piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 21

Powróciłam kochani! Z góry przepraszam za wszelkie błędy, ale część rozdziału pisałam na telefonie. Chciałam wam wszystkim życzyć wesolych świąt spędzonych w gronie najbliższym i ogolnie spełnienia wszystkich marzeń. Za mniej wiecej dwa tygodnie minie rok od kiedy założyłam bloga i mam wielką nadzieję, że w tym samym czasie uda mi się dodać nowy rozdział. Chciałam Wam również podziękować za wszystkie komentarze, które naprawdę wiele dla mnie znaczą. Nie przedłużając zapraszam na nowy rozdział.  







Usiadłam na łóżku rozcierając oczy i rozglądając się po pokoju. Na kufrze obok łóżka Cornie leżała złożona sukienka, a jej szpilki stały tak równo jakby wymierzyła je od linijki. Po drugiej stronę pokoju Rose mruczała przez sen co kilka sekund zmieniając pozycję. Sukienkę przewiesiła przez poręcz łóżka, obok którego niedbale porzuciła torebkę i jeden but. Z rozbawieniem rozejrzałam się za drugim, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec.
 Po cichu nie chcąc ich obudzić podniosłam się z łóżka i wyjęłam z kufra dwa ładnie zapakowane prezenty. Położyłam po jednym na szafce każdej z moich współlokatorek i poszłam do łazienki. Przez cały czas nie mogłam przestać myśleć o Scorpiusie i naszym wczorajszym pocałunku. Jak do tego doszło? Jak to możliwe, że Scorpius Malfoy całował właśnie mnie? Przez chwilę chciałam obudzić dziewczyny i opowiedzieć im co się wczoraj wydarzyło, ale wiedziałam, że to może poczekać. Nie było różnicy, czy powiem im to teraz czy za kilka godzin. Po cichu po raz kolejny sprawdziłam czy spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy i wyszłam z pomieszczenia.
W pokoju wspólnym siedziało już parę osób zaciekle o czymś rozmawiając. Usiadłam przy wolnym stoliku i wlepiłam wzrok za okno podziwiając zimowy krajobraz. Moje myśli ponownie powędrowały do Scorpiusa i wczorajszego wieczoru.
-Hej Nat.- usłyszałam głos Davida. Chłopak usiadł obok mnie zaszczycając mnie jednym ze swoich promiennych uśmiechów. Przywitałam się z chłopakiem, a już po chwili słuchałam jego opowieści o poszukiwaniach idealnego prezentu dla Cornie. Opowiedział mi jak zwiedził każdy sklep w wiosce i jak każda kolejna rzecz wydawała mu się coraz banalniejsza. Po chwili dodał z zakłopotaniem, że wpadł mu do głowy pewien pomysł. Zamilkł i zaczął szperać w kieszeniach wyjmując po chwili małe pudełeczko. Położył je na stoliku i czekał na moją reakcję.
-Czy to jest to co myślę?- jęknęłam i odchyliłam wieczko. W środku był ukryty jeden z najpiękniejszych pierścionków jakie kiedykolwiek widziałam. Elegancki, wyrazisty, wyjątkowy i efektowny- tymi słowami można by opisać ten pierścionek. Został wykonany ze srebra, a półokrągły niebieski diament był otoczony przez mniejsze srebrno-białe diamenciki, które układały się na kształt liści słonecznika.-Na gacie Merlina, David, co ty planujesz?
-Spokojnie, nie mam zamiaru się już oświadczać- zaśmiał się- ale chciałem dać jej coś wyjątkowego, a ten pierścionek należał do mojej prababki.
-Chcesz jej podarować rodzinną pamiątkę? To coś większego nawet od zaręczyn.-powiedziałam oglądając go z każdej strony. Zaczęłam wyobrażać sobie spanikowaną Cornie otwierającą pudełeczko.Przynajmniej tak mi się wydawało, że byłaby spanikowana. Ja byłabym przerażona.
-Czyli zły pomysł?- zapytał zerkając na pierścionek. Chciałam mu wytłumaczyć jak wiele oznacza taki prezent, ale chłopak upierał się, że jest pewny, że Cornie to ta jedna i jeśli to coś zmieni to równie dobrze może wykorzystać ten pierścionek do prawdziwych oświadczyn. Próbowałam przemówić mu do rozsądku, że Cornie ma dopiero szesnaście lat, a on ledwo skończył siedemnaście i nie jest to najlepszy moment do podejmowania takich decyzji. W tym momencie chłopak zarzucił mi sceptyczność, więc dałam sobie spokój z edukowaniem zakochanych i jedynie przyznałam, że nigdy nie widziałam równie ładnego pierścionka. Chłopak uśmiechnął się ponownie i zaczął opowiadać o tym jak wpadł na ten pomysł.
-Wszystko w porządku Natalie? Wydajesz się być nieobecna…- zapytał przerywając swoją opowieść. Po raz kolejny odpłynęłam myślami do zeszłego wieczoru. Nie mogłam dłużej udawać, że nic nie czuję do Scorpiusa i miałam ochotę wreszcie z kimś o tym porozmawiać.
-Mogę Cię o coś zapytać?- spojrzałam na niego wyczekująco. Chłopak kiwnął głową, a ja kontynuowałam- Zanim zacząłeś spotykać się z Cornie to się z nią przyjaźniłeś. Spędzaliście ze sobą dużo czasu, a nagle ta przyjaźń zamieniła się w coś większego. W którym momencie zrozumiałeś, że coś do niej czujesz?
-Szczerze to nie mam pojęcia...- podrapał się po głowie- Chyba na początku poczułem się o nią zazdrosny, gdy dwóch chłopaków zaczęło o niej rozmawiać.  Na początku sam nie wiedziałem czemu tak mnie to ruszyło. Wmawiałem sobie, że jest to jedynie troska o przyjaciółkę, ale po pewnym czasie zrozumiałem, że to tylko jedynie wymówki. Nagle wszystko co robiła wydawało mi się niesamowite, a najbardziej szczęśliwy czułem się w momencie ,gdy udało mi się ją rozbawić.
-A w jaki sposób udało Ci się odważyć wyznać jej swoje uczucia?- zapytałam skubiąc sweter.
-To chyba było najtrudniejsze, bałem się, że ona nie czuje tego samego. Obawiałem się, że przez to mogę zniszczyć naszą przyjaźń.
-Dokładnie, nie możesz przewidzieć czy to nie jest jedynie platoniczne uczucie.- westchnęłam.
-Ale wiesz czego żałuję najbardziej? Tego, że tak długo się ociągałem, prawda jest taka, że ryzykujemy naprawdę mało w porównaniu z tym co możemy zyskać.- uśmiechnął się- Dlatego radzę Ci się odważyć.- uśmiechnął się do mnie i po chwili podniósł się z krzesła tłumacząc, że musi się jeszcze spakować.- I dziękuję, że mogłem Ci się wygadać z tym pierścionkiem, potrzebowałem tego.- uśmiechnął się na pożegnanie i zniknął na schodach prowadzących do dormitorium.
Ponownie zostałam sama. Zaczęłam się zastanawiać kim dla mnie właściwie jest Scorpius Malfoy. Nie mogłam udawać, że jest dla mnie obojętny, zależało mi na nim, a po wczorajszym pocałunku nie mogłam myśleć o niczym innym. Tylko to było za mało, aby móc mówić o wielkiej miłości. Zwyczajnie bardzo go lubiłam, a od początku roku stawał się dla mnie coraz bliższą osobą. Postanowiłam, że muszę z nim pogadać, na początku chciałam poczekać na śniadanie i porozmawiać z nim później, ale nie mogąc usiedzieć na miejscu wyszłam z wieży Gryfonów.
*         

Zbiegłam ze schodów i nagle przystanęłam nie wiedząc, w którą stronę powinnam iść dalej. Prawdopodobnie był w lochach, ale nie miałam pojęcia jak miałabym go tam znaleźć. Co prawda mogłabym stać i wykrzykiwać jego imię, ale znając życie prędzej natknęłabym się na Jasmine lub inną przeuroczą Ślizgonkę. Nagle wpadłam na pomysł, gdzie może być Scorpius. W zawrotnym tempie dotarłam na szóste piętro i odnalazłam najbrzydszy obraz jaki znajdował się w zamku. Wypowiedziałam zaklęcie i przeszłam przez tajne wejście. Jednak nie znalazłam w nim nic więcej niż kociołka, książek i paru fiolek. Z ciekawości zajrzałam jeszcze do kociołka. Wywar miał miodową barwę, ale nic mi to nie mówiło. Domyślałam się jednak, że jest tak jak mówił chłopak i wszystko idzie tak jak zaplanował. Przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę o jego eliksirze i jego wybuch euforii. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym z jaką łatwością i gracją uniósł mnie do góry. Jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu i wyszłam na chłodny korytarz. Nie miałam pojęcia gdzie go szukać. Zrezygnowana potoczyłam się na parter i krążyłam po korytarzach. Musiało minąć trochę czasu, bo coraz więcej osób kierowało się do Wielkiej Sali. Musiałam pogodzić się z tym, że nie uda mi się go odnaleźć i bez entuzjazmu powlokłam się na ostanie w tym semestrze śniadanie.
 Nagle w odległej części korytarza dostrzegłam szarookiego Ślizgona. Nie stał jednak sam, towarzyszyła mu Blair. Rozmawiali o czymś, a Scor uśmiechał się wpatrując w dziewczynę. Przypomniałam sobie co dzień wcześniej opowiedziała mi Rose. Najwidoczniej Ślizgon nie odwołał spotkania z dziewczyną,. Poczułam się okropnie głupio. Naiwnie pomyślałam, że wczorajszy pocałunek coś dla niego znaczył.
Usiadłam pod ścianą i spróbowałam na chłodno przekalkulować ostatnie wydarzenia. Scorpius Malfoy od zawsze otaczał się dużą liczbą dziewczyn, ale nigdy żadna z nich nie była jego dziewczyną. Choć w sumie trafniej powiedzieć, to on nie był nigdy żadnej dziewczyny.
Przypomniałam sobie, że kiedyś sama byłam świadkiem tego w jaki sposób potraktował prawdopodobnie zakochaną w nim Romildę. Widząc ją na korytarzu w pośpiechu skręcił w inną stronę, aby nie musieć z nią rozmawiać. Tłumaczył mi wtedy, że raz się z nią całował, a teraz ona nie daje mu spokoju. Śmiał się, że zachowuje się jakby obiecał jej co najmniej małżeństwo.
Zrobiło mi się głupio, że przez chwilę byłam gotowa pobiec do niego i wyznać mu miłość jak w jakiejś głupiej komedii romantycznej. Tyle, że ta scena nie wyglądałaby jak w mugolskim filmie, to skończyłoby się raczej dramatem, w którym po raz kolejny miałabym złamane serce, a Ślizgon mógłby się szczycić, że zyskał kolejną zakochaną fankę. Na szczęście do tego nie doszło i nigdy nie dojdzie.
 Spojrzałam na nich po raz ostatni i bez pośpiechu oddaliłam się w stronę Wielkiej Sali. Prawda była taka, że do wczorajszego wieczoru Scorpius Malfoy nie był dla mnie nikim więcej, niż zwykłym znajomym. To tylko i wyłącznie moja wina, że chwilowe uniesienie spowodowało we mnie zauroczenie. Tak, to było jedynie zauroczenie-pomyślałam. Nic więcej i niech tak zostanie. Był Ślizgonem, który prawdopodobnie miał swoją mroczną stronę. Ja rozmawiałam z nim tylko kilkanaście razy w życiu i właściwie nic o nim nie widziałam. Najlepiej będzie jak ograniczę z nim kontakt- powiedziałam sobie w duchu. I najlepiej będzie jak nie będę już o nim myślała.

*         

W Wielkiej Sali siedzieli już wszyscy moi znajomi. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w ich stronę. Postanowiłam wymazać wczorajszy wieczór  z pamięci i nikomu o tym nie wspominać. Usiadłam obok Davida i z uśmiechem wysłuchałam podziękowań dziewczyn za prezenty. Rose była zachwycona swoim kompletem kosmetyków do włosów i Cornie zajęło chwilę za nim udało jej się przebić i podziękować za zestaw nożyczek i innych przyborów do przerabiania i projektowania ubrań.
-Na Merlina, błagam o zmianę tematu…- mruknął Leo- Czy ja i David wyglądamy jak dziewczyny kochające rozmawiać o kosmetykach i ciuchach?
-Teraz wiesz jak się czuję, gdy wiecznie gadasz o quidditchu…- mruknęła Rose przewracając oczami.
-Rose, quidditch to zupełnie co innego i….- chłopak wbił wzrok w dziewczynę, która zrobiła naburmuszoną minę.
-Uspokójcie się!- przerwał im David- Czy wy potraficie ze sobą rozmawiać jak dorośli? Jak dobrze, że zaczynają się święta i trochę od siebie odpoczniecie.
-Nie denerwuj się!- zaśmiał się Leo-my tylko się ze sobą droczymy.-puścił oczko rudej, która lada moment przestała się burzyć.
-No i jak już to sobie wyjaśniliśmy to możemy wrócić do rozmowy o kosmetykach i ciuchach.- zaświergotała Rose wystawiając język w stronę chłopaka.
-Zabijcie mnie…- mruknął Leo z rezygnacją opierając głowę o stół.

*         

Pociąg powoli nabierał prędkości, a Hogwart stawał się coraz mniejszy i mniejszy, aż w końcu zniknął za jakimś pagórkiem. Leniwie przeniosłam wzrok na moich przyjaciół, którzy byli zajęci omawianem wczorajszego balu. Leo przedrzeźniał Rosie, że przez cały tydzień męczyła go, że ma ochotę potańczyć i jeśli okaże się, że chłopak będzie jedynie siedział przy stole to własnoręcznie go zabije, a później sama pójdzie tańczyć, a jak przyszlo co do czego to odpadła jako pierwsza. Rose skomentowała to jedynie, że gdyby co chwilę potajemnie wychodziła  na szklaneczkę ognistej whisky, to też miałaby tyle energii. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale chlopak wszedł jej w słowo i zaczęli się sprzeczać o jakieś głupoty.
-Ale muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, że się nie pozabijaliście.- zaśmiała się Cornie przyglądając się tej dwójce.
-Rose czy tylko ja odnoszę wrażenie, że w tym przedziale nikt nas nie docenia?- zapytał Leo spoglądając na rudą.
-Masz rację, oni zdecydowanie nas nie doceniają… Zupełnie nie rozumiem czemu mają o nas aż tak złe zdanie.- pokiwała głową przybierając poważną minę.
-Wychodzę do łazienki.- mruknęłam nie mając ochoty dłużej słuchać o wczorajszym wieczorze i wyszłam na korytarz. W pośpiechu wytarłam wilgotne oczy i ruszyłam w stronę łazienek. Nagle rozsunęły się drzwi jednego z przedziału i wyszedł z niego nie kto inny jak Scorpius Malfoy. Spuściłam głowę i minęłam go w milczeniu.
-Natalie.- wypowiedział moje imię, a ja mimo danych sobie wcześniej obietnic obróciłam się w jego stronę.- Szukałem Cię wczoraj, ale nigdzie nie mogłem Cię znaleźć.
-Źle się poczułam i wyszłam wcześniej.-odpowiedziałam wkładając ręce do kieszeni w bluzie.
-Zamieniłem parę zdań z Nottem, a później nigdzie nie mogłem Cię znaleźć. Chciałem porozmawiać z Tobą o zajściu na balu.-powiedział łagodnie, a ja automatycznie zacisnęłam schowane dłonie.
Uśmiechnęłam się blado, a w głowie ponownie miałam obraz Scorpiusa chowającego się przed Romildą. Wiedziałam co ma mi do powiedzenia i za żadne skarby nie chciałam mu na to pozwolić. Tylko co mogłam zrobić? Jedynie co przyszło mi do głowy, to powiedzieć to jako pierwsza. Może w taki sposób zachowam chociaż resztki godności.
-Hmmm, tylko czy jest o czym rozmawiać?- wzruszyłam ramionami przybierając obojętny wyraz twarzy- Poniosła nasz chwila i się pocałowaliśmy, to tyle. Nie musimy tego roztrząsać, to nic nie znaczyło.- wyrzuciłam z siebie i zacisnęłam usta. Chłopak wyglądał na zaskoczonego i chyba  nie wiedział co ma powiedzieć. Prawdopodobnie nie spodziewał się, że załatwienie tej sprawy pójdzie mu tak szybko.
-Fakt, to nic nie znaczyło.- odpowiedział po chwili- Ty w dalszym ciągu kochasz Pottera.- wyrzucił z siebie, a jego mina nie wyraża żadnych emocji.
-A ty w dalszym ciągu masz Blair i milion innych dziewczyn.
-Wychodzi na to, że każdy jest szczęśliwy. Wesołych świąt.- powiedział po czym ponownie zniknął w swoim przedziale.
Stałam tak jeszcze przez chwilę nie mogąc się ruszyć. Powinnam być zadowolona, udało mi się tak pokierować rozmową, że ostatecznie to ja powiedziałam to o czym myślał chłopak.  Jednak nie umiałam się tym cieszyć i musiałam włożyć wiele wysiłku w to, aby się nie rozpłakać. Marzyłam już jedynie o tym, aby znaleźć się we własnym łóżku w Londynie.


*         

Wybiegłam z pociągu rozglądając się po peronie. Po chwili dostrzegłam mojego tatę, który dosłownie rozpromienił się na mój widok. Pobiegłam w jego stronę wpadając w jego otwarte ramiona.
-Jak dobrze Cię widzieć księżniczko- powiedział w dalszym ciągu trzymając mnie w objęciach. W jednej chwili poczułam się dobrze, a zarazem beznadziejnie. Wszystkie myśli, uczucia do Scorpiusa i Jamesa zaczęły wirować mi naraz w głowie. Tak jakbym od dłuższego czasu tłumiła wszystko w sobie, a w ramionach taty doszczętnie się rozpadła.
-Tęskniłam za Tobą tatusiu.- odpowiedziałam po chwili ledwo hamując napływające łzy.
-Dobrze się czujesz?- zapytał przyglądając mi się z troską. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się nie chcąc go martwić.
-Już tak.
-Co ty na to abyśmy poszli na wielki pucharek lodów?- zapytał- Co prawda mama upiekła jakąś pieczeń, ale przez parę najbliższych godzin mamy spokój, pojechała po jakieś nowoczesne zioła do Brazylii.
-Namawiasz mnie do tego, abym naraziła się mamie już w pierwszy dzień?
-Wszystko biorę na siebie- puścił mi oczko i chwycił kufer- O Merlinie! Pół Hogwartu w niego wpakowałaś, że jest taki ciężki?- jęknął i zrobił śmieszną minę próbując mnie rozbawić.
-Naprawdę tęskniłam.- powiedziałam.
-Ja też księżniczko, nawet nie wiesz jak bardzo.- odpowiedział całując mnie w czoło.
Przeszliśmy przez ścianę i znaleźliśmy się na zwyczajnym, londyńskim dworcu.
Weszliśmy do jednej z wielu kawiarenek mieszczących się przy dworcu i zamówiliśmy lody z owocami i bitą śmietaną.
Opowiedział mi wszystkie ciekawostki związane z apteką i z uśmiechem wysłuchał moich opowieści o szkole.
-Powiesz mi teraz co Cię tak dręczy?- zapytał po chwili- Widzę przecież, że jesteś obecna ze mną tylko ciałem.
-Nic ważnego…- mruknęłam wygrzebując łyżeczką ostatnie, roztopione już kropelki lodów.
-Okej, okej… jak nie chcesz mi mówić, to trudno. Ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.- uśmiechnął się i dodał, abym odstawiła już ten pucharek, bo zaraz zrobię nim dziurę.
-Kupiłeś już prezent dla mamy?- zmieniłam temat.
-A co do tego…- podrapał się po głowie- możemy zrobić tak jak zawsze?- zaśmiałam się i pokiwałam głową. Co roku dawał mi pieniądze, a ja kupowałam prezent za niego. To była najlepsza metoda, aby uchronić mamę od dostania ściereczek do czyszczenia różdżki czy innych równie romantycznych przedmiotów.
-Zapomniałem, że muszę wpaść jeszcze do apteki.-mruknął zerkając na zegarek-Mama prosiła mnie o wypełnienie jakiś papierów. Dasz sobie radę?- zapytał i wyręczył kelnerce mugolskie pieniądze z doliczonym napiwkiem.
-Pewnie.- uśmiechnęłam się i wstałam od stolika.
-Przetransportuje twój kufer do domu i zobaczymy się później.
Wyszliśmy z kawiarni i już miałam ruszyć w stronę wejścia na ulicę pokątną, gdy do głowy wpadł mi pewien pomysł..
-Tato...- zaczęłam- masz przy sobie więcej mugolskich pieniędzy?- wydęłam usta i zamrugałam oczami. Była to ta mina, której mój tata nie był w stanie niczego odmówić.


Przeszłam dwie uliczki zerkając na wystawy wszystkich sklepów, restauracji, kwiaciarni, a nawet salonów stomatologicznych. Po chwili znalazłam to czego szukałam i pociągnęłam za klamkę. Weszłam do wielkiego pomieszczenia, w którym pachniało lawendą. Z każdej strony otaczały mnie lustra, a miła pani z recepcji pokazała mi gdzie mogę odwiesić swój płaszcz. Zapytała czy byłam wcześniej umówiona. Pokręciłam przecząco głową, na co odpowiedziała, że to nic i chyba Hulijo jest wolny. Przeszła przez półokrągłe drzwi, a po chwili wróciła z przystojnym chłopakiem około trzydziestki. Był latynosem o dość charakterystycznym sposobie poruszania się.
-Jakie piękne włosy! I jaki kolor! Naturalny, prawda?- zapytał i wziął jeden z kosmyków w swoje dłonie- Chodź na mną.- uśmiechnął się i pociągnął mnie w stronę swojego stoiska. Usiadłam na wygodnym fotelu na przeciw lustra i poczekałam, aż Hulijo założy na mnie ochronną folię.
-Co robimy aniołku?- zapytał wyciągając z szafki komplet nożyczek i szczotek.
-Myślałam o zmianie koloru. Nie chcę być już dłużej blondyną...- westchnęłam. Hulijo spojrzał na mnie zaskoczony, a po chwili z politowaniem skinął głową.
-Aria, złociutka, mogłabyś nam zrobić po karmelowej latte.- powiedział do swojej asystentki i usiadł obok mnie na fryzjerskim stołku.
-Codziennie odwiedza mnie tutaj kilkanaście dziewcząt i potrafię już rozróżnić co skłoniło je do zmiany fryzury. Niektóre robią to pod wpływem zmiany pracy, inne próbują się odmłodzić, a jeszcze inne, takie których jest najwięcej, próbują o czymś zapomnieć.- powiedział spokojnym głosem- I ty też robisz to pod wpływem chwili, pod wpływem złości. Nie pozwolę zniszczyć Ci tak pięknego blondu przez jakiegoś ostatniego kretyna.- uśmiechnął się i podał mi kawę przyniesioną przez jego asystentkę.
-Skąd wiesz, że chodzi o jakiegoś kretyna?- zapytałam zerkając na młodego mężczyznę. Momentalnie poczułam, że go polubiłam.
-Bo to zawsze chodzi o jakiegoś kretyna.- machnął ręką jakby mówił o najoczywistszej sprawie na świecie- Sam przez większość życia wzdychałem do kogoś kto nie był tego wart. Dopiero ostatnio poznałem niesamowitego chłopaka.- uśmiechnął się na samą myśl o nim.- A teraz wracając do Twoich włosów...- zawiesił się na chwilę- Myślałaś kiedyś o ścięciu ich na krótko?- zapytał z błyskiem w oczach.
Powiedziałam, że zdaję się na niego i może zrobić z moimi włosami na co tylko ma ochotę. Machał nożyczkami jakby nigdy nie robił nic innego, na podłodze było coraz więcej moich włosów, a ja czułam się coraz lepiej. Nie wiedziałam czy to pod wpływem zmiany fryzury, czy Hulija, któremu opowiedziałam całą moją historię. Przynajmniej prawie całą, oczywiście pominęłam fragmenty, że jestem czarownicą i uczę się w Hogwarcie. Opowiedziałam o Jamesie i Scorpiusie, wyznałam wszystkie moje uczucia i z każdym wypowiadanym zdaniem czułam się coraz lepiej. Cały mój ciężar schodził ze mnie, a latynos kiwał głową na znak, że rozumie co mam na myśli.
-...A teraz czuję się jak skończona idiotka i nie wiem co mam robić.- zakończyłam swój monolog dopijając resztkę kawy.
-Z twojej historii wynika, że i jeden i drugi jest totalnie ślepy. Nie wierzę, że nie zabijają się o Ciebie.- zaśmiałam się na słowa Hulija- I wiesz co myślę? Powinnaś odpuścić sobie ich obojga i myśleć tylko o sobie. Żaden z nich nie jest Ciebie wart. A teraz spójrz na nową Natalie!- uśmiechnął się, a ja spojrzałam na swoje odbicie. Nie było śladu po moich długich włosach, teraz nie dotykały one nawet ramion. Wyglądały świeżo, a moja buzia nabrała zupełnie innego wyrazu. Wyglądałam dojrzalej, miałam wrażenie, że osoba, którą widzę w lustrze jest pewniejsza siebie i o wiele odważniejsza. Z zachwytem dotknęłam swoich włosów, które układały się jakbym miała zaraz wyjść na wybieg, albo mieć sesję do „Modnej czarownicy”.
Podziękowałam Hulijowi i zwolniłam miejsce, bo czekała na niego już następna klientka. Podałam mu pieniądze i miałam się już oddalić, ale nie mogąc się powstrzymać pomownie odwróciłam się w jego stronę. Mężczyna przytulił mnie jak młodszą siostrę i zapewniając, że wszystko się ułoży odprowadził mnie do drzwi.
-Jak coś aniołku to zawsze możesz do mnie wpaść pogadać!- krzyknął za mną, gdy byłam już na ulicy. W zdecydowanie lepszym humorze ruszyłam w stronę przejścia na ulicę pokątną w celu znalezienia idealnego prezentu dla mamy.