To na pewno jeden z najdłuższych postów jakie napisałam. Jestem z niego nawet całkiem zadowolona. Już dłuższy czas temu powstała scena między Natalie i Scorem na balu, więc cieszę się, że w końcu i wy możecie ją przeczytać. Ja czytałam ją chyba z dziesięć razy i za każdym razem coś zmieniałam ;)
Ps.Jeśli moje tempo się nie poprawi to rozdział świąteczny będzie akurat na święta xd
Obudził mnie jakiś trzask. Zerwałam się z łóżka
rozcierając oczy, próbując tym samym przyzwyczaić je do jasności.
-Co wy robicie?- zapytałam rozglądając się po pokoju. Rose
stała pochylona nad swoim kufrem i dosłownie wyrzucała z niego przeróżne kosmetyki i milion innych rzeczy.
Ruda spojrzała na mnie jakbym zapytała o
najoczywistszą rzecz na świecie. Pokiwała tylko głową mrucząc coś pod nosem i jak gdyby nigdy nic
wróciła do szperania w kufrze.
-Czy ty już zaczęłaś się szykować?- zapytałam z trudem ukrywając rozbawienie.
-Ciekawe czy będziesz się śmiała błagając mnie o pomoc
przy uczesaniu tej swojej blond czupryny.
Spojrzałam na Cornie, która próbowała zamaskować śmiech kaszlnięciem, ale nie wyszło jej to zbyt przekonująco.
Po chwili zostałam dosłownie wygoniona do łazienki przez Weasley. Kazała mi się wykąpać, umyć włosy i podporządkować planowi, dzięki któremu powinno nam się udać wyrobić w sześć godzin. Nie do końca wiedziałam co ona zamierza robić przez tyle czasu, ale spieranie się z nią nie miało w tej chwili żadnego sensu.
Po chwili zostałam dosłownie wygoniona do łazienki przez Weasley. Kazała mi się wykąpać, umyć włosy i podporządkować planowi, dzięki któremu powinno nam się udać wyrobić w sześć godzin. Nie do końca wiedziałam co ona zamierza robić przez tyle czasu, ale spieranie się z nią nie miało w tej chwili żadnego sensu.
*
Po wyjściu z łazienki za zgodą Rosie udałam się do
biblioteki, aby przed świąteczną przerwą oddać wszystkie książki. Bez pośpiechu załatwiłam wszystkie swoje
sprawy i ślimacząc się ruszyłam na siódme piętro. Kilkanaście metrów przed sobą
ujrzałam Scorpiusa Malfoya. Próbowałam niepostrzeżenie zniknąć za rogiem, ale Ślizgon ruszył za mną.
-Blondyna poczekaj chwilę!- przygryzłam wargę
przypominając sobie nasze ostatnie spotkanie i mój wybuch gniewu. Po krótkim
namyśle kapitulowałam i zwolniłam pozwalając się dogonić.
-Co chcesz Scor?- zapytałam pogodnie.
-Chyba powinienem Cię przeprosić... Nie chciałem Cię zdenerwować,
zwyczajnie czasami nie myślę.- uśmiechnął się ze skruchą.
-To nic, od dawna podejrzewałam, że Ślizgoni mają problemy
z myśleniem.- puściłam mu oczko naśladując jego wypowiedź przy naszej ostatniej
rozmowie.
-To akurat jest specjalnością Gryfonów- zaczął się ze mną
droczyć.
-Słuchaj jeśli chciałeś mnie tylko przeprosić, to wszystko
w porządku, ale teraz muszę wracać do dziewczyn.- spojrzał na mnie jakby nie do
końca wierzył w moje zapewnienia- Będziemy szykować się do balu.- westchnęłam.
-Macie jeszcze prawie 5 godzin.- powiedział z
rozbawieniem.
-Czyli już jestem spóźniona. Słuchaj, jeśli nie chce
zginąć z rąk pewnej, rudej czarownicy, to naprawdę muszę się już zbierać-
uśmiechnęłam się- Może do zobaczenia później.- pożegnałam się i ruszyłam w
stronę dormitorium.
-Typowa kobieta!- usłyszałam za sobą rozbawiony głos
chłopaka.
*
Nasz pokój wyglądał jakby wybuchła w nim bomba. Z każdej
strony przewracały się kosmetyki, ozdoby do włosów i tygodniówki gazety „Modna
czarownica”, z której dziewczyny prawdopodobnie czerpały inspiracje.
-Nie wiem Rosie czy to do mnie pasuje...-Cornie siedziała
przy toaletce przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądała inaczej niż
zwykle, na głowie miała dziwną konstrukcję, która przypominała gniazdo
wielkiego ptaka.
-Czy ja wiem...- Rose stała nad nią i na przemian
przyglądała się dziewczynie i ilustracji w gazecie.- To podobno najnowsze
trendy. A ty co myślisz?- spojrzała na mnie, a Cornie bez rezultatu próbowała
choć trochę przygładzić swoje włosy.
-To wygląda...- przekręciłam głowę na bok-...to jest
ciekawe- wydusiłam po chwili.
-Zgadzam się, to na pewno jest inne, nowoczesne i....-
ruda spojrzała na mnie szukając odpowiednich słów.
-I ciekawe.- uśmiechnęłam się, a Rose pokiwała głową.
Cornie ponownie spojrzała w lustro, jęknęła i pobiegła do łazienki, a po
parunastu minutach wróciła z mokrymi, rozczesanymi włosami.
Po krótkiej naradzie postanowiłyśmy nie eksperymentować z
fryzurami i postawić na sprawdzone triki, a więc Rose jeszcze bardziej
nakręciła i nastroszyła swoje włosy stawiając na artystyczny nieład, Cornie
zrobiła eleganckiego koczka, a mi przypadły delikatne fale z wpiętym nad uchem
małym, białym kwiatkiem.
Dzięki nowoczesnym kosmetykom przysłanym nam z Paryża od
cioci Cornie w zaskakująco szybkim tempie zrobiłyśmy makijaż. Warto zaznaczyć,
że miałyśmy samomalujące cienie do powiek i pędzel, który bez niczyjej pomocy
konturował całą twarz. Planowałam wspomnieć o nich mamie i modlić się, aby mi
takie sprezentowała na urodziny.
Wyszykowanie się na bal zajęło nam o wiele mniej czasu niż
podejrzewa Rosie, więc poszłyśmy do chłopaków na przed balowe piwo kremowe.
*
Po wyjściu z dormitorium przystanęliśmy rozglądając się w
każdą stronę. Hogwart zawsze był piękny, ale w tamtej chwili dosłownie zapierał
dech w piersiach. Poręcze, schody i podłoga wyglądały jakby były zrobione z
lodu. Z obawą zrobiłam pierwszy krok bojąc się śliskiej powierzchni, ale
poruszanie się po niej nie okazało się trudniejsze niż zazwyczaj. Wszędzie było
biało, a zamek wydawał się być zrobiony z lodu.
-Co jak co, ale Krukoni potrafią czarować.- zaśmiał się
Leo wyrywając wszystkich z otępienia.-Idziemy?
W piątkę ruszyliśmy w stronę w Wielkiej Sali w ciszy
podziwiając kolejne, coraz piękniejsze ozdoby. Po przekroczeniu progu Wielkiej Sali ponownie zamarliśmy.
Wielka Sala była nie do poznania. Zniknęły długie,
zimne stoły, a zamiast nich stały ośmioosobowe, okrągłe stoliki udekorowane
białymi obrusami. Na każdym stole stały świeże kwiaty o niebieskiej barwie i
świece imitujące sople lodu. Na ich szczycie nie było jednak zwyczajnych
płomyków, a jedynie jasnoniebieskie świetliki. Zastawa wyglądała jakby została
zrobiona z przeróżnych, nierównych kawałków lodu.
Większa część pomieszczenia została przerobiona na
parkiet, który z kolei wyglądał na tak wyszlifowaną taflę lodu, że bez problemu
można byłoby się w niej przejrzeć. Tuż obok stanęła niewielka scena dla
orkiestry.
Pod ścianą stał podłużny stół, na którym zostały
umieszczone fontanny z ponczem i płynnymi lodami o przeróżnych smakach.
Jedynie stół nauczycielski stał w tym samym miejscu co
zazwyczaj, ale i on wyglądał inaczej niż zazwyczaj. Nie było na nim obrusu, ale
wyglądał jakby został wykuty w śnieżnej skale.
Jednym słowem zastaliśmy prawdziwą Krainę Lodu.
Usiedliśmy przy naszym stoliku, a nasze talerze zapełniły
się przeróżnymi potrawami. Jedno miejsce przy naszym stoliku zostało puste, ale
postanowiłam się nie przejmować tym, że przyszłam sama. Wokół siebie miałam
najlepszych przyjaciół i tylko to się liczyło.
*
Podeszłam do stołu z zamiarem nalania sobie ponczu, ale
przeszkodziło mi nagłe chwycenie mojej ręki przez niezidentyfikowanego sprawcę.
-Hej Natalie!- dosłownie krzyknęła mi do ucha obca postać.
Odwróciłam się zaskoczona i dostrzegłam Petra, o rok ode mnie starszego Puchona. Poznaliśmy się kiedyś przez przypadek przez Davida, ale nasza
znajomość do tej pory ograniczała się jedynie do zdawkowego przywitania się na korytarzu.
-Hej.- uśmiechnęłam się i planowałam powrócić
do swojego wcześniejszego zajęcia, ale chłopak pociągnął mnie na parkiet. Nie
miałam innego wyjścia jak zatańczyć z nim jeden taniec.
-Przyszłaś sama?- zapytał. Kiwnęłam jedynie głową nie
chcąc tłumaczyć, że byłam umówiona z Jamesem, który z nie swojej winy nie mógł
dotrzymać mi towarzystwa.
-To świetnie!- spojrzałam na niego pytająco- To znaczy, że
jesteś wolna. Ja też jestem wolny.- chciałam coś wtrącić, ale Petro nie
dopuścił mnie do słowa-Znaczy miałem wiele dziewczyn, z którymi mógłbym pójść,
ale postanowiłem się nie ograniczać. No ale coś czuję, że ten wieczór spędzimy
razem.- puścił mi oczko i w zaskakująco szybkim tempie obrócił mnie wokół
własnej osi. Ledwo utrzymałam równowagę, ale już parę sekund później przekonałam
się, że tańcząc z nim cały czas trzeba bronić się przed bliskim spotkaniem z
parkietem. Po dwóch piosenkach udało mi się wyrwać z rąk chłopaka pod
pretekstem, że muszę się czegoś napić. Mój towarzysz obiecał mi jednak, że
niedługo do mnie wróci. Uśmiechnęłam się zupełnie nie wiedząc jak go spławić.
Opadłam na krzesło między Rose i Cornie. Zgarnęłam kubek,
który trzymała ciemnowłosa dziewczyna i szybko wypiłam jego zawartość.
-Wzięłaś pod uwagę, że trzymałam ten kubek, aby sama się
napić? Może odniosłaś mylne wrażenie, że go dla ciebie pilnuje, albo...-
ironizowała.
-Przepraszam-przerwałam jej- przeżyłam dwa szalone tańce z
Petrem i musiałam się napić.- wytłumaczyłam oddając jej prawie opróżniony
kubek.
-Z tym Petrem?- włączyła się Rosie spoglądając na
chłopaka. Kiwnęłam jedynie głową i chwyciłam ze stolika kawałek ciasta
dyniowego.
-Jest przystojny i z tego co wiem to jest wolny.- posłała
mi dziwny uśmiech. Spojrzałam przelotnie na Puchona. To prawda, że większość
dziewczyn uważała go za zniewalająco przystojnego chłopaka, ale zupełnie nie
był w moim typie. Miał ciemną karnację, trochę przydługie jak dla mnie włosy i
zbyt umięśnione ciało.
-Może i tak, ale tańczyć to on nie potrafi.- wzdrygnęłam
się przypominając sobie te szalone ruchy, które wykonywał wokół mnie.
-Nikt nie jest idealny.- westchnęła ruda.- A tak poza tym
to Blair znowu chodzi nadymana jak paw.- mruknęła ze złością.
-Rosie daj sobie już spokój z tą dziewczyną...
-Podobno Malfoy zaprosił ją na jakąś wielką randkę w
przerwę świąteczną...-prychnęła wściekła.
-Co?!- krzyknęłam czym
zasłużyłam sobie na podejrzane spojrzenia obu dziewczyn.
-Na jakiś bal czy coś- Rose wzruszyła ramionami- mówiła o
tym w łazience jakimś dziewczynom, ale mogę się założyć, że mówiła to tak
głośno, aby mieć pewność,że to usłyszę.
-Rosie opanuj się, przecież to Ciebie w żaden sposób nie
dotyczy.- Cornie przewróciła oczami, a ja powoli pogrążałam się we własnych
myślach. Z jakiegoś powodu ta wiadomość mnie wkurzyła. Nigdy nie chciałam
umówić się ze Scorpiusem, nawet nie przeszło mi to przez myśl, ale
poczułam się urażona. Ostatnio podkreślił, że ja jestem kimś w rodzaju kumpeli,
a Blair najwidoczniej była dziewczyną, którą zabiera się na randki. Co ona takiego
w sobie ma?
-Ale ta małpa znowu będzie się puszyła, że ma bogatego i popularnego chłopaka! Wkurza mnie, że zawsze musi być o niej głośno!-
nachmurzyła się i założyła ręce.
Po chwili dołączyli do nas Leo i David. Zajęliśmy się
jedzeniem wykwintnych dań, których nazw nie potrafiliśmy nawet powtórzyć.
Rozmowa zeszła na luźne opowieści o poprzednich balach. W momencie kolejnej
opowieści Rose, Cornie dyskretnie szepnęła mi do ucha, że Petro idzie w naszą
stronę. Spanikowałam i pociągnęłam Davida z prośbą, aby ze mną zatańczył. Rose
z Cornie wybuchnęły śmiechem widząc moją ucieczkę, ale najważniejsze, że nie
musiałam tańczyć z tym zarozumiałym osiłkiem.
-Wszystko w porządku?- zapytał David. Tańczył naprawdę
dobrze, ale z drugiej strony w porównaniu z Petrem każdy był dobrym tancerzem.
-Przepraszam, że tak Cię pociągnęłam, musiałam przed kimś
uciec.- posłałam mu przepraszające spojrzenie na co chłopak roześmiał się
przyjacielsko.
-Zawsze jestem do dyspozycji. Jak się bawisz?
-W sumie to dobrze, Krukoni się naprawdę postarali. To
wszystko wygląda niesamowicie.- powiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu.-
A ty?
-Dawno nie bawiłem się lepiej, ale to akurat zasługa
Twojej przyjaciółki.-rozpromienił się zerkając w stronę Cornie, która właśnie zaczęła
tańczyć z Leo.
-Nigdy nie miałam okazji Ci powiedzieć jak bardzo się
cieszę, że jesteście razem. Cornie zmieniła się pod Twoim wpływem.-David
spojrzał na mnie z zaciekawieniem-To znaczy dalej jest tą dobroduszną Cornie,
ale zrobiła się jakaś odważniejsza i jakby bardziej pewna siebie. To dobrze.-
dodałam z uśmiechem widząc zdziwienie na twarzy przyjaciela.
-Mogę mieć do Ciebie prośbę?- zapytał.
Wytłumaczył mi, że kupił coś dla niej, ale nie jest pewny
czy się jej spodoba. Obiecałam spotkać się z nim jutro rano i ocenić jego gust.
Po paru minutach wróciłam do pustego stoliku.Od początku
wieczora zerkałam na wielki śmietankowy tort, który nęcił mnie swoim wyglądem i postanowiłam w końcu go spróbować.
Włożyłam sobie na talerz spory kawałek i zajęłam się jedzeniem. Z radością
odkryłam, że w jego środku ukryte były truskawki.
-Co masz dobrego?- znienacka obok mnie usiadł Petro.
-Tort śmietankowy z truskawkami.- uśmiechnęłam się i
włożyłam do ust kolejny kęs.
-Brzmi pysznie.- powiedział nienaturalnie niskim tonem
patrząc mi prosto w oczy-Dostanę trochę?
-Eeeee, jasne.- mruknęłam zbita z tropu i podałam mu drugi
talerzyk z kawałkiem ciasta.
-Nie do końca to miałem na myśli.- powiedział bardziej do
siebie niż do mnie, zjadł dwa kęsy i odłożył talerzyk na bok.
-Nie smakuje Ci? -W tej chwili większą ochotę mam na kolejny taniec z prześliczną Gryfonką.- puścił mi oczko.
-Jasne, ale za chwilę. Muszę dokończyć z tym tutaj.-
zaśmiałam się sztucznie wskazując talerz. Po chwili uświadomiłam sobie, że w
normalnej sytuacji nigdy nie wypowiedziałabym tak dziwnego zdania, ale poczułam
się przyparta do muru. Chłopaka nie zraziła moja odpowiedź i najwyraźniej
postanowił poczekać. W momencie gdy zaczął opowiadać o tym z jaką łatwością
podnosi sztangę stwierdziłam, że już chyba wolę z nim zatańczyć i mieć spokój.
Odstawiłam talerz i pozwoliłam po raz kolejny poprowadzić się na parkiet. Tym
razem leciała wolna piosenka, co w sumie nie było takie złe. Przynajmniej Petro
musiał zmniejszyć tempo, a tym samym zmniejszyła się szansa na bolesny upadek.
Po skończonym tańcu oddaliłam się tłumacząc, że muszę skorzystać z toalety.
Chłopak spoglądał na mnie gdy odchodziłam, więc naprawdę musiałam pójść do
łazienki, aby nie wyszło, że to była jedynie wymówka. W łazience dwie młodsze o
rok dziewczyny wypytywały mnie jak to jest tańczyć z Petrem i głośno wyrażały
swój zachwyt jego osobą oraz zapewniały mnie, że jestem szczęściarą i chciałyby
być na moim miejscu. Wydusiłam z siebie dwa słowa i zszokowana dzisiejszymi
wydarzeniami wróciłam na salę obiecując sobie, że następnym razem zwyczajnie spławię tego chłopaka.
*
Ustałam z boku i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Większość osób była pochłonięta tańcem. Uśmiechnęłam się sama do siebie
dostrzegając jak Leo w tańcu przytula Rosie.
Po chwili mój wzrok przykuł Scorpius tańczący z Blair. Poruszali się
z gracją po parkiecie i wyglądali tak dobrze, że nie mogłam oderwać od nich
wzroku. Choć możliwe, że to od niego nie mogłam oderwać wzroku.
-Nie martw się, ona nic dla niego nie znaczy. Jest po
prostu facetem i w gruncie rzeczy to nie jego wina, to natura. Oni wszyscy
zachowują się jakby myśleli czymś innym niż głową.- podskoczyłam ze strachu
słysząc tuż za sobą obcy, kobiecy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam
przyjaciółkę Scorpiusa.
-Lubisz podkradać się do obcych?- zapytałam chłodno.
Delany mnie onieśmielała, a od zajścia w sowiarnii wydawała mi się wręcz
przerażająca. Nie byłam pewna czy mam ochotę z nią rozmawiać. Wiedziałam
jednak, że na pewno nie chcę rozmawiać z nią o Scorpiusie.
-Jesteś Natalie i wiem, że ty też wiesz kim jestem, więc
nie można uznać nas za zupełnie obce sobie osoby. Poza tym nie musisz traktować
mnie jak wroga.- westchnęła i przybrała ton jakby tłumaczyła coś małemu,
niesfornemu dziecku.
-Niech Ci będzie.- mruknęłam-Nie rozumiem jednak czemu mi
to wszytko mówisz. Scorpius i jego tłum rozhisteryzowanych fanek nie jest zbyt
ciekawym tematem do rozmowy.- dodałam przebierając obojętny ton. Po chwili
nawet zdałam się na przyjacielski uśmiech myśląc, że to doda wiarygodności moim
słowom.
-Ale ja znam prawdę.- zaśmiała się. Wątpię, żeby zrobiła
to złośliwie, ale i tak poczułam się urażona.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz.- Robiłam się już
zirytowana i pragnęłam zakończyć tę konwersację. Zawsze przy niej czułam się
jak mała dziewczynka. Z jakiegoś powodu nie byłam przy niej sobą. Nie wiem czy
to ze względu na jej wygląd, charyzmę czy samo to, że ot tak potrafiła krzyknąć
na Jasmine.
-Możliwe, że faktycznie jest tak jak mówisz... Czyli
dalsza rozmowa jest bez sensu, przynajmniej na razie. Choć jak teraz o tym myślę
to ta rozmowa jednak spełniła swój cel..- uśmiechnęła się jakby nagle coś do
niej dotarło.
-Czy oświecisz mnie w końcu o co Ci chodzi?- zapytałam
zrezygnowana. Byłam już zmęczona jej towarzystwem i nawet nie wysilałam się na złośliwości.
-Już niedługo.- mruknęła z uśmiechem.
W tej samej chwili podszedł do nas Scorpius, a Delany bez
żadnego wytłumaczenia odeszła w stronę grupy Ślizgonów.
-Rozmawiałaś z Delany?- zapytał zaskoczony.
-Ciężko nazwać to rozmową. Ona coś mówiła, ale nie do
końca wiem o co jej chodziło.- wzruszyłam ramionami.
-No tak...- zaśmiał się jakby coś sobie przypomniał-
Delany nie zawsze pamięta, że większość osób nie rozumuje w taki sam sposób jak ona.-
uśmiechnął się i spojrzał w stronę Ślizgonki.
-Co masz na myśli?- ożywiłam się i też spojrzałam w stronę
dziewczyny. Wyglądała zwyczajnie, przynajmniej w pewnym tego słowa znaczeniu.
Była jednak ponadprzeciętnie piękna. Jej ciemnoczerwone, wręcz bordowe włosy
stanowiły niezwykły kontrast z jasną, porcelanową cerą. Każdy jej ruch był
niesamowicie płynny. Cała jej postawa kojarzyła się z prawdziwymi
arystokratkami z minionych wieków.
-To długa i mało interesująca historia...- machnął ręką-Zatańczymy?-uśmiechnął
się i pociągnął mnie za rękę.
-Chcesz tańczyć?- zapytałam zaskoczona.
-To zazwyczaj robi się na tego typu imprezach, no nie marudź
Natalie.
Przyciągnął mnie do siebie i zaczęliśmy tańczyć.
-Teraz już rozumiem po co potrzebowałaś aż pięciu godzin.
Wyglądasz przepięknie.- szepnął mi do ucha, a ja jedynie wybąknęłam ciche
podziękowania.
-Czemu jesteś taka spięta?- mruknął.- Zamknij oczy i pozwól
mi się prowadzić.
Zrobiłam jak mi kazał. Po chwili czułam jakbym płynęła po
parkiecie. Zaczęłam zastanawiać się jak to możliwe, że on jest, aż tak
wszechstronnie uzdolniony. Był członkiem drużyny Ślizgonów, mistrzem eliksirów,
uzdolnionym tancerzem i sama już nie wiem kim jeszcze. Cholerny artystokrata-
pomyślałam z przekąsem i poczułam jak coraz bardziej zatracam się w tańcu, a
może w nim. Czy to możliwe, że w jakimś stopniu podoba mi Ślizgon? I to nie
jakiś tam Ślizgon, tylko cholerny arystokrata Scorpius Malfoy.
Muzyka się skończyła i ponownie otworzyłam oczy. Chłopak
wpatrywał się we mnie w milczeniu. Również nie mogłam oderwać wzroku od jego
twarzy. Od jego nieskazitelnej cery, szarych oczu i ust, które zazwyczaj
wygięte były w zawadiackim uśmiechu.
-Chcesz stąd wyjść?- zapytał szeptem i nie czekając na
moją odpowiedź pociągnął mnie w stronę bocznych drzwi. Zatrzymaliśmy się
dopiero, gdy kompletnie ustały odgłosy dobiegające z Wielkiej Sali.
Przystanęliśmy i nagle poczułam się nieswojo. Nie wiedziałam jak się zachować.
Czułam,że serce wali mi jak oszalałe, a każda kolejna sekunda upływająca w
martwej ciszy wprawiała mnie w coraz większą panikę. Scor natomiast stał
wpatrując się we mnie, jakby gorączkowo nad czymś rozmyślał.
-Chyba powinniśmy...- nie zdążyłam powiedzieć nic więcej,
bo jego usta znalazły się przy moich. Musnął moje wargi i gwałtownie odsunął
się na odległość dwóch metrów.
-Przepraszam, nie powinienem tego robić.- mruknął stojąc do
mnie plecami. Dotknęłam palcami ust w miejscu, w którym przed chwilą były jego.
W głowie mi szumiało, a serce już nawet nie biło, ono wręcz stanęło!
-Chyba jednak przepraszanie nie leży w mojej naturze...- powiedział i chwilę później znalazł się obok mnie. Przyparł
mnie do ściany jednocześnie kładąc dłonie na mojej talii. Jego usta ponownie
znalazły się przy moich, tylko tym razem Ślizgon nie zaprzestał na delikatnym i
niewinnym pocałunku. Rozchyliłam wargi pozwalając mu się po raz kolejny tego
wieczoru prowadzić. W tej sekundzie chłopak zawładnął moim ciałem i umysłem.
Po chwili usłyszeliśmy kroki i odskoczyliśmy od siebie w
zawrotnym tempie. Stałam wpatrując się Scora próbując oswoić się z tym co przed chwilą zaszło.
Kroki należały do Dominica Notta i dwóch innych Ślizgonów,
których nie znałam z imienia. Spojrzeli na mnie z odrazą, choć możliwe, że
tylko to sobie wmówiłam.
-Scor? Co ty tu robisz z tą...-urwał na chwilę- Z tą Gryfonką?- uśmiechnął się sztucznie i włożył ręce do kieszeni spodni.
-Czyżbym coś pominął Nott?- Scor wyprostował się i
zaczął mówić władczy tonem. Pierwszy raz widziałam go w roli zimnego Ślizgona i
napawał mnie on lękiem. W każdym bądź razie nie przypominał chłopaka, który nazywał mnie per blondyna i żartował z moich zdolności do eliksirów.- Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek zobowiązywał
Ci się do tłumaczenia z czegokolwiek. A w tej chwili radzę Ci zedrzeć z twarzy
ten fałszywy uśmiech i spieprzać z stąd.
-Teraz to chyba ja coś pominąłem.- Dominic przestał się
uśmiechać- Czy kiedykolwiek wyraziłem zgodę na to, abyś mną rządził i decydował
gdzie mogę, a gdzie nie mogę być? – Przez chwilę patrzyli na siebie w
milczeniu, choć to bardziej wyglądało na cichy pojedynek, pokaz siły.
-W każdym bądź razie ja wracam na bal.- powiedziałam na
tyle głośno na ile byłam w stanie i ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. To, że
Scorpius mnie nie zatrzymywał, a wręcz nie zaszczycił mnie choćby jednym
spojrzeniem prawie nie zabolało. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.
*
Skołowana wróciłam na bal. Rozejrzałam się próbując
dostrzec którąś z moich przyjaciółek, ale w tłumie tańczących nie byłam wstanie
ich zobaczyć. Westchnęłam i powlokłam się do stolika. Przysunęłam do siebie
miskę z winogronami i w dość szybkim tempie wrzucałam do buzi kolejne owoce.
-Planujesz zostawić coś innym?- obok mnie pojawił się
Petro, ale byłam tak pochłonięta myślami, że nie dostrzegłam jego obecności. Dopiero
gdy powtórzył pytanie spojrzałam w jego stronę.
-Lubię owoce.-wzruszyłam ramionami.
Rozmawialiśmy przez parę minut o niczym. Chłopak pytał
mnie o błahostki, a ja odpowiadałam monosylabami.
-Zatańczymy?- zapytał po chwili.
-A mógłbyś mi przynieść poncz migdałowy?- udałam, że nie
usłyszałam jego pytania.-Stoi tam obok fontanny z lodami.- wskazałam ręką najbardziej oddaloną część sali od mojego stolika.
-Jasne, ale jesteś pewna, że istnieje poncz migdałowy?-
spytał zdezorientowany.
-Ależ tak.- pokiwałam głową-jest pyszny, mówię Ci.-
uśmiechnęłam się i po chwili pomachałam odchodzącemu chłopakowi. Zyskałam
trochę czasu zanim zorientuje się, że wysłałam go po coś czego nie ma.
-LEO!- krzyknęłam na widok przechodzącego chłopaka. Gryfon
spojrzał na mnie, po chwili odwrócił się w stronę parkietu i z niezadowoleniem
powlókł się w moją stronę.
-Nat jestem teraz trochę zajęty i...- urwał, gdy gwałtownie
pociągnęłam go na krzesło obok mnie tłumacząc, że potrzebuję jego towarzystwa.
-Ale Rose na mnie czeka i może
się wściec, jak...
-Ja też mogę się wściec.-przerwałam
mu.
-Ale ona...
-Przecież nie jest twoją dziewczyną!- rzuciłam
przewracając oczami. Tego argumentu nie mógł odeprzeć nie zdradzając swojej
tajemnicy. Co prawda otworzył na chwilę usta, ale zreflektował się, że i tak
nie może nic powiedzieć.
-To fakt-westchnął- Co się dzieje, że każesz mi tu siedzieć?
-Zaraz wstaniemy, a ty odprowadzisz mnie do naszej wieży,
dobrze?
-A ty nie masz własnych nóg?- zapytał zbity z tropu.
-Mam, ale muszę udawać, że coś mi się stało w nogę.- syknęłam ze złością. Byłam zła na siebie, Blair, Scor, Delany i tego idiotę Petra, więc warknęłam na Gryfona.
W tej samej chwili podeszła do nas Rosie. Wytłumaczyłam
im, że mam dość nachalnego Petra i wolę wcześniej wrócić do dormitorium, poza
tym i tak bal miał się nie długo kończyć. Streściłam im swój plan i czekałam na
powrót Puchona.
Po raz ostatni tego wieczora poszłam zatańczyć z Petrem,
ale już po paru sekundach udałam, że coś stało mi się w kostkę. Zgodnie z
planem Rose i Leo chwycili mnie mnie z dwóch stron i wyprowadzili z pomieszczenia. Ostatni
raz z nadzieją zerknęłam czy nie ma gdzieś Scorpiusa i ruszyłam w stronę dormitorium.