkoły.
-McGonagall już się zorientowała, że to wasza zasługa? -zapytała Rose nie odwracając głowy od swojego talerza wypchanego warzywami.
-Tak, mam wrażenie, że zawsze jak coś złego dzieje się w tej szkole to najpierw przychodzą z tym do nas. Zupełnie nie rozumiem dlaczego…- odpowiedział James z miną niewinnego dziecka
-Warto zauważyć, że ten trop przeważnie jest słuszny.- włączyłam się do rozmowy odstawiając na bok pustą miskę.-Dostaliście szlaban?
-Nie-wyszczerzył się Leo-przynajmniej niezupełnie. McGonagall stwierdziła, że trzeba docenić nasz talent dekoratorski i pozwolić mu się rozwijać, więc musimy udekorować zamek na Halloween.
-Czyli mogło być gorzej.-przerwał mu James-Ale możemy liczyć na waszą pomoc dziewczyny, prawda?
Rose i Cornie zaczęły go zapewniać, że nie zostawią ich z tym samych. Wielka Sala powoli opustoszała, więc my również się pożegnaliśmy i ruszyliśmy w stronę swoich klas. Razem z Rose weszłyśmy do sali obrony przed czarną magią. Profesor Price dał nam jeszcze parę wskazówek i przeszliśmy do ćwiczeń. Po godzinie z mojej różdżki wynurzył się cielisty patronus! Krzyknęłam z radości. Przede mną stała nieduża, srebrzystobiała wilczyca. Była piękna! Zbliżyła się do mnie, a ja przejechałam ręką po jej grzbiecie, jakbym głaskała najzwyczajniejszego w świecie pieska.
-Udało ci się Natalie!- krzyknęła Rose rzucając mi się na szyję. Cała klasa przerwała ćwiczenia, aby przyjrzeć się mojemu patronusowi.
-Dobra robota Natalie, 10 punktów dla Gryffindoru!-poklepał mnie po ramieniu profesor Price i zwrócił się do całej klasy.-Jak widzicie udaje się to coraz większej liczbie osób. Jestem pewny, że jeszcze dwie lekcje i uda się to każdemu. A teraz już wam dziękuję. Koniec lekcji-podszedł do swojego biurka i zaczął przeglądać jakieś pergaminy, a my zaczęliśmy zbierać nasze rzeczy.-I oczywiście macie to cały czas ćwiczyć-dodał z uśmiechem.
Miałam tak dobry humor, że nawet godzina spędzona w lochach na warzeniu wywaru śmierci nie mogła tego zmienić. Reszta lekcji minęła szybko. Na obiedzie sprawdziłam swój plan i okazało się, że czeka mnie dzisiaj pierwsze od wielu dni popołudnie wolne od odrabiania lekcji. Nie mając lepszych planów poszłam z Cornie i Rose obejrzeć trening quidditcha. Usiadłyśmy na trybunach i patrzyłyśmy na zmagania Jamesa, Leo i reszty drużyny. Po chwili dołączył do nas David, który nie potrafił ostatnio choć na chwilę rozstać się z Cornie.
-Słyszałem, że udało ci się już wyczarować patronusa. Gratulacje, to naprawdę coś.-Uśmiechnął się do mnie życzliwie.
-Dziękuję!
-Szybko wam poszło. Ty Rose chyba byłaś pierwsza z waszego rocznika, tak?
-To nic takiego.-odpowiedziała dziewczyna machając ręką.- Zwyczajnie miałam szczęście. David zaczął się z nią spierać, że powinna bardziej siebie doceniać, ale to chyba na nic się zdało. Rose z jakiego nieznanego nam powodu postanowiła nie dostrzegać swojego talentu.
Po chwili nasza uwaga przeniosła się na boisko. Dawno nie mieliśmy tak dobrej drużyny! Leo, który był ścigającym co chwilę przerzucał kafla przez pętle. Nikt nie mógł go zatrzymać. Nie można było również oderwać wzroku od Angeliny Wood, która władowała tyle kafli przez pętle co Leo. A James… Tutaj nawet nie ma co opowiadać. Łapał znicza w rekordowym tempie. Byłam pewna, że pierwszy mecz z puchonami  zakończy się naszym zwycięstwem.
 Wieczorem poszłyśmy do dormitorium chłopaków na kremowe piwo. Dawno nie siedzieliśmy wszyscy razem w środku tygodniu. Nasza rozmowa zeszła po chwili na mój dzisiejszy sukces.
-Czytałam sporo o tym zaklęciu. Kształt, który przybiera dużo mówi o samym czarodzieju. Może przybrać kształt patronusa ukochanej osoby lub zmienić się w ciągu życia na skutek przeżyć. Zdarza się jednak również, że czarodzieje pod w pływem jakiegoś zdarzenia tracą tę zdolność.- powiedziała Cornie, która jak zwykle posiadała wiedzę na każdy temat. Warto zaznaczyć, że sama zrezygnowała z obrony przed czarną magią, bo jak sama często podkreślała kojarzyła jej się z przemocą.
-A co o mnie mówi wiewiórka?-zapytała z rozbawieniem Rose dopijając drugie piwo.
-Obie jesteście rude, a objętość twoich włosów jest zbliżona do objętości kity wiewiórki.-zaśmiał się Leo
-Ha ha bardzo śmieszne. A tak serio to patronusy są zabawną sprawą. Patronusem mojego taty jest pies Jack Russel Terrier, który znany jest z upodobania do płoszenia wydr. Z kolei patronusem mojej mamy jest właśnie wydra.
-Musisz mieć zabawnie w domu.-włączył się David, który jako jedyny uparcie trzymał książkę na kolanach i próbował się uczyć.
-Faktycznie dość często się sprzeczają, ale wtedy mama nazywa tatę per Ronald i tata wie, że i tak nie ma sensu się dalej spierać. W naszej rodzinie kobiety uwielbiają stawiać na swoim.- zaśmiała się lekko.
-To ja znam jeszcze lepszą historię. Patronusy moich dziadków były dopasowane do siebie- jeleń i łania. To znaczy, że byli bratnimi duszami czy coś takiego.-dodał James wzruszając ramionami.
-Twój przypadek też jest ciekawy.-wtrąciła Rose
-Może trochę. Jeleń jest również patronusem taty i moim. To chyba idzie w spadku czy coś.-zaśmiał się przeczesując ręką swoje włosy.
 Reszta wieczoru upłynęła nad rozmową o zbliżającym się meczu quidditcha. Do łóżka trafiłam dobrze po północy. W głowie kotłowy mi się myśli o mojej wilczycy. Po chwili doszłam do wniosku, że i tak szybko nie zasnę, więc postanowiłam napisać list do domu. Wstałam po cichu, zebrałam pergamin, pióro z szafki i poszłam do pokoju wspólnego. Salon był opustoszały. Usiadłam obok kominka i zaczęłam pisać. Jak zwykle nie zajęło mi to dużo czasu. Po parunastu minutach miałam zapisany cały pergamin. Z zadowoleniem wróciłam do łóżka. Mój entuzjazm opadł, gdy przypomniałam sobie, że jutro jako pierwsze mam eliksiry. Jęknęłam sama do siebie i przewróciłam się na drugi bok.

Pakowałam swoją książkę po dwóch godzinach eliksirów. Włosy miałam roztrzepane, a rękaw szaty ubrudzony wydzielinami z wątroby nietoperza.
-Sprawdziłem wasze wypracowania. Leżą na biurku. Możecie je wziąć i do zobaczenia pojutrze. –powiedział Slughorn kończąc lekcję
Zbliżyłam się do biurka i zobaczyłam wielkie W na mojej pracy. Stanęłam zastanawiając się czy mam zwidy czy to tylko wielka pomyłka.
Slughorn uśmiechnął się do mnie widząc moje zdziwienie.
-Brawo panno Spinnet. To chyba pierwszy wybitny, prawda?
Pokiwałam tylko głową i wyszłam z sali. Koniecznie muszę podziękować Scorpiusowi.- pomyślałam i ruszyłam w stronę sali transmutacji. Po skończonych lekcjach poszłam do biblioteki wypożyczyć książkę o ruchu planet. Dzisiaj o północy miałam jeszcze mieć astronomię, a nie dokończyłam wypracowania. Na korytarzu dostrzegłam Scorpiusa Malfoya. Podbiegłam do niego i uniosłam moją pracę, tak aby zobaczył ocenę . Wyszczerzyłam się w uśmiechu.
-Jestem twoją dłużniczką. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
-Z tego co pamiętam blondyna ostatnio nie do końca mi podziękowałaś.-odpowiedział z udawaną nutą rozżalenia.-Ale niech ci będzie, zapamiętam, że jesteś mi coś dłużna.-odpowiedział drapiąc się ręką po szyi. Jego szata podwinęła się i zobaczyłam, że ma coś na przedramieniu .
-Masz tatuaż?!
-Kiedyś po paru szklankach ognistej whisky udałem się z Nottem na mugolską dzielnicę i to jest pamiątka.- powiedział podwijając rękaw i ukazując w całości tatuaż. Miał wytatuowanego wilka, który przybrał pozycję gotową do ataku. Jego paszcza była otwarta ukazując kły.  Przekręciłam głowę z niedowierzania.
-Wilk.. Czemu akurat wilk?- zapytałam nie mogąc odwrócić wzroku od tatuażu.
-Jest moim patronusem.- odpowiedział.
Wytrzeszczyłam oczy i co chwilę przenosiłam wzrok z jego twarzy na przedramię.
-Co cię blondyna tak dziwi? Wilk jest królem lasu, ja jestem królem w innych dziedzinach. Wszystko się zgadza.-szarooki ślizgon puścił mi oczko
-Zdziwiło mnie co innego, bo ja…
-Scorpius!- przerwał mi Dominic Nott podbiegając do mojego rozmówcy. Skrzywił się widząc mnie, lecz po chwili na jego twarz wróciła mina nie wyrażająca żadnych emocji. Ślizgoni- pomyślałam przewracając oczami.
-Musimy już iść na trening. Slughornowi udało się zamówić boisko tylko na półtora godziny.-ciągnął chłopak nie zwracając na mnie uwagi.
Odpłynęłam myślami. Czy to nie dziwne, że mamy identyczne patronusy?
-Co mówiłaś blondyna?-przywołał mnie z powrotem do żywych
-Ja… Nie pamiętam, to chyba nie było nic ważnego.-machnęłam ręką. Postanowiłam ne informować go, co mnie tak bardzo zdziwiło. To prawdopodobnie nic takiego i nie ma sensu go tym zanudzać.
-Pogadamy innym razem. Śpieszę się na trening. Do zobaczenia Natalie.
Nie czekając na moją odpowiedź ruszył za pozostałymi ślizgonami. Jeszcze przez chwilę stałam w tym samym miejscu. Jak to wszystko jest możliwe? Dopiero gdy zostałam potrącona przez jakiegoś młodszego ucznia oprzytomniałam na tyle, aby ruszyć do biblioteki.

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 6

Na początek sprawy organizacyjne. Wyszło na to, że nie daję rady dodawać postów tak często jak chciałam. Na biol-chemie nie ma się zbyt dużo wolnego czasy, ale nie ma co narzekać :)
I zostałam również nominowana do Lienster Blog Award przez Annabeth Magritte (http://w-swiecie-magii-zagubiona.blogspot.com/) Dziękuję za nominację.
1. Ulubiony rodzaj książek?
Hmm,nie dam rady wybrać jeden. W sumie z każdego potrafię znaleźć coś fajnego, co przypadnie mi do gustu. Chyba tylko horrory nie są dla mnie, raczej nigdy się do nich nie przekonam.

 2. Ulubiony bohater? Dlaczego akurat on?
Każdego bohatera książki lubię za coś innego. Każdy by zasnął gdyby miał tutaj teraz czytać mój referat na ten temat. :)

   3. Ekranizacja której ksiażki sprostała Twoim wymaganiom?
"Dumy i uprzedzenia'' Jane Austen. Najpierw zobaczyłam film i to on przekonał mnie do zakupu książki. Jak najbardziej wszystkim polecam.

  4. Czy jest taki rodzaj książek, którego w życiu byś nie przeczytał?
Jak już powyżej wspomniałam-horrory.

 5. Czytasz obecnie jakąś książkę? Jaki ma ona tytuł? 
Parę dni temu skończyłam "Pokolenie ikea", a teraz czytam lekturę szkolną "Lalkę".

6. Co sądzisz o e-bookach?
Bardzo lubię i często z nich korzystam. Choć zdecydowanie wolę trzymać książkę w dłoni.

7. Najdłuższa książka, jaką czytałeś/aś?
Trochę ich było, nie pamiętam, która z nich była najdłuższa

8. Czy żałujesz jakiejś przeczytanej książki? Jaki ma ona tytuł?
Może nie tyle co żałuję, ale bym już więcej do niej nie powróciła. Kupiłam kiedyś "Niebo jest wszędzie" i okazała się beznadziejne napisanym romansidłem. Skusił mnie wygląd książki, była napisana niebieskim tuszem :D

9. Masz ulubiony cytat? Mógłbyś/mogłabyś się nim ze mną podzielić?
Jest ich mnóstwo! Ten może nie jest moim ulubionym, ale jakoś najbardziej zapadł mi w pamięci:
„Jeśli dadzą ci kartkę papieru w linię – pisz w poprzek”

10. Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem?
Zaczęła się na początku tego roku. Od zawsze lubiłam pisać oraz wymyślać własne historię i postanowiłam zacząć je spisywać. Poza tym to miłe widzieć, że ktoś czyta twoje bazgroły ;)

11. Zakończenie jakiej książki najbardziej zbiło Cię z nóg?
Prawdopodobnie było dużo takich zakończeń, jednak nie potrafię sobie teraz przypomnieć. Zerknęłam szybko na półkę z książkami i jedną z nich był "Charlie". Nie spodziewałam się takiego wyjaśnienia zachowania głównego bohatera (powody były podane na końcu, więc chyba można to zaliczyć).

Jeszcze raz bardzo dziękuję i mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam. Z moimi nominacjami trochę poczekam. A teraz nie przedłużając wstawiam kolejny rozdział. Miłego czytania :)



Zbiegłam ze schodów w rekordowym tempie. Z trzaskiem otworzyłam drzwi na dziedziniec, a w następnej chwili leżałam już za ziemi. Powodem mojego upadku okazały się oblodzone schody. Tylko skąd na brodę Merlina oblodzone schody na początku września? Wstałam nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
Dookoła mnie leżał śnieg, a z nieba leciały kolejne białe płatki. Wyciągnęłam dłoń,a już po chwili mogłam na niej podziwiać śnieżynki, które rozpuszczały się pod wpływem mojego ciepła. Wszędzie gdzie było to możliwe zawisły ozdoby w złotych i czerwonych barwach. Kontem oka dostrzegłam nawet jemiołę.   
Czy jakimś cudem przespałam parę miesięcy? Nie tylko ja wyglądałam na skołowaną. Uczniowie przechodzili obok mnie pokazując sobie nawzajem ozdoby i wyciągając ręce tak, jakby chcieli sprawdzić czy nie jest to przypadkiem tylko złudzenie. Ktoś nawet rzucał się śnieżkami. Tylko jak to wszystko jest możliwe we wrześniu?
-Hej Natie! Proponuję skołować sobie kurtkę i może jakieś ciepłe rękawiczki, pogoda potrafi być zupełnie nieprzewidywalna.- zagadał Leo wyszczerzając się w uśmiechu.
Otworzyłam buzię chcąc zapytać skąd tutaj śnieg i to wszystko, ale chyba straciła zdolność mówienia, więc tylko stałam i patrzyłam jak James, Leo i jeszcze paru innych chłopaków wymachuje różdżkami wyczarowując kolejne ozdoby. Któryś z nich wyczarował nawet bałwanka, który do złudzenia przypominał profesora Slughorna.
-Natalie czy to nie cudowne?- krzyknęła Rose wyłaniając się z zamku.
-Czy ktoś mi wytłumaczy skąd tutaj to...-zamachnęłam się rękoma próbując wskazać wszystko- no to wszystko?
-Już ci wszystko tłumaczymy.-dołączył do nas James.-Widzisz, od kiedy David spiknął się z Cornie nie jest sobą, próbuję robić wszystko co mogłoby uszczęśliwić naszą ukochaną kujonkę. No i ona ostatnio wspomniała mu, że nie może doczekać się zimy, bo to jej ulubiona pora roku.
-Niech zgadnę, wtedy David postanowił dosłownie wyczarować jej zimę, tak?- przerwałam mu i uśmiechnęłam się na myśl o Davidzie i Cornie.
-W sumie to nie... Pomysł jest mój.- odpowiedział dumny.-Dla niego też będzie to rodzaj niespodzianki. Rose obiecała nam pomóc, aby ta dwójka dotarła tu w odpowiednim momencie i czasie
Ponownie rozejrzałam się po dziedzińcu i spróbowałam myśleć logicznie. Oczywiście uważałam, że to co tutaj zrobili było fajne. Co ja mówię… Nie fajne, a genialne! Jednak chyba tylko ja pomyślałam o tym jakie mogą z tego wyniknąć konsekwencję.
-A co jeśli wpadną tu nauczyciele za nim zobaczy to Cornie? No bo chyba zdajecie sobie sprawę, że szlaban skończy wam się najszybciej wiosną za to wszystko, ale może być jeszcze tak, że sprzątną to szybciej niż ktokolwiek zdąży to zobaczy…- zaczęłam wymyślać przeróżne scenariusze, ale przerwał mi Leo mamrocząc, że choć raz mogłabym nie psuć zabawy.
-Wzięliśmy to pod uwagę… I dlatego mamy ze sobą mistrza zaklęć.-James wskazał ręką jakiegoś chłopaka z Rawenclavu- Oto Andy Lasamarie, zna takie zaklęcia, które nie mogą zostać cofnięte. Nawet całe grono pedagogiczne razem wzięte nie da temu rady. Choć może być ciekawie przyglądając się im wyczynom- zaśmiał się.- A śnieg powinien zniknąć za parę dni. Przynajmniej taki jest plan, aby zniknął…-dodał targając sobie włosy.- Prawda Andy?- krzyknął do chłopaka, który w dalszym ciągu wymachiwał różdżką.
-Się zobaczy, nigdy nie robiłem czegoś takiego na tak wielką skalę!- wyszczerzył się w uśmiechu i powrócił do pracy. Wyglądał na dumnego ze swojego osiągnięcia.
-A co to tego szlabanu, to nic pewnego.- zaczął Leo- Tak się składa, że przez te wszystkie lata naprawdę dobrze zapoznaliśmy się z regulaminem i nigdzie nie ma, że nie można wyczarować sobie śniegu. Odnoszę wrażenie, że McGonagall nie doceniła naszej pomysłowości.
-Podoba ci się?-zapytał mnie James z nieśmiałym uśmiechem.
Przez głowę przemknęło mi tysiące myśli. Ta ,która co chwilę powracała i nie mogłam się jej pozbyć była o Jamesie. Na brodę Merlina, czy on musi robić takie podniosłe i wielkie rzeczy? I weź tu wybij go sobie z głowy…
-Cornie będzie zachwycona.-powiedziałam po chwili.-To wszystko-rozejrzałam się ponownie-jest niesamowite i David ma szczęście, że ma takich przyjaciół.
Obaj gryfoni wyprostowali się z dumy.
-A jak zima to i musi być gorąca czekolada!- Rosie klasnęła w dłonie- Idzie ktoś ze mną do kuchni?
-Ja się przejdę, zgłodniałem od tej ciężkiej pracy.- teatralnie poklepał się po brzuchu.
Ruszyli w stronę drzwi wejściowych, a ja pierwszy raz od dawna zostałam sama z Jamesem.
-Eee, ja już chyba pójdę. Muszę skończyć wypracowanie dla Slughorna.
-Odprowadzę cię, tu i tak już wszystko skończone.- uśmiechnął się i dał znak reszcie, że już wszystko zrobione.
Przez większość drogi James opowiadał o szykowaniu ”zimy” i jak musieli się namęczyć, aby wszystko zaplanować. Opowiadał o tym z wielkim zapałem i było widać, że sprawiło mu to dużo radości.
Dojście do wieży zleciało tak szybko, że prawie wpadłam na portret wielkiej damy. James powiedział hasło i weszliśmy do pokoju wspólnego.
-To wszystko było naprawdę niesamowite. Zastanawiam się tylko po co to zrobiłeś.
Mówiąc poprawiałam co chwilę niesforny kosmyk, który spadał mi na twarz.
-Szczerze to nie mam pojęcia. Wiesz, David dawno nie był już taki szczęśliwy, a to wszystko zasługa Cornie. W sumie to mam wrażenie, że ta ich radość udzieliła się nam wszystkim-zaśmiał się-i gdy David po raz setny opowiadał nam jaka to ona jest cudowna wpadłem na ten głupi pomysł.
-Nie był głupi-przerwałam mu-co najwyżej szalony.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Znowu poczułam włosy na twarzy, jednak tym razem nie zdążyłam ich poprawić. James nachylił się nade mną i założył mi włosy za ucho.
-Ja…-próbowałam złożyć logiczne zdanie-muszę iść do pokoju robić, to znaczy pisać wypracowanie.-Nie, to zdecydowanie nie była błyskotliwa reakcja.
Odwróciłam się i miałam już ruszyć do mojej sypialni, gdy usłyszałam Jamesa. Ponownie odwróciłam się w jego stronę.
-Jakoś nie było wcześniej czasu o tym porozmawiać. Co do tej ostatniej imprezy, naprawdę żałuję, że nie udało nam się razem zatańczyć. Widzisz, mój brat postanowił zachować się jak niedojrzały idiota.
-Wszystko wiem. Na szczęście miałeś Danielle do pomocy.-odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
-Danelle…- zrobił minę jakby faktycznie nie wiedział co mam na myśli-A, tak. Pomogła mi bo i tak chciała ze mną wtedy pogadać. Obiecałem jej wcześniej zapoznać ją z takim jednym puchonem i nie odpuściła mi dopóki nie dotrzymałem słowa.-dodał z rozbrajającym uśmiechem.-Już cię nie zatrzymuję, powodzenia z wypracowaniem!- krzyknął i pobiegł w stronę swojego dormitorium.
Jaka ja jestem głupia!- skrzyczałam się w myślach. Wszystko zrozumiałam na odwrót i tak naprawdę zamiast z nim porozmawiać zaczęłam go unikać. Zaraz, czyli jak jednak jego nic nie łączy z Danielle, to znaczy, że nie potrzebnie próbowałam o wszystkim zapomnieć. I najwidoczniej on też chciał ze mną wtedy zatańczyć! Gratulację Natalie, właśnie wróciłaś do punktu wyjścia...Uderzyłam się karcąco ręką w czoło i ze zrezygnowaniem potoczyłam się w stronę sypialni rozmyślając nad dzisiejszym dniem.