Pisanie staje się ostatnio moim uzależnieniem. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś trafi na mojego bloga i spodoba mu się moje pisanie ;) W każdym bądź razie czekam na komentarze .
Cornie od pół godziny opowiadała o randce z Davidem i jej
zaskoczeniu na widok niespodzianki. Chyba pierwszy raz w życiu widziałam ją tak
pobudzoną. Z niedowierzaniem przekręciłam głowę na bok. Gdzie się podział nasz
nieśmiały aniołek, który miał wiecznie nos w książkach?
-…Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś, aż tak
wyjątkowego. W dalszym ciągu nie potrafię przestać się uśmiechać.
-Chłopcy się naprawdę postarali. A poza tym zasługujesz,
aby ktoś robił dla ciebie wyjątkowe rzeczy.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Kto jak to, ale ona zasługiwała na wszystko co najlepsze.
Na policzkach Cornie pojawiły się rumieńce. Uśmiechnęła
się nieśmiało i zaczęła pakować książki potrzebne jej następnego dnia. Widząc,
że zajęła się własnymi myślami powróciłam do ćwiczenia patronusa. Te zaklęcie
ćwiczyłam ostatnio do znudzenia. Jak do tej pory udało się je opanować jedynie Rose
i jednemu krukonowi z naszej klasy. Nie miałam zamiaru być gorsza. Z mojej różdżki
unosiły się kłęby srebnych nitek, lecz choć nie wiem jakbym się starała, nie
chciały przybrać materialnego kształtu. Po chwili ze zmęczeniem opadłam na
łóżko i nie podniosłam się z niego aż do następnego ranka.
-Cześć wszystkim!- przywitał nas Leo i opadł na ławkę obok
Cornie i Davida. Miałam buzię pełną jagodowej owsianki, więc tylko kiwnęłam
głową. Co chwilę do naszego stołu podchodzili inni uczniowie i gratulowali
chłopakom wczorajszego wyglądu błoni szkoły.
-McGonagall już się zorientowała, że to wasza zasługa?
-zapytała Rose nie odwracając głowy od swojego talerza wypchanego warzywami.
-Tak, mam wrażenie, że zawsze jak coś złego dzieje się w
tej szkole to najpierw przychodzą z tym do nas. Zupełnie nie rozumiem
dlaczego…- odpowiedział James z miną niewinnego dziecka
-Warto zauważyć, że ten trop przeważnie jest słuszny.-
włączyłam się do rozmowy odstawiając na bok pustą miskę.-Dostaliście szlaban?
-Nie-wyszczerzył się Leo-przynajmniej niezupełnie.
McGonagall stwierdziła, że trzeba docenić nasz talent dekoratorski i pozwolić
mu się rozwijać, więc musimy udekorować zamek na Halloween.
-Czyli mogło być gorzej.-przerwał mu James-Ale możemy
liczyć na waszą pomoc dziewczyny, prawda?
Rose i Cornie zaczęły go zapewniać, że nie zostawią ich z
tym samych. Wielka Sala powoli opustoszała, więc my również się pożegnaliśmy i
ruszyliśmy w stronę swoich klas. Razem z Rose weszłyśmy do sali obrony przed
czarną magią. Profesor Price dał nam jeszcze parę wskazówek i przeszliśmy do
ćwiczeń. Po godzinie z mojej różdżki wynurzył się cielisty patronus! Krzyknęłam
z radości. Przede mną stała nieduża, srebrzystobiała wilczyca. Była piękna!
Zbliżyła się do mnie, a ja przejechałam ręką po jej grzbiecie, jakbym głaskała
najzwyczajniejszego w świecie pieska.
-Udało ci się Natalie!- krzyknęła Rose rzucając mi się na
szyję. Cała klasa przerwała ćwiczenia, aby przyjrzeć się mojemu patronusowi.
-Dobra robota Natalie, 10 punktów dla Gryffindoru!-poklepał
mnie po ramieniu profesor Price i zwrócił się do całej klasy.-Jak widzicie
udaje się to coraz większej liczbie osób. Jestem pewny, że jeszcze dwie lekcje i
uda się to każdemu. A teraz już wam dziękuję. Koniec lekcji-podszedł do
swojego biurka i zaczął przeglądać jakieś pergaminy, a my zaczęliśmy zbierać
nasze rzeczy.-I oczywiście macie to cały czas ćwiczyć-dodał z uśmiechem.
Miałam tak dobry humor, że nawet godzina spędzona w
lochach na warzeniu wywaru śmierci nie mogła tego zmienić. Reszta lekcji minęła
szybko. Na obiedzie sprawdziłam swój plan i okazało się, że czeka mnie dzisiaj
pierwsze od wielu dni popołudnie wolne od odrabiania lekcji. Nie mając lepszych
planów poszłam z Cornie i Rose obejrzeć trening quidditcha. Usiadłyśmy na
trybunach i patrzyłyśmy na zmagania Jamesa, Leo i reszty drużyny. Po chwili
dołączył do nas David, który nie potrafił ostatnio choć na chwilę rozstać się z
Cornie.
-Słyszałem, że udało ci się już wyczarować patronusa. Gratulacje, to naprawdę coś.-Uśmiechnął się do mnie życzliwie.
-Dziękuję!
-Szybko wam poszło. Ty Rose chyba byłaś pierwsza z waszego
rocznika, tak?
-To nic takiego.-odpowiedziała dziewczyna machając ręką.- Zwyczajnie miałam szczęście. David zaczął się z nią spierać, że powinna bardziej siebie doceniać, ale to chyba na nic się zdało. Rose z jakiego nieznanego nam powodu postanowiła nie dostrzegać swojego talentu.
Po chwili nasza uwaga przeniosła się na boisko. Dawno nie mieliśmy
tak dobrej drużyny! Leo, który był ścigającym co chwilę przerzucał kafla przez
pętle. Nikt nie mógł go zatrzymać. Nie można było również oderwać wzroku od
Angeliny Wood, która władowała tyle kafli przez pętle co Leo. A James… Tutaj
nawet nie ma co opowiadać. Łapał znicza w rekordowym tempie. Byłam pewna, że
pierwszy mecz z puchonami zakończy się
naszym zwycięstwem.
Wieczorem poszłyśmy do dormitorium chłopaków na kremowe
piwo. Dawno nie siedzieliśmy wszyscy razem w środku tygodniu. Nasza rozmowa
zeszła po chwili na mój dzisiejszy sukces.
-Czytałam sporo o tym zaklęciu. Kształt, który przybiera
dużo mówi o samym czarodzieju. Może przybrać kształt patronusa ukochanej osoby lub
zmienić się w ciągu życia na skutek przeżyć. Zdarza się jednak również, że
czarodzieje pod w pływem jakiegoś zdarzenia tracą tę zdolność.- powiedziała
Cornie, która jak zwykle posiadała wiedzę na każdy temat. Warto zaznaczyć, że
sama zrezygnowała z obrony przed czarną magią, bo jak sama często podkreślała
kojarzyła jej się z przemocą.
-A co o mnie mówi wiewiórka?-zapytała z rozbawieniem Rose
dopijając drugie piwo.
-Obie jesteście rude, a objętość twoich włosów jest
zbliżona do objętości kity wiewiórki.-zaśmiał się Leo
-Ha ha bardzo śmieszne. A tak serio to patronusy są
zabawną sprawą. Patronusem mojego taty jest pies Jack Russel Terrier, który znany
jest z upodobania do płoszenia wydr. Z kolei patronusem mojej mamy jest właśnie
wydra.
-Musisz mieć zabawnie w domu.-włączył się David, który
jako jedyny uparcie trzymał książkę na kolanach i próbował się uczyć.
-Faktycznie dość często się sprzeczają, ale wtedy mama nazywa tatę per Ronald i tata wie, że i tak nie ma sensu się dalej spierać. W naszej rodzinie kobiety uwielbiają stawiać na swoim.- zaśmiała się lekko.
-Faktycznie dość często się sprzeczają, ale wtedy mama nazywa tatę per Ronald i tata wie, że i tak nie ma sensu się dalej spierać. W naszej rodzinie kobiety uwielbiają stawiać na swoim.- zaśmiała się lekko.
-To ja znam jeszcze lepszą historię. Patronusy moich
dziadków były dopasowane do siebie- jeleń i łania. To znaczy, że byli bratnimi
duszami czy coś takiego.-dodał James wzruszając ramionami.
-Twój przypadek też jest ciekawy.-wtrąciła Rose
-Może trochę. Jeleń jest również patronusem taty i moim.
To chyba idzie w spadku czy coś.-zaśmiał się przeczesując ręką swoje włosy.
Reszta wieczoru
upłynęła nad rozmową o zbliżającym się meczu quidditcha. Do łóżka trafiłam
dobrze po północy. W głowie kotłowy mi się myśli o mojej wilczycy. Po chwili
doszłam do wniosku, że i tak szybko nie zasnę, więc postanowiłam napisać list
do domu. Wstałam po cichu, zebrałam pergamin, pióro z szafki i poszłam do
pokoju wspólnego. Salon był opustoszały. Usiadłam obok kominka i zaczęłam
pisać. Jak zwykle nie zajęło mi to dużo czasu. Po parunastu minutach miałam
zapisany cały pergamin. Z zadowoleniem wróciłam do łóżka. Mój entuzjazm opadł,
gdy przypomniałam sobie, że jutro jako pierwsze mam eliksiry. Jęknęłam sama do
siebie i przewróciłam się na drugi bok.
Pakowałam swoją książkę po dwóch godzinach eliksirów.
Włosy miałam roztrzepane, a rękaw szaty ubrudzony wydzielinami z wątroby
nietoperza.
-Sprawdziłem wasze wypracowania. Leżą na biurku. Możecie
je wziąć i do zobaczenia pojutrze. –powiedział Slughorn kończąc lekcję
Zbliżyłam się do biurka i zobaczyłam wielkie W na mojej
pracy. Stanęłam zastanawiając się czy mam zwidy czy to tylko wielka pomyłka.
Slughorn uśmiechnął się do mnie widząc moje zdziwienie.
-Brawo panno Spinnet. To chyba pierwszy wybitny, prawda?
Pokiwałam tylko głową i wyszłam z sali. Koniecznie muszę
podziękować Scorpiusowi.- pomyślałam i ruszyłam w stronę sali transmutacji. Po
skończonych lekcjach poszłam do biblioteki wypożyczyć książkę o ruchu planet.
Dzisiaj o północy miałam jeszcze mieć astronomię, a nie dokończyłam
wypracowania. Na korytarzu dostrzegłam Scorpiusa Malfoya. Podbiegłam do niego i
uniosłam moją pracę, tak aby zobaczył ocenę . Wyszczerzyłam się w uśmiechu.
-Jestem twoją dłużniczką. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
-Z tego co pamiętam blondyna ostatnio nie do końca mi
podziękowałaś.-odpowiedział z udawaną nutą rozżalenia.-Ale niech ci będzie,
zapamiętam, że jesteś mi coś dłużna.-odpowiedział drapiąc się ręką po szyi.
Jego szata podwinęła się i zobaczyłam, że ma coś na przedramieniu .
-Masz tatuaż?!
-Kiedyś po paru szklankach ognistej whisky udałem się z
Nottem na mugolską dzielnicę i to jest pamiątka.- powiedział podwijając rękaw i ukazując w całości tatuaż. Miał wytatuowanego wilka, który przybrał pozycję gotową do ataku. Jego paszcza była otwarta ukazując kły. Przekręciłam głowę z niedowierzania.
-Wilk.. Czemu akurat wilk?- zapytałam nie mogąc odwrócić wzroku od tatuażu.
-Jest moim patronusem.- odpowiedział.
Wytrzeszczyłam oczy i co chwilę przenosiłam wzrok z jego
twarzy na przedramię.
-Co cię blondyna tak dziwi? Wilk jest królem lasu, ja
jestem królem w innych dziedzinach. Wszystko się zgadza.-szarooki ślizgon
puścił mi oczko
-Zdziwiło mnie co innego, bo ja…
-Scorpius!- przerwał mi Dominic Nott podbiegając do mojego
rozmówcy. Skrzywił się widząc mnie, lecz po chwili na jego twarz wróciła mina
nie wyrażająca żadnych emocji. Ślizgoni- pomyślałam przewracając oczami.
-Musimy już iść na trening. Slughornowi udało się zamówić
boisko tylko na półtora godziny.-ciągnął chłopak nie zwracając na mnie uwagi.
Odpłynęłam myślami. Czy to nie dziwne, że mamy identyczne
patronusy?
-Co mówiłaś blondyna?-przywołał mnie z powrotem do żywych
-Ja… Nie pamiętam, to chyba nie było nic
ważnego.-machnęłam ręką. Postanowiłam ne informować go, co mnie tak bardzo zdziwiło. To prawdopodobnie nic takiego i nie ma sensu go tym zanudzać.
-Pogadamy innym razem. Śpieszę się na trening. Do
zobaczenia Natalie.
Nie czekając na moją odpowiedź ruszył za pozostałymi
ślizgonami. Jeszcze przez chwilę stałam w tym samym miejscu. Jak to wszystko
jest możliwe? Dopiero gdy zostałam potrącona przez jakiegoś młodszego ucznia
oprzytomniałam na tyle, aby ruszyć do biblioteki.
Dzisiaj trafiłam na Twojego bloga zupełnie przez przypadek i muszę Ci powiedzieć, że mi się bardzo spodobał. Nie jest to kolejna banalna historia o hogwardzkich miłostkach. W tym rozdziale jeden raz pomyliły Ci się imiona, mianowicie w momencie, gdy Natalie wyczarowała patronusa, a Rose krzyknęła: "Udało ci się Cornie!". Ogólnie masz fajny, luźny styl pisania i to dobrze, że ostatnio pisanie stało się twoim uzależnieniem, bo w ten sposób się doskonalisz. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! ;*
OdpowiedzUsuńBłąd już poprawiony, dziękuję, że zwróciłaś na niego uwagę ;)
UsuńBardzo się cieszę, że Ci się podoba, takie komentarze sprawiają, że mam ochotę rzucić chemię i brać się od razu do pisania :D A następny rozdział będzie w piątek, więc serdecznie zapraszam.
Wiesz co, właśnie miałam ogromny ubaw sama z siebie, bo dopatrzyłam się zbiegu okoliczności, mianowicie mając ochotę na coś do jedzenia mój wybór padł na jedyny owoc jaki znalazłam w domu, czyli KIWI:D Ha ha ha:D
OdpowiedzUsuńTak sobie czytam, bardzo fajnie, że Cornie jest szczęśliwa, Natalie miło spędza czas w gronie przyjaciół, nie wiedziałam, że patronus Rona gania patronusa Hermiony:D serio! Zabawnie bardzo:) Potem stwierdziłam, że też nie lubię eliksirów, co prawda w życiu nie miałam takiej lekcji, ale coś co kojarzy się z gotowaniem i babraniem we flakach itp nie może być fajne. Popieram Natkę w stu procentach, że ten przedmiot jest fuj!
WILK I WILCZYCA?! O KURWA- tak powiedziałam, dosłownie i na głos oraz zakrztusiłam się kiwi. Aleś zrobiła oO nie wiem czy się z tego cieszyć czy nie. Niby u James i Lily (sorki za ciągłe nawiązania do huncwotów) znaczyło to, że się kochają. Ale w sumie może oznaczać pokrewne dusze, czyli Natalie nie musi się z nim spiknąć, mogą się tylko przyjaźnić i dobrze dogadywać. Jak to napisałam, to głupio zabrzmiało nawet dla mnie:D Czyżby mieli się zejść. Moja galopująca wyobraźnia mnie przeraża! CZEKAM! narobiłaś tylu zagwozdek, że nie mogę się doczekać:)
Pozdrawiam
Rogata
Wracając do bajek moją ulubioną była Mulan. Ogólnie Mulan, Megara i Pocahontas reprezentowały już inne pokolenie, zauważyłaś to? Wszystkie poprzednie 'księżniczki' były głupiutkie i potrzebowały faceta, aby się nimi zaopiekował. Te same potrafiły o siebie zadbać i miały pazur. Jezu, ja jak zwykle nie na temat... A z tymi patronusami Rona i Hermiony to od samej Rowling ściągnęłam, gdzieś to było publikowan, ale nie pamiętam już gdzie. Kiedyś pisałaś, że Lily ma dużo twoich cech, a moja głowna bohaterka jest moim zupełnym przeciwieństwem (jedynie sarkazm i przewracanie oczami 'odziedziczyła'' po mnie) Osobiście pokochałabym eliksiry! A co to Scorpiusa i Natalie to może być dokładnie tak jak mówisz. To, że się ze sobą świetnie dogadują nie znaczy, że musi być chemia i to "coś" co było u Jamesa i Lily (też lubią nawiązania :D). Mnie moja wyobraźnia też zadziwia, nawet sny mam zawsze pokręcone, ale to już dłuższa historia. Ogólnie to kocham twoje komentarze (przeraża mnie to, że myślisz bardzo podobnie do mnie), wprawiają mnie w świetny nastrój.
UsuńJezuu, jak ja uwielbiam twojego Scorpiusa <3 Niech Natalie oleje tego Jamesa i zacznie zarywać do Malfoya :D
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Wariuje mi blog, już raz odpowiadałam na twój komentarz, ale jakoś go nie widać :) Też go lubię, czasem potrafi być sympatyczny. Weź wytłumacz zakochanej dziewczynie aby zaczęła zarywać do innego... Nie tak łatwo moja droga ;)
UsuńKolejny świetny wpis! Do tego moje ukochane patronusy! Tu wilk i tu i wilk.... Robi się coraz ciekawiej. Osobiście jestem za Jamesem, ale gdyby Natalie jednak była ze Scorpiusem, nie płakałabym, aż tak bardzo ;)! Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńWiem, że taki trochę spam, ale zapraszam, Cię do mnie, gdyż również piszę fanfiction o następnym pokoleniu ;).
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńLink http://harry-potter-nastepne-pokolenie.blogspot.com/
UsuńJak mam być szczera, to sama nie jestem jeszcze pewna z kim ona będzie. Mam w głowie parę scenariuszy i nie mam pojęcia, który wykorzystać. Skłaniam się do jednego, ale nadal myślę :) Na twojego bloga z przyjemnością wpadnę w ciągu najbliższych dni. Pozdrawiam ;)
UsuńZupełnie tak jak ja! Piszę sobię i robię jakąś akcję ale sama nie wiem czy Maureen (moja bohaterka) będzie z Raidenem (taki jeden). Myślę nad tym od początku pisania i nie wiem co z tym zrobić. Mam nadzieję ,że samo się to rozwiąże. Tobie też tego życzę :)
OdpowiedzUsuńWILK I WILCZYCA!!!!!!!!!!!! *_*
Bratnie dusze, będzie uroczo, nie ma co *.*
OdpowiedzUsuń