piątek, 13 marca 2015

Rozdział 10



Ten rozdział jest dość nudny, ale zapewniam, że następny będzie lepszy. W kolejnym będzie sporo fragmentów dla fanów Jamesa. Postaram się już wrzucać rozdziały regularnie, po jednym w każdy weekend. Nie przedłużając mam nadzieję, że się podoba ;)










„Kochana córeczko, przesyłam Ci wszystko o co prosiłaś. Rozumiem, że to nie jest dla ciebie, ale te składniki stosuje się do bardzo skomplikowanych eliksirów i drobna pomyłka może dużo kosztować. Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak wiele czarodziejów, którzy przecenili swoje zdolności wylądowało w szpitalu Świętego Munga. Proszę uprzedź o tym tę osobę. A jak to coś ważnego to ten ktoś może się do mnie zgłosić, postaram się pomóc. Mamie nic o tym nie mówiłem i lepiej, aby tak zostało. Wiesz jaka ona jest, zaraz zaczęłaby się martwić. Mecz trwał tylko 15 minut? Szkoda, że tego nie widziałem, musiało być świetne widowisko. Już za moich czasów ojciec Jamesa grał świetnie, ale jego syn chyba go przebił. Doprawdy ten chłopak będzie jeszcze kiedyś sławny! Może warto już teraz postarać się o jego autograf, co ty na to księżniczko?
 Pisz częściej do domu, bo inaczej mi się obrywa. Mama chodzi i się martwi, a na mnie się złości, że niby za mało się Tobą przejmuję. A czym  ja niby mam się przejmować? Mam wspaniałą, piękną, mądrą córeczkę i wiem, że sobie świetnie radzi. Do tego nie trzeba było dosyłać ci kolejnych kociołków, więc chyba nawet jakoś eliksiry Ci idą. Choć jak przypomnę sobie Twój wygląd w poprzednie święta to nie mogę opanować śmiechu. Do tej pory nie wiem jak na eliksirach udało Ci się spalić końcówki włosów. Ale wracając to teraźniejszości to mam swoją małą teorię.  Jakby tak to wszystko połączyć, to chyba masz jakiegoś mistrza eliksirów do pomocy, zgadłem? Kocham cię i nie pakuj się w kłopoty króliczku.”
Czytałam list od taty już po raz trzeci i dalej się śmiałam. Zanotowałam sobie w głowie, aby częściej pisać do mamy. Wiedziałam jaka potrafi być upierdliwa i było mi żal taty, że musi przyjmować na siebie wszystkie jej zmartwienia. Przeczytałam ponownie fragment o eliksirze. Nie miałam pojęcia, że to jest, aż tak zaawansowana magia. Zdecydowanie muszę pogadać o tym z Mallfoyem. Ten zarozumiały arystokrata prawdopodobnie nie bierze nawet pod uwagę, że coś pójdzie nie tak. Zatęskniłam za domem, a w szczególności za tatą. Brakowało mi jego poczucia humoru, które jest tak podobne do mojego. Tylko on potrafi przejrzeć mnie na wylot, wie kiedy się boję, kiedy coś jest nie tak. Widzi nawet kiedy coś przeskrobałam i próbuję wymigać się od konsekwencji. Nie zdziwiło mnie więc, że doszukał się związku między moją prośbą, a poprawieniem się sytuacji z eliksirów. Schowałam list oraz paczuszkę do torby i ruszyłam do Wielkiej Sali. Parę metrów przed sobą dostrzegłam Scorpiusa. Chciałam od razu do niego podejść, ale zauważyłam, że ma już towarzystwo. Przystanęłam bliżej i NA MERLINA! Obok niego stała moja ”znajoma” z sowiarni. Odwróciłam się napięcie i miałam już odejść, gdy nagle coś sobie uświadomiłam. Kąciki ust wykrzywiły mi się w złośliwym uśmiechu. Poprawiłam włosy, które sięgały mi już prawie do pasa i tanecznym krokiem ruszyłam w ich stronę.
-Cześć Scorpiusie.- zagadałam przyjaźnie zupełnie ignorując tę wiedźmę.
-Cześć blondyna.-chłopak prawie się do mnie uśmiechnął, co było wielkim zaszczytem.
-Mam dla ciebie coś, co powinno cię bardzo ucieszyć- zatrzepotałam rzęsami tym samym wprawiając w złość Ślizgonkę.
-TAK SZYBKO? Jesteś niesamowita Natalie!- krzyknął z radości i przytulił mnie podnosząc nieznacznie do góry. Jego wybuch entuzjazmu spowodował, że wiedźma poczerwieniała na twarzy.
-Spokojnie-zaśmiałam się-ale najpierw muszę z tobą o czymś porozmawiać, dobrze?
-Jasmine pogadamy innym razem, dobrze?-zwrócił się do dziewczyny i nie spoglądając na jej reakcje pociągnął mnie do najbliższej sali. Odwróciłam się i posłałam osamotnionej dziewczynie triumfujący uśmiech. Ona sama miała zaciśnięte pięści i wyglądała jakby chciała mnie co najmniej potraktować śmiercionośną klątwą, ale w tej chwili mnie to nie ruszało. Najważniejsze, że w tej chwili to ja byłam górą.
 Usiadłam przy najbliższym stoliku i wyjęłam z torby paczuszkę od taty.
-Wiesz co robisz?-zapytałam z nieudawaną troską wyręczając mu pakunek.
-No dokładnie to stoję blondyna, to chyba nie jest nielegalne.-posłał mi rozbrajający uśmiech.
-Nie wygłupiaj się przez chwilę-wycedziłam przez zaciśnięte zęby-tata mi napisał, że wszystkie eliksiry z tymi składnikami są okropnie trudne i wystarczy, że popełnisz najmniejszy błąd i może się to dla ciebie źle skończyć.
-Na szczęście jestem świetny i nie popełniam błędów.-stał z niewzruszoną miną opierając się o ścianę. Cała jego postawa promieniowała niezwykłą pewnością siebie. Był wręcz onieśmielający z tymi założonymi rękoma i miną niezdradzającą żadnych emocji. 
-A co jeśli popełnisz go pierwszy raz w życiu?- zapytałam wpatrując mu się prosto w oczy.
- Czegoś nie rozumiem… Czy ty się blondyna o mnie martwisz?- zbliżył się do mnie na odległość kilku centymetrów.
-Tak, bo jeśli coś Ci się stanie idioto, to będę miała Cię na sumieniu!-warknęłam i wyszłam z pomieszczenia zostawiając rozbawionego chłopaka.

*           


Z trzaskiem zamknęłam drzwi od mojego dormitorium. Padłam na łóżko i krzyknęłam w poduszkę.
-Kto Ci się tak naraził?- zagadała wesoło Rosie.
-Nikt ważny, a ty czemu jesteś taka wesoła?
-Czemu miałabym nie być? Jest piękna pogoda, mam wolne popołudnie… Wszystko jest super!
-Pogoda to jest okropna, pada czwarty dzień…- przyjrzałam się jej zdezorientowana.
-Fakt, no to w takim razie zostaję mi cieszenie się z wolnego popołudnia.-odparła beztrosko i włożyła do buzi czekoladkę. Położyłam się na łóżku obok niej i wyjęłam z pudełka dwie czekoladki. Były karmelowe, jedne z moich ulubionych.
-Skąd je masz?- zapytałam wyjmując trzecią czekoladkę.
-Od Thomasa-odparła z łobuzerskim uśmiechem i chwyciła kolejną czekoladkę.
-To coś poważnego?
-Na Merlina nie-pokiwała przecząco głową- Jest fajny, zabawny i dobrze się całuje… To chyba byłoby na tyle.-odparła beztrosko.
-Od kiedy pasuje Ci taki układ?-Spojrzałam na nią zaskoczona. Rose nie należała do rozwiązłych osób. Nie było do niej podobne z taką łatwością i nieodpowiedzialnością mówić o uczuciach. W sumie do tej pory miałam wrażenie, że dopiero wielka miłość będzie potrafiła zmusić ją do randkowania z jakimś chłopakiem. 
-Bo ja wiem…- wzruszyła ramionami-to całkiem przyjemne. Można się dobrze bawić i nie obawiać się, że ktoś cię skrzywdzi.
-A nie przeszkadza ci ,że to ty możesz kogoś skrzywdzić?- zapytałam zaskoczona jej zachowaniem.
-Natalie nie matkuj! Poza tym nikomu miłości po grób nie obiecywałam.-odpowiedziała chłodno i wyszła z pokoju. Wrzasnęłam, a mój głos przeszedł się echem po całym pomieszczeniu. Sprzeczka z Rose była czymś czego najmniej w tej chwili potrzebowałam. Obiecałam sobie, że jeszcze dzisiaj spróbuję z nią porozmawiać, a jeśli to nie zmieni jej podejścia zwyczajnie nie będę się mieszać. Jest dorosła, ma prawo robić co chcę. Co z tego, że mam na ten temat inne zdanie? Wkurzona na siebie, Rose, a w szczególności na Malfoya wpakowałam do buzi dwie czekoladki na raz. Czekolada nie pomagała, więc poszłam do pokoju wspólnego nie mogąc dłużej znieść pustego pomieszczenia i ciszy. W pokoju wspólnym dostrzegłam siedzącego przy stoliku Davida i niewiele myśląc ruszyłam w jego stronę.
-Hej Natalie!- Chłopak rozweselił się na mój widok i wysunął krzesło, abym mogła usiąść obok niego. Uśmiechnęłam się do niego. David był jednym z najporządniejszym chłopaków jakiego znałam. Był inteligentny, ciepły i sprawiał, że każdy dobrze się czuł w jego towarzystwie. To pewnie dlatego był taki lubiany przez wszystkich. Czasem odnosiłam wrażenie, że James i Leo żyją jeszcze tylko dlatego, bo on ich pilnuje i jako jedyny potrafi wyperswadować im najgłupsze pomysły.
-Nie przeszkadzam?
-No co ty, ty mi nigdy nie przeszkadzasz-uśmiechnął się i zaczął mi opowiadać o jakiejś niesamowitej roślinie, o której właśnie czytał. Odprężyłam się, zapomniałam o wszystkim i słuchałam opowieści o roślinie, która pozwalała oddychać pod wodą.

*         


Kolejne dni mijały bardzo szybko. Byłam tak zawalona pracami domowymi, że nie miałam czasu na nic innego. Z Rose pogodziłam się jeszcze tego samego dnia. Postanowiłam nie wtrącać się w jej sprawy i jej wybory. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że nie skończy to się tak jak podejrzewałam. Mimo wszystko obiecałam sobie ją wspierać. Pogoda z dnia na dzień stawała się coraz gorsza. Samo spoglądanie za okno na pożółkłe liście i wielkie kałuże przyprawiało mnie o dreszcze. Był dopiero koniec października, a czułam się jak w środku grudnia. Miałam wrażenie, że nawet mury zamku są jeszcze zimniejsze niż zazwyczaj. Jedynie soboty różniły się od wszystkich innych pozostałych dni tygodnia. W poprzednią był mecz guidditcha między Slytherinem a Ravenclawem. Wygrana ślizgonów nie była dla nikogo wielkim zaskoczeniem. W tamtym roku wygrali wszystkie możliwe mecze i zdobyli pierwsze miejsce w tabeli. Większość z nich liczy na utrzymanie pozycji lidera również w tym roku. Oczywiście gryfoni mieli wielką nadzieję na utarcie im nosów i zdobycie pucharu. Zawodnikiem, który wyróżniał się w tym meczu na tle innych był Scorpius Malfoy. Grał jakby rzucanie kaflem było pierwszą czynnością jaką nauczył się wykonywać w swoim życiu. Nawet James z Leo musieli przyznać, że to właśnie on jest najgroźniejszym przeciwnikiem i będą musieli na niego uważać podczas meczu ze Slytherinem. Do tego był urodzoną gwiazdą. Maślane oczy połowy dziewczyn nie robiły na nim większego wrażenia. Obserwując go widać było, że on doskonale wie jaki jest pożądany przez te wszystkie dziewczyny. Pewny siebie kretyn, który myśli, że wszystko mu zawsze będzie wychodzić…-pomyślałam ze złością. A niech tylko mu coś nie wyjdzie z tym głupim eliksirem, to przysięgam, że go zabiję…. Po meczu dziewczyny wręcz się zabijały, aby móc mu pogratulować wygranej. Chyba tylko gryfonki przesuwały się w drugą stronę, chcąc jak najdalej uciec od tego szaleństwa.
-Na czym polega fenomen tego zarozumiałego dupka?- zapytał Leo odwracając się co chwilę i spoglądając na szarookiego ślizgona i jego tłum fanek.
Jest całkiem zabawny, inteligentny, a ta jego pewność siebie działa jak magnes. O merlinie, powiedziałam to na głos? Spojrzałam na moich znajomych i odetchnęłam z ulgą upewniając się, że te słowa nie wydarły się na światło dzienne.
-Jesteś hipokrytą.-odrzekła Rose i nie żegnając się z nikim ruszyła za Thomasem, z którym się bardzo namiętnie przywitała. Leo ze zdziwieniem patrzył na rudowłosą nie rozumiejąc o co mu chodziło.
-Eeee, mojej uroczej siostrzyce chodziło chyba o to, że po każdym meczu w identycznych sposób ślinisz się do wszystkich dziewczyn jakie staną ci na drodze.-z pomocą przyszedł mu James.
Leo wyglądał na lekko oburzonego, ale po chwili machnął ręką śmiejąc się, że nie do wszystkich, a jedynie do tych najładniejszych. Całą paczką ruszyliśmy do zamku zajadając się cukierkami i co chwilę żartując z chłopaka.

*         

Siedzieliśmy w szóstkę w dormitorium chłopaków i popijaliśmy kremowe piwo, ciesząc się sobotnim wieczorem.
-Chcecie już zacząć przygotowywać dekoracje do Nocy Duchów? Został już tylko tydzień…- zapytała Cornie
-W sumie już wszystko mamy gotowe.- odparł dziarsko James podrzucając znicza i łapiąc go z zaskakującą zwinnością.
-Już? A co zrobiliście?-zapytałam z zaciekawieniem. Do tej pory byłam pewna, że spróbują zrzucić większość pracy na nas zapewniając nas z przygłupimi uśmiechami, że jako dziewczyny mamy do tego większy talent.
-Nie ma mowy, abyśmy coś wam powiedzieli!- wtrącił Leo odstawiając pustą butelkę na stolik.
Próbowałyśmy się czegoś dowiedzieć, ale chłopcy zawiązali pakt milczenia, Jedynie co powtarzali, że będzie to pierwsza taka Noc Duchów i nikt jej długo nie zapomni. Rose próbowała wszelkich metod, aby coś z nich wyciągnąć. Nic nie dawały groźby, szantaż, a nawet przekupstwo. Rudowłosa Gryfonka musiała pogodzić się z tym, że nawet ona tym razem nie da rady niczego się dowiedzieć. Zrezygnowane musiałyśmy jak wszyscy czekać do następnej soboty, aby zobaczyć efekty ich pracy.
*       
W czwartkowy wieczór siedziałam znudzona przy kominku i przyglądałam się kolejnej kłótni między Leo, a Rose. Nie byłam nawet pewna od czego się zaczęło, w każdym bądź razie w tej chwili Gryfonka zarzucała chłopakowi, że przez jego wygłupy nie może się skupić na pisaniu wypracowania dla McGonagall. Chłopak skwitował to jedynie, że pokój wspólny jak sama na to nazwa wskazuje jest wspólny, a jeśli jej znowu coś nie pasuje to może iść do własnego pokoju. Rose poczerwieniała na twarzy, zebrała swoje rzeczy i ruszyła w stronę schodów prowadzących do dormitorium. Gdy dzieliły ją już od nich centymetry Leo rzucił do chłopaków, że kobiety z wiekiem robią się coraz bardziej jęczące i jeśli tak to ma wyglądać, to on podziękuję i woli być wiecznym kawalerem. Rose zatrzymała się i powoli odwróciła w jego stronę. Wyglądała jakby chciała ugodzić go jakąś śmiercionośną klątwą. Chłopak zreflektował się, że przegiął i wyciągnął ręce w górę w geście pojednania, ale na to było już za późno. Dziewczyna rzuciła zaklęcie niewerbalne i na głowę chłopaka spłynęły litry zimnej wody. Leo zaczął piszczeć, a po pomieszczeniu rozległy się salwy śmiechu. Ruda odwróciła się z gracją i tanecznym krokiem ruszyła do dormitorium.
-O stary, do naszej rozkosznej Rosie to ty nie podskakuj. Potrafi być prawdziwą wiedźmą.-podsumował James przyglądając się mokremu przyjacielowi.

*       
-Kretyn, półgłówek i palant…-zastałam Rose siedzącą nad wielką księga i powtarzając te trzy słowa jak zaklęcie.
-Daj mu już spokój, tylko się wygłupiał.-usiadłam obok niej i zajrzałam przez ramię próbując dostrzec co tak zawzięcie notuje.-Co robisz?
-Szukam najokropniejszych czarów jakie tylko kiedykolwiek ktoś wymyślił. Nie miałam wcześniej czasu zabezpieczyć pokoju przed wizytami niechcianych gości.-odpowiedziała cały czas kartkując książkę.
-Pamiętaj tylko, że nie chcemy ich zabić.- wtrąciłam po chwili przyglądając się dziewczynie. Miała tak zawziętą minę, że nie byłam pewna czy pamięta, że nie chcemy ich trwale uszkodzić.
-Bardzo bym chciała ale wiem, że nie mogę.-chciałam ją w żartach pochwalić za rozwagę, ale mi przerwała- w sensie nie mam żadnej czarnej sukienki na pogrzeb, w której bym dobrze wyglądała.- zaśmiała się tak diabolicznie, że przez chwilę nie zabrzmiało to na żart.
-Rosie…
Dziewczyna tylko mruknęła i zaczęła notować jakieś regułki.
-Wiesz, że byłaś niesamowita w pokoju wspólnym. Chciałabym tak dobrze rzucać zaklęcia niewerbalne jak ty.- zaświergotałam wisząc jej na uchem.
Dziewczyna rozpromieniła się i zapytała o reakcję Leo. Gdy opowiedziałam jej w jakim był szoku i jak wszyscy wokoło zaczęli podziwiać jej zdolności całkiem minęła jej złość. Rzuciła jeszcze jakąś uwagę, a po chwili we dwie leżałyśmy na podłodze i turlałyśmy się ze śmiechu przypominając sobie reakcję zszokowanego chłopaka.

11 komentarzy:

  1. Jestem ciekawa co Rose szykuje na chłopaków......
    Ale jeśli chodzi o męską część twojego opowiadania, to ja lubię po prostu wszystkich! Jamesa. Scorpiusa, Leo, Davida. Wybacz jeśli o kimś zapomniałam!
    Podoba mi się ten list od ojca Natalie. Naprawdę fajny miałaś pomysł na zawód jej rodziców. Nie wpadłabym ;)
    Nie mogę się doczekać Nocy Duchów! Co też oni wymyślili....
    Życzę weny i czekam na następne rozdziały! =D
    MrocznaKosiarka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Zgadzam się w 99% bo ja jakoś nie przepadam za Potterem. "Świat nie kręci się wokół ciebie Potter!" ~ Snape

      Usuń
    2. W sumie ten zawód jej rodziców miał być jedynie tłem, dopiero z rozwojem opowiadania zauważyłam ile z tego wynika ciekawych perspektyw :)
      Cieszę się, że moi chłopcy przypadli Ci do gustu. Jak do tej pory trochę pomijałam Davida, ale będę starała się to poprawić.
      A cały następny rozdział będzie się kręcił wokół Nocy Duchów, tak więc cieplutko na niego zapraszam ;)

      Usuń
    3. Tak czasami jest wymyślasz coś na tło, a potem zdajesz sobie sprawę jak bardzo Ci się to przydaje!
      A BTW to chyba wszystkie rude dziewczyny są temperamentne! Ale zawsze to dodaje kolorytu opowiadaniu! ;)
      Do następnego wpisu! =D

      Usuń
  2. WOW!Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!Ciekawe co chłopcy wymyślili na Halloween i co będzie z Rose i Leo czuć że coś pomiędzy nimi jest.Czekam na ciąg dalszy;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie może coś się zadzieje między tą dwójką ;)
      Następny rozdział już w piątek, więc serdecznie zapraszam!

      Usuń
  3. Dwa słowa: Boski Rozdział ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle z opóźnieniem:)
    Uwielbiam Scorpiusa:) Jego pewność siebie i arogancja są pociągające:D coś w tym jest, że tacy faceci podobają się kobietom, podobał mi się fragment o tym, że dobrze gra, fakt, iż dostał się do drużyny dzięki prawdziwemu talentowi, a nie wkupił nowymi miotłami jak jego tatuś, świadczy o tym, że ma honor i posiada klasę w przeciwieństwie do Draco.
    Natalie to typowa córeczka tatusia:) Widać to w dosłownie każdym słowie listu, podoba mi się, że nie robisz z niej sieroty czy maltretowanej przez rodziców, typowa dziewczyna, taka jak większość osób, można się z nią utożsamiać:)
    Rose - aż trudno uwierzyć, że spotyka się z przypadkowym kolesiem, to miła odskocznia od codzienności, ale ja chyba bym nie potrafiła tak bez większego uczucia, trochę mnie tym zraziła, ale wiem, że opamięta się to mądra dziewczynka- po mamusi:D (bo po Ronie niekoniecznie:D)
    I hit rozdziału!
    Olanie Jasmin przez Malfoya! Tak się cieszyłam, normalnie jak idiotka do sera:D Ależ jej utarła nosa, widać argument przysługi jest silniejszy niż siła argumentu plastiku:D
    MEGA!
    Pozdrawiam Rogata

    OdpowiedzUsuń
  5. Scorpius to jak na razie moja ulubiona postać męska, chociaż szczerze mówiąc, uwielbiam wszystkich. Jestem ciekawa, co Gryfoni tym razem wymyślili, bo po nich można się wszystkiego spodziewać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak cudownie widzieć u siebie nową osobę! Mam nadzieję, że już ze mną zostaniesz ;)

      Usuń
    2. Też mam taką nadzieję ;) Do tej pory zdarzało mi się zapominać o niektórych blogach, które czytałam, ale ten jest tak ciekawy, że raczej się to nie zdarzy :)

      Usuń