Co prawda nie jest to główna historia, ale stwierdziłam, że warto to opisać. Poniższy tekst napisałam w godzinę bez żadnych poprawek, więc nie jest idealny. Nie planowałam go dodawać na bloga, ale w sumie czemu nie. Ta krótka historyjka była chwilą oderwania się od nauki do matury. Ps. Nie zapomnialam o was i cały czas myślę o blogu. Matury mam do 18 maja, więc zaraz po tym pojawi się właściwy rozdział.
Gdyby ktoś zechciał wskazać moment,w którym Leo i Rose zaczęli coś do siebie czuć musielibyśmy przenieść się parę lat wstecz. Ich wzajemna niechęć i ilość energii, którą wkładali na wymyślanie i przerzucanie się coraz nowszymi obelgami świadczyło o tym, że ta dwójka nie jest sobie obojętna. Jednak gdyby ktoś wtedy powiedział im, że parę lat później zostaną parą pewnie wybuchliby śmiechem i posłali tego kogoś do Zakazanego Lasu.
Z czasem ich dogryzanie zmieniło charakter i cel. Nie próbowali siebie nawzajem zranić, a codzienne potyczki słowne były jedyne ich osobistym sposobem rozmowy. Nie twierdzę, że było to idealny i dojrzały sposób, ale oboje nie wyobrażali sobie bez tego życia. Wtedy nie rozumieli jeszcze, że to właśnie bez siebie nawzajem nie potrafią żyć.
Kolejnym uczuciem, które zrodziło się między tą dwójką była zazdrość. Moment, w którym Rose z chuderlawej dziewczyny o nieposkromionych włosach stała się kobietą o dojrzałych kształtach, którą zaczęli interesować się chłopcy był kolejnym przełomowym momentem w ich relacji. Leo bacznie obserwował wszystkich chłopaków, którzy chociaż ośmielili się zerknąć w stronę Rose. To działało również w drugą stronę. Leo był znany z zamiłowania do dużej ilości randek. Zazwyczaj umawiał się z drobnymi blondynkami o słodkim charakterze, które były zupełnym przeciwieństwem rudowłosej dziewczyny o dużym temperamencie i ostrym języku. Dlaczego to robił? Możliwe, że podświadomie chciał zdenerwować Rose. Jak już wspominałam nie zawsze zachowywali się dojrzale.
Tak minął im kolejny rok nauki podczas którego ta dwójka prześcigała się w złośliwych komentarzach, które najczęściej dotyczyły inteligencji (Rose twierdziła, że ta za każdym razem była zdawkowa, bo nikt o zdrowych zmysłach nie zgodziłby się umówić z Leo) dziewczyn, z którymi umawiał się chłopak i wyglądu "tych biednych nieszczęśników, których Rose jakimś cudem zmusiła do randki."
Obecny rok szkolny miał byc przełomowy dla tej dwójki i ich relacji, ale o tym po kolei.
Zapraszam Was wszystkich na bliższe poznanie Leo i Rose oraz o tym jak doszli do tego, że są w sobie szaleńczo zakochani.
Pierwszego września Rose jakimś cudem punktualnie zjawiła się na peronie i ze znudzeniem przyglądała się jak ten zapełniał się coraz większą liczbą osób. Jedynymi osobami, za którymi tak naprawdę tęskniła były Cornie i Natalie. Ta pierwsza była obecnie w pomieszczeniu dla prefektów, a druga prawdopodobnie przybędzie dopiero chwilę przed odjazdem pociągu. Dziewczyna coraz bardziej żałowała, że przyjechała tak wcześnie. Kilka metrów dalej stał Leo z Davidem i Jamesem komentując to jak zmieniły się dziewczyny po wakacjach. Oceniali ich opalenizne i wybierali, z którą powinni umówić się na początku. Po chwili Leo dostrzegł Rose, która co chwilę zerkała na zegarek marszcząc nos. Chłopak uśmiechnął się na ten widok i zupełnie ignorując paplaninę chłopaków podszedł do dziewczyny.
-No proszę kto wraca do Hogwartu...- zagadał zbliżając się do dziewczyny- Myślałem, że jesteś już taka mądra, że odpuścisz sobie szkołę.- wyszczerzył się w uśmiechu i nonszalancko wsadził ręce do kieszeni spodni. Kąciki ust dziewczyny uniosły się nieznacznie do góry. Widok Leo po dwóch miesiącach wakacji wywołał miłe uczucie w podbrzuszu, do czego nigdy by się nie przyznała.
-Za to nie mogę uwierzyć, że ty jesteś już na ostatnim roku. Przyznaj się, zbierałeś kieszonkowe przez cały rok, aby przepuścili do siódmej klasy, tak?- uśmiechnęła się słodko.
-Widzę, że jesteś dalej w formie...- mruknął z trudem powstrzymując się przed wybuchnięciem śmiechem.
-Tak, wypoczęłam i myślę, że mam dość sił, aby przetrwać z Tobą cały rok.- posłała mu triumfujący uśmiech ciesząc się, że to ona jest górą. Miała ochotę na dłuższą rozmowę, ale usłyszała, że ktoś woła ją po imieniu. Spojrzała w stronę pociągu i dostrzegła Natalie, która machała w jej stronę.- Natalie mnie woła-westchnęła.- Do zobaczenia w szkole.-uśmiechnęła się i pognała w kierunku przyjaciółki.
-Do później rudzielcu.- krzyknął za nią, a ona mimowolnie uśmiechnęła się wyobrażając sobie ich kolejne spotkanie.
Leo siedział przed wieżą Gryfonów powtarzając po raz setny plan jutrzejszego meczu. Był to pierwszy mecz w tym roku i chłopak chciał pokazać się z jak najlepszej strony. W tym samym czasie Rose wracała z biblioteki. Od razu dostrzegła Leo i bez problemu poznała, że chłopak denerwuje się przed meczem. Co prawda nie lubiła quidditcha, ale tym razem nie miała zamiaru mu dokuczać, ani nabijać się z jego pasji. Widziała, że potrzebuje wsparcia i nie umiała przejść obok niego obojętnie. Usiadła obok niego i położyła mu dłoń na ramieniu.
-Ja tylko powtarzam sobie taktykę.- powiedział zerkając w podłogę.
-Mogę posłuchać?- zapytała go posyłając mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakimi dysponowała.
-Weasley, na Merlina, przecież Ciebie to nie interesuję...- zaśmiał się zerkając na dziewczynę.
-Ale to pomoże Ci się uspokoić i utrwalić w przekonaniu, że jesteś dobrze przygotowany.
Kolejne pół godziny upłynęło im na rozmowie o meczu. Co prawda to tylko Leo opowiadał analizując każdy z możliwych scenariuszy. Rose ograniczała się jedynie do kiwnięć głową i uśmiechów co było nieocenioną pomocą dla Leo.
Następnego dnia przy śniadaniu zachowywali się jakby ich wieczorna rozmowa nie miała miejsca.
-Jak możesz mówić, że to jest nudne?! Nie znam innego sportu, w którym dzieję się tak dużo. A zobaczyć dajmy na to zwód Wrońskiego na żywo to marzenie każdego!- Gryfon uparł się zmusić Rose do przyznania mu racji. Każdy inny już sobie dał z tym spokój i zaakceptował, że jest to niemożliwe, aby przekonać ją do tej gry.
-Zachowujesz się jakby istniał tylko quidditch, nie każdy musi być fanem bezsensownego latania na miotle. Poza tym wielka mi przyjemność dostać tłuczkiem… I na Merlina nie mam pojęcia czym jest zwód jakiegoś tam Wróblewskiego!
-WRÓBLEWSKIEGO? Dziewczyno… Gdzie cię chowali? Mam wrażenie jakbym rozmawiał z mugolem...-ze zrezygnowaniem oparł się o stół. Rudowłosa Gryfonka rzuciła w niego jabłkiem, które w zaskakującym tempie podniosła z tacy. Chłopak jednak był równie szybki. Chwycił owoc w locie i skierował do buzi biorąc wielkiego gryza.
-Nie z moim refleksem takie numery.-zaśmiał się-może powinienem zostać szukającym… Co ty na to James?
-Jak Gryfonom znudzi się wygrywanie, to na pewno odstąpię ci moje miejsce-odpowiedział z drwiącym uśmiechem i podniósł się z ławki. Wszyscy przy stoliku wybuchli śmiechem. Rose zdążyła rzucić jeszcze jakąś kąśliwą uwagę, a po chwili cała drużyna wyszła z Wielkiej Sali.
Pierwszy wygrany mecz był hucznie świętowany w pokoju wspólnym. Rose planowała pogratulować dla Leo wygranego meczu, ale ten nie dał jej do tego żadnej możliwości. Cały wieczór spędził w towarzystwie pewnej blondynki. Rudowłosa dziewczyna nie chcąc dłużej na nich patrzeć poszła do swojego pokoju. Leo doskonale widział, w którym momencie Rose opuszcza imprezę, ale nie wiedział co może zrobić. Było mu jedynie przykro, że dziewczyna nie cieszy się ich zwycięstwem i nie wysiliła się nawet na krótkie gratulacje.
Po tym wieczorze ich wzajemne relacje się ochłodziły. Leo jeszcze parę razy spotkał się z dziewczyną z pokoju wspólnego, a Rose zaczęła umawiać się z Thomasem. Jednak za każdym razem, gdy się z nim spotykała irytowała się przesłodzonym tonem, którym się do niej zwraca i nie umiała znaleźć z nim żadnego ciekawego tematu do rozmów. Z braku lepszej alternatywy większość czasu spędzali na całowaniu, co zresztą również nie było takie jak wymarzyła sobie Gryfonka. Leo natomiast bardzo szybko zakończył znajomość z blondynką i odsyłał z kwitkiem każdą dziewczynę, która próbowała się z nim umówić. Któregoś dnia zaczarował nawet napój Thomasa, przez co jego nos powiększył się trzykrotnie. Nie przyznał się jednak do tego nawet przed Jamesem i Davidem, bo nie umiał wytłumaczyć dlaczego to zrobił. W tamtym momencie jeszcze nie rozumiał, że jest to zazdrość o ukochaną dziewczynę.
Rose równie szybko zakończyła znajomość z Thomasem i nie wdawała się w kolejne relacje z chłopakami. Prawdę mówiąc w tamtej chwili każdy z chłopaków, którzy do niej zagadywali wydawalsię jej nudny i zupełnie pozbawiony charakteru.
Kilka tygodni później ich relacje wróciły do wcześniejszego etapu. Przynajmniej tak im się na początku wydawało. Spotykali się w szóstkę na kremowym piwie i gawędzili o głupotach, wplatając w swoje wypowiedzi kąśliwe uwagi, które wywoływały jednak jedynie uśmiech na twarzy drugiej osoby.
Pewnego dnia Rose siedziała w pokoju wspólnym ze znudzeniem wpatrując się w widok za oknem. Nudziła się i narzekała na brak towarzystwa. Tego wieczoru Cornie znowu zaszyła się gdzieś z Davidem, a Natalie zniknęła nie wiadomo gdzie. Tego wieczoru siedziała ze Scorpiusem, ale Rose nie mogła o tym wiedzieć.
-Masz minę jakbyś planowała czyjeś morderstwo...- Leo wgramolił się na kanapę obok niej.
-Nudzę się...- mruknęła.
-A nie masz ochoty napisać mi wypracowania na transmutację?- zapytał z nadzieją w głosie.
-Jasne...-odpowiedziała. Chłopak z radością podał jej pergamin i wyjaśnił, o czym ma być praca.
-Ty sarkazmu nie wyczuwasz?- mruknęła rzucając w niego pergaminem- Chyba Cię do reszty pogrzało jeśli myślisz, że będę za ciebie odrabiała lekcję.
-Wiedziałem, że to byłoby za piękne...- zaśmiał się i odłożył kartkę na podłogę.
-Na kiedy masz to napisać?
-Na jutro.- ziewnął.
-Bierz się za pisanie- powiedziała dobitnie i podała mu kartkę.
-Jakoś brak mi motywacji.- wzruszył ramionami.
Dziewczyna spojrzała na niego jak na największego kretyna na Ziemi. Wiedziała, że chłopak się jedynie droczy i stara się wywołać u niej jakieś uczucia. Zdawała sobie sprawę, że powinna walnąć go czymś ciężkim i zagonić do pracy, ale miała słabość do jego uśmiechu.
-Pomogę Ci...- westchnęła.
-Rose Weasley wiesz, że cię kocham, prawda?- chłopak klasną w dłonie i pociągnął ją do swojego dormitorium. Pisanie wypracowania zajęło im dwie godziny. Prawdopodobnie wyrobiliby się szybciej, gdyby nie fakt, że Leo co chwilę odrywał ją od pracy głupimi żartami.
Trzy dni później Leo szukał Rose trzymając w jednej dłoni ocenione wypracowanie, a w drugiej bukiet stokrotek, które przed chwilą wyczarował. Chciał, aby to były tulipany, albo chociaż róże, ale nie mógł przypomnieć sobie zaklęcia. Dziewczynę udało mu się znaleźć dopiero w bibliotece. Udało mu się ją z niej wyciągnąć i pokierować w jakiś rzadko uczęszczany korytarz.
-Dziękuję za pomoc z transmutacją, a to dla ciebie- powiedział wyręczając jej bukiecik.
-Dlaczego stokrotki?- zaśmiała się zerkając na bukiet, w skład którego wchodziły kwiatki różnej długości i fioletowo-zielona wstążka, która zupełnie tam nie pasowała.
-Bo stokrotki są idealnym połączeniem delikatności, prostoty i dobrze mi się kojarzą. Przypominają mi ciebie- zamruczał zbliżając się do dziewczyny.
-Nic innego nie umiesz wyczarować, zgadłam?- Rose przewróciła oczami.
-Wspominałem już kiedyś, że jesteś najmądrzejszą dziewczyną jaką znam?
-Wspominałam już kiedyś, że nie znam większego kretyna niż ciebie?- zaśmiała się zerkając z rozczuleniem na stokrotki. Z jakiegoś powodu nie mogła oderwać od nich wzroku i nawet ta dziwna wstążka dodawała im uroku.
-Przestań, przecież wiem, że uważasz mnie za szaleńczo przystojnego faceta i ledwo powstrzymujesz się przed rzuceniem się na mnie.- zaśmiał się, a Rose momentalnie zrobiła się czerwona.
-Chyba w Twoich snach...- przewróciła oczami.
-Taa, dokładnie to w koszmarach.- pokiwał głową i pociągnął dziewczynę w stronę Wielkiej Sali tłumacząc, że jest już pora obiadowa.
Nie zdawali sobie sprawę, że oboje w tamtym momencie marzyli o pocałunku, a iście na obiad było na ostatnim miejscu na liście rzeczy, które chcieli teraz robić.
Rose miała dość tego dnia i pragnęła komuś się wygadać. Wpadła do swojego pokoju i z irytacją musiała przyznać, że ten jest pusty. Jak zwykle ich nie ma kiedy są potrzebne...-pomyślała ze złością. Z braku lepszej alternatywy poszła do dormitorium chłopaków mając chociaż nadzieję porozmawiać z Jamesem. Bez pukania weszła do pokoju chłopaków, w którym zastała jedynie Leo.
-Coś się stało Rosie?- Leo podszedł do niej w zaskakująco szybkim tempie. Tego dnia Gryfonka nie miała siły na przekomarzania, ani głupie dowcipy. Miała zły humor, dostała trolla z astronomii, a ta głupia Blair znowu jej dogryzła przy swoich koleżankach. Chłopak automatycznie ją przytulił i nie wypuścił jej z objęć przez dłuższą chwilę.
-Nie smuć się...- powiedział cicho głaszcząc ją po włosach.- Nie lubię jak jesteś smutna.
-Dziękuję...- wyszeptała po chwili odsuwając się od chłopaka.
-Za co?
-No za to...- kiwnęła głową- potrzebowałam tego- uśmiechnęła się zerkając na chłopaka. Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy, a potem chłopak zrobił to co powinien zrobić już dawno. Pocałował ją. Na początku zrobił to nieśmiało, bojąc się reakcji dziewczyny, ale ta przyciągnęła go bliżej siebie. Ich pierwszy pocałunek przerwał im dźwięk otwieranych drzwi. Odskoczyli od siebie zerkając nerwowo na drzwi.
-Cześć- David wszedł do środka.- Co tam Rose?
-Przyszłam pożyczyć książkę- krzyknęła i zgarniając pierwszy lepszy podręcznik wybiegła z pokoju.
David popatrzył ze zdziwieniem na przyjaciela.
-No co tam stary?- zagadał Leo nie mogąc przestać się uśmiechać.
-Wzięła mój podręcznik od zielarstwa, a jutro mam lekcje i muszę się uczyć.-jęknął.
-Nie bądź dzieckiem, weź mój.
-Ty nie chodzisz na zielarstwo baranie, a tym samym nie masz podręcznika...- westchnął siadając na łózku.
-Racja, to pożycz od Jamesa. Ja spadam do biblioteki. Pa- uśmiechnął się i wybiegł z pokoju.
-James też nie chodzi na zielarstwo!- krzyknął za chłopakiem, ale ten już go nie słyszał.
Następnego dnia Leo czekał w pokoju wspólnym, aż Rose wyjdzie z pokoju. Większość osób już dawno poszła na śniadanie, a ona nadal nie wychodziła z pokoju.
-Idziesz Leo?- zapytał James majstrując przy swoim krawacie.
-Nie, poczekam jeszcze trochę.- mruknął i rozsiadł się w fotelu.
-Na co?
-Na dzień, w którym nauczysz się wiązać krawat.
-Walić to- mruknął James zdejmując krawat- idę bez, najwyżej zarobię kolejny szlaban...- warknął wychodząc z pomieszczenia. Po chwili z dormitorium dziewczyn wybiegła zdyszana Rose.
Leo wstał z fotela i stanął przed dziewczyną.
-Cześć Rose.- uśmiechnął się- mam do Ciebie pewną sprawę, którą musimy od razu obgadać.- powiedział i wziął ją za rękę. Dziewczyna bez sprzeciwu pozwoliła poprowadzić się do pokoju Gryfona. Gdy tylko zamknęli za sobą drzwi doskoczyli do siebie kontynuując to, co przerwał im zeszłego dnia David.
-Co my robimy?- zapytała Rose odsuwając się od chłopaka.
-Całujemy...- mruknął chłopak.
-No przecież wiem, że nie latamy na miotle...-przewróciła oczami.- Pytam dlaczego to robimy?
-Podobasz mi się rudzielcu. I to cholernie, uwielbiam twój zadziorny charakter i sposób w jaki na mnie patrzysz. I dobrze wiem, że ja też nie jestem Ci obojętny.- uśmiechnął się przygryzając wargę.
Rose mimowolnie się uśmiechnęła i przyciągnęła chłopaka obdarzając go kolejnym pocałunkiem.
-Ale to będzie na razie nasza tajemnica, dobrze?- spojrzała na niego z powaga.
-I to cholernie słodka tajemnica...- uśmiechnął się i ponownie pocałował dziewczynę.