sobota, 21 marca 2015

Rozdział 11



Rozdział dodaje z jednodniowym opóźnieniem, za które bardzo przepraszam. Na moje usprawiedliwienie dodam, że naprawdę nie miałam kiedy.  Czekam na wasze opinie. Miłego Święta Duchów!



 Na obronę przed czarną magią dobiegłam w ostatnim momencie. Zdyszana stanęłam obok Rose i próbowałam złapać oddech.
-Czemu się spóźniłaś?- zapytała bez większego zainteresowana. Nie zdążyłam jej odpowiedzieć, bo profesor Prince otworzył drzwi do klasy. Zajęłam miejsce i wlepiłam wzrok w nauczyciela. Profesor Prince w dalszym ciągu robił spore wrażenie na damskiej części uczniów, a chłopcy uważali, że jest jednym z najlepszych osób na tym stanowisku od wielu lat. Zresztą uważałam tak samo.
-Dzisiaj mam dla was coś super.-w oczach wychowawcy pojawiły się ogniki-ale najpierw omówimy wasze poprzednie referaty. Davies ty masz jakiekolwiek pojęcie o mantykorach?- zwrócił się do chłopaka siedzącego w ostatniej ławce.
Davies Corner był ciemnowłosym Krukonem, lecz ciężko dostrzec w nim typowe dla tego domu cechy. Uwielbiał się wygłupiać, a swoje braki w wiadomościach nadrabiał urokiem osobistym. Wielu było zdania, że bardziej pasowałby do Gryffindoru.
-No wie pan… Są niebezpieczne i raczej powinno się ich unikać.-pokiwał głową jakby mówił coś naprawdę mądrego.
-Ty to koniecznie ich unikaj, bo po twoim wypracowaniu widać, że zginąłbyś po dwóch minutach.
Cała klasa wybuchła śmiechem, na co chłopak tylko wzruszył ramionami i obiecał, że będzie się ich wystrzegał. Po chwili Profesor Prince przeszedł do tematu lekcji.
-Salvio Hexia, czy komuś mówi coś to zaklęcie?
Rose rozejrzała się po klasie z miną ”otaczają mnie kretyni” i zaczęła mówić: jest to zaklęcie ochronne. Tworzy barierę, w której ludzie stają się niewidzialni dla osób przebywających poza barierą.
-Bardzo dobrze panno Weasley, 10 punktów dla Gryffindoru. Davies słuchaj-zwrócił się ponownie do ucznia-to może ci przynajmniej pomóc schować się przed mantykorami- rzucił z uśmiechem- Proszę otworzyć podręcznik na stronie 54 i przeczytać rozdział o tego rodzaju zaklęciach obronnych. Jeśli się pośpieszycie zaczniemy jeszcze dzisiaj je ćwiczyć. 
Po godzinie wyszłyśmy z klasy z ulgą, że to ostatnia lekcja w tym tygodniu, a przed nami upragniony weekend. Po drugiej stronie korytarza mrugnął mi cień Scorpiusa. Nie rozmawialiśmy ze sobą już od prawie dwóch tygodni. Przygryzłam wargę zupełnie ignorując paplającą Rose.
-Rosie zobaczymy się później, w porządku?
Ruszyłam w stronę Ślizgona. Byłam zła sama na siebie, że pomogłam mu zdobyć te składniki. Przez to czułam się po części za niego odpowiedzialna i nie mogłam przestać myśleć o możliwych skutkach tworzenia eliksiru na własną rękę. Na Merlina, czy tej gryfońskiej szlachetności nie da się jakoś wyłączyć?
Udało mi się go dogonić dopiero, gdy wchodził do biblioteki.
-Scorpius!- krzyknęłam czym naraziłam się na gniew i wściekłe spojrzenia bibliotekarki. Zarumieniłam się i podeszłam do chłopaka.
-Chcesz doprowadzić panią Pince do zawału?- zaśmiał się i wyciągnął jakąś wielką, zieloną książkę z półki.
-Jak ci idzie?
-Poradziłem sobie z wyjęciem książki i z czytaniem chyba też nie będzie problemów. Jeśli poczuję, że potrzebuję Twojej pomocy to dam znać, ale miło, że pytasz.-wyszczerzył się w uśmiechu. Wyjęłam pierwszą lepszą książkę z regału i uderzyłam nią z całej siły w ramię chłopaka. Przynajmniej tak mi się wydawało, że było to dość mocno, chłopak jedynie wybuchnął śmiechem i mruknął, że nawet stara McGonagall ma więcej siły. Nagle  zza regału wyłoniła się pani Pince krzycząc, że to nie jest plac zabaw. Na nic nie zdały się nasze przeprosiny, kazała nam opuścić bibliotekę i wrócić dopiero jak dorośniemy. Wyszliśmy na korytarz i wybuchliśmy śmiechem.
-A tak na poważnie, to jak sobie radzisz z eliksirem?- zapytałam, gdy już usiedliśmy na pobliskiej ławce.
-Blondyna nie martw się o mnie. Wiesz to urocze, ale jestem już dużym chłopcem.-ironizował- Potrafię sam sobie wiązać buty i nawet jem już sam.-ciągnął z tym dobrze mi już znanym ślizgońskim uśmiechem.
-Umiesz sam jeść? Brawo, właśnie doścignąłeś rozwojowo mojego dwuletniego kuzyna.- przewróciłam oczami.
-Ale ty potrafisz być złośliwa i marudna... Już się tak nie złość… Wszystko idzie zgodnie z planem, do tej pory nie miałem jeszcze żadnych problemów. Sama widzisz, że nie ma się o co martwić.
Kiwnęłam głową i wstałam z ławki. Nie pokazałam tego, ale ulżyło mi słysząc, że wszystko jest w porządku. Pożegnałam się z nim i ruszyłam w kierunku schodów prowadzących na siódme piętro.
-Natalie!-odwróciłam się w jego stronę- uwierz w końcu, że jestem cholernie dobry z eliksirów. Podejrzewam nawet, że najlepszy z całej szkoły.-dodał z szelmowskim uśmiechem.
 Przewróciłam oczami i z uśmiechem ponownie ruszyłam w stronę dormitorium.


*                         
-Natalie wstawaj!- krzyknęła mi prosto do ucha rudowłosa dziewczyna.
-Chcesz żebym ogłuchła?- pocierałam swoje ucho rozglądając się po pomieszczeniu.
-Przepraszam… Zależało mi na tym abyś szybko wstała. Pamiętasz jaki dziś dzień?
-Sobota?                                                                                     
-No co ty nie powiesz… Miałam na myśli, że dzisiaj jest Noc Duchów!
Uśmiechnęłam się na samą myśl o dzisiejszej kolacji. Jest to zdecydowanie moja ulubiona uczta w roku. W ten dzień stoły aż się uginają od najwspanialszych smakołyków. Jest wszystko zaczynając od wielu rodzajów ciast, poprzez muffinki, kończąc na miętowych czaszkach i kokosowych gałkach ocznych. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki przyszykować się na kolejny dzień. Byłam w połowie rozczesywania swoich długich włosów, gdy usłyszałam wybuch, a następnie przepiękną wiązankę z ust Rose. Weszłam do pokoju i zobaczyłam wściekłą dziewczynę z osmaloną twarzą i brudnymi włosami. Posłałam jej pytające spojrzenie.
-Ja ich zabiję! Przysięgam, że to zrobię. Tych dwóch idiotów pożałuję dnia, w którym się urodziło, niech ich tylko spotkam!
-Ros… Co dokładnie się stało?-zapytałam ostrożnie starając się jeszcze bardziej nie zdenerwować dziewczyny
-Leo z Jamesem zostawił paczkę pod naszym pokojem z karteczką życzącą nam miłego obchodzenia święta duchów. A ja jak ostatnia kretynka ją otworzyłam. Na Merlina! Mogłam się spodziewać, że Ci kretyni znowu coś wymyślili. Z pudełka wyłoniła się jakaś zjawa i zanim zdążyłam zareagować wybuchła parę centymetrów ode mnie. Wyglądam jak ofiara pożaru-jęknęła i pobiegła do łazienki.
Sprzątnęłam różdżką pozostałości zjawy z dywanu i poszłam do pokoju wspólnego.
Na schodach minęłam się jakąś zdenerwowaną dziewczyną z siódmego roku. Wyglądała podobnie do Rose.
-Wybuchająca zjawa?- zapytałam ze współczuciem zerkając na jej umazane włosy.
-Tryskający klejącym lukrem wampir...- odpowiedziała zrezygnowana.
Przynajmniej są kreatywni-pomyślałam i po zgarnięciu Cornie i Davida udałam się na śniadanie.

*           
Padłam na ławkę obok Jamesa i nałożyłam sobie na talerzyk rogaliki z marmoladą. Leo i James wpatrywali się na mnie jakby na coś czekali.
-Nie udało wam się ze mną!-odpowiedziałam z uśmiechem nalewając sobie sok-jednak radzę przez najbliższy miesiąc unikać Rose. Jestem pewna, że pośle was do Świętego Munga.
 Miny chłopaków zrzedły.
-Mówiłem Ci, że ją lepiej sobie odpuścić, ona potrafi być przerażająca. Mam wrażenie, że potrafi być gorsza nawet od babci Molly-James wzdrygnął się jakby przypomniał sobie jedno z najgorszych wspomnień.
-Bez przesady, wie, że to tylko głupkowaty żart- zapewniał Jamesa Leo, choć po jego wyrazie twarzy było widać, że sam w to już nie wierzy.
-O której pojawią się dekorację?- zapytała Cornie zmieniając temat.
-Jak się ściemni, gdzieś między 17, a 18-odparł James spoglądając na drzwi. Po chwili razem z Leo wyszedł tłumacząc, że muszą coś jeszcze przygotować, jednak byłam prawie pewna, że nie chcą spotkać Rose.

*           

Spojrzałam na zegarek i mrucząc pod nosem odłożyłam książkę na półkę. Jeśli chciałam jeszcze przebrać się przed ucztą musiałam już wychodzić z biblioteki. Zebrałam w pośpiechu swoje rzeczy i wyszłam na korytarz. Stanęłam osłupiała przyglądając się wystrojowi. Było po 17, więc dekoracje dopiero się pojawiły. Z każdej strony pod ścianami były zawieszone świecące dynie. A pod pokrytym pajęczynami i pająkami sufitem, fruwały nietoperze, które wyglądały jak żywe. Automatycznie związałam włosy w kok woląc nie ryzykować wplątania się w nie tych czarnych ssaków. W miejscach gdzie zazwyczaj stały zbroje pojawiły się rzędy szkieletów. I wszędzie unosiła się zielona poświata, która potęgowała wrażenie mroku i tajemniczości zamku. Ściany pokryte były krwistoczerwonymi napisami, które głosiły hasła pasujące do psychopatycznych morderców. Szłam do przodu podziwiając coraz to bardziej wymyślne i przerażające ozdoby.
Skręciłam w kolejny korytarz, gdy nagle w moją stronę zaczął sunąć dementor. Poczułam przeszywające zimno i dziwne uczucie, którego nie byłabym w stanie opisać. Byłam przerażona, a moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Nie byłam w stanie się ruszyć, ani logicznie myśleć. Dopiero gdy potwór był kilkanaście cali ode mnie wyciągnęłam trzęsącą się rękę z różdżka i wypowiedziałam zaklęcie. Nic się nie wydarzyło, dalej byłam sama na przeciw okropnej zjawie. Spróbowałam uspokoić myśli i jeszcze raz, tym razem pewniej, wypowiedzieć zaklęcie. Po chwili z mojej różdżki wyłoniła się srebrzysta wilczyca. Pognała w stronę zjawy, która po chwili rozpłynęła się w powietrzu. Trzęsłam się nie mogąc wykonać nawet jednego kroku. Na Merlina, jak to się stało, że przed chwilą miałam okazję pokonać dementora? Usiadłam pod ścianą, a mój patronus zajął miejsce obok gotowy chronić mnie przed kolejnym zagrożeniem. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to prawdopodobnie była tylko dobrze wykonana iluzja. Jacy oni są nieodpowiedzialni! Ciekawe czy pomyśleli co by było gdyby jakiś pierwszoroczniak trafił na takiego dementora! Obiecałam sobie zrobić tym dwóm kretynom wykład o moralności i już spokojniejsza wróciłam do wieży Gryfonów.

*          

Przy stoliku siedziała roztrzęsiona Cornie, a parę osób stało wokół niej pocieszając ją i poklepując po ramieniu. Usiadłam obok niej pytając co się stało.
-Właśnie stoczyłam pojedynek z dwoma kościotrupami…
-Że co?
-Szłam korytarzem, gdy nagle dwa z tych okropnym szkieletów ożyło i zaczęło iść w moją stronę. Rzucali we mnie kośćmi…
Patrzyłam na nią zdezorientowana. Jestem w stanie wiele sobie wyobrazić, ale szkielety rzucające kośćmi przekraczały moje możliwości. Zaczęłam się śmiać, czego pożałowałam bardzo szybko. David spojrzał na mnie jak na najmniej czułą osobę na świecie.
-Wiem, że to brzmi zabawnie-dodała z bladym uśmiechem-ale to było okropne. Przytuliłam ją zapewniając, że dokładnie ją rozumiem i opowiedziałam im o mojej przygodzie.
-Tym razem przesadzili-powiedział wściekły David-ciekawe co by się stało, gdyby na te ich atrakcje natknęli się jacyś młodsi uczniowie.
-O tym samym pomyślałam-odpowiedziałam cicho-ktoś wie gdzie oni teraz są?
-Stawiałabym na skrzydło szpitalne-do pokoju wpadła uradowana Rose.
-Powiedz, że żartujesz…
-Nie Natalie, nie żartuję. Ci idioci dostali za swoje…
Wybiegłam z dormitorium nie słuchając jej dalszych komentarzy. Byłam przerażona, a przez głowę przelatywały mi coraz czarniejsze scenariusze. Wiedziałam, że Rose potrafi być mściwa, ale nigdy nie pomyślałabym, że pośle kogoś do szpitala. Chyba przyjaźnie się z wariatką-przemknęło mi przez głowę. Biegłam najszybciej jak potrafiłam nie zważając na krzyki popychanych przeze mnie uczniów. Po dotarciu do skrzydła szpitalnego zderzyłam się z zamkniętymi drzwiami. Ledwo udało mi się wyprosić panią Pomfrey, aby pozwoliła mi choć na chwilę wejść do chłopaków. Po dłuższej chwili pielęgniarka zgodziła się na krótką wizytę. Pchnęłam ciężkie drzwi i dostrzegłam Jamesa leżącego na łóżku. Wpatrywałam się na niego zdezorientowana. Jego widok wprawił mnie w takie osłupienie, że nie byłam w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.
-Hej Natalie, co myślisz?-zapytał James wskazując ręką na własną twarz.
Wybuchłam śmiechem i minęła dłuższa chwila zanim udało mi się uspokoić. Oj Rosie, Rosie… Jesteś genialna, a ja cię posądzałam o bycie szaloną. Zrobiło mi się wstyd za mnie i za moje bezpodstawne oskarżenia.
-Jak to się stało?- zapytałam wycierając łzy ze śmiechu.
-Masz na myśli uszy lisa i ten ogon? Leo wygląda gorzej, ma jeszcze sierść-dodał rozbawiony zerkając na przyjaciela.
-Tak, dokładnie o to mi chodzi-nie mogłam przestać się śmiać-czemu on właściwie śpi jak zabity?- zapytałam przyglądając się drugiemu chłopakowi.
-Ma naprawdę beznadziejne żarty o lisach i pani Pomfrey podała mu coś, aby zasną. Mówię Ci, nie dało się go słuchać. A co do tego wszystkiego to w sumie nasza wina. Na śniadaniu naprawdę nas przeraziłaś i zaczęliśmy kombinować, co zrobić, aby przeprosić Rose. I Leo wpadł na pomysł, aby cały wasz pokój udekorować słodyczami. Rozumiesz, porozwieszać cukierki, powrzucać czekoladowe żeby do kufrów i takie tam.No i Leo wypowiadał wszystkie konieczne zaklęcia, aby dostać się do waszego pokoju, a ja stałem trochę dalej pilnując, aby nikt nas nie zobaczył. I kiedy Leo otworzył drzwi odrzuciło nas do tyłu, zrobiło się ciemno, a jak już się ocknęliśmy to wyglądaliśmy tak.
-Wiedziałam, że Rose oduczy was wchodzenia do naszego pokoju-założyłam ręce na ramiona i posłałam mu triumfujący uśmiech.- Jestem nawet w stanie przyznać, że macie za swoje. Teraz jak już wiem, że z wami wszystko w porządku mogę wracać na ucztę.- uśmiechnęłam się i planowałam opuścić skrzydło szpitalne.
-Natie, zostań...-powiedział błagającym tonem- Strasznie się nudzę siedząc tutaj sam.
Patrzyłam na niego z wahaniem. Z jednej strony chciałam z nim zostać, ale nie mogłam przestać myśleć o tych wszystkich ciastach.
-Mam pełną torbę słodyczy-rzucił uśmiechając się od ucha do ucha.
-No dobra, wyciągaj te słodycze-uśmiechnęłam się i usiadłam po turecku w nogach jego łóżka.-A teraz przygotuj się na długi i nudny wykład odnośnie dzisiejszego dnia. Wyobraź sobie, że zaatakował mnie dementor.
-Aż ciężko w to uwierzyć-udał zdziwionego i chwycił fasolki wszystkich smaków.
-A teraz zastanów się co by było gdyby zamiast mnie spotkał go jakiś dzieciak, byłby przerażony i mogłaby mu stać się krzywda! I na pewno…
-Zaczekaj mała-przerwał mi-po pierwsze to nie był prawdziwy dementor, więc nie zrobiłby nikomu krzywdy. A poza tym dopracowaliśmy to. Stwory pojawiały się dopasowując poziom trudności do poszczególnej osoby.-powiedział lekko i wpakował do buzi fasolkę wszystkich smaków.- Fuu, wątróbka-skrzywił się i podał mi pudełeczko.
-Nie ma mowy, nie zjem tego-odpowiedziałam stanowczo odsuwając od siebie pudełeczko z fasolkami.
-Myślałem, że lubisz wszystkie słodycze.- powiedział ponownie przysuwając pudełko w moją stronę.
-Lubię wszystko co jest słodkie, lecz za wątróbką nie przepadam. Nie lubię takich niespodzianek…- wzdrygnęłam się na samą myśl zjedzenia podobnego świństwa.
-Próbowałaś ich kiedykolwiek?
-Nie
-Pozwól mi wybrać jedną dla Ciebie. Przysięgam, że jak Ci nie posmakuje będziesz mogła dorobić mi jeszcze łapy do kompletu-puścił mi oko grzebiąc w fasolkach. Po chwili wyciągnął jedną w kolorze błota.
-Nie wygląda smakowicie.- skrzywiłam się i dla bezpieczeństwa odsunęłam się w najdalszy róg łóżka.
-Im gorzej wygląda tym zazwyczaj jest lepsza.-uśmiechnął się widząc moje wahanie- No dalej, zaufaj mi i zamknij oczy. Westchnęłam i zrobiłam jak mi kazał. Rozchyliłam wargi i pozwoliłam się nakarmić tym okropieństwem. Z obawą przegryzłam fasolkę uwalniając jej smak.
-Wiśniowa!- otworzyłam oczy z radością.
-Mówiłem, że możesz mi zaufać-uśmiechnął się pogodnie-Natalie od dłuższego czasu chciałem Cie o coś zapytać…- przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi przez, które wpadła Rose z Cornie i Davidem.
-Jak się masz braciszku?- zapytała złośliwie zakładając ręce na biodra.
-Super! Jestem zdrów jak lis-wyszczerzył się w uśmiechu i udał, że drapie się za lisim uchem.
-Mówi się zdrów jak ryb… Zresztą nieważne-odparł David zerkając na Leo- Właściwie skąd pomysł z lisem?
-Jak byłam mała, mama czytała mi bajkę o lisie, który okradał wioskę i dopiero, gdy pojawiła się mała czarownica o imieniu Esmeralda to…
-Kto by pomyślał ruda, że z ciebie taka miłośniczka bajek-przerwał jej rozbawiony Leo, który właśnie się obudził.
Rose spłonęła rumieńcem i już więcej się nie odezwała. Po paru minutach wygoniła nas pani Pomfrey tłumacząc, że chorzy potrzebują dużo odpoczynku.
-A tak właściwie Rosie kiedy czar przestanie działać?- zapytał David, gdy pani Pomfrey zamknęła za nami drzwi.
-Prawdopodobnie w ciągu tygodnia, góra dwóch.
-Mówiłam Ci już kiedyś, że jesteś niesamowita?- zaśmiałam się przypominając sobie wygląd chłopaków.
-Możliwe… Ale nic nie stoi na przeszkodzie, abyś to powtórzyła!- uśmiechnęła się triumfująco i przodem ruszyła do wieży Gryfonów.

12 komentarzy:

  1. Na końcu pomyliłaś Pomfrey z Prince. Ale ogólnie Rose jest serio pomysłowa! I nigdy nie wpadłabym na to ,że James i Leo potrafią tak dobrze czarować ,żeby zjawa dopasowała się do poszczególnej osoby. Mam też nadzieję ,że dowiem się co James chciał powiedzieć Natalie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błąd już poprawiony. Dziękuję, że zwróciłaś na niego uwagę. Zawsze czytam rozdział przed oddaniem, ale zazwyczaj swoich błędów się nie widzi. Dowiesz się co James chciał powiedzieć Natalie, tylko jeszcze nie wiem kiedy. Raczej pomęczę jeszcze tą dwójkę ;) buziaki

      Usuń
  2. Ciekawe co James chciał powiedzieć Natalie...Twój blog jest ekstra!!!Nareszcie znalazłam bloga gdzie główna bohaterka ma na imię tak jak ja!Co prawda ja jestem Natalia,ale cicho.To wciąga nie mogę się doczekać następnego rozdziału!Ciekawe co James chciał jej powiedzieć!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu. Natalia i Natalie to w sumie jedno to samo, więc jak najbardziej możesz się z nią utożsamiać ;) Mam wielką nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej

      Usuń
  3. Jak zwykle super! Mega spodobał mi się ten pomysł z "żywymi" dekoracjami ;)
    Jak chyba wszyscy jestem ciekawa co James chciał powiedzieć Natalie!
    Tylko takie pytanie, czy następny rozdział również będzie poświęcony Nocy Duchów? No wiesz jakaś impreza czy coś....?
    Jak tak czytam to zauważyłam, że Natalie lubi słodycze ;)
    Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdziwy łakomczuch z niej :D
      Z tego co czytałam w Noc Duchów jest tylko ''świąteczna'' kolacja i nie ma żadnych imprez. Natalie wybrała siedzenie z Jamesem, więc ominęła ją kolacja. Co prawda gryfoni mogliby sami sobie zorganizować, ale dwóch głównych organizatorów leży w szpitalu ;) Odpowiadając na Twoje pytanie raczej nic nie będzie

      Usuń
  4. Zemsta Rose była genialna! Twoje pomysły są niesamowite:) Lisy chytruski? Noc Duchów przebiła wszystko:)
    I masz opierdziel! Jak mogłaś przerwać w takim momencie?! On może chciał ją spytać o coś ważnego? Chociaż biorąc pod uwagę, że
    a) to facet
    b) to facet
    c) to facet z poczuciem humoru pięciolatka
    mógł chcieć spytać o jakąś głupotę typu, co jest na kolację...
    Podziwiam Nat, że AŻ tak przejmuje się Malfoyem, który ma to delikatnie mówiąc gdzieś:D Mnie już by to wkurzyło i czekałabym, aż to co pichci mu wybuchnie, żeby z mściwym uśmieszkiem powiedzieć :"A nie mówiłam" widać Blondyna ma więcej empatii:)
    Czekam na więcej!
    Rogata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiem na Twoje dwa komentarze, dobrze?
      Na początek to super, że wpadłaś. Wręcz się stęskniłam :D Widziałam, że u ciebie też jest już nowy rozdział, ale przeczytam go jutro na spokojnie.
      Nie wiem co z kobietami jest nie tak... Każdą pociąga taki arogancki typ z pod ciemnej gwiazdy. Chyba jesteśmy masochistkami :D
      "Facet z poczuciem pięciolatka"- cholernie mnie to rozbawiło. Z nimi to nigdy nic nie wiadomo. Ty się szykujesz na poważną rozmowę, a on Ci właśnie wyskoczy z jakąś drobnostką :D Ale nic straconego, prędzej czy później powrócą do rozmowy (pewnie później niż szybciej, bo po co się śpieszyć? :D)
      Faktycznie Nat ma jakąś słabość do Scorpiusa. Chyba ma za mało własnych problemów xd
      Ale ja dzisiaj piszę bez składu... Zupełnie wykończył mnie ten tydzień. Ale widzimy się jutro (widzimy to złe słowo) na Twoim blogu. Do usłyszenia :)

      Usuń
  5. Ciekawe, co James chciał powiedzieć Natalie... Mam nadzieję,że wyjaśnisz to w najbliższym rozdziale, bo niemal umieram z ciekawości ;). Świetny pomysł z tymi ożywionymi dekoracjami ;)
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że dekoracje przypadły do gustu. A do rozmowy Natie i Jamesa jeszcze powrócę ;)

      Usuń
  6. Powróciłam! (i mam nadzieję, że szybko nadrobię rozdziały, których nie skomentowałam) ^^

    Rose jest genialna, prawdziwa mistrzyni zemsty doskonałej. ;D
    Wszyscy wyżej pisali, że są tak bardzo ciekawi, co James chciał powiedzieć Natalie i ja również się do nich zaliczam. Naprawdę muszę szybko wszystko przeczytać i wreszcie być na bieżąco!
    A te dekoracje na Noc Duchów i zjawy, które przemieniają się zgodnie z umiejętnościami konkretnych osób... genialne ;)

    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie znowu Cię widzieć! :)
      Rose ma charakterek, jeszcze nie raz się o tym przekonasz. ;)

      Usuń