sobota, 3 października 2015

Rozdział 19



Witam Was po baaaardzo długiej nieobecności. Zaniedbałam wszystko. Nie odwiedzałam Waszych blogów, nie wstawiałam rozdziałów, a nawet nie odpisywałam na Wasze komentarze. Ostatnio z niczym się nie wyrabiam. W tym roku piszę maturę i mam mnóstwo dodatkowych zajęć, a testów mam zadawaną taką ilość, że ledwo się wyrabiam. Ale tak to już moje kochane jest jak planujesz wybrać się na typowo medyczne studia. Muszę mięć po prawie 90% z matury z chemii i biologii, tak więc nie jest lekko. Planowałam porzucić bloga, ale miałam wyrzuty sumienia, że zostawiam Was tak bez wytłumaczenia. Pamiętam jak irytowały mnie niedokończone opowiadania, więc to trochę hipokryzja porzucać swoje :) Tak więc postaram się je dokończyć. Możliwe, że je trochę skrócę, opiszę tylko to co jest najważniejsze, ale inaczej nie dam rady.
Bardzo mi miło, że tyle na mnie czekałyście, jesteście świetne! Jeszcze raz Was przepraszam i postaram się poprawić.



-Wszystko w porządku?- Rose patrzyła na mnie jakby nie była pewna, czy przypadkiem nie zwariowałam.
-Nie wiem, ty mi powiedz!- warknęłam splatając ręce.
-Czyli coś jest nie tak…- mruknęła- Słuchaj, jeśli chodzi o ten bal to nie musisz iść z Jamesem. Jakoś Cię z tego wykręcę, albo mam lepszy pomysł! Wszyscy pójdziemy sami, albo ja wejdę z Tobą, a za nami chłopaki albo…- dziewczyna stanęła i zaczęła wyliczać propozycje na palcach.
-Tu nie chodzi o jakiś głupi bal czy Jamesa!- przerwałam jej- Jak mogłaś przede mną coś takiego zataić? Myślałam, że nie mamy przed sobą żadnych tajemnic.
Dziewczyna spojrzała na mnie zakłopotana i usiadła pod ścianą.
-Czyli już wszystko wiesz?- kiwnęłam głową i zajęłam miejsce obok niej- Planowałam Ci to powiedzieć, ale dopiero w momencie jak już będzie po wszystkim.
-Po wszystkim?- patrzyłam na nią oszołomiona.-Nie wiem jak chciałaś to zakończyć, ale mniejsza o to. Ktoś jeszcze o tym wie?
-Tylko Leo, jakoś się złożyło, że przy tym był.
-Na gacie merlina i sto hipogryfów, to co mówisz nie ma żadnego sensu!- warknęłam wstając z podłogi.
-No dobra, przepraszam!- ruszyła w moją stronę- Nie powinnam pożyczać Twoich rzeczy bez pytania i masz prawo być zła. Wiem, że ten łańcuszek to prezent od babci i jest mi naprawdę głupio, że go porwałam. Próbowałam naprawić go czarami, ale bez skutku... Nie gniewaj się na mnie, w przerwę świąteczną spróbuję go naprawić jakimiś mugolskimi sposobami.- spojrzała na mnie błagalnie.
Za nim zdążyłam wytłumaczyć jej, że w tej chwili mam gdzieś wisiorek do pomieszczenia wpadła zdyszana Cornie.
-Hugo jest w szpitalu!- wydusiła z trudem łapiąc oddech.
Rudowłosa dziewczyna pobladła i ruszyła w stronę hogwarckiego szpitala. Po drodze Cornie wyjaśniła nam, że po naszym wyjściu do pokoju przyszedł Al mając nadzieję, że ją tam znajdzie. Przed salą szpitalną James nerwowo chodził w tą i z powrotem. Gdy nas dostrzegł podszedł do nas i położył dłoń na ramieniu swojej kuzynki.
-Rosie zanim tam wejdziesz i urządzisz scenę posłuchaj mnie przez chwilę -zaczął łagodnym tonem-  To mogło przytrafić się każdemu i spróbuj być wyrozumiała, bo...- zawiesił się szukając właściwych słów.
-Nie wiem o co Ci chodzi, ale mam to gdzieś. Przepuść mnie!- warknęła wymijając Jamesa i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do skrzydła szpitalnego.
-Pamiętaj, że twoje wrzaski już nic nie pomogą!- krzyknął za dziewczyną rozkładając bezradnie ręce. 
Chłopak opowiedział nam o tym jak Hugo z Alem postanowili pójść w ślady wujków i tak jak oni wymyślać sposoby na ułatwienie życia uczniom. Niestety ich pierwszy pomysł dotyczący stworzenia gum powodujących chwilowe znikanie nie poszedł po ich myśli i Hugo wylądował w szpitalu z przeogromną, pulsującą głową.
-Może przynajmniej nieprzyjemny pobyt w szpitalu wybije im z głowy te wszystkie pomysły.- powiedziała Cornie po wysłuchaniu całej historii.
-W gruncie rzeczy mogę się założyć, że pobyt w szpitalu nie będzie dla niego choć w połowie tak nieprzyjemny jak kazanie naszego rudzielca.- zaśmiał się i potargał swoją czarną czuprynę.

                                                          
    
*        




Od tamtego zdarzenia nie miałam okazji porozmawiać z Rose sam na sam. Po ochłonięciu doszłam do wniosku, że naskoczenie na nią nie jest dobrym pomysłem. Nie miałam  żadnych dowodów na to, że mnie okłamuje i byłam pewna, że Rose by się wszystkiego wyparła. Nie chciałam tłumaczyć, że wiem o wszystkim od ślizgona, który nie cieszył się dobrą opinią wśród wychowanków mojego domu. Moją jedyną szansą było złapanie ich w dwuznacznej sytuacji.
 Okazja nadarzyła się już następnego wieczoru. Leżałam w łóżku przekręcając się z jednej strony na drugą. Nie mogłam zasnąć, a moją jedyną rozrywką było wsłuchiwanie się w równomierny oddech Cornie. Nagle Rose wstała ze swojego łóżka, nałożyła sweter i po cichu wyszła z pomieszczenia. Odczekałam parę minut i poszłam w ślad za dziewczyną. Pokonałam parę zimnych schodków i usiadłam na samym dole, tak aby nie było mnie widać z pokoju wspólnego. Wytężyłam słuch próbując dosłyszeć strzępki rozmowy. Po chwili rozpoznałam głosy Leo i Rose. Chciałam zejść na dół i zwyczajnie ich nakryć, gdy dotarły do mnie strzępki ich rozmowy.
-Nie wiem czy postępujemy słusznie.- Rose mówiła cichym, łamiącym się głosem.- Źle się czuję okłamując dziewczyny.
-Wiem, ja też nigdy wcześniej nie miałem tajemnic przed Jamesem i Davidem.- westchnął.
-Musimy im powiedzieć, to wszystko trwa już za długo.
-Czyli już jesteś pewna, że jestem tym jedynym?- powiedział swoim ulubionym, droczącym się tonem. Rose zaśmiała się beztrosko.
-Na tyle jeszcze nie zwariowałam...
-Z tego co pamiętam razem postanowiliśmy nikomu o nas nie mówić dopóki sami nie ustalimy czym to coś jest.
-Ustalamy to już z półtora miesiąca i chyba kiepsko nam to idzie.- mruknęła.
-Jedyne co wiem to, że bardzo mi na Tobie zależy i przy Tobie czuję się jakiś pełny.-uśmiechnęłam się słuchając Leo w tej nowej odsłonie.- Wiem Rosie, że to brzmi dziwnie, ale tak naprawdę jest. Obawialiśmy się, że w przeciągu tygodnia się pozabijamy, ale idzie nam naprawdę dobrze. Nie spodziewałem się, że można być aż tak szczęśliwym i może jestem samolubny, ale lubię mieć Cię tylko dla siebie. Nie wiem czy chcę się jeszcze z kimś dzielić tym wszystkim.
-Rozmawiałam ostatnio z Natalie i przez chwilę myślałam, że ona się jakoś wszystkiego domyśliła. Byłam przerażona, ale po chwili poczułam ulgę. Ona jest dla mnie jak siostra i nie lubię jej okłamywać…
Zamilkli, a ciszę przerywały jedynie tańczące w kominku płomienie. Jedynie o czym myślałam to to, że Rose jest z Leo. Rose i Leo parą! Jak to możliwe, że ta dwójka skończyła jako para? Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że moja przyjaciółka wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Nie miałam prawa mieć do niej pretensji, że to przede mną ukryła. W końcu to był Leo i na pewno sama nie wiedziała jak do tego doszło. Miała prawo sama odnaleźć się w tej sytuacji i nie mogłam jej mieć tego za złe. Dotarło do mnie, że to ja, a nie ona, zachowałam się nie w porządku. Nie powinnam nawet pomyśleć o tym, aby ją podsłuchiwać. Wstałam najciszej jak potrafiłam i ruszyłam po schodkach w górę. Postawiłam stopę na kolejnym stopniu i nagle z hukiem spadałam już w dół. Zatrzymałam się przy schodach rozcierając sobie zbite kolano i mamrocząc parę niecenzuralnych słów.
-Natalie?- Rose dobiegła do mnie i pomogła mi się podnieść z zimnej posadzki.
-O, hej! Nie zauważyłam Cię- zaśmiałam się- no nic, ja idę spać. Dobranoc.- odwróciłam się i miałam już rzucić się biegiem, gdy nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę. Jęknęłam i z wymuszonym, niby beztroskim uśmiechem obróciłam się w ich stronę.
-Co robiłaś na schodach w środku nocy?- zapytała zerkając na moje zbite kolano.
-Ja przyszłam tutaj, bo…- rozejrzałam się po pomieszczeniu starając się wymyślić coś mądrego. Mój wzrok przykuło leżące na stoliku pióro- bo zapomniałam pióra!- chwyciłam pióro i podniosłam je do góry, jak największe trofeum.
-Chyba jest połamane.- Leo spojrzał na mnie z politowaniem.
-Ale ma dla mnie wartość sentymentalną, dostałam je od taty.- pokiwałam głową jakbym mówiła o czymś naprawdę ważnym. – Teraz jak je odzyskałam mogę pójść spokojnie spać.
-Pewnie jesteś ciekawa co my tutaj robimy.- Rosie zaśmiała się nerwowo i spojrzała na Leo mając nadzieję, że on coś wymyśli.
-W sumie to niespecjalnie.-ziewnęłam- pewnie znowu pomagasz mu z jakimś wypracowaniem czy coś...
-Dokładnie- dodał Leo, było widać jak powoli odchodzi z niego stres- Wiesz jaki jestem kiepski z... tych no... eliksirów!
Rudowłosa dziewczyna spojrzała na niego jakby planowała jego morderstwo. Każdy kto choć trochę ją znał, wiedział, że jest beznadziejna z eliksirów, a fakt, że mogłaby komuś pomóc z tego przedmiotu był absurdalny. Udałam jednak, że nie widzę w tym nic dziwnego.
-Na szczęście masz Rosie.- spojrzałam na niego z trudem opanowując chęć krzyknięcia, że cieszę się z ich powodu.
-To prawda, to wielkie szcześcię.- Spojrzał na nią przyprawiając ją tym samym o rumieńce.
-Ja już pójdę spać...- ziewnęłam teatralnie w rękę. Zrobiłam krok w stronę schodów, lecz nie mogąc się powstrzymać odwróciłam się i przutuliłam rudowłosą dziewczynę. "Cieszę się, że dajesz mu korepetycje, naprawdę fajnie widzieć, że się dogadujecie." mruknęłam na tyle cicho, aby nie usłyszał tego Leo i wróciłam do pokoju.


*        



-Nat musisz wstawać!- usłyszałam podniecony głos Cornie.
-Daj mi spokój, jest sobota...- mruknęłam i przekręciłam się na drugi bok.
-No szybko marudo!- krzyknęła i siłą zrzuciła ze mnie kołdrę.
Dla świętego spokoju podniosłam się z łóżka i bez większego entuzjazmu zapytałam czego chcę.
-Twoja sukienka jest już gotowa!- klasnęła w dłonie i doskoczyła do szafy.
Podbiegłam do niej wyciągając szyję, aby dojrzeć kreację. Gdy już zobaczyłam dosłownie odebrało mi mowę. Cornie pomogła mi ją założyć i obróciła mnie w stronę lustra.
-Jest idealna- wydusiłam z siebie dwa słowa nie mogąc odwrócić wzroku od mojego odbicia. Po przeróbkach Cornie, sukienka nie przypominała tej, której przymierzałam w sklepie. Cała pokryta była drobniutkim, srebnym pyłkiem, który wyglądał jak delikatny śnieżek. Każdy, choć najdrobniejszy ruch powodował, że pyłek ożywał i wyglądał, jakby spadał z sukienki będąc automatycznie zastępowany nowym.
-Jak udało Ci się to zrobić?- zapytałam wykonując kolejny obrót.
-No wiesz, jestem całkiem zdolną czarownicą.- uśmiechnęła się.
-Jesteś cholernie zdolną czarownicą!- poprawiłam ją.
-To prawda, Cornie jest najlepsza!- dodała Rose, która do tej pory w ciszy siedziała na swoim łóżku. Zerknęłam na nią zastanawiając się, czy rozmyśla o wczorajszej sytuacji w pokoju wspólnym. Miałam nadzieję, że nie domyśliła się wszystkiego. Nie chciałam ją poganiac, ona i Leo mieli prawo sami się sobą nacieszyć.- I myślę, że możemy wyręczyć Ci przedwczesny prezent bożonarodzniowy.- dodała nurkując pod swoje łóżko.
-Wiemy, że do tej pory prezenty wręczałyśmy sobie w ostatni dzień przed wyjazdem do domu, ale powinnaś dostać je przed balem.- Cornie puściła mi oczko i usadowiła się na moim łóżku. W tym samym czasie Rose podała mi ładnie zapakowany karton.
W pośpiechu rozerwałam parę warst papieru dekoracyjnego i moim oczom ukazały się szpilki, które idealnie pasowały do sukienki.
-Musiały kosztować majątek...
-Dlatego w tym roku dostajesz tylko jeden prezent!- zaśmiała się ruda rzucając we mnie jeszcze paczuszką ze słodyczami z Miodowego Królestwa.




*
        



Ostatnia lekcja transmutacji w tym semestrze ciągnęła się w nieskończoność. Machnęłam po raz kolejny różdżką starając się zmusić żabę do zmiany w królika, ale ta jedynie rechotała i próbowała uciec z mojej ławki. Ponownie przyciągnęłam ją bliżej i ze zrezygnowaniem rozejrzałam się po klasie. Po pomieszczeniu skakało parę niewielkich ropuch. Najwidoczniej ktoś pomylił zaklęcie i przez przypadek je rozmnożył- pomyślałam. W tej chwili płaz wykorzystał moją chwilową nieuwagę i zeskoczył ze stolika.
-Wyjaśnij mi na co to może mi się przydać?- mruknęłam przyglądając się Rose. Jej żaba przybrała właśnie różowy kolor, a z jej gęby wylatywały mydlane bańki.
-Gdyby wyczarować jej kokardkę wyglądała by dość uroczo, prawda?- zaśmiała się i wcieliła swój plan w życie.
W tym momencie do naszego stolika podeszła profesor McGonagall. Wyprostowałam się automatycznie i gorączkowo rozejrzałam się za moją żabą.
-Panno Weasley co to ma znaczyć?- jęknęła spoglądając na efekt jej pracy.
-Ja... Chyba pomyliłam zaklęcia.- westchnęła czekając na długi monolog nauczycielki, który powinien zaraz nastąpić. Jednak profesor McGonagall zrobiła coś czego nie zrobiła chyba nigdy w całej swojej karierze. Skróciła lekcje o 15 minut tłumacząc, że w tej chwili i tak nie ma z nas żadnego pożytku. Takim sposobem oficjalnie zaczęłyśmy przerwę zimową. Jutro miałyśmy mieć bal,a pojutrze każda z nas będzie już w swoim domu.
Wyszłyśmy we trójkę z klasy i ruszyłyśmy w stronę Wielkiej Sali. Rose z Cornie rozprawiały o tym jak jutro będzie udekorowana szkoła. W jednym z bocznych przejść dostrzegłam Scorpiusa. Ze wstydem przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie. Przystanęłam na chwilę zastanawiając się czy powinnam go przeprosić.
-Nat wszystko w porządku?- Cornie posłała mi zaniepokojone spojrzenie.
-Muszę coś załatwić, zaraz Was dogonię.- uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę ślizgona.
Stał oparty o mur i kartkował jakąś książkę. Nie zauważył, że do niego podeszłam,więc chrząknęłam czekając, aż podniesie głowę.
-Cześć złośnico!- zaśmiał się i schował książkę do torby.
-To już nie jestem "blondyną"?- puściłam mu oczko.
-Dobrze widzieć Cię w lepszy humorze.
-A co do tego...- zaczęłam- chciałam Cie przeprosić, nie zachowałam się normalnie.- mruknęłam cicho.
-Nic nowego, zawsze wiedziałem, że gryfoni są trochę walnięci.- posłał mi swój malfoyowski uśmiech.
-My? A co z wami? Poza tym to Ty stoisz sam po środku korytarza z książką. Chciałam Ci przypomnieć, że lekcje się już skończyły.- uśmiechnęłam się szeroko.
-Zwyczajnie na kogoś czekam.
Chciałam już się pożegnać zapewniając, że nie chce mu przeszkadzać, ale tylko machnął ręką, że pogada z nią później. Moja ciekawość jak zwykle wzięła górę i zapytałam go kim jest ta tajemnicza "ona". W tej samej chwili wskazał głową na przechodząc obok Blair.
-Myślałam, że masz trochę lepszy gust.- westchnęłam i zostawiając zamyślonego chłopaka skierowałam się w stronę Wielkiej Sali. Chłopak dogonił mnie pytając co mam na myśli.
-Ona jest sztuczna, płytka i wdzięczy się do każdego chłopaka.
-Nie wiem czy jest płytka, wiem za to, że jest ładniutka.-wzruszył ramionami-I nie wdzięczy się, a jedynie flirtuje. To jest seksowne, wiesz, każda dziewczyna ma inny styl bycia. Z Tobą na przykład można porozmawiać jak z kumpelą.
-Twierdzisz, że nie umiem flirtować?- zapytałam wkurzona.
-No wiesz, to jest po prostu nie w Twoim stylu. To nic złego, nie każda to potrafi i tyle.
-A pomyślałeś kretynie, że jest inne wytłumaczenie na to, że z Tobą nie flituje? Na przykład takie, że zupełnie mnie nie kręcisz!- warknęłam i zostawiłam chłopaka. Tym razem nie próbował mnie już dogonić.

*          



Dotarłam na obiad w zaskakująco szybkim tempie. Usiadłam obok Cornie i nałożyłam sobie na talerz naleśniki z owocami. Ze złością spoglądałam na kręcącą się w oddali Blair. Niby co ona takiego w sobie ma? No dobra, była dość zgrabna i całkiem ładna, ale nic poza tym. Malowała się zbyt mocno, a jej nogi wydawały się długie tylko przez wysokie buty, w których chodziła codziennie.
-O czym tak rozmyślasz Natalie?- zapytał David przerywając swoją opowieść o zeszłorocznym balu bożonarodzeniowym.
-Co Blair ma takiego w sobie, że każdy robi do niej maślane oczy?
-Ja maślane oczy robię tylko do Cornie- zaśmiał się i pocałował ją w czoło- Może Leo wytłumaczy Ci jej fenomen.
-Co? Ja ten... mi tam się ona wcale nie podoba...- zaczął tłumaczyć przelotnie spoglądając na Rose- może James coś wie... James? Stary co z Tobą?- szturchnął chłopaka z bark.
-Mówiłeś coś?- James podniósł głowę z nad pergaminu. Leo ponowił swoje pytanie. James spojrzał na Blair i ponownie pochylił się nad pergaminem.
-Jak dla mnie jest sztuczna, nie lubię takich dziewczyn.- podniósł się z ławki oznajmiając, że musi pilnie wysłać list i zanim ktoś zdążył zareagować wybiegł z sali.

*        


-Widziałyście może moją sukienkę? Tą taką czarną z długim rękawem...- Rose biegała po całym pokoju próbując zlokalizować jak największą liczbę swoich rzeczy.
-Gdybyś sprzątała to nie miałabyś teraz takich problemów.- westchnęła Cornie i ponownie zagłębiła się ponownie w jakąś książkę.
-Już Ci tłumaczyłam co myślę o sprzątaniu, poza tym... MAM!- krzyknęła z satysfakcją odnajdując swoją zgubę.- Widzisz, geniusz panuje nad chaosem.- uśmiechnęła się triumfująco.
W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Wstałam z łóżka i otworzyłam je. Za nimi stał zdenerwowany James.
-Moglibyśmy porozmawiać?- Kiwnęłam głową i wyszłam za nim z pokoju. Przeszliśmy przez pokój wspólny, następnie przez portret Grubej Damy i usiedliśmy na ławce schowanej w rogu korytarza.
-Jestem kretynem.- powiedział po chwili.
-James nie wygłupiaj się...- chciałam powiedzieć coś więcej, ale chłopak mi przerwał.
-Nie Natie, mówię serio. Ostatnio spieprzyłem wszystko co mogłem i nawet nie masz pojęcia jak bardzo jestem na siebie zły. Tylko widzisz, za późno zdałem sobie sprawę z paru kwestii.- uśmiechnął się blado.
-Eeee, nie do końca wiem o czym mówisz.
-Wytłumaczę Ci to za jakiś czas... Tylko wiesz, ja już nie chce zachowywać się jak skończony dupek,a po raz kolejny jestem do tego zmuszony.- westchnął.
-Nie zachowujesz się jak skończony dupek- uśmiechnęłam się próbując dodać mu otuchy- a teraz powiedz normalnie co się stało, bo naprawdę do tej pory nic nie zrozumiałam.- zaśmiałam się szturchając go w ramię.
-Moja rodzina ma bzika na punkcie świąt...- zaczął- co by się nie działo, to zawsze są mocno celebrowane. I zawsze spędzamy je razem, tylko w tym roku ojciec awansował na szefa aurorów i powiedzmy, że ma dość specyficzne godziny pracy. W tym roku święta będzie musiał spędzić w Nowej Zelandii polując na jakiegoś smoka czy coś. Moja mama nie chciała się na to zgodzić, bo ona te święta traktuje jak coś naprawdę ważnego i po paru awanturach postanowili przyśpieszyć święta.- urwał spoglądając na mnie.
-Ah- westchnęłam- przyjadą po Was dzisiaj?
-Jutro z samego rana...
-Nie przejmuj się- uśmiechnęłam się blado-naprawdę rozumiem.
-A ja nie!- wstał z ławki- tłumaczyłem im, że nie mogę jutro wrócić, próbowałem wszystkiego, ale moja mama była bliska łez, gdy dowiedziała się, że nie chce wrócić. Natie ja nie mogę jej tak zawieść.
-Hej, wszystko jest okej, naprawdę-podeszłam do niego i położyłam rękę na jego ramieniu.
-Nie jest, zawiodę Cię po raz kolejny.- spojrzał na mnie ze smutkiem.
-W sumie to wręcz przeciwnie, uważam, że to urocze jak poświęcasz się mamie.- uśmiechnęłam się próbując dodać mu otuchy.
-Jest jeszcze jedna sprawa.- wyjął z kieszeni niewielkie pudełeczko i wyręczył mi je.-Planowałem dać Ci to jutro, ale życie jak zwykle spieprzyło mi plany.
Pudełko było owinięte w biały papier i było tak lekkie jakby było puste.
-Co to?- zapytałam próbując dostać się do jego zawartości, jednak żadnym sposobem nie mogłam go otworzyć.
-To Twój prezent, ale nie siłuj się z nim.- wybuchł śmiechem przyglądając się moim wysiłkom.- Jest zaczarowane i otworzyły się dopiero w święta. W tej chwili nie pomoże Ci nawet magia.
Podziękowałam mu tłumacząc, że ja nic dla niego nie mam. Nigdy nie robiliśmy sobie prezentów i nie przyszło mi do głowy, że w tym roku powinnam mu coś kupić.
Spędziliśmy ze sobą calutki wieczór. Chłopak opowiedział mi swoich świętach i o tym jak rok temu wspólnie z tatą wycinali choinkę bez użycia czarów. Łatwo dało się zauważyć, że tata jest dla niego wzorem. Zdradził mi również, że gdyby nie udało mu się rozpocząć zawodowej kariery szukającego to zostałby tak samo jak on aurorem. Gdy wróciłam do pokoju dochodziła północ. Usiadłam na łóżku próbując jeszcze raz otworzyć paczuszkę. Po kolejnej nieudanej próbie schowałam je do kufra. Następnie wróciłam do łóżka śniąc o zawartości tajemniczego prezentu.