sobota, 7 marca 2015

Rozdział 9

Miałam go dodać dopiero jutro, ale jeden dzień chyba nie robi różnicy. Wczoraj minęły dwa miesiące od kiedy założyłam bloga. Mam nadzieję, że wytrwam i dalej będzie mnie tak ciągnąć do pisania jak w tej chwili.Czekam na wasze opinie ;)



Wróciłam ze śniadania i usiadłam na łóżku zajadając się ostatnią czekoladową żabę jaką udało mi się  znaleźć w kufrze. Cały mój zapas słodyczy w dziwny sposób wyparował. I to jest dopiero magia… Przy najbliższym wyjściu do Gogsmeade muszę zajść do Miodowego Królestwa. Kupię cukrowe pióra do pisania, czekoladowe kociołki i duża torbę wybuchających cukierków... Z moich marzeń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi.
-Gdzie zgubiłaś Rose?- zapytałam nie odwracając wzroku od karty z czekoladowej żaby. Severus Snape, po raz setny …-pomyślałam i rzuciłam kartę pod łóżko.
-Raczej nie wróci szybko, poszła gdzieś z Thomasem.-mruknęła Cornie kładąc się na łóżku obok mnie.
-Z jakim Thomasem?
-Poznała go na imprezie w pokoju wspólnym. Zaczęli rozmawiać, gdy wychodziłyśmy z Wielkiej Sali i już z nim została.
Skupiłam się próbując przypomnieć sobie wygląd chłopaka. Nie pomyślałam, że jeszcze kiedyś się spotkają, co prawda Rose sporo o nim opowiadała po powrocie, ale jakoś nigdy już do niego nie wróciłyśmy. Zresztą ona często z kimś flirtowała, a do kolejnych spotkań dochodziło bardzo rzadko.
-Czyli nie zobaczymy jej do wieczora.-westchnęłam- Masz jakieś plany na niedzielę?
-Odpowiada mi przeleżenie całego dnia w twoim łóżku, ten tydzień mnie wykończył.-odparła ziewając.
Zamieniłyśmy parę zdań o meczu i wczorajszej imprezie w pokoju wspólnym, a po chwili nasza rozmowa zeszła na temat Davida.
- Zapytał mnie ostatnio czy nie chciałabym przyjechać do niego w święta. Poznałabym większość jego rodziny. Co prawda do świąt jeszcze prawie dwa miesiące, ale wstępnie się zgodziłam.-jej policzki delikatnie się zarumieniły. Ona jednak się nigdy nie zmieni-pomyślałam.
-Tam tam taram tam tam taraam!- zaczęłam nucić marsz weselny.
-Na Merlina!-krzyknęła Cornie i schowała twarz w poduszce.
Zaśmiałam się i włożyłam ostatni kawałek czekoladowej żaby do buzi. Zaczęłam ją przeżuwać najwolniej jak potrafiłam, aby jak najdłużej cieszyć się słodkim smakiem.
-Ale jak coś to mogę zostać świadkową na ślubie, prawda?- zapytałam kładąc głowę na ramieniu przyjaciółki.
Zapanowała cisza. Dopiero, gdy zaczęłam ją delikatnie ciągać za ciemne włosy podniosła się i spojrzała w moją stronę.
-Rose jest jeszcze gorsza od ciebie. Zapytała mnie o to po naszym pierwszym spotkaniu.- westchnęła.
-Z Weasley nie wygrasz…-wzruszyłam ramionami-Cornie?- zapytałam najbardziej słodkim głosem na jaki było mnie stać.
-Tak?
-Masz może coś słodkiego na pocieszenie?  
Gryfonka sturlała się z łóżka i zaczęła przerzucać rzeczy w swojej szafie. Po chwili rzuciła we mnie dwoma opakowaniami kociołkowych piegusków.
-Zostało mi tylko to, wszystko inne już dawno zjadłaś!
-Kocham cię!- krzyknęłam otwierając pierwsze opakowanie.
-Też cię kocham-odpowiedziała ponownie padając na moje łóżko.
*         

-Blondyna!- usłyszałam za swoimi plecami. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć kto to krzyknął.-potrzebuję twojej pomocy.
-Witaj Scorpius, też się cieszę, że cię widzę. U mnie wszystko dobrze, miło, że pytasz…- przewróciłam oczami.
-Dobra Natalie, zrozumiałem.-przerwał mi-bardzo się cieszę, że u ciebie super. Czy możemy przejść do konkretów?- zapytał i nie czekając na moją odpowiedź wyręczył mi jakąś kartkę. Zaczęłam czytać punkty zapisane na niej: woda z rzeki Lete, kamień księżycowy i krew smoka Ogniomiota Chińskiego.
-Brzmi fajnie, gotujesz coś?
Kąciki jego ust podniosły się do góry formując delikatny uśmiech . Włożył ręce do kieszeni i wyjaśnił mi czego właściwie ode mnie chcę.
-Czyli mam poprosić rodziców, aby mi to przysłali do szkoły, dobrze zrozumiałam?
-Dokładnie.-odpowiedział z szelmowskim uśmiechem.
-A na Merlina wyjaśnisz mi po co ci to wszystko? Poza tym moi rodzice nie uwierzą, że nagle eliksiry stały się moją pasją i po lekcjach lubię sobie coś uwarzyć dla zabawy…- przewróciłam oczami.
-Proszę Cię, chciałem sam to zamówić, ale musiałbym czekać na przesyłkę tygodnie. Przy okazji Twoi rodzice powinni zatrudnić nowych ludzi do wysyłek, mówię to jako stały klient. Jestem jednak pewny, że dla córki przyśpieszą wysyłkę.-spojrzał na mnie błagalnie-obiecałaś mi się odwdzięczyć za wybitny z eliksirów.-uśmiechnął się do mnie i wyczekiwał na moją odpowiedź.
-Przekażę rodzicom twoje wskazówki co do prowadzenia interesu –odpowiedziałam sarkastycznie. Malfoy w dalszym ciągu uporczywie się we mnie wpatrywał. Jego spojrzenie było wręcz hipnotyzujące.-No dobra..-odpowiedziałam zrezygnowana-a powiesz mi po co ci to?
Ślizgon słysząc moją zgodę odprężył się, a na jego twarz powrócił ten pewny siebie uśmiech.
-Już to chyba blondyna ustaliłaś, że takie rzeczy wykorzystuje się do eliksirów.
-Ale jesteś zabawny-mruknęłam i zacisnęłam dłoń gniotąc przy okazji kartkę .
Ze ślizgońskim uśmiechem rzucił, że może mi wszystko pokazać. Stałam przez chwilę zastanawiając się czy chcę spędzić niedzielne popołudnie ze Scorpiusem. Moja ciekawość wzięła jednak górę. Westchnęłam zrezygnowana i ruszyłam za szarookim chłopakiem.
-Gdzie dokładnie idziemy?
-Na 6 piętro- uśmiechnął się zadziornie.
Skręciliśmy w prawo. Chłopak szedł krok przede mną prowadząc mnie przez wszystkie możliwe skróty. Gdy dotarliśmy do kolejnego zakrętu zatrzymał się tak gwałtownie, że uderzyłam w jego plecy.
-Co ty na Merlina wyprawiasz Malfoy!?-krzyknęłam łapiąc się za głowę, która pulsowała mi z bólu.
-Lepiej pójdźmy inną drogą, tam stoi Romilda.- szepnął i pociągnął mnie w drugą stronę.
-I?
-Całowaliśmy się, a ta teraz za mną lata jakbym jej co najmniej ślub obiecał.-przewrócił oczami.
Spojrzałam na niego z nieukrywaną złością. Czy większość chłopaków musi być skończonymi idiotami?
-No co? Za jakiś czas zapomni, a jakbym ją teraz spotkał to musiałbym złamać jej serce.-ten kretyn miał jeszcze czelność się ze mną przekomarzać.-Jestem pewny blondyna, że twojemu Potterowi też nie raz zdarzyło się tak zrobić.
-O nie! On jest uroczy, ma klasę i nigdy nie postąpił by tak z żadną dziewczyną! -wybuchnęłam.
Chłopak popatrzył na mnie z rozbawieniem.
-Potter na pewno jest facetem?- mruknął drwiąco.
Odwróciłam się ze złością, ale chłopak uniemożliwił mi odejście przytrzymując mnie za dłoń. Obiecał załatwić sprawę z dziewczyną. Po chwili z sarkazmem dodał, że postara się dorównać ideałowi Potterowi. Postanowiłam zignorować jego złośliwą uwagę ciesząc się ,że przynajmniej ta biedna dziewczyna nie będzie żyć złudzeniami. Stanęliśmy przed okropnym obrazem na 6 piętrze. Przekręciłam głowę na bok i przyjrzałam się dwóm goblinom, które grały w karty.
-Jestem tu aby podziwiać obraz? -
-Jaka ty czasami potrafisz być złośliwa-mruknął naśladując moją minę.
Zbliżył się do obrazu i wypowiedział jakieś zaklęcie stukając różdżką w jedną z namalowanych kart. Po chwili obraz otworzył się odkrywając tajne przejście. Weszłam przez z nie ze Scorpiusem, a wejście momentalnie się zamknęło. Wąski korytarz prowadził do niedużego pokoju. Nie licząc kociołka i fiolek leżących obok niego, pomieszczenie było puste. Ściana naprzeciw wejścia była wielkim oknem. Tuż za nim rozprzestrzeniał się widok na całe jezioro i część błoni.
-Jak znalazłeś to miejsce?- zapytałam nie odrywając wzroku od malowniczego widoku za oknem.
-Pokazała mi je kiedyś pewna Puchonka, gdy potrzebowaliśmy ustronnego miejsca...-spojrzałam na niego wymownie-…do nauki! Uczyliśmy się,eee transmutacji.- dodał szybko i usiadł obok kociołka wsypując do niego tajemniczy proszek. Przysiadłam obok niego na podłodze. Chłopak wyjaśnił mi, że eliksir, który przyrządza to Felix Felicis. Powstrzymał się nawet od złośliwej uwagi, gdy wyznałam mu, że nie mam pojęcia co to jest. Wyjaśnił mi pobieżnie, że przynosi on szczęście, sam proces przygotowywania jest nużący i trwa pół roku. Zapewniał mnie jednak, że naprawdę warto poświęcić tyle czasu. Moją uwagę przykuły dziwnie wyglądające kamyczki.
-Co to?-zapytałam wyciągając rękę chcąc sprawdzić ich strukturę.
-NIE DOTYKAJ!-nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo kamyki wybuchły, gdy tylko dotknęłam je palcem.
-To je też możesz dopisać do tej listy.-odparł ze zrezygnowaniem i oparł się o ścianę.
Ze Scorpiusem siedziałam, aż za oknem nie zrobiło się zupełnie ciemno. Dawno z nikim nie rozmawiało mi się z taką łatwością i naturalnością. Miałam wrażenie jakbyśmy znali się od wielu lat, a nie rozmawiali ze sobą piąty raz w życiu. Ślizgon opowiedział mi o swojej rodzinie. O dziadku, którego nie poznał, bo umarł w Azkabanie zanim zdążył się urodzić. O babci, która jest wyniosła i podobno bardo piękna, ale przede wszystkim jest zakochana w swoim wnuku. Z jego opowiadań wynikało, że to właśnie ona zawsze za nim stoi, gdy nie może dogadać się z ojcem. Zaobserwowałam, że robi się spięty kiedy mówi o nim. Tak jakby go onieśmielał. On sam mówił jednak o nim z wielkim szacunkiem i hmm… jakby z powściągliwością. Natomiast rozgadał się opowiadając o mamie. Chciałam się nawet z niego ponaśmiewać, że jest syneczkiem mamusi, ale kapitulował i przyznał mi rację. Dodał jeszcze, żebym nie próbowała komukolwiek tego powiedzieć, bo i tak się wszystkiego wyprze. Jak sam powiedział w szkole musi dalej uchodzić za niewzruszonego i buntowniczego przystojniaka. Tłumaczył to tak dobrze naśladując narcystyczny ton, że zanosiłam się od śmiechu. Ja z kolei opowiedziałam mu o moich rodzicach, których zawsze mogłam traktować jak najlepszych przyjaciół i o dziadkach, którzy są mugolami mieszkającymi na wsi. Opowiedziałam mu nawet o tych wszystkich świętach, gdy zjeżdżały się siostry mojej mamy ze swoimi dziećmi i o tym jak się czułam, gdy większość z nich miała mnie za kompletną dziwaczkę, która znika do owianej tajemnicą szkoły. Prawdę mówiąc sądzili chyba, że jestem w jakimś zamkniętym zakładzie nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę jestem czarownicą. Moi rodzice i babcia, która oczywiście wiedziała, że tak samo jak mama jestem czarownicą nie zauważali złośliwych docinek ze strony mojego kuzynostwa. Tylko dziadek zawsze to widział i mówił mi jak bardzo jestem wyjątkowa w jego oczach. Scorpius zadawał kolejne pytania dociekając jak wyglądają mugolskie święta, więc opowiedziałam mu o potrawach, śpiewaniu kolęd i oglądaniu świątecznych filmów. Zajęło mi sporo czasu zanim wyjaśniłam mu działanie telewizora. Po wszystkim rozstałam się z chłopakiem przed obrazem i ruszyłam w stronę siódmego piętra, a dokładniej wieży gryfonów. Po drodze po raz kolejny rozmyślałam nad naszymi patronusami. Próbowałam to sobie jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Jedyne co przychodziło mi do głowy to fakt, że jest dużo czarodziejów i patronusy się powielają bez większego znaczenia. Inna wersja, która przemawia do mnie bardziej była taka, że magii nie można brać na logikę i występują w niej zjawiska, których nie można wytłumaczyć, a trzeba je jedynie przyjąć bez zastanawiania się nad nimi.
*         

Wdrapywałam się do sowiarni pokonując co drugi schodek. Przywitało mnie pohukiwanie kilkudziesięciu ptaków. Podeszłam do małej białej sówki i podałam jej kawałek ciastka, które wzięłam ze sobą. Sówka w podziękowaniu dziobnęła mnie lekko w palec. Przywiązałam jej do nóżki list do taty, w którym prosiłam o wysłanie mi kilku składników z apteki. Opisałam mu również najdokładniej jak potrafiłam przebieg meczu z Hufflepuffem. Mój tata mimo, że ukończył Hogwart wiele lat temu w dalszym ciągu interesował się rozgrywkami między domami, jakby co najmniej był kapitanem jednej z nich. Poczekałam, aż sówka wyleci, rozdzieliłam resztę ciastka między dwa inne ptaki siedzące obok i wycofałam się w stronę drzwi powtarzając w myślach regułki na dzisiejszą transmutacje. W przejściu minęłam się z paroma Ślizgonkami. Jedna z nich, z ciemnymi włosami, paznokciami pomalowanymi na krwistą czerwień i ustami w tym samym kolorze niby przypadkiem popchnęła mnie na zimny mur.
-HEJ!- krzyknęłam z irytacją.
Dziewczyna zatrzymała się naprzeciwko mnie i zlustrowała od dołu do góry. Przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Co ci Ślizgoni w sobie mają? Jakby każdy z nich umiał wkraść się do twojego umysłu, onieśmielić i wywołać coś na kształt strachu. Oburzyłam się na własne myśli i przyjęłam pewną siebie postawę. Nie pozwolę dać satysfakcji jakiejś małpie czystej krwi. Spojrzałam jej prosto w oczy, a dziewczyna zaśmiała się złośliwie.
-Wybacz, nie zauważyłam cię. Nie macie wrażenia, że Gryfonki są jakby niewidoczne?- zwróciła się do swoich koleżanek, które wybuchły śmiechem na jej kąśliwy komentarz.
-Za to was widać aż za bardzo, ładna sukienka. Wzięłaś ją od młodszej siostry?- spojrzałam
na dolną część jej stroju, który ledwo zakrywał jej tyłek. Ciesząc się z odzyskanej przewagi ciągnęłam dalej.-Rzecz w tym, że Gryfonki nie muszą stosować takich tanich chwytów. Mamy coś czego wam brakuję, tak zwaną klasę.-posłałam jej uśmiech odsłaniając wszystkie zęby. Dziewczyna wyciągnęła różdżkę i jednym szybkim ruchem uniemożliwiła mi wyciągnięcie własnej. Poczułam, że jestem sparaliżowana. Przeklinałam w myślach, że dałam się tak łatwo unieszkodliwić i czekałam na następny ruch moich oprawczyń.

-Szkoda, że nie potraficie posługiwać się różdżkami, ogranicza to ta wasza klasa?- mówiła z drwiącym uśmiechem przesuwając koniuszek różdżki po moim policzku.- Chcę ci teraz dać pewną lekcję… Jeśli na twojej drodze stanie jakikolwiek wychowanek Slytherinu zejdź grzecznie na bok. Po drugie trzymaj swój gryfoński język za zębami. I po trzecie..-przerwała na chwilę przyglądając się mojej twarzy-nie wyciągaj rąk po nic co jest ślizgońskie.- dokończyła po woli i ruszyła w stronę wyjścia jakby cała ta sytuacja nigdy nie miała miejsca. Zanim zaklęcie przestało działać byłam bliska płaczu. Zacisnęłam zęby i ruszyłam na transmutację ignorując burczenie w brzuchu. Nie miałam żadnych szans zdążyć na śniadanie i musiałam jakoś wytrzymać do obiadu.
 
*           

Przez wszystkie lekcje byłam rozproszona i jedyne na czym potrafiłam się skupić to na myśleniu o obiedzie. Gdy nareszcie usiadłam w Wielkiej Sali mój żołądek wręcz skręcał się z bólu. Włożyłam sobie na talerz wielki kawałek befsztyku i zaczęłam go pochłaniać w zaskakującym tempie.
-Planujesz zostawić coś dla innych?
-Nie jadłam śniadania Rose. -wykrztusiłam i włożyłam do buzi kolejny kawałek jedzenia.
-Czemu nie poszłaś na śniadanie?-zapytała Cornie wpatrując się w swoją książkę do starożytnych run.
Opowiedziałam im z zawstydzeniem dzisiejszy incydent z sowiarni. Cornie z hukiem zamknęła książkę i przyglądała mi się w milczeniu. Znając życie chciała coś powiedzieć, ale Rose mówiła jak opętana i Cornie nie dałaby rady jej przekrzyczeć.
-Czemu nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Miałyśmy ze sobą już ze sto zajęć razem… Zresztą to nieważne! Co za kretynki! Powiedz mi tylko które to, a zaczną żałować, że kiedykolwiek się urodziły. Potraktuję je najgorszymi zaklęciami jakie tylko znam!- Rose nakręcała się coraz bardziej i potrzebowałam dłuższej chwili, aby przekonać ją, że to i tak już nic nie zmieni. Cornie jak przystało na prawdziwego prefekta chciała to od razu komuś zgłosić. Musiałam trzymać ją za rękę, aby nie poszła do McGonagall. Na szczęście po chwili udało mi się wyperswadować jej ten idiotyczny pomysł. Nie chciałam dać satysfakcji tym Ślizgonkom i pokazać, że mnie wystraszyły.
-A o co jej chodziło mówiąc, abyś trzymała swoje ręce od tego co ślizgońskie?-zapytała ciemnowłosa Gryfonka już spokojniejszym głosem. Zastanowiłam się przez moment. Sama nie wiedziałam o co jej chodziło. Chyba, że… Nie, to raczej mało prawdopodobne, aby chodziło jej o Scorpiusa. Tak naprawdę przeprowadziłam z nim tylko jedną dłuższą rozmowę, wątpię, aby miało to jakieś znaczenie.
-Natalie!-Rose machnęła ręką przed moim nosem.
-Nie mam pojęcia… Pewnie chodziło im o to, abym nie oddychała ich powietrzem czy coś… To tylko głupie Ślizgonki, kto by szukał sensu w ich wypowiedziach-uśmiechnęłam się do nich i zajęłam się ciastem dyniowym, które od paru minut nęciło mnie zapachem.
-Czyli planujesz to tak zostawić?- Rose wyglądała na wściekłą. Nawet jej włosy stały jeszcze bardziej niż zwykle. Wzruszyłam tylko ramionami i wbiłam widelec w mięciutkie ciasto. Uniosłam rękę z widelcem do góry. Otworzyłam buzie i nagle dostałam książką w ramię, którą Rose podniosła ze stołu. Kawałek ciasta spadł mi na spodnie zostawiając na nich pomarańczową plamę.
-A to za co?!
-Za to, że co chwilę pakujesz się w jakieś kłopoty!
-Myślisz, że z przyjemnością stałam jak zamrożona patrząc jak ta wariatka grozi mi różdżką?- warknęłam na moją przyjaciółkę.
-Wiesz, że nie to mi chodzi. Zwyczajnie się o ciebie martwię.-sprostowała przyglądając mi się z troską.
-Wiem Rose… I przepraszam cię za to. Obiecuję, że…                                         
-Ale jestem głodny!-przerwał mi Leo, który rozsiadł się między mną, a Cornie. Co słychać?- wyszczerzył się w uśmiechu i nałożył sobie udko z kurczaka. Posłałam dziewczynom minę oznaczającą, że pogadamy później. Nasza rozmowa zeszła na luźne tematy, a Leo opowiadał o tym jak dorobił się kolejnego szlabanu z Jamesem za pokazowy pojedynek na środku korytarza. W gruncie rzeczy pojedynek był niegroźny i  chodziło tylko o zwrócenie uwagi dziewcząt, ale Profesor Cassiopeia była niewzruszona i do końca tygodnia będą musieli czyścić szkolny sprzęt do astronomii.

13 komentarzy:

  1. Hej Owocku: )
    A tak w ogóle to kiwi od owocu czy zwierzęcia czy pasty od pucowania butów? Dobra do ostatnie się wytnie: D
    pisze z telefonu, więc od razu uprzedzam, że będą błędy: )
    Najgenialniejsza była rozmowa Natalie i Scorpiusa, strasznie lubię jak sobie odcinają w taki uroczy sposób. Rozbawilo mnie jak powiedział, że postara się przybliżyć do ideału Pottera:D strasznie jest naiwna myśląc, że faceci nie wykorzystują okazji gdy trafi im się chętna panienka... taki już to ród męski jest: )
    Eliksir szczęścia?brzmi bardzoooo ciekawie: ) powinna na stałe brać u niego korki z gotowania: ) wtedy miałabym więcej do czytania ich genialnych rozmów: )
    Ocho, ktoś tu jest zazdrosny o Malfoy'a, czy wszyscy muszą myśleć, że jak facet i dziewczyny się dogadają to od razu coś między nimi jest, głupie stereotypy, czyż nie?
    Bardzo sił cieszę, że rozdział jest dziś a nie jutro poprawił mi kiepski humor: )
    Sprawdzałam znaczenie imienia James, W jakiś 80% się zgadzało: ) przebojowy, energiczny, zabawny, arogancki a zwłaszcza to, że wybiera jedyną i wyjątkowo kobietę hihi hi
    Pozdrawiam Rogata, Twoja wierna fanka: )
    P.S. chyba jestem pierwsza!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Owocku: )
    A tak w ogóle to kiwi od owocu czy zwierzęcia czy pasty od pucowania butów? Dobra do ostatnie się wytnie: D
    pisze z telefonu, więc od razu uprzedzam, że będą błędy: )
    Najgenialniejsza była rozmowa Natalie i Scorpiusa, strasznie lubię jak sobie odcinają w taki uroczy sposób. Rozbawilo mnie jak powiedział, że postara się przybliżyć do ideału Pottera:D strasznie jest naiwna myśląc, że faceci nie wykorzystują okazji gdy trafi im się chętna panienka... taki już to ród męski jest: )
    Eliksir szczęścia?brzmi bardzoooo ciekawie: ) powinna na stałe brać u niego korki z gotowania: ) wtedy miałabym więcej do czytania ich genialnych rozmów: )
    Ocho, ktoś tu jest zazdrosny o Malfoy'a, czy wszyscy muszą myśleć, że jak facet i dziewczyny się dogadają to od razu coś między nimi jest, głupie stereotypy, czyż nie?
    Bardzo sił cieszę, że rozdział jest dziś a nie jutro poprawił mi kiepski humor: )
    Sprawdzałam znaczenie imienia James, W jakiś 80% się zgadzało: ) przebojowy, energiczny, zabawny, arogancki a zwłaszcza to, że wybiera jedyną i wyjątkowo kobietę hihi hi
    Pozdrawiam Rogata, Twoja wierna fanka: )
    P.S. chyba jestem pierwsza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trafiłaś! To jest bardziej skrót od mojego imienia :) I teraz zagadka, spróbuj się domyśleć jak mam na imię? xd
      Scorpius jest chyba najbardziej charyzmatyczną postacią tego opowiadania, a jeszcze jak dołączy się to tego sarkastyczną Natalie to wychodzi właśnie takie coś :) Cieszę się, że przypadły Ci do gustu ich rozmowy. Na Twojej opinii akurat bardzo mi zależy.
      Taka zazdrosna ślizgonka to od razu leci stereotypem. Woli mieć pewność, że nikt przystojnego ślizgona nie zgarnie jej sprzed nosa.
      Też sprawdzałam imię James! Wyczytałam to samo co ty, chyba z tym samych stron korzystamy :D
      Buziaki i teraz czekam na Twój kolejny rozdział :*

      Usuń
    2. Ach te internety: ) teraz mnie zabilaś, od imienia? Cholera... bo głębokim zastanowieniu mam propozycje
      1. Ewa/Ivi/ Kiwi
      2. Iwona/ Ivi/ Kiwi
      3. Karolina/ Karolinusia/ Karusia/ Kiwi
      4. Kinga/ Kinusia/ Kiwusia/ Kiwi
      5. Ewelina przez dotarcie skrotami do imienia Ewa itd
      Liczę, ze docenisz moja kreatywność: D
      Buziaki: )

      Usuń
    3. Zgadlaś! Numer dwa zawiera poprawną odpowiedź. Coś w stylu Iwi Kiwi. Ogólnie to był bardzo dziwny dzień jak moje koleżanki do tego doszły. A kreatywność podziwiam bardzo. Nie spodziewałam się, że tak łatwo Ci to pójdzie. Najwidoczniej przed Rogatą nic się nie ukryte ;)

      Usuń
  3. To chyba mój ulubiony wpis na twoim blogu!
    Normalnie raczej solidaryzuję się ze Slytherinem, ale tutaj autentycznie było mi szkoda Natalie.
    No i oczywiście Scorpius jak zwykle rozwala system!
    Nie mogę się doczekać co będzie dalej. Ale w Gryffindorze zawsze mi się podobało, że oni są tacy beztroscy, skorzy do żartów i w ogóle. No ale cóż ja według tiary przydziału jestem półkrwi i muszę się z tym pogodzić.
    Ale wracając do wpisu, to z rozdziału na rozdział mam coraz większy dylemat, czy wolę Jamesa czy jednak Scorpiusa.....hmmmmm
    Więc życzę weny i pozdrawiam! =D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem rozdarta między Gryffindorem, a Slytherinem. Oba domy mają coś w sobie i cholernie trudno zdecydować, który jest fajniejszy.
      A z Jamesem i Scorpiusem jest tak samo jak z domami. Trudno pośród nich wybrać, którego się bardziej lubi ;)

      Usuń
  4. "Potter na pewno jest facetem?" EPICKIE!!! Troche mam do ciebie focha o to ,że pokazałaś Ślizgonki z takiej steoretypowe perspektywy. Sorry :( ale ogólnoe wpis dobry czekam na rozwinięcie akcji ze Ślizgonkami. Ciekawe jak mają ma imię? Napisz mi proszę!
    Kochana ta Rose <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam! Wiem, że istnieją świetne ślizgonki, ale takie niestety nie stanęły na drodze Natalie.
      Imię ślizgonki już poznałaś w następnym rozdziale. Zdradzę Ci w tajemnicy, że cały 13 rozdział będzie poświęcony wychowankom Slytherinu. Mam nadzieję, że ze mną zostaniesz i go przeczytasz. Możliwe, że przypadnie Ci do gustu. Ja miałam wielką radochę pisząc go i odrywając się na chwilę od radosnego Gryffindoru. W sumie najchętniej już dziś bym go wrzuciła, bo jestem ciekawa opinii, ale niestety muszę czekać...
      Pozdrawiam i fajnie, że do mnie wpadłaś :)

      Usuń
    2. Już się cieszę! :) Fajnie ,że WPADŁAM?? Kobieto ja UWIELBIAM Twojego bloga! Nie odstraszyłaś mnie tym w ogóle bo wiem ,że nadrobisz to wymyślając kolejne niesamowite przygody Natalie. Czytałam wszystkie 10 rozdziałów pomiędzy 0 a 1 w nocy! Wciągnęło mnie niesamowicie!
      Ty masz tylko 10 wpisów i tyle czytelników ,a ja już 14 i tylko wierną Mroczną Kosiarkę. Jak już dodasz następny to może wpadnij do mnie.

      Usuń
  5. Ale ogólnie to muszę Ci podziękować. Po napisaniu mojego ślizgońskiego rozdziału przeczytałam twój komentarz i uświadomiłam sobie, że nie stworzyłam żadnej pozytywnej ślizgonki, więc usiadłam, zaczęłam zmieniać i tak powstała cudowna, nieco wredna Delany, którą poznasz w 13 rozdziale. A jak już mnie puściła wodza fantazji to doszłam do takiego momentu, gdzie odegra ona parę ważnych funkcji, w sumie kluczowych dla tego opowiadania.
    Więc powstanie Delany jest Twoją zasługą :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie najlepszym domem jest i będzie Ravenclaw (problem między wybraniem Gryffindoru lub Slytherinu z głowy) I nie mogę się doczekać, aż wreszcie dotrę do 13 rozdziału poświęconego Ślizgonom, jestem tego bardzo ciekawa c:

    OdpowiedzUsuń