poniedziałek, 13 czerwca 2016

Rozdział 24

Jestem, jestem kochani! Wiem, że jestem beznadziejna, ale mam nadzieję, że pojawienie się nowego rozdziału sprawi, że przestaniecie się na mnie gniewać.Czekam na wasze opinie i spostrzeżenia.
Buziaczki robaczki :)


Zerknęłam na zegarek i przeklęłam cicho zdając sobie sprawę, że przegapiłam obiad. Planowałam wejść do biblioteki tylko na chwilę, ale jak zwykle straciłam poczucie czasu. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że  i tak nie zrobiłam nic produktywnego. Moje wypracowanie z eliksirów było ledwie zaczęte, a ja jak na złość nie mogłam znaleźć żadnej przydatnej księgi. Z rozżaleniem przypomniałam sobie jak szybko Scorpius odnajdywał potrzebne mi książki.
O nie- pomyślałam- nie będę się nad sobą użalać i żaden zarozumiały Ślizgon nie jest mi do niczego potrzebny. Z nowymi siłami zaczęłam przeszukiwać półki. Po dłuższej chwili znalazłam księgę, która wydawała się przydatna do mojego wypracowania.

-Widzisz, nie potrzebujesz żadnego palanta, sama sobie świetnie dajesz radę...- zaświergotałam do siebie i w lepszym humorze podeszłam do stolika.

Usiadłam w niewygodnym krześle i kartkowałam księgę, gdy poczułam znajome perfumy. Mimowolnie podniosłam wzrok i skierowałam głowę w stronę, z której dochodził przyjemny zapach. Perfumy należały do nikogo innego jak Scorpiusa Malfoya. Chłopak minął mnie bez słowa i zajął się przeglądaniem jakiejś książki. Zmrużyłam oczy i siląc się na obojętność wróciłam do pracy. Jednak dobrze znana mi woń otaczała mnie już z każdej strony, a mój mózg ostatecznie odmówił współpracy. Ze złością zebrałam swoje rzeczy i nie zerkając na chłopaka wyszłam na korytarz. Jak to możliwe, że ta szkoła jest tak wielka, a i tak wpadam na niego po parę razy dziennie?
Najwidoczniej wszechświat lubił się nade mną pastwić i nie zamierzał mi niczego ułatwiać-pomyślałam ze złością. Każdy widok Ślizgona wywoływał we mnie cały wachlarz emocji. Raz była to złość, innym razem smutek, a jeszcze innym razem miałam ochotę podejść do niego i zapytać godlaczego jest takim kretynem. Momentami miałam nawet ochotę potraktować go jakąś klątwą, ale ograniczałam się jedynie do wyobrażania sobie jak mogłoby to wyglądać. To na chwilę poprawiało mi humor.

Weszłam do pokoju wspólnego i nawet nie rozglądając się kto w nim jest padłam na wolną kanapę. Wzięłam parę głębokich wdechów i wyjęłam książkę tłumacząc sobie, że nie mogę zawalać wszystkiego przez takie błahostki, jak spotkanie Malfoya w bibliotece.

-Cześć mała!- tuż obok mnie usiadł James i odebrał mi moją książkę odkładając ją obok kanapy- wyglądasz jakbyś właśnie planowała zbiorowe morderstwo.
-Ewentualnie samobójstwo, jeszcze nie zdecydowałam...-westchnęłam.
-Może czekoladowa żaba poprawi ci humor.- Szturchnął mnie przyjaźnie w ramię doskonale wiedząc o moim zamiłowaniu do wszelkich słodyczy.
-A masz?- zapytałam wpatrując się w niego z nadzieją.
-Nie, ale zawsze można wyskoczyć do Miodowego Królestwa.-Wzruszył ramionami jakby było to coś oczywistego. Zaśmiałam się myśląc, że chłopak żartuje. Przecież  nie było szans, abyśmy w środowe popołudnie mogli opuścić szkołę i jak gdyby nigdy nic zrobić sobie spacer do Hogsmeade.

Chłopak widząc moją minę przewrócił oczami i zawołał swojego brata, który stał niedaleko pochłonięty rozmową ze swoimi znajomymi. Al podszedł do nas i ze znudzeniem zapytał czego od niego chcemy.

-Pożycz mi mapę.
-Nie ma mowy James...-Al uśmiechnął się i wyprostował jakby chciał się wydawać wyższy.
-No daj spokój, jesteśmy braćmi...- jęknął James wpatrując się w chłopaka.
-Tak? A jak ja w zeszłym tygodniu potrzebowałem peleryny, to kazałeś mi spadać na bijącą wierzbę.- Młodszy Potter w dalszym ciągu się szeroko uśmiechał. Widać było, że przekomarzanki z bratem sprawiają mu radość.
-Dostaniesz pelerynę na cały tydzień, umowa stoi?- Westchnął James.
-I to od razu inna rozmowa...- wyciągnął z kieszeni kawałek starego pergaminu i podał go Jamesowi-miłej zabawy bracie!- krzyknął wracając do swoich przyjaciół.

Zerknęłam pytająco na Jamesa, ale on tylko się uśmiechnął i pociągnął mnie za rękę obiecując, że wytłumaczy mi wszystko po drodze.


*          

-Czyli to jest mapa, która pokazuje wszystkich znajdujących się w Hogwarcie i na dodatek dzięki niej bez problemu wydostaniemy się ze szkoły, tak?- zapytałam nie mogąc wyjść z podziwu.
-Peleryna też to trochę ułatwi...- uśmiechnął się wkładając ręce do kieszeni.
-No tak...-westchnęłam przypominając sobie w jakich okolicznościach dowiedziałam się, że James ma pelerynę niewidkę. Zaczerwieniłam się wracając myślami do naszego ostatniego wypadu do wioski i tego jak wygłupiłam się wyobrażając sobie, że to randka. Choć może bardziej wygłupiłam się upijając w knajpie... Pokiwałam głową chcąc pozbyć się upokarzających mnie wspomnień.-Właściwie skąd macie pelerynę i mapę?- zapytałam nie mogąc wyjść z podziwu.
-Peleryna jest w rodzinie mojego ojca od pokoleń, a mapa została zrobiona przez mojego dziadka i jego przyjaciół.-uśmiechnął się i po chwili dodał, że peleryna jest w jego posiadaniu od pierwszego roku nauki w Hogwarcie.
-Czyli był to prezent na rozpoczęcie szkoły, tak?
-Niezupełnie-podrapał się po szyi i kontynuował- pelerynę znalazłem przez przypadek na strychu i wziąłem ją ze sobą do Hogwartu. Nie jestem z tego dumny, że wziąłem ją bez pytania, ale nie
mogłem się powstrzymać.- wytłumaczył mi uśmiechając się nieśmiało.
-Twój tata musiał być wkurzony jak domyślił się co zaszło.
-W sumie nie, dostałem tylko od niego list, ze słowami, abym się nią zbytnio nie chwalił i korzystał z niej w miarę możliwości mądrze. Myślisz, że wypad po słodycze jest mądrym zastosowaniem peleryny?- zapytał z rozbrajającym uśmiechem, a ja jedynie pokiwałam głową i zachichotałam uświadamiając sobie, ile wybryków uszło mu na sucho dzięki pelerynie. Mogłam się założyć, że ich pan Potter też nie uznałby za "mądre korzystanie".
 -A mapa od kiedy jest w waszym posiadaniu?
-Prezent na 13 urodziny Albusa, ojciec chyba nie chciał aby czuł się pokrzywdzony, że mi trafiła się peleryna. Jednak gdy Al otrzymał setny szlaban tata pożałował tego prezentu. Chłopak uśmiechnął się i wskazał mi ręką posąg jednookiej wiedźmy.

-Jesteśmy prawie na miejscu...- powiedział podchodząc bliżej czarownicy.

Przez głowę przeszła mi myśl, że większość tajemniczych przejść ukryta jest w najbrzydszych obrazach i posągach znajdujących się w szkole. Można by to przyjąć za znak rozpoznawczy. Nie miałam czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo chłopak wypowiedział jakieś zaklęcie i wiedźma odskoczyła na bok odsłaniając wąski korytarz, który wydawał się ciągnąć w nieskończoność.

Po upływie dwudziestu minut doszliśmy do kamiennych schodów. James zarzucił na nas pelerynę niewidkę i trzymając mnie za rękę pomógł mi przejść przez dziurę w ścianie. Po chwili znaleźliśmy się w piwnicy Miodowego Królestwa.

Sklep jak zawsze był pełny, więc bez problemu wtopiliśmy się w tłum. Przeciskaliśmy się przez stada dzieci, które wraz z rodzicami przemierzali prawdopodobnie najlepszy sklep znajdujący się w wiosce. Gdy znaleźliśmy się w alejce, w której o dziwo nie było ludzi zdjęliśmy z siebie pelerynę. Chłopak przyglądał mi się z błyskiem w oczach. Wydawał się być dumny, że dokonał czegoś co przeciętnemu uczniowi wydawało się niemożliwe. Sama nie uwierzyłabym, że można w ciągu tygodnia znaleźć się w Miodowym Królestwie, gdybym nie była częścią dzisiejszego wypadu.
-To co, bierzemy tyle ile damy radę unieść i wracamy do zamku?- chłopak posłał mi rozbrajający uśmiech i pociągnął mnie za rękę w stronę alejki zawierającej najlepsze czekoladowe wyroby na świecie.

*           
Czas w Miodowym Królestwie mijał tak szybko, że miałam wrażenie, że minęła jedynie chwila i już musieliśmy wracać. Szliśmy ciasnym korytarzem, aż do miejsca, w którym rozszerzył się na tyle, że mogliśmy w nim wygodnie usiąść. Wyczarowałam dwie puchowe poduszki i zajęliśmy się jedzeniem kupionych przed chwilą słodkości.
-Mogę Cię o coś zapytać Nat?- chłopak grzebał w opakowaniu fasolek wszystkich smaków próbując przybrać obojętną minę. Odłożyłam na bok nadgryzioną czekoladową żabę i spojrzałam wyczekująco na chłopaka.
-Czy jest coś między Tobą a Petrem?
Jego pytanie było tak niedorzeczne, że wybuchłam śmiechem. Gdy udało mi się opanować chichot zapytałam go skąd takie pytanie. Gryfon opowiedział mi, że Petro rozpowiada po całej szkole, że już praktycznie jestem jego dziewczyną.
-Między mną, a tym palantem nigdy nic nie było i nie będzie. Wymyślił coś sobie, a wszystkie moje odmowy bierze za flirt...- powiedziałam z irytacją.
-Jeśli chcesz mogę mu to wytłumaczyć. Wiesz, z takimi jak on trzeba krótko i nie zawsze wystarczy rozmowa.- Powiedział spoglądając na mnie z powagą, która rzadko gościła na jego twarzy.
-Chcesz się z nim pojedynkować?
-Jak nie ma innego wyjścia, to czemu nie.
-Nie-pokiwałam przecząco głową-załatwię to sama, ale dziękuję.
Chłopak wzruszył ramionami i podał mi fasolki wszystkich smaków. Wzięłam jedną, a swojej decyzji pożałowałam bardzo szybko. Trafiłam na fasolkę o smaku wymiocin i dopiero po zjedzeniu czekoladowej żaby i całej paczki lukrecjowych różdżek pozbyłam się tego okropnego smaku.
Kolejne pół godziny upłynęło nam na zjedzeniu reszty słodyczy i opowieściach Jamesa o ostatnim szlabanie, na którym Leo zarobił kolejny szlaban. James zapewniał, że nie zna nikogo, kto podczas szlabanu dostałby kolejny szlaban, a ja ze śmiechem musiałam przyznać, że coś takiego mogło się przytrafić jedynie dla Leo.

*          

Za każdym razem, gdy spotykałam Scorpiusa miałam ochotę potraktować go jakimś zaklęciem, a spotykałam go po kilka razy tygodniowo. Byłam zła za to jak wykorzystał mnie na balu, a fakt, że postanowił udawać, że nawet mnie nie zauważa irytował mnie jeszcze bardziej. Moja złość narastała coraz bardziej i możliwe, że w którymś momencie naprawdę doszłoby do rękoczynów, gdyby nie zamiłowanie Rose do wszelkich plotek. Właśnie dzięki temu dowiedziałam się, że obecna sytuacja między mną, a Scorpiusem była przede wszystkim moją winą.

Któregoś wieczoru jak zwykle siedziałam w pokoju próbując przynajmniej zacząć pisać wypracowanie dla Slughorna, jednak paplanina Rose mi to uniemożliwiała.Wzięłam się więc za sprzątanie w kufrze, aby móc się usprawiedliwiać, że nie marnuje do końca czasu.

-A i zapomniałam wam jeszcze czegoś powiedzieć...- ożywiła się ruda. Cornie jedynie przewróciła oczami nie będąc zainteresowana kolejnymi historiami z Hogwartu.- Blair idzie na randkę z Jackiem, wiecie który to? Był kiedyś w drużynie Puchonów, ale potem jego miejsce zajął ten taki gruby...- gestykulowała rękoma próbując przypomnieć sobie imię chłopaka. Po chwili machnęła ręką i kontynuowała- zresztą nieważne... Chodzi o to, że to jej pierwsza randka od kiedy wystawił ją Malfoy.
 -Poczekaj, co?- zapytałam puszczając klapę kufra, która z łoskotem zamknęła wieko.
-Noo Blair umówiła się z tym Puchonem, który...
-Nie to!- przerwałam jej.- Nie spotkała się ze Scorpiusem?
-Eeee, nie. Wystawił ją...- spojrzała na mnie zdezorientowana. Usiadłam na łóżku obok niej i poprosiłam, aby powiedziała mi wszystko co wie.
-Wiem to od Clorie, jej koleżanki z pokoju, z którą zresztą się zbytnio nie lubią, bo kiedyś Blair oskarżyła ją o...- rudowłosa dziewczyna przerwała swoją opowieść widząc moją minę- wracając do tematu, Malfoy i Blair mieli spotkać się w przerwie świątecznej. Opowiadała o tym każdemu kto chciał ją słuchać, że prawdopodobnie zabierze ją na bal do samego Ministra Magii, ale tuż przed samym odjazdem do domu na święta poprosił ją o rozmowę i powiedział, że ich randka nie jest dobrym pomysłem!- Rose, aż klasnęła w dłonie- On ją zwyczajnie olał, nie przełożył czy coś, tylko odwołał randkę!
-Czyli on się z nią nigdy nie spotkał...- powiedziałam sama do siebie. Dotarło do mnie, że byłam świadkiem ich rozmowy. Tylko, że odebrałam to wszystko zupełnie inaczej. Dopiero teraz zaczęłam analizować naszą rozmowę w pociągu. Prawda była taka, że nie dałam mu dojść do głosu. Skłamałam na temat swoich uczuć i możliwe, że przez to nie poznałam jego. Możliwe, że chciał mi wtedy powiedzieć coś zupełnie innego.
-Właściwie to czemu to Cię tak interesuje?- zapytała Cornie bacznie mi się przyglądając.
-Na balu kiedy powiedziałam Wam, że byłam na chwilę w dormitorium skłamałam. Tak naprawdę byłam wtedy ze Scorpiusem i...- urwałam na chwilę- całowaliśmy się.

Gdy Rose i Cornie odzyskały zdolność mówienia zapytały mnie jak do tego doszło. Opowiedziałam im wszystko, zaczynając od tego jak poznałam go w pierwszy dzień szkoły i kończąc na naszej rozmowie w pociągu.

-Jak mogłaś nam o tym nie powiedzieć?- wydusiła Rose- Przecież to coś... coś... nie wiem co, ale coś wielkiego!
-I mówi to ktoś, kto ukrywa fakt, że ma chłopaka.- wypaliłam przewracając oczami.

Rose otworzyła usta, aby po chwili je zamknąć. Chyba po raz pierwszy w całym swoim życiu nie wiedziała co powiedzieć.

-Poczekajcie...- Cornie podniosła ręce i podrapała się nimi po skroniach- Czy ktoś może mi wyjaśnić co dzieje się w waszych życiach?
-Rose spotyka się z Leo i trwa to już od paru miesięcy.- westchnęłam widząc, że Rose w dalszym ciągu nie może się wysłowić.
-Z Leo? Z Naszym Leo? Nasza Rose spotyka się z naszym Leo?- Cornie wyglądała jakby nagle rozbolała ją głowa. Pokiwałam  twierdząco głową. Przez jakiś czas wszystkie milczałyśmy, każda z nas musiała na spokojnie przetrawić wiadomości, które zalały nasze głowy.
-Jak się dowiedziałaś?- zapytała Rose. Uśmiechnęłam się myśląc o tym zdarzeniu.
-No właśnie Scorpius mi powiedział.- zaśmiałam się zdając sobie sprawę jak niedorzecznie to brzmi.

Cornie patrzyła na przemian na mnie i Rose. Ewidentnie chciała coś powiedzieć, ale najwidoczniej nie wiedziała od czego zacząć.

-Nie wiem od której z was powinnam zacząć...- westchnęła. -Weasley!- krzyknęła zerkając na rudą- na sto hipogryfów i cały Azkaban pełen dementorów, czemu nam o tym nie powiedziałaś? Przecież to świetna wiadomość i naprawdę się cieszę. Jeśli tylko jesteś szczęśliwa to my jesteśmy z Tobą.- uśmiechnęła się przytulając dziewczynę.
-Chciałam wam o tym powiedzieć już dawno, ale wiecie... To Leo i to na początku było tak dziwne, że zwyczajnie nie wiedziałam, że coś z tego będzie. A później nie wiedziałam jak zacząć. Nie mogłam przecież przyjść i rzucić coś w stylu "A tak poza tym od miesiąca spotykam się z Leo i jestem w nim szaleńczo zakochana".
-Pierwszy raz przyznałaś, że kogoś kochasz.-uśmiechnęłam się zerkając na dziewczynę. Ona przez chwilę wyglądała na zakłopotaną, jakby powiedziała o wiele więcej niż zamierzała.
-Nie planowałam tego...-mruknęła- To przecież jest Leo, największy idiota w Hogwarcie, do tego ma bzika na punkcie Quiditcha i co chwilę ładuje się  jakieś kłopoty, ale z jakiegoś powodu się w nim zakochałam i w tej chwili nie wyobrażam sobie bez niego życia.
-A jak to się zaczęło?- zapytałam. Rose skwitowała, że jeszcze będzie czas o tym porozmawiać, a teraz moja kolej. Zapytała co planuje zrobić. Oskarżycielskim tonem dodała również, że nie mogę zapominać o Jamesie i jeśli wiem, że nic między nami nie będzie, to powinnam mu o tym powiedzieć.
-Rosie to nie jej wina.- Cornie stanęła w mojej obronie. Sama dobrze wiesz, że James też przez długi czas nie zachowywał się fair.
-Tylko, że on nie wiedział o tym co Natalie do niego czuje, a ona bardzo dobrze o tym wie.- Rose zaplotła ręce i przyjęła bojową minę gotowa bronić swojego brata. Nie mogłam mieć o to do niej pretensji. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z Jamesem, tylko, że naprawdę nie wiedziałam co mu powiedzieć.
Przyznałam jej rację i obiecałam załatwić sprawę z Jamesem. Rose kiwnęła twierdząco głową i wyszła z pokoju tłumacząc, że musi porozmawiać z Leo. Nie lubiłam się z nią kłócić, a czułam, że najbliższe dni będą dla nas nerwowe. Cornie najwidoczniej wyczuła o czym myślę, bo usiadła obok mnie i pogłaskała mnie po ramieniu. Zapewniła mnie, że Rose nie chce mnie zranić, a zwyczajnie martwi się o brata. Po chwili dodała, że muszę również porozmawiać ze Scorpiusem, bo najwidoczniej między nami jest wiele nieporozumień. Kiwnęłam jedynie głową nie mogąc skupić się na rozmowie z Cornie, w tamtej chwili moje myśli krążyły już tylko wokół jednej osoby.

*          

-Powinnaś porozmawiać z Rose.- powiedziała Cornie zerkając na zegarek. Śniadanie zaczęło się już piętnaście minut temu, a Gryfonka nie lubiła się spóźniać. Westchnęłam i przyśpieszyłam próbując dotrzymać jej kroku w drodze do Wielkiej Sali.

-Po co?- wzruszyłam ramionami- ten zarozumiały rudzielec nie widzi nic innego poza własnym nosem...
-Przecież nawet tak nie myślisz...

Cornie miała rację. Wiedziałam, że Rose ma trochę racji i powinnam porozmawiać z Jamesem, jednak powinna choć na chwilę postawić się w mojej sytuacji, a nie jedynie patrzeć na mnie oskarżycielskim wzrokiem jak robiła to od paru dni. Cornie stuknęła mnie w ramię i szepnęła, że w naszą stronę idzie Scorpius Malfoy.

Przystanęłam automatycznie próbując zebrać myśli i znaleźć odwagę, aby do niego zagadać. Jednak jego spojrzenie było tak zimne, że nie odważyłam się nawet do niego uśmiechnąć. Chłopak minął nas bez słowa i skręcił w najbliższy korytarz. Westchnęłam zerkając w jego kierunku. Utrwalałam się w przekonaniu, że dzięki mojemu popisowi w pociągu straciłam wszelkie szanse na kontakt ze Ślizgonem.

-Musisz z nim pogadać Natalie.- Cornie przyglądała mi się z troską.
-Niby jak? Mam podbiec do niego w Wielkiej Sali?- zapytałam retorycznie- Przecież widzisz, że on nie chce mieć ze mną nic wspólnego...- mruknęłam. Cornie chciała coś jeszcze powiedzieć, ale delikatnie dałam jej znać, że ta rozmowa nie ma żadnego sensu. Weszłyśmy do Wielkiej Sali i skierowałyśmy się w stronę Leo, Jamesa i Rose.

Usiadłam na przeciwko nich i po wymamrotaniu cichego "cześć" zajęłam się dziobaniem widelcem w talerzu.

-Wracając do tematu...- zaczęła Rose zerkając na Leo- uważam, że powinieneś przynajmniej przejrzeć te ulotki.
-Mam jeszcze dużo czasu...- wzruszył ramionami- poza tym James też jeszcze o tym nie myślał, prawda?- dodał próbując się bronić.
-Mnie w to nie mieszaj- mruknął James- sprawy ze swoją dziewczyną załatwiaj beze mnie.

W pośpiechu zebrał swoje rzeczy i życząc powodzenia przyjacielowi wyszedł z sali.

-O co wy się właściwie spieracie?- zapytała Cornie.
-Ruda męczy mnie, abym zdecydował co chce robić po ukończeniu szkoły.- skrzywił się Leo i spojrzał w moją stronę szukając sojusznika. Uśmiechnęłam się pod nosem i włożyłam do ust spory kawałek placka dyniowego, aby nie musieć się odzywać.
Od kiedy związek tej dwójki przestał być tajemnicą byliśmy zmuszeni być świadkami ich ciągłych przekomarzanek, które i tak zazwyczaj nie trwały długo.

-Zostało już naprawdę mało czasu...- Rose nie zamierzała dać za wygraną.
-Rosie, kocham Cię i tak dalej, ale fakt, że jesteś moją dziewczyną nie upoważnia Cię do układania mi życia.- przewrócił oczami.
-Wiesz, że mam rację i prędzej czy później i tak stanie na moim, więc z łaski swojej przejrzyj ulotki, które zostawiłam na Twoim łóżku- uśmiechnęła się do niego, a po chwili puściła oczko w moją stronę. Leo chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamknęła mu buzię pocałunkiem. Chłopak skapitulował i obiecał, że zrobi to wieczorem. Po chwili wyszedł z sali tłumacząc, że przed lekcjami musi jeszcze porozmawiać z Jamesem.
-Gdybym wiedziała, że każdą sprzeczkę można zakończyć pocałunkiem, to zaczęłabym się z nim umawiać już dawno...- zachichotała i zajęła się pałaszowaniem naleśników. Spojrzałyśmy po sobie z Cornie i po chwili obie wybuchłyśmy śmiechem.

*          


-Eeeee, jakaś sowa puka nam w okno...- mruknęła Rose przerywając rozczesywanie swoich włosów. Rezem z Cornie oderwałyśmy się od podręczników i przyglądałyśmy się jak Rosie podchodzi do okna, otwiera je, a następnie odwiązuje liścik. Większość listów była wyręczana przy śniadaniu, więc z ciekawością przyglądałam się jak dziewczyna odwija rulonik.
-Do Ciebie.- powiedziała Rose wyręczając mi kartę i siadając obok mnie.
W pośpiechu odczytałam zapisane słowa: "Unikasz mnie, ale nie możesz udawać, że nic między nami nie ma. Spotkajmy się na Wieży Astronomicznej w ten piątek o północy. Ps. Chyba nie muszę się podpisywać blondi.". Wpatrywałam się w kartkę jak zaczarowana.

-Co to?- zapytała Rose zerkając mi przez ramię. Podałam jej go bez słowa, a ona odczytała go na głos, aby jego treść usłyszała również Cornie.

-To od Scorpiusa?- zaciekawiła się Cornie. Kiwnęłam głową zastanawiając się co powinnam zrobić.
-Blondi to dość słaby tekst...- skrzywiła się Rose. Z jednej strony rozumiałam czemu jest do niego negatywnie nastawiona. Uważała, że to przez niego nie chce dać szansy Jamesowi. Mimo wszystko była moją przyjaciółką i mogła choć na chwilę postawić się również w mojej sytuacji.
-Do tej pory nazywał mnie blondyną.- wzruszyłam ramionami. Takie określenie mi zupełnie do niego nie pasowało, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać.-Jak mam wyjść o północy z dormitorium, aby nikt nie zobaczył?- zapytałam zdając sobie sprawę,że pomijając lekcje astronomii, nigdy nie szwendałam się nocą po zamku.
-Planujesz tam pójść?- zdziwiła się Cornie.
-Jeszcze niedawno zmuszałaś mnie, abym z nim porozmawiała.- przewróciłam oczami.
-Ale nie miałam na myśli spotykania się z nim w środku nocy. To niebezpieczne.- powiedziała cicho.
-Poza tym wysyłanie takich karteczek zbyt męskie nie jest. To dzieciniada...- zaśmiała się Rose i zajęła się czytaniem jakiegoś podręcznika, co oznaczało, że ta rozmowa nie jest dla niej ciekawa.

Spojrzałam na nią ze złością, coraz bardziej irytowało mnie jej zachowanie. Zamierzałam jej coś powiedzieć, ale Cornie rzuciła we mnie poduszką i posłała mi to swoje niewinne spojrzenie. Wiedziała, że za chwilę może dojść do kłótni, a była to jedna z tych rzeczy, których nie umiała znieść.Kapitulowałam i aby nie dopuścić do kłótni wyszłam z pokoju planując długi spacer po błoniach. Zamierzałam przemyśleć sobie wszystko na spokojnie, ale w głębi duszy wiedziałam, że decyzja w tej sprawie i tak jest podjęta.

*          


Leżałam w łóżku przekręcając się z jednego boku na drugi i odliczając czas. Do północy zostało pół godziny, więc z bijącym sercem zerwałam się z łóżka. Ubrałam się po cichu i na palcach podeszłam do drzwi, które jak zwykle musiały zaskrzypieć przy otwieraniu.
-Natalie...- usłyszałam za sobą zaspany głos Cornie.- Nie powinnaś wychodzić w środku nocy, Rose też tak uważa, nawet jeśli Ci tego nie mówiła. Ona też się o Ciebie martwi.

Automatycznie spojrzałam na Rose, ale ona na szczęście spała jak zabita.
-Muszę.- wyszeptałam i nie czekając na jej reakcję wyszłam na chłodny korytarz. Po cichu zeszłam do pokoju wspólnego i nie zwlekając opuściłam wieżę Gryfonów.
Nigdy wcześniej nie chodziłam po zamku o tak późnej porze. Bałam się, że ktoś mnie złapię, ale wiedziałam, że muszę zaryzykować. Możliwe, że dzisiejsza noc była jedyną możliwość do szczerej rozmowy ze Scorem. Podświadomie wiedziałam, że Rose i Cornie mają trochę racji. Mogłabym umówić się z nim w środku dnia na błoniach lub pod Wielką Salą, ale było coś magicznego w potajemnym spotkaniu na Wieży Astronomicznej. Skłamałabym twierdząc, że nie układałam sobie w głowie idealnego scenariuszu według którego powinno potoczyć się nasze spotkanie.

*          

Dotarcie na miejsce zajęło mi o wiele mniej czasu niż zazwyczaj. Przystanęłam na chwilę przy schodach próbując opanować drżenie całego ciała. Wzięłam trzy głębokie wdechy i powtarzając sobie, że nie mam czym się stresować weszłam na samą górę.

Przy barierce dojrzałam męską postać zwróconą w stronę rozprzestrzeniającego się widoku na błonia. Przez moje ciało przeszedł miły dreszcz, a moje nogi bezwolnie poniosły mnie w jego stronę. Gdy odległość między nami się zmniejszyła zdałam sobie sprawę, że to nie jest Scorpius, ale było już zbyt późno, aby się wycofać.

-Wiedziałem, że przyjdziesz, a ta twoja cała niedostępność jest jedynie grą.- chłopak podszedł do mnie i przejechał dłonią po moich włosach.
-To nie tak Petro, zaszła drobna pomyłka i będzie lepiej jak każdy z nas wróci już do swojego dormitorium.- zaśmiałam się nerwowo i zrobiłam parę kroków w tył. Chłopak uśmiechnął się i kiwając przecząco głową szedł w moją stronę.
-Widzę, że nadal nie wychodzisz z roli... Może to właśnie przez to jesteś tak cholernie atrakcyjna.

Cofałam się cały czas przyglądając się chłopakowi, aż do momentu gdy poczułam za plecami zimny mur, co oznaczało, że muszę się zatrzymać. Petro podszedł do mnie i zatrzymał się parę cali przede mną. Był o wiele wyższy, więc bez trudu oparł się dłonią o mur tuż nad moją głową.

-Słodka jesteś i najwyższy czas sprawdzić czy twoje usta są równie słodkie...- wymruczał i nachylił się w moją stronę. Przechyliłam głowę w taki sposób, że chłopak jedynie mógł pocałować mój policzek. Usłyszałam znudzone westchnięcie, ale nie miałam odwagi otworzyć oczu. Petro przez cały czas myślał, że z nim flirtuje, a ja nie wiedziałam jak wykręcić się z tej chorej sytuacji.

-Koniec zabaw, słyszysz laleczko?- powiedział z irytacją i chwycił mnie za rękę. Próbowałam się wyswobodzić, ale był za silny. Ponownie nachylił się w moją stronę, a ja straciłam nadzieję na obronę przed niechcianym pocałunkiem. Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko.
Ktoś chwycił Petra i rzucił nim na ścianę. Tym kimś był Scorpius Malfoy. Pierwszy raz widziałam go tak wściekłego. Nim Petro zrozumiał co zaszło Scor chwycił go ponownie i uderzył go zaciśniętą pięścią prosto w twarz. W paru niecenzuralnych słowach kazał mu się wynosić. Petro splunął tuż przed nim i szybkim krokiem oddalił się w stronę schodów.

Ślizgon odwrócił się w moją stronę i spojrzał na na mnie ze złością. Chciałam coś powiedzieć, ale chłopak zaczął wyrzucać z siebie słowa tak szybko, że nie miałam szans mu przerwać.
-Wytłumaczysz mi co robiłaś w środku nocy z tym obleśnym dupkiem?- warknął. Jego spojrzenie było tak chłodne i przepełnione złością, że potrzebowałam chwili za nim udało mi się odpowiedzieć.

-Chyba nie powinno Cię to obchodzić...- odpowiedziałam równie chłodno splatając ręce.

Zdawałam sobie sprawę, że gdyby nie on, to dzisiejsza noc mogłaby się dla mnie źle skończyć, ale nie podobał mi się sposób w jaki się do mnie odnosił. Nie miał prawa się do mnie tak odzywać i nie miałam zamiaru mu na to pozwolić.

-Jak chcesz.- westchnął i zostawił mnie samą oddalając się w stronę schodów.
-Zaczekaj!- krzyknęłam- możemy porozmawiać? Proszę.- Mój głos zabrzmiał tak żałośnie, że przez chwilę go nie poznałam. Jednak mój płaczliwy ton odniósł sukces i sprawił, że chłopak zatrzymał się i obrócił w moją stronę. Zaplótł ręce i oparł się o ścianę spoglądając na mnie w milczeniu. Westchnęłam zdając sobie sprawę, że to ja muszę rozpocząć jakąkolwiek rozmowę.

-Myślałam...- zaczęłam- Miałam nadzieję, że to z Tobą się tutaj spotkam...- powiedziałam drżącym głosem.
Chłopak spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Miałam nawet nadzieję, że się zaśmieje, albo chociaż uśmiechnie, ale ponownie zacisnął zęby. Patrzył na mnie zdezorientowany, jakbym właśnie mu wyjawiła, że wierzę w nargle czy inne niestworzone rzeczy. Z drugiej strony wszystko było lepsze niż złość, mógł nawet na mnie patrzeć jak na skończoną wariatkę. To był zawsze jakiś początek.

-A oświecisz mnie jak wpadłaś na tak idiotyczny pomysł, aby szukać mnie tutaj po nocy? Nie mogłaś jak normalny człowiek zagadać w Wielkiej Sali? Prawdopodobieństwo, że mnie tutaj spotkasz wynosiło praktycznie zero.

-Ale jesteś.-powiedziałam uśmiechając się do niego promiennie. Sam fakt, że ze mną rozmawia rekompensował mi sytuacje z Petrem i jego złość. Jego twarz złagodniała i spojrzał na mnie z dziwnym, niepodobnym do niego rozczuleniem.

-Przez przypadek... Delany mnie do tego zmusiła. Podobno zostawiła tutaj szalik po astronomii i nie dała mi spokoju, dopóki nie wyszedłem z lochów.
-Znalazłeś go?- zapytałam rozbawiona. Dzisiejszy wieczór składał się z takiej dozy przypadków, że nie mogłam powstrzymać się od śmiania.
-Nie i dam sobie uciąć rękę, że go tutaj nie ma.- uśmiechnął się i usiadł pod ścianą. Zajęłam miejsce obok niego, a chłopak przysunął się do mnie tak, że nasze ramiona się stykały. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy, ale nie było to w żadnym stopniu krępujące. Była to ta przyjemna cisza, podczas której można rozkoszować się bliskością drugiej osoby. Do tej pory nie zdawałam sobie nawet sprawy jak bardzo za nim tęskniłam.

-Wyjaśnisz mi co przyszło Ci do głowy, że szukałaś mnie tutaj w środku nocy?
-Dostałam kartkę z miejscem i datą spotkania. Myślałam, że była od ciebie.- odpowiedziałam zawstydzona.

Popatrzył na mnie zszokowany i zapytał skąd pomysł, że wysyła anonimowe liściki do dziewczyn. Dopiero w tamtej chwili zrozumiałam jak bardzo jest to niedorzeczne. Dotarło do mnie, że tak bardzo chciałam, aby było to prawdą, że straciłam resztki rozsądku.

-Wyjaśnij mi blondyna jakim cudem wpadłaś na coś tak głupiego!
Uśmiechnęłam się mimowolnie odnajdując odpowiedź w jego wypowiedzi.
-W tym liście zostałam nazwana blondi i pomyślałam o Tobie.
-Nigdy nie nazwałbym cię per blondi- oburzył się,a widząc moją zakłopotaną minę wybuchł śmiechem.-Oj blondyna, blondyna... I co ja mam z Tobą zrobić?- pokręcił głowę z niedowierzaniem, a ja przez chwilę poczułam się jak przed paroma tygodniami.

-Wyszła ze mnie typowa blondynka, prawda?- zaczęłam się z nim droczyć.
-Tak Natalie...- spoważniał- Zachowałaś się tak głupio i lekkomyślnie, że brakuje mi słów. Z własnej głupoty naraziłaś się na wielkie niebezpieczeństwo i...
-Mówisz jakbyś był moim ojcem...- przerwałam mu przewracając oczami.
-To nie jest zabawne Natalie- ciągnął- Jak sobie wyobrażę, co ten sukinsyn mógł ci zrobić...
-Nic by mi nie zrobił. Jestem pewna, że nie byłby w stanie skrzywdzić kobietę w taki sposób jak myślisz.- powiedziałam zgodnie z prawdą.- Jedynie w bardzo nieudolny i prymitywny sposób próbował mnie poderwać.
-Jesteś naiwna i za bardzo wierzysz w ludzi. Tak samo było z Jasmine, gdyby nie Delany to...
-Czyli wiedziałeś, że wtedy w sowiarnii do Delany mnie uratowała?-  przerwałam mu wydymając usta.
-Oczywiście, że wiedziałem. Miałem zamiar cię za to porządnie opierdzielić, że mi o tym nie powiedziałeś, ale Delany wytłumaczyła mi, że nie chciałaś, abym myślał, że sobie z czym nie radzisz. Podobno nie chciałaś być w moich oczach problemem.- dodał tonem, który wskazywał, że mimo pomocy Delany dalej nie rozumie czemu mu o tym nie powiedziałam osobiście.

-Czyli mimo, że wiedziałeś, że gdyby nie ona ,to Jasmine prawdopodobnie rozszarpałaby mnie na strzępy, nie widziałeś nic złego w obściskiwaniu się z nią na peronie, tak?- warknęłam zaplatając ręce. Nie planowałam zareagować tak emocjonalnie, ale nie potrafiłam ukryć złości.

-To nie tak...- mruknął drapiąc się po szyi. Między mną, a nią nigdy nic nie było i nie będzie. Tamto zajście nie powinno mieć miejsca.
-Ostatnio wydarzyło się wiele rzeczy, które nie powinny mieć miejsca, ale nie mam siły o tym teraz rozmawiać.- Zaczęłam się trząść, co prawdopodobnie było opóźnioną reakcją organizmu na dzisiejszy wieczór.
-Jeszcze będziemy mieć okazję do rozmowy na ten temat, a teraz wstawaj, odprowadzę Cię do dormitorium.- powiedział i pomógł wstać mi z zimnej posadzki. Po wstaniu chciałam puścić jego dłoń, ale chłopak przytrzymał mnie mocniej i poprowadził w kierunku schodów.

*          

Scorpius nie puścił mojej ręki, aż do wieży Gryfonów. Na pożegnanie pocałował mnie w czoło i zakazał mi łażenia nocą po zamku. Zaśmiał się, że następnym razem mogę nie mieć tyle szczęścia i nie zjawi się żaden zabójczo przystojny Ślizgon, aby mnie ratować. Przewróciłam jedynie oczami i kazałam mu spadać.

-Serio blondyna, uważaj na siebie, dobrze?- wyszeptał zakładając mi włosy za ucho. Kiwnęłam głową, a chłopak obdarzył mnie jeszcze jednym uśmiechem i wolnym tempem odszedł w kierunku schodów.
-Scor!- krzyknęłam idąc za nim, a chłopak odwrócił się w moją stronę czekając na to co mam mu do powiedzenia.
-Dlaczego nie spotkałeś się Blair?- to pytanie cisnęło mi się na usta przez całe spotkanie i nie mogłam powstrzymać się przed jego zadaniem.
-Co masz na myśli?- zbliżył się do mnie na odległość paru cali.
-Mieliście się spotkać podczas świąt i na dodatek widziałam Was razem przed odjazdem na święta i myślałam... Ale okazało się, że się z nią nie spotkałeś... Dlaczego odwołałeś spotkanie?
Chłopak otworzył szerzej oczy, a po chwili zaśmiał się krótko, jakby dopiero teraz zrozumiał co tak naprawdę zaszło.
Nachylił się w moją stronę i wyszeptał mi do ucha: "Uświadomiłem sobie, że wolę blondynki", a później jak gdyby nic odszedł zostawiając mnie samą po środku korytarza.