Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale nie chciałam się dłużej z nim ociągać. Przepraszam za moja niesystematyczność, musicie mi jedna wierzyć, że cały czas z nią walczę. ;)
-Nareszcie wiadomo!- Rose wpadła do pokoju jak burza i
zaczęła wyjmować przeróżne sukienki ze swojego kufra. Spojrzałyśmy po sobie z
Cornie i odłożyłyśmy książki, wiedząc, że w tej chwili i tak nici z nauki.- Na
tablicy ogłoszeń pojawiły się informacje odnośnie balu bożonarodzeniowego. Tak
jak podejrzewałyśmy krukoni polecieli klasyką i tematem przewodnim jest kraina
lodu.- zakończyła i zagłębiła się w kufrze.-Nie mam żadnej sukienki, która by
się nadawała… Czy te kujony nie mogły zdecydować się na jakieś egzotyczne wyspy
czy coś…- jęknęła przyglądając się jednej z wielu kolorowych sukienek.
-I tak lepiej niż rok temu jak organizatorami byli
ślizgoni. Temat przewodni „szyk i pieniądze” też nie był zbyt oryginalny.
-zachichotała Cornie.
-Ale musisz przyznać, że po wejściu do Wielkiej Sali, aż
bolały oczy od mieniącego się złota.
-Szkoda tylko, że było to złoto Leprokonusów.- zaśmiała
się ruda-Parę kretynów próbowało wynieść je w kieszeniach licząc na szybki i
łatwy zarobek.
Bal bożonarodzeniowy był tradycją naszej szkoły. Co prawda
był organizowany dopiero od kilkunastu lat, a dokładniej od historycznej bitwy
o Hogwart, ale teraz nikt nie wyobrażał sobie rozpoczęcia bez niego przerwy
świątecznej. Utarło się również, że co roku bal był przygotowywany w innym
stylu i przez inny dom. W tym roku organizatorami byli krukoni. Bal
bożonarodzeniowy odbywał się w dzień poprzedzający wyjazd do domów na święta.
Była to jedna z niewielu okazji do założenia eleganckich ubrań i wysokich
butów, więc każda dziewczyna starała się wyglądać w ten wieczór wyjątkowo.
-Czyli musimy iść na zakupy.- uśmiechnęłam się i zaczęłam
kalkulować ile pieniędzy mogę przeznaczyć na sukienkę. Ciemnowłosa gryfonka aż podskoczyła
na myśl o zakupach. Cornie, zazwyczaj cicha i spokojna, w sklepach była
zupełnie inna. Stawała się rozgadana, głośna i cholernie szybka. Wystarczyła
jej chwila, aby stwierdzić czy w danym sklepie znajdzie się coś ciekawego.
-Czyli rezerwujemy sobie całą sobotę!- rudowłosa
dziewczyna klasnęła z radości i bez składania wrzuciła sukienki z powrotem do
kufra.
*
Tydzień minął zaskakująco szybko i zanim się spostrzegłam
został tylko tydzień do balu i do powrotu do domu. Sama nie wiedziałam co
napawa mnie większą radością. W przeciągu paru dni dostałam od mamy trzy listy
zawierające informacje co do świątecznego menu, prezentów i ogólnej rozpiski w
jaki dzień kogo odwiedzamy. Jeszcze nawet nie zdążyłam wrócić, a mama już
zasypała mnie zadaniami i planami. To właśnie w okresie świąt najbardziej
dawało się zauważyć jej władczą naturę.
Nauczyciele też już nam praktycznie odpuścili widząc, że
i tak nikt nie skupia się na ich wykładach.
Zamek powoli zapełniał się świątecznymi ozdobami i
choinkami. Praktycznie z każdej strony dało się wyczuć świąteczną atmosferę. W
sumie można ją było nawet spróbować dzięki skrzatom i ich pierniczkom, które
były serwowane na deser.
Jednak chyba najwięcej uwagi każdy poświęcał balowi.
Większość osób podobierała się już w pary, a Ci którzy nikogo jeszcze nie
zaprosili szukali sposobów jak zaprosić swoją sympatię. Ja na szczęście nie
miałam tego problemu. Ustaliliśmy, że pójdziemy w szóstkę. Jedynie wejdziemy
parami, czyli David z Cornie, Leo z Rose no i ja z Jamesem. Próbowałam
wykombinować coś tak, abym nie musiała wchodzić jako para Jamesa. Po tym
wszystkim co zaszło zwyczajnie nie chciałam stwarzać sytuacji, w których
mogłabym się jeszcze bardziej zbłaźnić. Niestety nie udało mi się wykonać
żadnej podmianki. To oczywiste, że Cornie chciała być oficjalną partnerką
Davida, ale pomyślałam o zamianie z Rose. Niestety zapomniałam, że jest kuzynką
Jamesa, więc wysłanie ich razem nie wchodziło w grę. Pocieszyła mnie jednak, że
ona musi iść z Leo, który prawdopodobnie zdąży nawet przez te dwie minuty
podnieść jej ciśnienie. Mimo wszystko obiecała, że będzie grzeczna i nie
potraktuje go żadną klątwą.
*
Całą sobotę spędziłyśmy w Hogsmeade. W wiosce były tylko
trzy sklepy z sukienkami, więc nie miałyśmy zbyt dużego wyboru.
Weszłyśmy do trzeciego i zarazem najdroższego sklepu.
Znając życie i wysokość mojego kieszonkowego będę mogła sobie pozwolić co
najwyżej na rękaw od sukienki z tego sklepu. Zerknęłam na dziewczyny. Cornie
nie traciła czasu i już przerzucała kolejne wieszaki, a Rose wiernie jej
towarzyszyła i przytrzymywała kreacje, które zdaniem gryfonki zasługiwały na
przymierzenie.
-Nat chcesz suknie do ziemi?- wychyliła się zza wieszka.
Kiwnęłam przecząco głową, a Cornie ponownie zniknęła. Zakupy z nią były dość
przyjemne i stosunkowo mało męczące. Nasza rola ograniczała się do stania obok
i przymierzania rzeczy, które wybrała. Z nudów podeszłam do regału stojącego
najbliżej. Wyjęłam pierwszą lepszą sukienkę i podeszłam do wielkiego lustra.
-Jest naprawdę śliczna!- tuż za mną stanęła Cornie.
-Faktycznie, powinnaś ją kupić.- dodała druga dziewczyna
zerkając na metkę. Spojrzałam ponownie w lustro przyglądając się sukience.
Czarna kreacja miała dopasowaną górę i tiulowy, rozkloszowany dół, który
przypominał trochę spódnicę baletnicy. Była bez ramiączek, więc prawdopodobnie
ładnie eksponowałaby moje obojczyki.
-Pomijając fakt, że musiałabym na nią wydać moje
wszystkie oszczędności to ona jest czarna.- mruknęłam i odwiesiłam sukienkę na
wieszak.
-A ty nagle przestałaś lubić czarny kolor?
-Tak się składa Rose, że to bal tematyczny, a w krainie
lodu czarny nie jest chyba przewodnim motywem.
-Mogłabyś być złą czarownicą.- zachichotała Cornie- A tak
serio to możliwe, że ta sukienka idealnie wpasuje się w tematykę...- ściągnęła
sukienką z wieszaka i przez chwilę przyglądała się jej w skupieniu.-Powinnaś ją
kupić!- powiedziała stanowczo i wyręczyła mi sukienkę.
-A powiesz mi co planujesz?- zapytałam zerkając na cenę.
Kosztowała o wiele więcej niż miałam wydać, ale w ostateczności mogę przecież
przez miesiąc nie jeść słodyczy.
-O nic się nie martw, musisz tylko wiedzieć, że kiedy z
nią skończę będzie idealna!- puściła mi oczko i zniknęła w kolejnej alejce.
Zrezygnowana usiadłam na jednej z trzech kanap i
przyglądałam się dziewczynom w co chwilę innych strojach. Po parunastu
przymiarkach dziewczyny również wybrały kreacje. Sukienka Cornie była w
jasnoniebieskim kolorze. Była wykonana z tak delikatnego i zwiewnego materiału,
że przypominała strój rusałki lub jakiejś wodnej nimfy. Rose natomiast zdecydowała
się na całą białą z odkrytymi plecami i koronkowymi rękawkami. Ze swoimi
loczkami i prześlicznym uśmiechem wyglądała jak niewinny aniołek, czyli jak
swoje zupełne przeciwieństwo.
*
Po zakupach zaszłyśmy do Trzech mioteł, kupiłyśmy parę
butelek miodowego piwa i wróciłyśmy do zamku. Nie miałyśmy już praktycznie
nauki, więc postanowiłyśmy spędzić wieczór na słodkim lenistwie. Rozdzieliłyśmy się na drugim piętrze. Dziewczyny
miały zanieść sukienki i poszukać chłopaków, a ja miałam pójść do kuchni po
jakieś przekąski.
Nagle tuż przede mną wyrósł Scorpius. Wyglądał co najmniej dziwnie,
był rozpromieniony, a jego postawa była zupełnie przeciwna do tej ślizgońskiej
obojętności, którą przeważnie emanował.
-A ty na jakiejś loterii wygrałeś czy coś?- Chłopak zignorował
moją złośliwą uwagę i chwycił mnie w objęcia unosząc do góry. Był silny i
wyglądało na to, że podniesienie mnie nie było dla niego żadnym problemem.
Wyswobodziłam się z jego uścisku i poprawiłam koszulkę, która uniosła mi się do
góry.- Przesadziłeś z eliksirem euforii?
-Kpij sobie ile chcesz blondyna, dzisiaj mnie to zupełnie
nie rusza.- uśmiechnął się zawadiacko- Jesteś teraz zajęta?
-No tak trochę, bo planowałam….-chciałam powiedzieć coś
więcej, ale chłopak chwycił mnie za rękę i pociągnął wzdłuż korytarza.-
Zaczynam się Ciebie bać… Wypiłeś jakiś kolorowy napój czy zjadłeś cudze
czekoladki?
-Nie mogę być zwyczajnie w dobrym humorze?- zapytał
beztrosko nie zwalniając kroku.
Poddałam się i pozwoliłam pokierować się chłopakowi.
Zatrzymaliśmy się dopiero na jakimś odległym korytarzu na czwartym piętrze.
Prawdę mówiąc byłam tu chyba pierwszy raz w życiu.
Scorpius usiadł pod ścianą, wyczarował dwie szklanki i
wyjął z torby butelkę ognistej whisky.
-Napijesz się?- kiwnęłam przecząco głową i usiadłam obok
niego.
-Nie lubię whisky, jest gorzkie…- spojrzał na mnie ze
zdziwieniem, a po chwili wybuchł śmiechem.
-Jesteś urocza, wiesz?
-To, że nie lubię whisky jest urocze?
-Znając życie gdybym zaproponował Ci papierosa też byś
odmówiła, prawda?
-Nie lubię ich zapachu…- mruknęłam przyglądając się swoim
butom.
-Nawet nie wiesz jak bardzo różnisz się od dziewczyn, z
którymi zazwyczaj spędzam czas…- westchnął. Nie do końca wiedziałam czy to
komplement. Zazwyczaj widywałam go w towarzystwie największych ślicznotek ze
szkoły, więc bycie ich zupełnym przeciwieństwem było dość krzywdzące.
-Powiesz mi w końcu co się stało i czemu tu z Tobą
siedzę?
-Mój eliksir jest już prawie gotowy- zaświeciły mu się
oczy- najtrudniejsze mam już za sobą, a jako, że do tej pory nic nie
spieprzyłem to prawdopodobnie niedługo będę mógł świętować. Chciałem o tym komuś
powiedzieć, a zwyczajnie nikt inny nie wie, że go przyrządzam.
-Powiedziałeś o tym tylko mi?- ożywiłam się.
-Spokojnie blondyna, to nie jest tak, że wybrałem Cię na
moją psiapsiółkę- zaśmiał się- zwyczajnie potrzebowałem Twojej pomocy, a
inaczej byś mi jej nie udzieliła.
-Ah…- mruknęłam i ponownie wlepiłam wzrok w swoje buty.
-Ale w gruncie rzeczy cieszę się , że Ci o tym
powiedziałem. Twoje zawracanie tyłka było dość zabawne.- stuknął mnie w ramię
próbując zwrócić moją uwagę. Spojrzałam na niego i nie mogłam powstrzymać
cisnącego mi się na usta uśmiechu.
-Ale w Twoim życiu chyba też sporo się dzieje, prawda?-
zapytał po chwili.
-Słucham?- zapytałam nie mając pojęcia o czym on mówi.
-Widziałem Cie ostatnio z Potterem w Hogsmeade,
najwidoczniej ten przygłup otworzył wreszcie oczy i zauważył jaką ma fajną
dziewczynę obok siebie. Rozumiem, że teraz będziecie mogli chodzić na potrójne
randki.- uśmiechnął się przyjacielsko.
-To nie była randka…- mruknęłam wkurzona, nie miałam
zamiaru ,ani ochoty mu tego tłumaczyć- Poza tym na brodę merlina o co Ci chodzi
z jakimiś potrójnymi randkami?
-Bo w tej waszej paczce tylko ty i Potter jesteście sami.
Gdybyście również się ze sobą spotykali, to bylibyście słodcy jak…. Nawet nie
umiem tego oddać słowami- zaśmiał się.
-Muszę Cię zmartwić, w tej naszej przesłodkiej paczce-
zaakcentowałam jego słowa- jest tylko jedna para, a mianowicie Cornie i David.
-A ta ruda i ten wielki osiłek?- zapytał zdezorientowany.
-Rose i Leo nie są razem- zaśmiałam się- Są jedynie
znajomymi, ale Leo na pewno ucieszy się, że nazwałeś go osiłkiem.- puściłam mu
oczko.
-Byłem pewny, że oni…- zamyślił się. Wyglądał jakby
gorączkowo się nad czymś zastanawiał, a po chwili uśmiechnął się jakby właśnie
coś sobie uświadomił.
-To byłeś w błędzie- weszłam mu w słowo- Ale fajnie, że
doszliśmy do momentu, w którym czegoś nie wiesz. Pomyłki leża w ludzkiej
naturze Scorpiusie.- uśmiechnęłam się złośliwie i podniosłam się z zimnej
posadzki.
-Mój błąd, nie będę Cię już zatrzymywał. Do później
blondyna!- wstał i przeszedł kilka kroków. Po chwili zatrzymał się i ponownie
spojrzał w moją stronę- A, i pozdrów swoją uroczą koleżankę. Koniecznie musisz
mnie z nią zapoznać, taka znajoma to skarb.- zaśmiał się.
-O co tym razem Ci chodzi?- zapytałam po raz kolejny nie
łapiąc jego toku myślenia.
-Bo jeśli ona w taki namiętny sposób całuje zwykłych znajomych,
to warto się z nią zakolegować.- ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia ze
śmiechu. Spojrzałam na niego zszokowana. Minęła dłuższa chwila za nim
zrozumiałam czego się właśnie dowiedziałam. Doskoczyłam do chłopaka.
-Rosie całowała się z Leo? Kiedy i jak? W sensie jak to
możliwe? Coś Ci się musiało przewidzieć- zaśmiałam się myśląc o tej
niedorzeczności- Oni nawet średnio się lubią, w sensie cały czas się kłócą i
nie mogą ze sobą wytrzymać. Ona ma go za dzieciaka, a go irytuje jej władczość
i…- chłopak chwycił mnie za ramiona uniemożliwiając mi tym samym chodzenie w tą
i z powrotem.
-Hej, blondyna….- patrzył mi prosto w oczy- Posłuchaj
mnie uważnie, to nic takiego. Są dorośli i się całowali, to tyle.
-TO TYLE?- krzyknęłam- Rose nie całuje się ot tak. I nie
waż się mówić, że to nic takiego! To jest coś wielkiego!
-Krzyczysz na mnie jakbym to ja obściskiwał się z tą rudą.-
przewrócił oczami.
-To nie jest dobry moment na żarty- odpowiedziałam
gniewnie.- I jak ona mogła mi o tym nie powiedzieć? Przecież się przyjaźnimy…
-A to jest zasada, że przyjaciołom trzeba spowiadać się
kiedy i z kim się całowało? Gdybym za każdym razem latał z taką drobnostką do
Zabiniego to…
-Różnica polega na tym, że ani Rose, ani ja nie całujemy
się co chwilę, więc dla nas to nie jest drobnostka!- wycedziłam gniewnie i
szybkim krokiem ruszyłam wzdłuż korytarza pozostawiając osamotnionego chłopaka.
W zaskakującym tempie pokonałam odległość dzielącą mnie od
wieży gryfonów, a następnie do naszego pokoju. Z impetem otworzyłam drzwi i
weszłam do jak się okazało pustego pomieszczenia. Rzuciłam kurtkę i skierowałam
się do pokoju chłopców. Drzwi były uchylone, więc po cichu zajrzałam do środka.
Cornie z Davidem siedzieli oparci o jego łóżko i przyglądali się Jamesowi i
Rose. Oni natomiast siłowali się na rękę, a przynajmniej chyba o to chodziło,
bo moja przyjaciółka nie miała żadnych szans z Jamesem, więc jej ręka co chwilę
opadała na stolik. Nad nimi stał Leo jak zawsze wszystko komentując. Naśmiewał
się z Rosie, że jest cienka i nawet staruszka McGonagall pokonałaby ją lewą
ręką. Dziewczyna natomiast odgrażała się, że za pomocą swojej lewej ręki może
na niego rzucić jakiś nieprzyjemny urok. Na pierwszy rzut oka wyglądali i
zachowywali się tak samo jak zawsze, jednak po chwili dało się wyczuć pewną
zmianę. Leo i Rose przekomarzali się w inny sposób, nawet patrzyli na siebie
inaczej. Dopiero teraz zauważyłam, że ta dwójka non stop się do siebie
uśmiecha. Na gacie merlina jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć? Przeniosłam
ciężar ciała na drugą nogę, a drewniana podłoga zaskrzeczała pode mną.
-Wchodź Natie.- James uśmiechnął się do mnie serdecznie i
wstał, aby otworzyć mi piwo.
-Gdzie masz jedzenie?- zapytała ruda przyglądając mi się
z rozżaleniem.
-Jedzenie?- przez to wszystko zapomniałam o tych
cholernych przekąskach- To długa historia, możepójdziesz ze mną do kuchni, a ja
Ci wszystko opowiem?- Rose westchnęła i mozolnie podniosła się z krzesła.
-To może ja z Tobą pójdę!- zaproponował James.
-Nie, muszę iść z tym rudzielcem.- powiedziałam stanowczo
i wyszłam z pokoju.