środa, 2 marca 2016

Rozdział 23

Tylko dwa dni spóźnienia! Musicie przyznać, że jak na mnie to i tak całkiem nieźle ;)
Miłego czytania robaczki!


-Zaraz mnie udusisz...- wydyszałam próbując wyswobodzić się z uścisku mojej mamy.
-Przepraszam...- westchnęła ściskając mnie jeszcze mocniej niż przed chwilą- Nie lubię się z Tobą żegnać.
Poczułam, że zaraz eksplodują mi wszystkie narządy wewnętrzne, ale nie dałam rady wypowiedzieć żadnego słowa. W tamtej chwili naprawdę zaczęłam wierzyć, że można zginąć od zbyt mocnego uścisku.  Na ratunek przybył mi tata odciągając mamę i tłumacząc jej, że są już spóźnieni do pracy.
-Pisz przynajmniej raz w tygodniu.-powiedziała przyglądając mi się z rozczuleniem. Z jakiegoś powodu moja mama za każdym razem, gdy odprowadzała mnie na pociąg zachowywała się jakbyśmy miały się już nigdy więcej nie zobaczyć. Pokiwałam głową chcąc coś powiedzieć, ale nie dopuściła mnie do głosu. Wypowiedziała jeszcze parę zdań typu "bądź grzeczna", "nie siedź po nocy", "odżywiaj się zdrowo" i pozwoliła poprowadzić się tacie ku wyjściu z peronu. Stałam jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu, machając do rodziców za każdym razem, gdy mama odwracała się w moją stronę. Po upewnieniu się, że przeszli już przez ścianę i szansa na ich powrót jest niewielka, pchnęłam kufer rozglądając się po peronie za przyjaciółmi. Przeciskałam się między kolejnymi grupkami uczniów wyglądając charakterystycznej, rudej czupryny. Przez te wszystkie lata nauczyłam się, że to właśnie dzięki wyróżniającej się barwie włosów Rose najłatwiej zlokalizować całą grupę. Przystanęłam na chwilę i wykonałam obrót wokół własnej osi chcąc uchwycić wzrokiem cały peron.
Niedaleko mnie dostrzegłam znudzonego Scorpiusa stojącego z całą bandą Ślizgonów. Stanęłam jak wryta przyglądając się chłopakowi. Mimo danych sobie wcześniej obietnic nie potrafiłam wyrzucić go z pamięci.
Scor wyglądał tak jak zawsze- perfekcyjnie. Miał starannie ułożone włosy i w odróżnieniu od całej reszty wyglądał świeżo i wypoczęto. Większość uczniów stojących na peronie wyglądała jakby ktoś siłą wyciągnął ich z łóżka, kazał założyć pierwsze lepsze ubrania i w pośpiechu wyrzucił na dworzec. On wyglądał inaczej. Był ubrany na sportowo, ale nawet w szarych dresach, białej koszulce i rozpiętej, sportowej kurtce miał więcej klasy niż większość chłopców w wyjściowych szatach. Po chwili zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz w życiu widzę go w dresach. Jak to możliwe, że nawet w tym wyglądał dobrze?
Musiał poczuć na sobie mój wzrok, bo spojrzał w moją stronę. Obdarzył mnie obojętnym spojrzeniem jakim zaszczyca się mijające osoby na ulicy i leniwie przeniósł wzrok na swoich znajomych. Jak gdyby nic przyciągnął do siebie Jasmine i obejmując ją w pasie zajął się rozmową z Nottem i  Zabinim. Ślizgonka przez chwilę wyglądała na zdziwioną, ale bez sprzeciwu pozwalała się obmacywać. Rozejrzała się z dumą po peronie, jakby chciała się upewnić, że wszyscy to zobaczą. Nasz wzrok się skrzyżował, a dziewczyna z wyniosłym uśmiechem posłała mi spojrzenie mówiące "wygrałam' i jeszcze mocniej wtuliła się w Scorpiusa.
Poczułam ogarniającą mnie falę złości, która po chwili ustąpiła, a na jej miejscu pojawił się smutek. Nie mogłam okłamywać siebie dłużej, że potrafię zachowywać się jakby nie istniał. Czy tego chciałam czy nie, musiałam pogodzić się z myślą, że zakochałam się w największym dupku chodzącym korytarzami Hogwartu. Obiecałam sobie jednak, że nie dam mu satysfakcji i nie pokażę, jak bardzo boli mnie jego zachowanie.
-Hej mała!- krzyknął James, wyskakując za moich pleców i chwytając mój kufer- Zobaczyłem Cię przez okno pociągu. Zajęliśmy już przedział.- oznajmił i pociągnął mnie w stronę pociągu. Pomógł mi wejść do środka i wskazał ręką, w którą stronę mam się kierować.
Weszliśmy do naszego przedziału, a rozmowa, która była tu przed chwilą głośno prowadzona nagle ucichła. Nie trzeba było być mistrzem legilimencji, aby domyślić się o czym rozmawiali. Gdyby jednak ktoś miał z tym problem rozbawione spojrzenie Leo na mnie, a następnie na Jamesa wyjaśniało wszystko.
-No co tam mała?- zapytał Leo puszczając mi oczko. Przewróciłam oczami i usiadłam obok Rose, dosłownie wypychając przy tym niezadowolonego chłopaka. Uniemożliwienie siedzenia mu ze swoją dziewczyną było moją niezbyt dojrzałą zemstą.
 Po chwili zapanowała niezręczna cisza. Przynajmniej dla mnie była niezręczna, Leo wyglądał jakby się dobrze bawił, więc było tylko czekać aż zacznie opowiadać jakieś głupie żarty z podtekstem. W tej chwili zaczynałam rozumieć dlaczego Rose woli ukrywać swój związek. W tak małym gronie nie można było przejść obok czegoś takiego obojętnie. To był kolejny powód przez który nie powinnam w tym momencie umawiać się z Jamesem. To mogłoby wszystko pokomplikować.
 Miałam wrażenie, że wszyscy tu zgromadzeni już dawno wiedzieli o naszej rozmowie i pocałunku. Przelotnie spojrzałam na Jamesa, a jego mina zdradzała, że również o tym myśli. Co prawda nie wyglądał na aż tak zakłopotanego jak ja, ale to był przecież James, a go chyba nic nie jest w stanie wybić z równowagi czy zawstydzić.
 Na szczęście David zaczął opowiadać o wyjeździe wraz ze swoją rodziną i Cornie w góry, więc Leo skończył się wpatrywać na przemian we mnie i Jamesa z podejrzanie wesołą miną.
Nie mam pewności o czym dalej rozmawiali, bo myślami powróciłam do widoku Scorpiusa z Jasmine. Byłam zła na siebie, że rozmyślam o tym kretynie, ale nie mogłam nic na to poradzić. Nie rozumiałam tylko dlaczego przytulał Jasmine. Tuż przed świętami był przecież umówiony z Blair, którą swoją drogą uważał chyba za ósmy cud świata. Najwidoczniej ten arystokrata nie potrafi poświęcać swojej uwagi jednej dziewczynie dłużej niż kilka dni.
-Wszystko w porządku Natalie?- Cornie wpatrywała się we mnie ze zmartwioną miną.
-Tak, wszystko dobrze...-odparłam wyrywając się z otępienia. Wysiliłam się nawet na blady uśmiech.
-Moja babcia powtarza, że jak człowiek co chwilę traci kontakt z otoczeniem to prawdopodobnie jest zakochany!- wtrącił z rozbawieniem Leo. Rose cicho zachichotała na jego uwagę, a James zaczął gorączkowo wpatrywać się w swój zegarek. Przez jego twarz przeszedł chyba też cień uśmiechu, ale możliwe, że tylko mi się to przewidziało.
-Przestań się szczerzyć..- warknęłam zaplatając ręce. Leo wybuchnął jedynie śmiechem i podstawił mi pod nos torbę ze słodyczami. Chwyciłam z niej czekoladową żabę i nawet nie zerkając na kartę, odgryzłam jej głowę.
Kolejne pół godziny przebiegło dość spokojnie, możliwe, że zasługą tego był fakt, że Leo zasnął, a pozostali zajęli się własnymi sprawami.
-Muszę iść do przedziału prefektów- powiedziała Cornie zerkając na swój zegarek- do zobaczenia później.- pocałowała Davida w policzek i wstała z miejsca. Mruknęłam, że idę do łazienki i wyszłam razem z ciemnowłosą dziewczyną na długi korytarz.
-Na pewno wszystko w porządku?- zapytała ponownie przyglądając mi się z troską. Kiwnęłam głową mówiąc, że nie ma o co się martwić i miałam już odchodzić do łazienki, gdy na palcu dziewczyny dostrzegłam pierścionek od Davida. Uśmiechnęłam się mimowolnie na wspomnienie rozmowy z chłopakiem i to, jak podkreślał, że "Cornie to ta jedyna".
-Bardzo ładny pierścionek!- dodałam trącając jej ramię.
-Ładna bransoletka!- zaśmiała się i widząc moje zaskoczenie, wyjaśniła, że wie już o wszystkim od Rose.
-Nie wiem co mam robić Cornie...- westchnęłam chowając ręce do kieszeni bluzy. Gryfonka posłała mi swój jeden z najcieplejszych uśmiechów i powiedziała, żebym nie robiła niczego na siłę, ani na przekór sobie. Dodała, że jeszcze wrócimy do rozmowy, a teraz musi biec na spotkanie prefektów. Poczekałam, aż przejdzie do kolejnego wagonu i potruchtałam w stronę łazienek.

                                                                                *         
Po wyjściu z łazienki praktycznie wpadłam na stojącą tam osobę. Petro stał oparty o ściankę dzielącą korytarz od jakiegoś przedziału i wpatrywał się we mnie z dziwnym uśmiechem. Nienaturalnie niskim głosem, który miałam okazję usłyszeć już na balu pochwalił moją nową fryzurę i nie czekając na moją odpowiedź zapytał o moje święta. Byłam tak zdezorientowana naszym spotkaniem pod damską toaletą, że udało mi się jedynie skleić parę słów w mało wyczerpującą odpowiedź. Odniosłam wrażenie, że Petro  na mnie czekał, a to było już na tyle dziwne, że pragnęłam znaleźć się jak najdalej od niego. Spróbowałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę.
-Świetnie bawiliśmy się razem na balu i myślę, że powinniśmy to powtórzyć w Hogsmeade. Najbliższa sobota Ci pasuje?- zapytał nonszalancko. Był tak pewny siebie, że nie brał pod uwagi, że jakakolwiek dziewczyna byłaby w stanie mu odmówić. Mruknęłam, że mam inne plany i szybko wyminęłam chłopaka.
-Wiem w co grasz!- krzyknął za mną- Dziewczyny lubią udawać niedostępne!- dodał przekonany o swojej inteligencji, a ja zaczęłam się zastanawiać jak można być tak zadufanym i zakochanym w sobie palantem.  W pośpiechu wróciłam do przedziału, marząc jedynie o znalezieniu się w swoim dormitorium.

                                                                             *        

Pierwszego dnia szkoły obudziłam się zgrzytając zębami z zimna. Było tak chłodno, że samo podniesienie się z łóżka było ogromnym wyzwaniem i dosłownie graniczyło z cudem. Po paru nieudanych próbach zebrałam resztki silnej woli i wyskoczyłam z łóżka. Sprawnym ruchem zerwałam jeszcze kołdrę z Rose i Cornie, zmuszając je tym samym do wstania. Rose rzuciła we mnie paroma niezbyt miłymi przymiotnikami, ale przynajmniej się szybko zebrała i parę minut później byłyśmy gotowe do zejścia na śniadanie.
Po drodze do Wielkiej Sali spotkałyśmy wiele osób, których dawno nie widziałyśmy, więc dojście na śniadanie zajęło nam dwa razy dłużej niż zwykle. W pewnym momencie minęłyśmy nawet Blair, ale próbowałam o niej nie myśleć. Rose ożywiła się chcąc opowiedzieć jakieś najnowsze plotki z jej udziałem, ale nie miałam ochoty o niej słuchać, więc nie zwracając uwagi na dziewczyny przyśpieszyłam i zajęłam się rozmową z Trisch, Krukonką z tego samego rocznika.
W Wielkiej Sali usiadłam obok Jamesa i nałożyłam sobie na talerz gorącą owsiankę. Zajęliśmy się rozmową o najnowszej tiarze profesor Cassiopei, który był tak spiczasty, że profesor Prince siedzący obok niej musiał uważać, aby nim nie dostać po głowie. Co chwilę wybuchałam śmiechem na coraz  zabawniejsze porównania chłopaka. Poczułam, że ktoś mnie obserwuje, więc podniosłam wzrok. Scorpius siedzący przy stole Slizgonów gwałtownie odwrócił wzrok udając, że przegląda jakąś książkę. Parę miejsc dalej siedziała Jasmine wpatrując się we mnie ze złością. Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. Nagle dziewczyna podniosła się z ławki i ze złością ruszyła do drzwi.
-Musimy już iść...- Cornie pociągnęła mnie za rękę. Myśląc o Jasmine poszłam na pierwszą lekcję po świętach, którą niestety były eliksiry.
Na lekcji byłam tak roztargniona, że nie musiałam długo czekać na konsekwencje.
Pomyliłam fiolki, a mój eliksir wybuchnął plamiąc mi całą szatę, buzię i włosy. Z rozpaczą popatrzyłam na Cornie, która jeszcze zanim zdążyłam się odezwać dobiegła do mnie z pomocą. Za pomocą różdżki oczyściła mi szatę i doprowadziła moje włosy do porządku. Jednak moje najnowsze kosmetyki, które dostałam od rodziców na święta były odporne na działanie wszelkiej magii i makijażu nie udało się jej uratować. Szkoda, że nie były odporne na eliksiry.- pomyślałam ze złością wiedząc, że po lekcji będę musiała udać się do łazienki i naprawić to w mugolski sposób. Równo z dzwonkiem wybiegłam z klasy i pognałam do najbliższej łazienki. Wyjęłam z torby niewielką kosmetyczkę i w pośpiechu poprawiałam makijaż.
-Naprawdę łudzisz się, że coś Ci to pomoże.- usłyszałam za sobą złośliwy głos, który mógł należeć do tylko jednej osoby.
-Nie mam nastroju na Twoją głupią osobę Jasmine...- powiedziałam przez zęby nie przerywając nakładania podkładu.
-Wyglądasz żałośnie.- powiedziała słodkim głosem i stanęła tuż za mną, tak, że bez problemu widziałam jej odbcie w lustrze. Patrzyła na mnie ze złością i miałam wrażenie, że musi naprawdę wkładać dużo wysiłku, aby grać tylko i wyłącznie wredną dziewczynę, która bez powodu naśmiewa się z innej. Ona z jakiegoś powodu mnie nienawidziła i zapewne dla relaksu wyobrażała sobie moją śmierć na milion sposobów. Nie potrafiłam jednak zrozumieć skąd jej wrogość. Nawet jeśli kiedyś podejrzewała, że jest coś między mną i Scorpiusem zajście na peronie powinno jej uświadomić, że była w błędzie.
Wzięłam głęboki wdech i powtarzając sobie w duchu, że nie mogę dać się jej sprowokować pozbierałam swoje rzeczy. Równie słodko życzyłam jej miłego dnia i skierowałam się do wyjścia.
-Mówiłam Ci, żebyś nigdy nie wyciągała łapsk po to, co ślizgońskie.- powiedziała powoli akcentując każde słowo.- Pamiętaj, że jesteś nikim.
-Uwierz mi, że gardzę wszystkim co ślizgońskie.- uśmiechnęłam się smutno i wyszłam z łazienki pozostawiając zdezorientowaną dziewczynę.

                                                                          *        

Kolejne dni upływały na odrabianiu stert prac domowych i wysłuchiwaniu nauczycieli, że "święta już dawno się skończyły, więc czas brać się do ciężkiej pracy". Praktycznie każdego dnia odwiedzałyśmy z dziewczynami bibliotekę i wychodziłyśmy ze stosem książek. Rose narzekała coraz bardziej, że jeśli nic się nie zmieni to nie będziemy miały nawet czasu na sen. Mi pasowało te szaleńcze tempo. Byłam tak zajęta, że praktycznie nie miałam czasu rozmyślać o Scorpiusie, a wszystkie rozmowy jakie prowadziłam z Jamesem odbywały się w Wielkiej Sali lub zatłoczonym pokoju wspólnym, więc nie było nawet mowy o przeprowadzeniu poważnej rozmowy. Wiedziałam jednak, że nie powinnam trzymać go dłużej w niepewności. Próbowałam ułożyć sobie w głowie tysiące scenariuszy, jak powinnam postąpić, ale żaden nie wydawał mi się na tyle dobry, aby wcielić go w życie. Czułam coś do Jamesa, ale to nie jego wzroku szukałam w Wielkiej Sali. Podświadomie co chwilę zerkałam na Scorpiusa zastanawiając się, w którym momencie stał się dla mnie tak ważny. Przez większość czasu traktowałam go jak przyjaciela, a nagle wszystko się zmieniło. Choć z drugiej strony nie powinnam więcej nad tym rozmyślać. Scorpius nie był mną zainteresowany i powinnam się z tym pogodzić. Coraz częściej żałowałam, że ten zarozumiały Ślizgon pojawił się w moim życiu. To on stał mi na drodze do szczęścia z jednym z najcudowniejszych chłopaków jakich znałam. James był inteligentny, dobry, troskliwy i rozumiał mnie praktycznie bez słów. Czułam się dobrze w jego towarzystwie, ale zdawałam sobie sprawę, że nie mogę z nim być dopóki ostatecznie nie wyleczę się ze Scorpiusa. To nie byłoby wobec niego fair, dlatego próbowałam zwlekać z naszą rozmową tak długo, jak tylko jest to możliwe.
 Do nowych obowiązków musiałam również zaliczyć chowanie się przed Petrem, który w magiczny sposób pojawiał się za każdym razem, gdy szłam sama korytarzem. Po którymś razie próbowałam powiedzieć mu dosadnie, że nasze spotkanie nie jest dobrym pomysłem, ale on i tak nie przyjął tego do wiadomości. Dla świętego spokoju nauczyłam się go unikać i nie zostawiać mu żadnych możliwości do rozmowy. Miałam nadzieję, że szybko mu się to znudzi i swoje zainteresowanie skieruje na inną dziewczyną. Jednak najwidoczniej im bardziej go ignorowałam, tym bardziej on próbował. Rose stwierdziła nawet, że najszybszym sposobem na pozbycie się tego natręta jest pójście z nim na randkę. Odrzuciłam jednak ten pomysł, tłumacząc, że wolałabym do końca życia ukrywać się w lochach niż spędzić z nim wspólne popołudnie.

                                                                            *        

Od paru minut leżałam w łóżku z zamkniętymi oczami wsłuchując się w równomierne oddechy dziewczyn. Było tak zimno, że nawet leżąc pod grubą kołdrą nie mogłam powstrzymać dzwonienia zębami. Próbowałam zasnąć wiedząc, że po dwóch wyczerpujących tygodniach mam w końcu wolniejszą sobotę. Po kolejnym przewróceniu się z boku na bok dałam za wygraną.  Policzyłam do trzech i szybkich ruchem zerwałam się z łóżka. W ułamku sekundy znalazłam się w łóżku Rose gramoląc się pod jej nagrzaną kołdrę.
-Nie mogłabyś choć raz dla odmiany obudzić Cornie?- mruknęła przecierając oczy i posuwając się na bok.
-Jej łóżko jest dalej...- mruknęłam przykrywając się szczelniej i wtulając w dziewczynę.
-Następnym razem Cię nie wpuszczę.- powiedziała z powagą, a po chwili wybuchła śmiechem. Jej śmiech obudził Cornie, która widząc leżące nas w jednym łóżku, opuściła swoje i dołączyła do nas.
-I tak za każdym razem...- narzekała Rose ziewając co chwilę.
-Co wy na to, abyśmy przeleżały tak do wieczora?- zapytała ciemnowłosa Gryfonka biorąc przykład z Rose i również ziewając.
-Nie mam lepszych planów...- mruknęłam nie otwierając oczu.
 -Czy ja wiem... Mogłabyś... No nie wiem... Pogadać w końcu z Jamesem!- Otworzyłam oczy. Rose patrzyła na mnie z zaciętą miną. Wiedziałam, że ma rację, ale nie miałam na to odwagi. Nie byłam gotowa na dojrzałą rozmowę.
-Nie, ponieważ nie za bardzo wiem co miałabym mu powiedzieć.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Czegoś nie rozumiem...- Cornie oparła się na łokciach-przecież on od zawsze Ci się podobał.
-Dokładnie Natie, po prostu powiedz mu, że go kochasz czy coś w tym stylu i jakoś pójdzie.- dodała dobitnie Rose myśląc, że problemem jest moja nieśmiałość lub nieumiejętność wyznawania miłości. Jednak to nie w tym był problem. Problemem był fakt, że jestem zakochana w dwóch osobach jednocześnie.
-No właśnie, nie jestem tego do końca pewna...- mruknęłam chowając twarz w poduszkę.
-Nie mów, że spodobał Ci się ten przygłup Petro!
-Nie Rose, nie podoba mi się żaden Petro, ale to trochę bardziej skomplikowane.
Dziewczyny próbowały mnie zmusić do jakichkolwiek wyjaśnień, ale wiedziałam, że to nie im się one należą.
 Zerwałam się z łóżka oznajmiając, że czy tego chcę czy nie chcę muszę porozmawiać z Jamesem. Bojąc się, że się rozmyślę ubrałam się w pośpiechu i poszłam do dormitorium chłopców.
Pod drzwiami do jego pokoju próbowałam zaplanować co powinnam powiedzieć. Stałam przez parę minut bez ruchu zastanawiając się jak ubrać w słowa swoje uczucia. Nie wpadłam na nic mądrego, więc postanowiłam zrobić kolejne podejście do tej rozmowy za jakiś czas. Tłumaczyłam sobie, że potrzebuje jedynie więcej czasu i powinnam to jeszcze raz na spokojnie przemyśleć. Miałam już puścić się biegiem, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się i dostrzegłam Jamesa uśmiechającego się do mnie promiennie. Był ideałem. Był przystojny, inteligentny, zabawny i dobrze czułam się w jego towarzystwie. Jednak myśląc o tym wszystkim automatycznie zaczynałam myśleć o tym kretynie Scorpiusie.
-Coś się stało?- zapytał uważnie mi się przyglądając. Możliwe, że wyglądałam na spanikowaną. Jakimś cudem udało mi się wyjąkać, że musimy porozmawiać. Chłopak kiwnął głową i oznajmił, że zna miejsce gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał.
W ciszy dotarliśmy do niewielkiej, opuszczonej klasy mieszczącej się na końcu korytarza. Usiedliśmy na zakurzonej ławce, którą James oczyścił jednym machnięciem różdżki.
-O czym chciałaś porozmawiać?- zapytał. Nie za bardzo wiedziałam jak zacząć, więc wzruszyłam jedynie ramionami i wlepiłam wzrok w swoje buty.
-W porządku- zaśmiał się przyjacielsko- Wolisz, abym to ja zaczął?
Kiwnęłam jedynie głową ciesząc się z jego propozycji.
-Zależy mi na Tobie.- powiedział, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Podejrzewałam, że nie jestem mu obojętna, ale co innego o tym myśleć, a usłyszeć to prosto w oczy-I to cholernie Natalie. Nie wiem kiedy to się stało, ale nagle stałaś się jedną z najważniejszych części  mojego życia. Może nawet najważniejszą. W każdym bądź razie doścignęłaś quiditch.- puścił mi oczko, a ja wybuchłam śmiechem. Byłam mu wdzięczna, że potrafi rozładować napięcie nawet w takiej chwili- Boję się tylko, że dzięki mojemu dotychczasowemu zachowaniu wszystko spieprzyłem.-dodał z powagą.
-Ty też jesteś dla mnie bardzo ważny.- zaczęłam starannie dobierając każde słowo- I jeszcze niedawno po usłyszeniu czegoś takiego prawdopodobnie zemdlałabym ze szczęścia- również spróbowałam zażartować, ale w moim wypadku wyszło to dość żałośnie-ale moje uczucia trochę się pokomplikowały i w tej chwili nie jestem do końca pewna tego co czuję. Potrzebuję trochę czasu na poukładaniu sobie paru rzeczy.
-Rozumiem-kiwnął głową-nie mogę mieć o to pretensji. Poza tym to nie znaczy, że definitywnie dajesz mi kosza.-zaśmiał się.
-Na Merlina, James, czemu nie powiedziałeś mi tego wszystkiego miesiąc temu?- westchnęłam zdając sobie sprawę jakim cudownym chłopakiem jest James.
-Przepraszam mała, jestem idiotą.-mruknął i objął mnie, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. Przytuliłam się do jego torsu i wsłuchałam się w bicie jego serca. Ono zdradzało jak bardzo się denerwował. Po chwili zdałam sobie sprawę, że moje bije w podobnym tempie. Rozkoszowałam się zapachem jego perfum i obserwowałam jak jego serce zwalnia, aż do momentu, gdy zaczęło bić w normalnym tempie. Nie miałam w tej chwili ochoty na żadną rozmowę, a James najwidoczniej to wiedział. Od jakiegoś czasu coraz częściej odnosiłam wrażenie, że chłopak rozumie mnie bez zbędnych słów.
-Musimy iść, jeśli chcemy załapać się na końcówkę śniadania.- powiedział po dłuższej chwili. Niechętnie oderwałam się od jego klatki. Chłopak pomógł mi wstać i nie puszczając mojej ręki poprowadził mnie do Wielkiej Sali.

                                                                         *        

-Mam dość!- jęknęła Rose z hukiem zamykając książkę. Kilka osób siedzących przy kominku spojrzało na nią z zaciekawieniem, ale posłała im tak lodowate spojrzenie, że w ułamku sekundy schowali nosy w swoich książkach i nie śmiali już więcej się jej narażać. Z rozbawieniem przyglądałam się jak dziewczyna po chwili ponownie otwiera książkę i marudząc wraca do pisania referatu na transmutacje.
-Mądra decyzja.- zaświergotała Cornie nie odrywając wzroku od stosu pergaminów.
Przez chwilę przyglądałam się Rosie i jej pełnym niezadowolenia minom. Wyglądała zabawnie wydymając usta i spoglądając ze złością na podręczniki, jakby były winne, że musi spędzać kolejny wieczór w ich towarzystwie. Przeniosłam wzrok na Cornie, która w oszałamiająco szybkim tempie zapisywała swój pergamin przeliczając co chwilę coś na palcach. Z rozżaleniem spojrzałam na swój pergamin, na którym widniało na razie jedynie moje nazwisko i temat pracy. Westchnęłam i bez entuzjazmu zajęłam się czytaniem o ruchu planet. 
Miałam zacząć pisać wstęp pracy o położeniu planet podczas przesilenia zimowego,gdy mój wzrok przykuł James i Leo sunący w naszą stronę ze zmarnowanymi minami i w brudnych szatach.
-Co zrobiliście tym razem?- zapytałam chłopców. Po tylu latach znajomości bez problemu domyśliłam się, że udało im się zarobić kolejny szlaban.
-Szkoda gadać...- James machnął ręką i ze zrezygnowaniem usiadł obok mnie.
-W sumie nic takiego, szlaban będzie trwał tylko 2 tygodnie.- dodał Leo uśmiechając się blado.
-Czy ty nigdy nie dorośniesz?!- wrzasnęła Rose, a Cornie, która siedziała najbliżej aż podskoczyła ze strachu.- Masz już siedemnaście lat, zaraz kończysz szkołę, a wiecznie ładujesz się w jakieś idiotyczne sytuację. Przypomnij mi choć jeden miesiąc, w którym nie dostałeś żadnego szlabanu! Ostatnio o tym rozmawialiśmy i obiecałeś się pilnować. Czy to aż tak wiele?- warknęła, a coraz więcej osób z zaciekawieniem spoglądało w jej stronę.
-Przepraszam rudzielcu...- zaczął James. Wyglądał na zdziwionego aż tak mocną reakcją swojej siostry- Obiecuję, że się poprawię, więc się nie denerwuj...- dodał uśmiechając się do niej szeroko.
Rose spojrzała na niego zdezorientowana. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że James był pewny, że jej słowa są skierowane do niego. Jej kuzyn nie zdawał sobie sprawy, że w tej chwili złości się na swojego chłopaka. Nikt ze zgromadzonych nie wiedział o niej i Leo, więc logiczne było, że przyjęli, że udziela reprymendy Jamesowi. Zakaszlałam próbując ukryć rozbawienie. Leo uśmiechnął się zerkając na swoją dziewczynę. Oparł się o ścianę czekając jak ta sytuacja potoczy się dalej. Nawet nie krył rozbawienia. Rose posłała mu mordercze spojrzenia, wzięła wdech i spokojnym głosem zwróciła się do Jamesa.
-Dobrze, mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy.- Z gracją zebrała swoje rzeczy i bez słowa ruszyła w stronę dormitorium.
-Ona wie, że nie jest moją matką, prawda?- mruknął James zerkając w kierunku, w którym zniknęła jego kuzynka.- I na Merlina nie przypominam sobie o żadnej naszej rozmowie na ten temat...
-A ty pomyśl jak miałby przerąbane za takie coś jej potencjalny chłopak.- zaśmiałam się nie mogąc darować sobie tego komentarza. Leo wybuchnął śmiechem i tłumacząc, że musi pisać referat pobiegł za Rose. Coraz bardziej utrwalałam się w przekonaniu, że dzięki Rosie, Leo ma szansę wyrosnąć jeszcze na porządnego faceta,