poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział 20



 To na pewno jeden z najdłuższych postów jakie napisałam. Jestem z niego nawet całkiem zadowolona. Już dłuższy czas temu powstała scena między Natalie i Scorem na balu, więc cieszę się, że w końcu i wy możecie ją przeczytać. Ja czytałam ją chyba z dziesięć razy i za każdym razem coś zmieniałam ;) 
Ps.Jeśli moje tempo się nie poprawi to rozdział świąteczny będzie akurat na święta xd



Obudził mnie jakiś trzask. Zerwałam się z łóżka rozcierając oczy, próbując tym samym przyzwyczaić je do jasności.
-Co wy robicie?- zapytałam rozglądając się po pokoju. Rose stała pochylona nad swoim kufrem i dosłownie wyrzucała z niego przeróżne kosmetyki i milion innych rzeczy.
Ruda spojrzała na mnie jakbym zapytała o najoczywistszą rzecz na świecie. Pokiwała tylko głową mrucząc coś pod nosem i jak gdyby nigdy nic wróciła do szperania w kufrze.
-Czy ty już zaczęłaś się szykować?- zapytałam z trudem ukrywając rozbawienie.
-Ciekawe czy będziesz się śmiała błagając mnie o pomoc przy uczesaniu tej swojej blond czupryny.
Spojrzałam na Cornie, która próbowała zamaskować śmiech kaszlnięciem, ale nie wyszło jej to zbyt przekonująco.
 Po chwili zostałam dosłownie wygoniona do łazienki przez Weasley. Kazała mi się wykąpać, umyć włosy i podporządkować planowi, dzięki któremu powinno nam się udać wyrobić w sześć godzin. Nie do końca wiedziałam co ona zamierza robić przez tyle czasu, ale spieranie się z nią nie miało w tej chwili żadnego sensu.  


*       


Po wyjściu z łazienki za zgodą Rosie udałam się do biblioteki, aby przed świąteczną przerwą oddać wszystkie książki.  Bez pośpiechu załatwiłam wszystkie swoje sprawy i ślimacząc się ruszyłam na siódme piętro. Kilkanaście metrów przed sobą ujrzałam Scorpiusa Malfoya. Próbowałam niepostrzeżenie zniknąć za rogiem, ale Ślizgon ruszył za mną.
-Blondyna poczekaj chwilę!- przygryzłam wargę przypominając sobie nasze ostatnie spotkanie i mój wybuch gniewu. Po krótkim namyśle kapitulowałam i zwolniłam pozwalając się dogonić.
-Co chcesz Scor?- zapytałam pogodnie.
-Chyba powinienem Cię przeprosić... Nie chciałem Cię zdenerwować, zwyczajnie czasami nie myślę.- uśmiechnął się ze skruchą.
-To nic, od dawna podejrzewałam, że Ślizgoni mają problemy z myśleniem.- puściłam mu oczko naśladując jego wypowiedź przy naszej ostatniej rozmowie.
-To akurat jest specjalnością Gryfonów- zaczął się ze mną droczyć.
-Słuchaj jeśli chciałeś mnie tylko przeprosić, to wszystko w porządku, ale teraz muszę wracać do dziewczyn.- spojrzał na mnie jakby nie do końca wierzył w moje zapewnienia- Będziemy szykować się do balu.- westchnęłam.
-Macie jeszcze prawie 5 godzin.- powiedział z rozbawieniem.
-Czyli już jestem spóźniona. Słuchaj, jeśli nie chce zginąć z rąk pewnej, rudej czarownicy, to naprawdę muszę się już zbierać- uśmiechnęłam się- Może do zobaczenia później.- pożegnałam się i ruszyłam w stronę dormitorium.
-Typowa kobieta!- usłyszałam za sobą rozbawiony głos chłopaka.

*      

Nasz pokój wyglądał jakby wybuchła w nim bomba. Z każdej strony przewracały się kosmetyki, ozdoby do włosów i tygodniówki gazety „Modna czarownica”, z której dziewczyny prawdopodobnie czerpały inspiracje.
-Nie wiem Rosie czy to do mnie pasuje...-Cornie siedziała przy toaletce przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądała inaczej niż zwykle, na głowie miała dziwną konstrukcję, która przypominała gniazdo wielkiego ptaka.
-Czy ja wiem...- Rose stała nad nią i na przemian przyglądała się dziewczynie i ilustracji w gazecie.- To podobno najnowsze trendy. A ty co myślisz?- spojrzała na mnie, a Cornie bez rezultatu próbowała choć trochę przygładzić swoje włosy.
-To wygląda...- przekręciłam głowę na bok-...to jest ciekawe- wydusiłam po chwili.
-Zgadzam się, to na pewno jest inne, nowoczesne i....- ruda spojrzała na mnie szukając odpowiednich słów.
-I ciekawe.- uśmiechnęłam się, a Rose pokiwała głową. Cornie ponownie spojrzała w lustro, jęknęła i pobiegła do łazienki, a po parunastu minutach wróciła z mokrymi, rozczesanymi włosami.
Po krótkiej naradzie postanowiłyśmy nie eksperymentować z fryzurami i postawić na sprawdzone triki, a więc Rose jeszcze bardziej nakręciła i nastroszyła swoje włosy stawiając na artystyczny nieład, Cornie zrobiła eleganckiego koczka, a mi przypadły delikatne fale z wpiętym nad uchem małym, białym kwiatkiem.
Dzięki nowoczesnym kosmetykom przysłanym nam z Paryża od cioci Cornie w zaskakująco szybkim tempie zrobiłyśmy makijaż. Warto zaznaczyć, że miałyśmy samomalujące cienie do powiek i pędzel, który bez niczyjej pomocy konturował całą twarz. Planowałam wspomnieć o nich mamie i modlić się, aby mi takie sprezentowała na urodziny.
Wyszykowanie się na bal zajęło nam o wiele mniej czasu niż podejrzewa Rosie, więc poszłyśmy do chłopaków na przed balowe piwo kremowe.


*      

Po wyjściu z dormitorium przystanęliśmy rozglądając się w każdą stronę. Hogwart zawsze był piękny, ale w tamtej chwili dosłownie zapierał dech w piersiach. Poręcze, schody i podłoga wyglądały jakby były zrobione z lodu. Z obawą zrobiłam pierwszy krok bojąc się śliskiej powierzchni, ale poruszanie się po niej nie okazało się trudniejsze niż zazwyczaj. Wszędzie było biało, a zamek wydawał się być zrobiony z lodu.
-Co jak co, ale Krukoni potrafią czarować.- zaśmiał się Leo wyrywając wszystkich z otępienia.-Idziemy?
W piątkę ruszyliśmy w stronę w Wielkiej Sali w ciszy podziwiając kolejne, coraz piękniejsze ozdoby. Po przekroczeniu progu Wielkiej Sali ponownie zamarliśmy.
Wielka Sala była nie do poznania. Zniknęły długie, zimne stoły, a zamiast nich stały ośmioosobowe, okrągłe stoliki udekorowane białymi obrusami. Na każdym stole stały świeże kwiaty o niebieskiej barwie i świece imitujące sople lodu. Na ich szczycie nie było jednak zwyczajnych płomyków, a jedynie jasnoniebieskie świetliki. Zastawa wyglądała jakby została zrobiona z przeróżnych, nierównych kawałków lodu.
Większa część pomieszczenia została przerobiona na parkiet, który z kolei wyglądał na tak wyszlifowaną taflę lodu, że bez problemu można byłoby się w niej przejrzeć. Tuż obok stanęła niewielka scena dla orkiestry.
Pod ścianą stał podłużny stół, na którym zostały umieszczone fontanny z ponczem i płynnymi lodami o przeróżnych smakach.
Jedynie stół nauczycielski stał w tym samym miejscu co zazwyczaj, ale i on wyglądał inaczej niż zazwyczaj. Nie było na nim obrusu, ale wyglądał jakby został wykuty w śnieżnej skale.
Jednym słowem zastaliśmy prawdziwą Krainę Lodu.
Usiedliśmy przy naszym stoliku, a nasze talerze zapełniły się przeróżnymi potrawami. Jedno miejsce przy naszym stoliku zostało puste, ale postanowiłam się nie przejmować tym, że przyszłam sama. Wokół siebie miałam najlepszych przyjaciół i tylko to się liczyło.


*      

Podeszłam do stołu z zamiarem nalania sobie ponczu, ale przeszkodziło mi nagłe chwycenie mojej ręki przez niezidentyfikowanego sprawcę.
-Hej Natalie!- dosłownie krzyknęła mi do ucha obca postać. Odwróciłam się zaskoczona i dostrzegłam Petra, o rok ode mnie starszego Puchona. Poznaliśmy się kiedyś przez przypadek przez Davida, ale nasza znajomość do tej pory ograniczała się jedynie do zdawkowego przywitania się na korytarzu.
-Hej.- uśmiechnęłam się i planowałam powrócić do swojego wcześniejszego zajęcia, ale chłopak pociągnął mnie na parkiet. Nie miałam innego wyjścia jak zatańczyć z nim jeden taniec.
-Przyszłaś sama?- zapytał. Kiwnęłam jedynie głową nie chcąc tłumaczyć, że byłam umówiona z Jamesem, który z nie swojej winy nie mógł dotrzymać mi towarzystwa.
-To świetnie!- spojrzałam na niego pytająco- To znaczy, że jesteś wolna. Ja też jestem wolny.- chciałam coś wtrącić, ale Petro nie dopuścił mnie do słowa-Znaczy miałem wiele dziewczyn, z którymi mógłbym pójść, ale postanowiłem się nie ograniczać. No ale coś czuję, że ten wieczór spędzimy razem.- puścił mi oczko i w zaskakująco szybkim tempie obrócił mnie wokół własnej osi. Ledwo utrzymałam równowagę, ale już parę sekund później przekonałam się, że tańcząc z nim cały czas trzeba bronić się przed bliskim spotkaniem z parkietem. Po dwóch piosenkach udało mi się wyrwać z rąk chłopaka pod pretekstem, że muszę się czegoś napić. Mój towarzysz obiecał mi jednak, że niedługo do mnie wróci. Uśmiechnęłam się zupełnie nie wiedząc jak go spławić.
Opadłam na krzesło między Rose i Cornie. Zgarnęłam kubek, który trzymała ciemnowłosa dziewczyna i szybko wypiłam jego zawartość.
-Wzięłaś pod uwagę, że trzymałam ten kubek, aby sama się napić? Może odniosłaś mylne wrażenie, że go dla ciebie pilnuje, albo...- ironizowała.
-Przepraszam-przerwałam jej- przeżyłam dwa szalone tańce z Petrem i musiałam się napić.- wytłumaczyłam oddając jej prawie opróżniony kubek.
-Z tym Petrem?- włączyła się Rosie spoglądając na chłopaka. Kiwnęłam jedynie głową i chwyciłam ze stolika kawałek ciasta dyniowego.
-Jest przystojny i z tego co wiem to jest wolny.- posłała mi dziwny uśmiech. Spojrzałam przelotnie na Puchona. To prawda, że większość dziewczyn uważała go za zniewalająco przystojnego chłopaka, ale zupełnie nie był w moim typie. Miał ciemną karnację, trochę przydługie jak dla mnie włosy i zbyt umięśnione ciało.
-Może i tak, ale tańczyć to on nie potrafi.- wzdrygnęłam się przypominając sobie te szalone ruchy, które wykonywał wokół mnie.
-Nikt nie jest idealny.- westchnęła ruda.- A tak poza tym to Blair znowu chodzi nadymana jak paw.- mruknęła ze złością.
-Rosie daj sobie już spokój z tą dziewczyną...
-Podobno Malfoy zaprosił ją na jakąś wielką randkę w przerwę świąteczną...-prychnęła wściekła. 
-Co?!- krzyknęłam czym zasłużyłam sobie na podejrzane spojrzenia obu dziewczyn.
-Na jakiś bal czy coś- Rose wzruszyła ramionami- mówiła o tym w łazience jakimś dziewczynom, ale mogę się założyć, że mówiła to tak głośno, aby mieć pewność,że to usłyszę.
-Rosie opanuj się, przecież to Ciebie w żaden sposób nie dotyczy.- Cornie przewróciła oczami, a ja powoli pogrążałam się we własnych myślach. Z jakiegoś powodu ta wiadomość mnie wkurzyła. Nigdy nie chciałam umówić się ze Scorpiusem, nawet nie przeszło mi to przez myśl, ale poczułam się urażona. Ostatnio podkreślił, że ja jestem kimś w rodzaju kumpeli, a Blair najwidoczniej była dziewczyną, którą zabiera się na randki. Co ona takiego w sobie ma?
-Ale ta małpa znowu będzie się puszyła, że ma bogatego i popularnego chłopaka! Wkurza mnie, że zawsze musi być o niej głośno!- nachmurzyła się i założyła ręce.
Po chwili dołączyli do nas Leo i David. Zajęliśmy się jedzeniem wykwintnych dań, których nazw nie potrafiliśmy nawet powtórzyć. Rozmowa zeszła na luźne opowieści o poprzednich balach. W momencie kolejnej opowieści Rose, Cornie dyskretnie szepnęła mi do ucha, że Petro idzie w naszą stronę. Spanikowałam i pociągnęłam Davida z prośbą, aby ze mną zatańczył. Rose z Cornie wybuchnęły śmiechem widząc moją ucieczkę, ale najważniejsze, że nie musiałam tańczyć z tym zarozumiałym osiłkiem.
-Wszystko w porządku?- zapytał David. Tańczył naprawdę dobrze, ale z drugiej strony w porównaniu z Petrem każdy był dobrym tancerzem.
-Przepraszam, że tak Cię pociągnęłam, musiałam przed kimś uciec.- posłałam mu przepraszające spojrzenie na co chłopak roześmiał się przyjacielsko.
-Zawsze jestem do dyspozycji. Jak się bawisz?
-W sumie to dobrze, Krukoni się naprawdę postarali. To wszystko wygląda niesamowicie.- powiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu.- A ty?
-Dawno nie bawiłem się lepiej, ale to akurat zasługa Twojej przyjaciółki.-rozpromienił się zerkając w stronę Cornie, która właśnie zaczęła tańczyć z Leo.
-Nigdy nie miałam okazji Ci powiedzieć jak bardzo się cieszę, że jesteście razem. Cornie zmieniła się pod Twoim wpływem.-David spojrzał na mnie z zaciekawieniem-To znaczy dalej jest tą dobroduszną Cornie, ale zrobiła się jakaś odważniejsza i jakby bardziej pewna siebie. To dobrze.- dodałam z uśmiechem widząc zdziwienie na twarzy przyjaciela.
-Mogę mieć do Ciebie prośbę?- zapytał.
Wytłumaczył mi, że kupił coś dla niej, ale nie jest pewny czy się jej spodoba. Obiecałam spotkać się z nim jutro rano i ocenić jego gust. 
Po paru minutach wróciłam do pustego stoliku.Od początku wieczora zerkałam na wielki śmietankowy tort, który nęcił mnie swoim wyglądem i postanowiłam w końcu go spróbować. Włożyłam sobie na talerz spory kawałek i zajęłam się jedzeniem. Z radością odkryłam, że w jego środku ukryte były truskawki.
-Co masz dobrego?- znienacka obok mnie usiadł Petro.
-Tort śmietankowy z truskawkami.- uśmiechnęłam się i włożyłam do ust kolejny kęs.
-Brzmi pysznie.- powiedział nienaturalnie niskim tonem patrząc mi prosto w oczy-Dostanę trochę?
-Eeeee, jasne.- mruknęłam zbita z tropu i podałam mu drugi talerzyk z kawałkiem ciasta.
-Nie do końca to miałem na myśli.- powiedział bardziej do siebie niż do mnie, zjadł dwa kęsy i odłożył talerzyk na bok.
-Nie smakuje Ci?
-W tej chwili większą ochotę mam na kolejny taniec z prześliczną Gryfonką.- puścił mi oczko.
-Jasne, ale za chwilę. Muszę dokończyć z tym tutaj.- zaśmiałam się sztucznie wskazując talerz. Po chwili uświadomiłam sobie, że w normalnej sytuacji nigdy nie wypowiedziałabym tak dziwnego zdania, ale poczułam się przyparta do muru. Chłopaka nie zraziła moja odpowiedź i najwyraźniej postanowił poczekać. W momencie gdy zaczął opowiadać o tym z jaką łatwością podnosi sztangę stwierdziłam, że już chyba wolę z nim zatańczyć i mieć spokój. Odstawiłam talerz i pozwoliłam po raz kolejny poprowadzić się na parkiet. Tym razem leciała wolna piosenka, co w sumie nie było takie złe. Przynajmniej Petro musiał zmniejszyć tempo, a tym samym zmniejszyła się szansa na bolesny upadek. Po skończonym tańcu oddaliłam się tłumacząc, że muszę skorzystać z toalety. Chłopak spoglądał na mnie gdy odchodziłam, więc naprawdę musiałam pójść do łazienki, aby nie wyszło, że to była jedynie wymówka. W łazience dwie młodsze o rok dziewczyny wypytywały mnie jak to jest tańczyć z Petrem i głośno wyrażały swój zachwyt jego osobą oraz zapewniały mnie, że jestem szczęściarą i chciałyby być na moim miejscu. Wydusiłam z siebie dwa słowa i zszokowana dzisiejszymi wydarzeniami wróciłam na salę obiecując sobie, że następnym razem zwyczajnie spławię tego chłopaka.


*      

Ustałam z boku i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Większość osób była pochłonięta tańcem. Uśmiechnęłam się sama do siebie dostrzegając jak Leo w tańcu przytula Rosie.
Po chwili mój wzrok przykuł Scorpius tańczący z Blair. Poruszali się z gracją po parkiecie i wyglądali tak dobrze, że nie mogłam oderwać od nich wzroku. Choć możliwe, że to od niego nie mogłam oderwać wzroku.
-Nie martw się, ona nic dla niego nie znaczy. Jest po prostu facetem i w gruncie rzeczy to nie jego wina, to natura. Oni wszyscy zachowują się jakby myśleli czymś innym niż głową.- podskoczyłam ze strachu słysząc tuż za sobą obcy, kobiecy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam przyjaciółkę Scorpiusa.
-Lubisz podkradać się do obcych?- zapytałam chłodno. Delany mnie onieśmielała, a od zajścia w sowiarnii wydawała mi się wręcz przerażająca. Nie byłam pewna czy mam ochotę z nią rozmawiać. Wiedziałam jednak, że na pewno nie chcę rozmawiać z nią o Scorpiusie.
-Jesteś Natalie i wiem, że ty też wiesz kim jestem, więc nie można uznać nas za zupełnie obce sobie osoby. Poza tym nie musisz traktować mnie jak wroga.- westchnęła i przybrała ton jakby tłumaczyła coś małemu, niesfornemu dziecku.
-Niech Ci będzie.- mruknęłam-Nie rozumiem jednak czemu mi to wszytko mówisz. Scorpius i jego tłum rozhisteryzowanych fanek nie jest zbyt ciekawym tematem do rozmowy.- dodałam przebierając obojętny ton. Po chwili nawet zdałam się na przyjacielski uśmiech myśląc, że to doda wiarygodności moim słowom.
-Ale ja znam prawdę.- zaśmiała się. Wątpię, żeby zrobiła to złośliwie, ale i tak poczułam się urażona.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz.- Robiłam się już zirytowana i pragnęłam zakończyć tę konwersację. Zawsze przy niej czułam się jak mała dziewczynka. Z jakiegoś powodu nie byłam przy niej sobą. Nie wiem czy to ze względu na jej wygląd, charyzmę czy samo to, że ot tak potrafiła krzyknąć na Jasmine.
-Możliwe, że faktycznie jest tak jak mówisz... Czyli dalsza rozmowa jest bez sensu, przynajmniej na razie. Choć jak teraz o tym myślę to ta rozmowa jednak spełniła swój cel..- uśmiechnęła się jakby nagle coś do niej dotarło.
-Czy oświecisz mnie w końcu o co Ci chodzi?- zapytałam zrezygnowana. Byłam już zmęczona jej towarzystwem i nawet nie wysilałam się na złośliwości.
-Już niedługo.- mruknęła z uśmiechem.
W tej samej chwili podszedł do nas Scorpius, a Delany bez żadnego wytłumaczenia odeszła w stronę grupy Ślizgonów.
-Rozmawiałaś z Delany?- zapytał zaskoczony.
-Ciężko nazwać to rozmową. Ona coś mówiła, ale nie do końca wiem o co jej chodziło.- wzruszyłam ramionami.
-No tak...- zaśmiał się jakby coś sobie przypomniał- Delany nie zawsze pamięta, że większość osób nie rozumuje w taki sam sposób jak ona.- uśmiechnął się i spojrzał w stronę Ślizgonki.
-Co masz na myśli?- ożywiłam się i też spojrzałam w stronę dziewczyny. Wyglądała zwyczajnie, przynajmniej w pewnym tego słowa znaczeniu. Była jednak ponadprzeciętnie piękna. Jej ciemnoczerwone, wręcz bordowe włosy stanowiły niezwykły kontrast z jasną, porcelanową cerą. Każdy jej ruch był niesamowicie płynny. Cała jej postawa kojarzyła się z prawdziwymi arystokratkami z minionych wieków.
-To długa i mało interesująca historia...- machnął ręką-Zatańczymy?-uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę.
-Chcesz tańczyć?- zapytałam zaskoczona.
-To zazwyczaj robi się na tego typu imprezach, no nie marudź Natalie.
Przyciągnął mnie do siebie i zaczęliśmy tańczyć.
-Teraz już rozumiem po co potrzebowałaś aż pięciu godzin. Wyglądasz przepięknie.- szepnął mi do ucha, a ja jedynie wybąknęłam ciche podziękowania.
-Czemu jesteś taka spięta?- mruknął.- Zamknij oczy i pozwól mi się prowadzić.
Zrobiłam jak mi kazał. Po chwili czułam jakbym płynęła po parkiecie. Zaczęłam zastanawiać się jak to możliwe, że on jest, aż tak wszechstronnie uzdolniony. Był członkiem drużyny Ślizgonów, mistrzem eliksirów, uzdolnionym tancerzem i sama już nie wiem kim jeszcze. Cholerny artystokrata- pomyślałam z przekąsem i poczułam jak coraz bardziej zatracam się w tańcu, a może w nim. Czy to możliwe, że w jakimś stopniu podoba mi Ślizgon? I to nie jakiś tam Ślizgon, tylko cholerny arystokrata Scorpius Malfoy.
Muzyka się skończyła i ponownie otworzyłam oczy. Chłopak wpatrywał się we mnie w milczeniu. Również nie mogłam oderwać wzroku od jego twarzy. Od jego nieskazitelnej cery, szarych oczu i ust, które zazwyczaj wygięte były w zawadiackim uśmiechu.
-Chcesz stąd wyjść?- zapytał szeptem i nie czekając na moją odpowiedź pociągnął mnie w stronę bocznych drzwi. Zatrzymaliśmy się dopiero, gdy kompletnie ustały odgłosy dobiegające z Wielkiej Sali. Przystanęliśmy i nagle poczułam się nieswojo. Nie wiedziałam jak się zachować. Czułam,że serce wali mi jak oszalałe, a każda kolejna sekunda upływająca w martwej ciszy wprawiała mnie w coraz większą panikę. Scor natomiast stał wpatrując się we mnie, jakby gorączkowo nad czymś rozmyślał.
-Chyba powinniśmy...- nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo jego usta znalazły się przy moich. Musnął moje wargi i gwałtownie odsunął się na odległość dwóch metrów.
-Przepraszam, nie powinienem tego robić.- mruknął stojąc do mnie plecami. Dotknęłam palcami ust w miejscu, w którym przed chwilą były jego. W głowie mi szumiało, a serce już nawet nie biło, ono wręcz stanęło!
-Chyba jednak przepraszanie nie leży w mojej naturze...- powiedział i chwilę później znalazł się obok mnie. Przyparł mnie do ściany jednocześnie kładąc dłonie na mojej talii. Jego usta ponownie znalazły się przy moich, tylko tym razem Ślizgon nie zaprzestał na delikatnym i niewinnym pocałunku. Rozchyliłam wargi pozwalając mu się po raz kolejny tego wieczoru prowadzić. W tej sekundzie chłopak zawładnął moim ciałem i umysłem.
Po chwili usłyszeliśmy kroki i odskoczyliśmy od siebie w zawrotnym tempie. Stałam wpatrując się Scora próbując oswoić się z tym co przed chwilą zaszło.
Kroki należały do Dominica Notta i dwóch innych Ślizgonów, których nie znałam z imienia. Spojrzeli na mnie z odrazą, choć możliwe, że tylko to sobie wmówiłam.
-Scor? Co ty tu robisz z tą...-urwał na chwilę- Z tą Gryfonką?- uśmiechnął się sztucznie i włożył ręce do kieszeni spodni.
-Czyżbym coś pominął Nott?- Scor wyprostował się i zaczął mówić władczy tonem. Pierwszy raz widziałam go w roli zimnego Ślizgona i napawał mnie on lękiem. W każdym bądź razie nie przypominał chłopaka, który nazywał mnie per blondyna i żartował z moich zdolności do eliksirów.- Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek zobowiązywał Ci się do tłumaczenia z czegokolwiek. A w tej chwili radzę Ci zedrzeć z twarzy ten fałszywy uśmiech i spieprzać z stąd.
-Teraz to chyba ja coś pominąłem.- Dominic przestał się uśmiechać- Czy kiedykolwiek wyraziłem zgodę na to, abyś mną rządził i decydował gdzie mogę, a gdzie nie mogę być? – Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, choć to bardziej wyglądało na cichy pojedynek, pokaz siły.
-W każdym bądź razie ja wracam na bal.- powiedziałam na tyle głośno na ile byłam w stanie i ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. To, że Scorpius mnie nie zatrzymywał, a wręcz nie zaszczycił mnie choćby jednym spojrzeniem prawie nie zabolało. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.


*      

Skołowana wróciłam na bal. Rozejrzałam się próbując dostrzec którąś z moich przyjaciółek, ale w tłumie tańczących nie byłam wstanie ich zobaczyć. Westchnęłam i powlokłam się do stolika. Przysunęłam do siebie miskę z winogronami i w dość szybkim tempie wrzucałam do buzi kolejne owoce.
-Planujesz zostawić coś innym?- obok mnie pojawił się Petro, ale byłam tak pochłonięta myślami, że nie dostrzegłam jego obecności. Dopiero gdy powtórzył pytanie spojrzałam w jego stronę.
-Lubię owoce.-wzruszyłam ramionami.
Rozmawialiśmy przez parę minut o niczym. Chłopak pytał mnie o błahostki, a ja odpowiadałam monosylabami.
-Zatańczymy?- zapytał po chwili.
-A mógłbyś mi przynieść poncz migdałowy?- udałam, że nie usłyszałam jego pytania.-Stoi tam obok fontanny z lodami.- wskazałam ręką najbardziej oddaloną część sali od mojego stolika.
-Jasne, ale jesteś pewna, że istnieje poncz migdałowy?- spytał zdezorientowany.
-Ależ tak.- pokiwałam głową-jest pyszny, mówię Ci.- uśmiechnęłam się i po chwili pomachałam odchodzącemu chłopakowi. Zyskałam trochę czasu zanim zorientuje się, że wysłałam go po coś czego nie ma.
-LEO!- krzyknęłam na widok przechodzącego chłopaka. Gryfon spojrzał na mnie, po chwili odwrócił się w stronę parkietu i z niezadowoleniem powlókł się w moją stronę.
-Nat jestem teraz trochę zajęty i...- urwał, gdy gwałtownie pociągnęłam go na krzesło obok mnie tłumacząc, że potrzebuję jego towarzystwa.
-Ale Rose na mnie czeka i może się wściec, jak...
-Ja też mogę się wściec.-przerwałam mu.
-Ale ona...
-Przecież nie jest twoją dziewczyną!- rzuciłam przewracając oczami. Tego argumentu nie mógł odeprzeć nie zdradzając swojej tajemnicy. Co prawda otworzył na chwilę usta, ale zreflektował się, że i tak nie może nic powiedzieć.
-To fakt-westchnął- Co się dzieje, że każesz mi tu siedzieć?
-Zaraz wstaniemy, a ty odprowadzisz mnie do naszej wieży, dobrze?
-A ty nie masz własnych nóg?- zapytał zbity z tropu.
-Mam, ale muszę udawać, że coś mi się stało w nogę.- syknęłam ze złością. Byłam zła na siebie, Blair, Scor, Delany i tego idiotę Petra, więc warknęłam na Gryfona.
W tej samej chwili podeszła do nas Rosie. Wytłumaczyłam im, że mam dość nachalnego Petra i wolę wcześniej wrócić do dormitorium, poza tym i tak bal miał się nie długo kończyć. Streściłam im swój plan i czekałam na powrót Puchona.
Po raz ostatni tego wieczora poszłam zatańczyć z Petrem, ale już po paru sekundach udałam, że coś stało mi się w kostkę. Zgodnie z planem Rose i Leo chwycili mnie mnie z dwóch stron i wyprowadzili z pomieszczenia. Ostatni raz z nadzieją zerknęłam czy nie ma gdzieś Scorpiusa i ruszyłam w stronę dormitorium.