sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 5



Poderwałam się z łóżka i zobaczyłam skaczącą Cornie i Rose, które wydawały z siebie bardzo wysokie dźwięki.
-Czy w naszym pokoju pojawił się Oliver Krum lub jakiś inny przystojny i znany mężczyzna, że tak krzyczycie?- zapytałam z sarkazmem przecierając oczy.
-Lepiej-powiedziała Rose z wielkim uśmiechem-Cornie oficjalnie ma już chłopaka.
Wyskoczyłam z pościeli i przyłączyłam się do dziewczyn ciesząc się, że ta dwójka nareszcie zdobyła się na szczerość.
Po południu siedziałam razem z moją rudowłosą przyjaciółka pod rozłożystym drzewem, z którego można podziwiać całe jezioro i powtarzałyśmy zaklęcia obronne.
-Od kiedy tak polubiłaś obronę przed czarną magią?- zapytałam i wpakowałam do buzi połowę czekoladowej żaby.
-Od wtedy, gdy naszym nauczycielem został zniewalająco przystojny Francuz, nijaki Roderick Price.- odpowiedziała puszczając oczko.
Przewróciłam oczami i wróciłam do czytania o patronusie. Na naszej jutrzejszej lekcji mieliśmy zacząć ćwiczenia zaklęcia expecto patronum. Byłam tym bardzo podekscytowana i miałam nadzieję szybko opanować to trudne zaklęcie.
-Ciekawe jak będą wyglądały nasze patronusy...-rozmarzyłam się-Myślałaś o tym?
Rose spojrzała na mnie spod burzy swoich loków w momencie, gdy wkładałam do buzi drugą czekoladową żabę. Zaśmiała się i odpowiedziała, że jest w stanie zgadnąć jak będzie wyglądał mój. Spojrzałam na nią wyczekująco.
-Z twoją miłością do nich-wskazała na opakowania po słodyczach- z pewnością ukaże ci się wielka żaba.
Ostentacyjne wylizałam opakowanie, na co moja przyjaciółka tylko się zaśmiała. Odłożyłam książkę na bok i uniosłam buzię do góry ciesząc się ostatnimi ciepłymi dniami i powoli kończącą się niedzielą. Przez cały weekend nie spotkałam Jamesa, co w gruncie rzeczy chyba było dobre w mojej obecnej sytuacji.

W poniedziałek cała klasa stała przed salą profesora Price już przed dzwonkiem. Po rozpoczęciu lekcji wszyscy z zaciekawieniem wpatrywali się w młodego nauczyciela. Po długim wstępie i zapisaniu stopy pergaminu przeszliśmy do strony praktycznej. Nasz entuzjazm opadł, gdy okazało się to jeszcze trudniejsze niż sądziliśmy. Po godzinie trenowania nielicznym udało się wyczarować jedynie parę srebrzystych nitek. Co prawda byłam w tej nielicznej grupie, ale i tak czułam się zawiedziona. Profesor Price tłumaczył nam, że tak zaawansowanego zaklęcia nie opanujemy podczas jednej lekcji. Gdy to nie przyniosło skutku zrezygnował z zadania wypracowania i to już co niektórym poprawiło humor. Po lekcjach poszłam do biblioteki, aby znaleźć książkę, w której znajdę coś o wykorzystywaniu smoczej wątroby przy tworzeniu eliksirów utraty pamięci. Po przekartkowaniu szóstej księgi zrezygnowana oparłam głowę o ławkę.
-No, no blondyna. Za każdym razem jak cię widzę jesteś taka pełna energii i chęci do życia, że aż miło popatrzeć.
Na krzesło obok mnie usiadł szarooki ślizgon.
-Dopiero dzięki twojemu sarkazmowi człowiek czuje, że żyje-odpowiedziałam chłodno i wróciłam do przeglądania „Magicznych zwierząt i ich wykorzystania”.
-Nie bądź taka, tylko się z tobą droczę. Co robisz?
-Próbuję znaleźć coś o tej całej smoczej wątrobie i nic nie ma. Slughorn rzuci mnie na pożarcie hipogryfom, jeśli oddam mu kolejną beznadziejną pracę.
-Nie mam pojęcia czym się kierowałaś wybierając tę książkę. A poza tym nie rób takiej miny, opisanie składników do sporządzenia eliksirów utraty pamięci to 15 minut roboty.
-Jak jesteś taki mądry to proszę bardzo! Zaraz, skąd wiesz o jakie eliksiry chodzi? Wspomniałam tylko o wątrobie, jak się tego domyśliłeś?
Scorpius Malfoy spojrzał na mnie jakbym zabiła mu ukochane zwierzątko domowe lub powiedziała, że w wolnych chwilach okradam staruszków.
-Jak ty dotarłaś do szóstej klasy? Smoczą wątrobę wykorzystuję się tylko i wyłącznie do tego rodzaju mikstur.
-Brzmisz jak kujon-przewróciłam oczami i zamknęłam, jak się okazało, złą książkę.
-Slughorn może potwierdzić, że na eliksirach nie mam sobie równych i to jest mój wrodzony dar, a nie coś wyuczonego jak robi to większość krukonów- powiedział z zadowoleniem po czym wstał i podszedł do jednej z półek z książkami. Wyjął jedną i położył przede mną.
-Trzymaj. Mam ci pomóc ze znalezieniem odpowiedniego działu, czy poradzisz sobie sama ze spisem treści?- dorzucił uszczypliwie.
Zaczęłam kartkować księgę i po chwili znalazłam właściwy dział.
-Jestem tak szczęśliwa, że zignoruję twoją wredną uwagę.-odpowiedziałam nie odrywając oczu od książki.
-I tyle? Ja tu się produkuję i nawet marnego podziękowania nie dostanę? Wiedziałem, że nie warto być miłym…
-Możesz szczycić się tym, że pomogłeś Gryfonce w potrzebie, a to już swojego rodzaju nagroda-uśmiechnęłam się i wrzuciłam książkę do torby planując skończyć wypracownie przy kominku w pokoju wspólnym.
-No nie… Czuję się wykorzystany.
-Obiecuję Ci się kiedyś za to odwdzięczyć, a teraz muszę lecieć.- nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam w stronę drzwi.
-Będę pamiętać blondyna!- usłyszałam krzyk Ślizgona wychodząc z pomieszczenia.
Ruszyłam korytarzem rozmyślając o wypracowaniu, gdy nagle moją uwagę przykuły wydarzenia odgrywające się za oknem. Na merlina! Co oni znowu wymyślili?

Rozdział 4



Przechodziłam obok obrazu prowadzącego do kuchni. Zatrzymałam się i pogłaskałam gruszkę, co otwierało ukryte drzwi. Stwierdziłam, że na poprawę humoru przyda mi się kakao z piankami. Zaraz po wejściu do kuchni doskoczyło do mnie czterech skrzatów pytając z radością czym mogą mi służyć. Przy długim stole siedział nie kto inny jak Scorpius Malfoy popijając coś z białego kubka.
-A ty mnie blondyna śledzisz czy jak?- zapytał z rozbawieniem. Przewróciłam oczami i zajęłam krzesło obok niego. Po chwili podeszła do mnie skrzatka, podała mi kakao i w niezgrabnym pokłonie oddaliła się w stronę szafek.
-Nie będziesz się do mnie odzywać?- ciągnął Ślizgon machając mi ręką przed twarzą. Machnęłam dłonią jakbym odganiała natrętną muchę.
-Wyszłam z tej głupiej imprezy, bo chciałam być sama, ale najwidoczniej proszę o zbyt wiele.-odburknęłam naburmuszona.
Wzięłam łyk gorącego napoju rozkoszując się jego smakiem. Podziękowałam w głowie niebiosom, że w mojej szkole znajdują się skrzaty, które nie zwracając uwagi na godzinę rozpieszczają uczniów.
-Czyżby blondyna była nie w humorze?
-Jestem zwyczajnie zmęczona i planuję zaraz znaleźć się w dormitorium. A ty co tutaj robisz sam?- zapytałam próbując zmienić temat.
-Ślizgoni przenoszą imprezę do pokoju wspólnego i zostałem oddelegowany do pójścia po jedzenie. Dasz wiarę? Ja Scorpius Malfoy, gwiazda drużyny i niezaprzeczalnie najprzystojniejszy chłopak w szkole został wysłany po żarcie…- mówił to tak dobrze naśladując oburzenie i niedowierzanie, że nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem- A tak serio to poprosiła mnie o to bardzo ładna Ślizgonka, więc nie byłem w stanie odmówić-puścił do mnie oczko. Ponownie spochmurniałam.
-Każdy z was patrzy tylko i wyłącznie na wygląd…- założyłam ręce i wydęłam usta.
-Twoje oburzenie jest bezpodstawne. Sama opisując mi Pottera zaczęłaś od tego, że jest przystojny…
-Ja…- cholera, złapał mnie-nie zaczęłam od tego…- z braku lepszej możliwości obrony pokazałam mu język.
W tym samym momencie podeszło do nas dwóch skrzatów wyręczając Scorpiusowi torbę jedzenia.
-Uciekam blondyna.- podniósł się z krzesła i ruszył w stronę wyjścia. W ostatniej chwili odwrócił się w moją stronę.-I serio nie powinnaś aż tak przejmować się Potterem, nie ważne jak bardzo masz wygórowane zdanie na jego temat, on nie jest tego wart. A przede wszystkim nie jest wart Ciebie Natalie. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo zniknął za obrazem. Czy ten zarozumiały Ślizgon potrafi czytać mi w myślach? I chyba moje imię będzie stosował tylko w podniosłych momentach... Wzdychnęłam i dopiłam kakao. Podziękowałam skrzatom, które skłoniły się tak nisko, że prawie dotknęły nosami podłogi i poszłam do dormitorium.
Pokój wspólny był opustoszały, nie zatrzymując się ruszyłam do sypialni. Padłam na moje łóżko i zamknęłam oczy. To wszystko jest bezsensu- pomyślałam. Non stop myślę o chłopaku, który ma mnie zupełnie gdzieś. Gdybym mogła zapomnieć o nim z taką łatwością, z jaką zapominam daty wojen z goblinami ! Hmm, całkiem możliwe, że na siłę robię z niego ideał. Zastanów się jakie on ma wady, przecież musi jakieś mieć… Jeśli uważa Danielle za fajną osobę, to ma słaby gust i… Cholera, naprawdę nie jesteś w stanie wymyślić czegoś kreatywniejszego?
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi, w których ukazała się Rose. Miała rozwiane włosy i wypieki na policzkach. Cała jej postawa promieniowała radością, dopóki nie dostrzegła mnie. Przyjaźniłyśmy się za długo abym mogła ukryć przed nią to co czuję. W sekundę znalazła się przy mnie. Objęła mnie opiekuńczo i zapytała co się stało. Powiedziałam jej o moich marzeniach dotyczących wieczoru, później o tym jak prawie zatańczyłam z Jamesem i na koniec o jego wyjściu z tą całą Danielle.
- Nie przejmuj się tak tym idiotą.Ten kretyn nawet nie wie co traci, a poza tym on i tak nie jest Cienie wart.
Już ktoś mi to dzisiaj mówił- przemknęło mi przez głowę.
-Tylko to boli jak ktoś cię zupełnie nie zauważa i… -urwałam-Zresztą nieważne. Od tej chwili biorę się za siebie, koniec z użalaniem . Postaram się go sobie jakoś odpuścić. Uśmiechnęłam się chcąc utwierdzić ją, że mówię prawdę. Spojrzała na mnie miną typu „mnie czymś takim nie nabierzesz.”
-Mówię poważnie-ciągnęłam- nie mówię, że stanie się to od razu, ale wydaję mi się, że jak tylko przestanę się nakręcać to zdam sobie sprawę, że to tylko zwykłe zauroczenie. Rudowłosa dziewczyna patrzyła na mnie z nieodgadnioną miną, otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili ponownie je zamknęła.
-Znam go naprawdę długo- powiedziała po chwili- i on jest totalnie nie odpowiedzialny, poza tym to jeszcze straszne dziecko. Chodzi mi o to, że on potrafi być naprawdę czarujący i rozumiem, że wiele potrafi dla niego stracić głowę, ale dla niego to nie znaczy wiele. I chociaż tego nie chcę, to jestem pewna, że to zwróci się kiedyś przeciwko mojemu bratu.
Kiwnęłam tylko głową, zbyt zmęczona aby ciągnąć ten temat.
-A jak twój wieczór?- zapytałam zmieniając temat.
Rose wyglądała jakby bardzo chciała mi coś opowiedzieć, ale nie była pewna czy ma prawo cieszyć się udanym wieczorem w momencie kiedy ja jestem smutna. Szturchnęłam jej ramię, dając do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Dziewczyna ożywiła się i zaczęła streszczać mi taniec z poznanym dzisiaj Thomasem i resztę wieczoru, którą jakimś przypadkiem spędziła właśnie z nim.
-A tak ogólnie, to widziałaś gdzieś Cornie?- zapytała mnie po chwili.                                          
 -Nie, kto by pomyślał, że jej chwilowa rozmowa z Davidem przeciągnie się tak długo.
We dwie wybuchłyśmy śmiechem. Chciałyśmy jeszcze dziś z nią pogadać, ale znużyło nas czekanie i poszłyśmy spać. Tej nocy śniło mi się, że z kimś tańczę i choć bardzo się starałam, nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Gdy już byłam blisko rozwiązania tej zagadki obudziły mnie jakieś krzyki.

środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 3



-Hej, jest może Cornie?- zapytał David wchodząc do naszego pokoju.
-Hej- powiedziała Cornie wychodząc z łazienki. Chłopak aż zaniemówił z wrażenia widząc ją w czerwonej sukience i w wieczorowym makijażu.
 Wymieniłyśmy z Rose porozumiewawcze spojrzenia. Od dawna widziałyśmy, że ta dwójka jest w sobie zakochana. Niestety żadne z nich nie było na tyle odważne, aby powiedzieć drugiemu o swoich uczuciach i tak mniej więcej od pół roku jedynie do siebie wzdychali.
-Wyglądasz ładnie, to znaczy prześlicznie- wyrzucał z siebie Gryfon-i masz bardzo ładną sukienkę.
-Dziękuję- odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem.
Na chwilę zapanowała cisza. Ciemnowłosa Gryfonka wyczekiwała na ruch chłopaka, który najwidoczniej zapomniał po co przyszedł.
-David potrzebujesz czegoś?- rudowłosa przerwała ciszę próbując tym samym wyrwać chłopaka z zamyślenia.
-Ja-oprzytomniał- mogę chwilę z tobą pogadać na osobności?- zwrócił się do Cornie.
-Stawiam dwa galeony, że jakimś cudem uda mi się zejść.- zaśmiałam się, gdy zamknęły się za nimi drzwi.
-Wchodzę i jestem pewna, że David stchórzy i po raz tysięczny poprosi ją o pomoc z jakimś referatem.- zaśmiała się i wróciła do układania włosów.
-No to chyba możemy już iść- powiedziała Rose wrzucając kosmetyczkę do kufra. Spojrzałam w lustro. Prezentowałam się naprawdę dobrze. Miałam na sobie wiśniową sukienkę, którą dostałam na ostatnie urodziny od mamy, a moje zazwyczaj proste włosy układały się w gładkie fale.
-Cornie jeszcze nie wróciła, myślisz, że poszła na imprezę z Davidem?
-Nie wiem czy poszli na imprezę, ale na pewno jest z nim, więc nie mamy się o co martwić.
Przyznałam jej rację i razem wyszłyśmy przez dziurę w ścianie na długi korytarz. Tajnym przejściem, które prawdopodobnie znane jest tylko uczniom udałyśmy się do pokoju życzeń.
Pomieszczenie wyglądało niesamowicie, a uczniowie, prawdopodobnie Ślizgoni, postarali się aby było wypełnione różnymi rodzajami alkoholu. Większość osób była zajęta tańczeniem, lub sprawdzaniem zawartości niezliczonej ilości butelek.
-Hej, zatańczymy?- podszedł do nas jakiś Krukon wyciągając rękę w stronę Rose.
-Nie znam cię- odpowiedziała figlarnie rudowłosa.
-Jestem Thomas, czy teraz już zatańczysz?- uśmiechnął się zadziornie.
Po minie Rose widziałam już, że nie zamierza mu odmówić. Zostałam sama patrząc jak moja przyjaciółka ginie wśród tańczących par.
-Jak to się stało, że taka przepiękna Gryfonka stoi sama?- zagadał do mnie James, który zjawił się tak naprawdę znikąd. Miałam świadomość, że większość takich rzeczy mówi w żartach i nawet nie świtała mu w głowie możliwość, że może mi się podobać.
-Jedną przyjaciółkę zabrał mi twój przyjaciel, a druga… Hmm, w sumie to nawet nie wiem kim był chłopak, który ją porwał.
-Faktycznie nigdzie nie widać Davida- powiedział zastanawiając się nad czymś- mam nadzieję, że wreszcie ze sobą pogadają i przestanie nam zawracać głowę jaka to Cornie jest wspaniała.
Przewróciłam oczami, ale widząc jego rozbrajająco przepiękny uśmiech tylko się zaśmiałam.
-Zatańczymy?-Bez zastanowienia podałam mu rękę. Nagle podszedł do nas jakiś chłopak, powiedział mu coś na ucho i zniknął w pośpiechu. Na twarzy Jamesa pojawił się grymas niezadowolenia. Zdążył rzucić krótkie przepraszam i pobiegł śladami nieznanego mi chłopaka. Przechyliłam głowę z niezadowoleniem i zaczęłam mamrotać pod nosem, że jest cudowny i czemu coś musiało go tak zezłościć. Było tak blisko- powiedziałam sama do siebie tupiąc nogą.
-Daj spokój blondyna, bądź bardziej oryginalna. Co druga kocha się w Potterze.- usłyszałam ironiczny ton. Podniosłam głowę i dostrzegłam Scorpiusa Malfoya, który musiał mi się przyglądać od dłuższej chwili.
-Nic Ci do tego Malfoy- syknęłam-I wcale go nie kocham, a on jest  o wiele lepszy od Ciebie.- odpowiedziałam ze złością dopiero po chwili zauważając, że po tym tonie można poznać, że trafił w sedno.
-Oh, z pewnością- odpowiedział powstrzymując się od śmiechu.
Z nieufnością przyjrzałam się chłopakowi. Nie mogłam zaprzeczyć, że był przystojny. Jego włosy były jeszcze jaśniejsze od moich i miał rzadko spotykane szare oczy, które onieśmielały większość dziewczyn. Jego cała postawa sugerowała, że jest bardzo pewny siebie. Ręce miał schowane w kieszeniach, co dodawało mu chłopięcego uroku.
-A więc…- przerwałam milczenie- czy chciałeś mnie tylko ostrzec przed przyjacielem?
-Nie do końca, spojrzałem na Ciebie i przypomniałem sobie nasze ostatnie spotkanie. Byłem ciekawy czy potrafisz powiedzieć więcej niż parę słów.- ton jego głosu nie wskazywał na chęć zranienia mnie. Zwyczajnie się ze mną droczył.
-Nigdy bym nie pomyślała, że jesteś aż tak dociekliwą osobą. Zapewniam cię, że jeśli tylko znajdę ciekawego rozmówcę potrafię być bardzo wygadana.
Po jego minie można było zauważyć, że spodziewał się jakiejś kąśliwej uwagi. Fajne, że go nie rozczarowałam- pomyślałam z przekąsem.
-Zatańczymy blondyna?
-Eee, co?- odpowiedziałam delikatnie zbita z tropu. Mój rozmówca roześmiał się wyciągając ręce z kieszeni-Dokładnie jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie rozumiesz  najprostszych pytań, powinnaś z kimś o ty porozmawiać i…
-Oj ucisz się już- odpowiedziałam- zatańczę z tobą pod warunkiem, że przestaniesz gadać.
-Ach ta gryfońska uprzejmość- powiedział naśladując to jak przewracam oczami
Poprowadził mnie na środek sali i zaczęliśmy tańczyć. Jak się można było spodziewać Mafoy okazał się bardzo dobrym tancerzem, zresztą ten arystokrata chyba wziął sobie na życiowy cel by być we wszystkim najlepszy. Grał nawet w quidditcha jako ścigający.
-Czy wytłumaczysz mi na czym polega cały fenomen Jamesa Pottera?- zapytał po chwili.
-Ciężko to wytłumaczyć. Hmm, on po prostu... wiesz, nie da się go nie lubić. Jego sposób bycia przyciąga wszystkich, on jest uwielbiany nawet wśród nauczycieli. Jest wygadany, zabawny, przystojny i inteligentny.-byłam zaskoczona tak szczerą odpowiedzią. Właśnie wyznałam obcemu chłopakowi, że jestem totalnie zakochana w Jamesie.
-Jest przeciętny, do tego raczej ciężko zachwycać się jego inteligencją, Uwierz mi, mamy razem większość lekcji i bystrością to on się nie wyróżnia. Nie zrozum mnie źle, nic do niego nie mam, ale mam wrażenie, że całą swoją osobę opierana na znanym ojcu.
Po tych słowach z gracją obrócił mnie wokół mojej własnej osi.
-Nie masz prawa tak mówić!- oburzyłam się-nigdy nie wykorzystuje pozycji swojego taty do własnych celów. Jest z niego dumny, zresztą też bym była na jego miejscu.
Malfoy tylko wzruszył ramionami i porzucił ten temat. Obrócił mnie ponownie i przechylił przytrzymując mnie na lewej ręce. W pewnym momencie nasze usta znalazły się zdecydowanie za blisko siebie, spojrzałam w jego oczy i poczułam jakby przejrzały mnie na wylot. Dysponował spojrzeniem, które powaliło by nie jedną dziewczynę. Na szczęście lub na nieszczęście zależy jak na to spojrzeć piosenka dobiegła końca.
-Miło było móc z tobą zatańczyć Natalie-powiedział uśmiechając się i zniknął wśród tłumu.
Dość sporo osób mi tak dzisiaj znika- pomyślałam przygryzając wargę. Zaraz, czy on właśnie powiedział do mnie po imieniu? Przechyliłam głowę, byłam pewna, że tak banalna rzecz już dawno wyleciała mu z głowy.
-Hej Natie!
-O hej Leo!- ucieszyłam się widząc znajomą twarz.
Wyręczył mi butelkę kremowego piwa. Pociągnęłam spory łyk. Nawet nie widziałam, że aż tak bardzo chciało mi się pić.
-Widziałaś gdzieś Davida?- zapytał z nadzieją w głosie.
-Poszedł gdzieś z Cornie.
-Czyli zostałem sam…- przybrał minę naburmuszonego dziecka.
-A gdzie masz Jamesa?
-Okazało się, że Albus ma słabą głowę i trzy szklanki ognistej whisky zupełnie go pokonały. James poszedł zaprowadzić go do pokoju.
-Może trzeba mu pomóc?- już miałam zamiar wracać do dormitorium, gdy Leo od niechcenia rzucił, że poszła z nimi Danielle. Przeklęłam w myślach i zajęłam się rozmową o niczym z przyjacielem chłopaka, w którym byłam zupełnie bezsensownie zakochana.
Wiedząc, że mój humor nie ulegnie poprawie, postanowiłam wrócić do dormitorium i położyć się spać.

Ps.I tak dobiłam do trzech rozdziałów. Nie mam nawet pewności czy ktoś kiedykolwiek trafi na mój blog, a z natury jestem niecierpliwa. Jak na razie pocieszam się, że bloga założyłam wczoraj i może się wszystko jeszcze rozkręci :)

Rozdział 2


Starałam się obudzić Rose, ale po trzeciej nieudanej próbie zrezygnowałam i razem z Cornie udałam się na śniadanie zostawiając śpiącą dziewczynę.
-Jesteś pewna, że lepiej jej nie budzić? Nie będzie dobrze jak spóźni się na pierwszą lekcję...-Cornie co chwilę odwracała się do tyłu mając nadzieję ujrzeć za plecami dziewczynę.
-Daj spokój Cornie, ona zawsze wstaje w ostatniej chwili i je śniadanie w 5 minut. Ma taki nawyk od pięciu lat i już raczej nie uda nam się tego zmienić.-ziewnęłam, a dziewczyna chcąc nie chcąc musiała przyznać mi rację.
 Ruszyłyśmy w stronę Wielkiej Sali rozmawiając o nowym profesorze od Obrony przed czarną magią. Profesor Price okazał się młodym i przystojnym nauczycielem, więc pewnie większość żeńskiej części uczniów nie mogła doczekać się pierwszej w tym roku lekcji OPCM.
-Nie cieszcie się tak dziewczyny. I tak prawdopodobnie nie zabawi z nami długo.-pojawił się znikąd Leo.
Automatycznie rozejrzałam się za Jamesem, przeważnie trzymali się razem, więc miałam nadzieję go spotkać. Po chwili moje marzenia się spełniły i doszedł do nas z Davidem. Razem usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać o minionych wakacjach. Byłam w połowie mojej owsianki, gdy podszedł do nas Stan, sympatyczny rudzielec w naszym wieku, wyręczając nam nowe plany lekcji. Razem z Cornie zaczęłyśmy je przeglądać, a chłopcy zajęli się rozmową o quidditchu i opracowywaniem taktyki na ten rok. Plan nie był najgorszy, jako pierwsze miałam mieć dwie godziny transmutacji, a następnie eliksiry. Automatycznie wyszukałam wszystkie godziny tej znienawidzonej lekcji, W środę i czwartek miałam mieć po dwie godziny. Nie jest tak źle, pomyślałam i schowałam plan lekcji do torby. Już od pierwszych minut transmutacji dało się wyczuć, że nie będzie to łatwy rok. Profesor McGonagall, która pomimo bycia dyrektorką nie przestała prowadzić lekcji podkreślała, że będzie dużo nauki, więc już od początku musimy nastawić się na ciężką pracę. Po dwóch godzinach prób zmienienia pióra w sowę udałam się z Cornie do lochów na eliksiry. Profesor Slughorn z radością przywitał uczniów, opowiedział parę nudnych historii o swoich wakacjach i zaczął jeszcze nudniejszą lekcje.
-Jeśli tak bardzo nie lubisz eliksirów to czemu z nich zwyczajne nie zrezygnowałaś? Rose tak zrobiła.- dopytywała się mnie Cornie.
-W tych czasach wszędzie są wymagane eliksiry, poza tym kiedyś będę mogła przejąć aptekę po rodzicach, więc pewnie mi się przyda.- odpowiedziałam od niechcenia.
Gryfonka tylko wzruszyła ramionami i nie ciągnęła już dalej tego tematu. Eliksiry strasznie się dłużyły. Miałam szczęście, że moja utalentowana przyjaciółka nade mną czuwała, gdyby nie ona pomyliłabym temperaturę podgrzewania kociołka. Z zazdrością przyglądałam się jej poczynaniom. Swoje, ciemne włosy związała w luźny kok, który jeszcze dodawał jej uroku.
-Jak ty to robisz ze wszystko ci wychodzi?
-Zwyczajnie Natalie dokładnie czytam instrukcję i nie odpływam myślami tak jak ty.- odpowiedziała z uśmiechem i wróciła do krojenia pokrzyw. Ze zrezygnowaniem wróciłam do swojej pracy modląc się o koniec lekcji.
Pierwszy tydzień nauki upłynął bardzo szybko. Nie było zbyt dużo wolnego czasu, aby cieszyć się ostatnimi promieniami słońca nad jeziorem lub przechadzać się po błoniach. Nauczyciele zadbali, aby wypełnić nam każdy wieczór zasypując nas wypracowaniami. Zdążyłam już trzy razy odwiedzić bibliotekę, a to dopiero początek. Nie miałam również szczęścia rozmawiać za często z Jamesem, który jako szukający i nowy kapitan drużyny Gryfindoru spędzał każdy wieczór na boisku. 


                                                                            *

Siedziałam z Cornie i Rose nad brzegiem jeziora i powtarzałam zaklęcia na transmutacje. Przynajmniej taki był zamysł, ale ładna pogoda nie sprzyjała nauce. 
-Patrzcie kto idzie...- mruknęła Rose wskazując na idących w naszą stronę chłopaków.
-Lepiej usiądźcie!- krzyknął Leo zmniejszając odległość między nami.
-Tak się składa, że już siedzimy...- mruknęła Rose spoglądając na chłopaka jak na ostatniego kretyna.
-I niech tak lepiej zostanie, bo mamy dla Was świetną wiadomość!- dodał zupełnie nie przejmując się złośliwością dziewczyny.
-W sobotę organizujemy naprawdę wielką imprezę w pokoju życzeń i oczywiście jesteście zaproszone.-dodał James.
-Dokładnie, to będzie pierwsza taka impreza w Hogwarcie!- przerwał mu Leo- Będzie z sześćdziesiąt osób z różnych domów. Niestety będą też Ślizgoni... Jako jedyni są w stanie załatwić dużo ilość kremowego piwa i całej reszty, więc nie mogliśmy ich wykluczyć.
-To jak, będziecie?- zapytał David co chwilę zerkając na Cornie.
-Raczej nie...- powiedziałam nieśmiało.
-Oczywiście, że tak!- wtrąciła Rose przyglądając mi się ze zdziwieniem.
-To niebezpieczne.-Cornie stanęła po mojej stronie- Mogą nas złapać nauczyciele i to jest bardzo nieodpowiedzialne. Jako prefekt nie mogę brać w czymś takim udziału.
-Nie bądź taką nudziarą...-zajęczał Leo- Nikt nas nie przyłapie. Starego Filtcha bierzemy na siebie, a z nauczycieli to tylko Slughorn ma jutro dyżur, więc luz. Znając życie będzie spał w gabinecie.- zaśmiał się jakby coś sobie przypomniał- Poza tym reszta prefektów potwierdziła udział w imprezie, więc będziemy mieć przykładnych opiekunów.- puścił jej oczko, ale dziewczyna w dalszym ciągu nie wyglądała na przekonaną.
-No nie bądźcie takie.- James uśmiechnął się zawadiacko i włożył ręce do kieszeni.
-Te dwie marudy biorę na siebie.- powiedziała dobitnie Rose dając do zrozumienia, że załatwi sprawę. Chłopcy pokrótce wyjaśnili nam jak ma wyglądać ta impreza i poszli zaprosić pozostałych znajomych.
Rose próbowała nas przekonać wszelkimi sposobami, ale Cornie była nieugięta, a ja również nie byłam zachwycona tym pomysłem. Jednak po chwili ruda użyła argumentu, którego nie mogłam zignorować. Powiedziała mi, że może to być przełomowy moment w mojej relacji z Jamesem. 
-Natie wiesz, że to jest manipulacja?- westchnęła Cornie widząc, że też jestem już stracona.
-Przepraszam....-mruknęłam cicho, a Rose klasnęła w dłonie widząc, że zyskała we mnie sojuszniczkę.
-Czyli nie mam już nic do gadania?- czarnowłosa dziewczyna zerknęła na Rose, a po chwili na mnie- No niech już Wam będzie, pójdziemy na tą imprezę.- przewróciła oczami, a rudowłosa dziewczyna
pisnęła ze szczęścia i zaczęła się zastanawiać co powinna na siebie włożyć.


                                                                          * 

-Jak ci idzie Natalie?- Cornie usiadła obok mnie i bez większego entuzjazmu zaczęła bawić się moim atramentem.
Odłożyłam pióro i rozejrzałam się po pełnym pokoju wspólnym Gryffindoru.
-Już prawie kończę, profesor Filtwick nigdy nie dawał zbyt trudnych tematów.
-Ja też przed chwilą skończyłam całą mapę nieba, zostało mi jeszcze opisanie buntów goblinów w XVI wieku, ale tym zajmę się jutro po śniadaniu.- wtrąciła Rose bawiąc się swoimi rudymi włosami.
Dopisałam jeszcze parę zdań, zwinęłam pergamin w rulon i odłożyłam do torby.
Po chwili do pokoju wszedł uśmiechnięty James. Rozłożył się obok nas, lecz nie chciał dołączyć do gry. Zaczął się bawić złotym zniczem, puszczając go i po chwili łapiąc w zjawiskowy sposób. Połowa dziewczyn wpatrywała się w niego z rozanieloną miną.
-Mógłbyś przestać się popisywać?- zapytała go Rose przewracając oczami.
James złapał znicza i schował go do kieszeni z łobuzerskim uśmiechem. Potargał włosy swojej kuzynce i powiedział, że jeśli tylko ją to rozprasza nie będzie tego robił. Rudowłosa dziewczyna łypnęła na niego groźnie i bez powodzenia spróbowała przygładzić swoje włosy.
-Jak wam idą treningi?- zapytała Cornie leniwie wprowadzając poprawki w pracy Davida. Mimo, że chłopak był od niej o rok starszy często prosił ją o pomoc. Cornie zdecydowanie była jedną z najzdolniejszych uczennic w szkole i większość zastanawiała się czemu tiara przydziału nie umieściła jej w Ravenclawie.
-Bardzo dobrze –ożywił się James schodząc na swój ulubiony temat.- w tym roku na pewno wygramy. Dawno nie mieliśmy tak dobrej drużyny. Zastanawiałem się nawet czy nie wziąć Huga na obrońcę, ale wspólnie z drużyną stwierdziliśmy, że jest jeszcze za młody na tą pozycję. Jednak za rok na pewno wejdzie do drużyny.
-Hugo powinien skupić się na nauce.- odpowiedziała Rose kończąc tym samym temat.
-Wiem, że nie przepadasz za tym sportem, ale twój brat ma do tego smykałkę, więc nawet nie próbuj go przeciągnąć na swoją stronę.- oburzył się James i pogroził jej palcem.
-Widziałam ostatnio Albusa jak grał.- włączyłam się do rozmowy.- On jest urodzonym szukającym.
-Naturalnie!- powiedział z dumą James.-Jest moim bratem i za rok zajmie moje miejsce. Kto wie, może zostanie nawet kapitanem. W tym roku będzie przychodził czasem na treningi, aby się podszkolić. I Hugo też będzie przychodzić.- spojrzał na Rose i dodał po chwili przybierając stanowczy ton głosu- I nawet nie waż się mu tego zabronić rudzielcu.
Cornie podała poprawiony referat Davidowi i oznajmiła ziewając,że idzie spać. Po chwil w ślad za nią ruszyła Rose. Zostałam sama z chłopakami i rozmawiałam z nimi o długo wyczekiwanej imprezie. Dopiero po północy trafiłam do dormitorium z myślą, że mogę spać co najmniej do dziesiątej.