piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 12

Mam nadzieję, że mocno się na mnie nie gniewacie za moje kolejne spóźnienie. Muszę się pochwalić, że wczoraj napisałam epilog (co z tego, że nie pośrodku opowiadania jest wielka luka), a to oznacza, że w końcu doszłam do tego jak to wszystko powinno wyglądać! I jeszcze mam jedną niespodziankę. Kolejny rozdział, dodam go na dniach, jest opisany z perspektywy Scorpiusa. Tak, aby na chwilę oderwać się od Natalie. Co wy na to? Nie przedłużając wstawiam kolejny rozdział ;)




Siedziałam w rogu pokoju wspólnego starając się napisać wypracowanie na temat kolejnej wojny z goblinami. W głowie miałam pustkę i co chwilę kartkowałam książkę w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji. Ze zrezygnowaniem odłożyłam pióro i wlepiłam wzrok w listopadowy krajobraz za oknem. Po chwili na krzesło obok mnie usiadła Rose z miną zbitego psiaka.
-Coś się stało?
-Musiałam zerwać z Thomasem.-westchnęła- Wyobraź sobie, że ja tak naprawdę nawet z nim nie byłam, a on zaprosił mnie na wypad do domku w górach w święta. Skończony dureń, musiał wszystko popsuć... I nawet nie waż się mówić ”a nie mówiłam”. Sama dobrze wiem, że nabroiłam. Tylko wydawało mi się, że mu też pasuje taki układ…- oparła się głową o stół.
-Najwidoczniej nikt nie da rady oprzeć się twojemu urokowi i prędzej czy później się w tobie zakocha.- odpowiedziałam z uśmiechem wiedząc, że jest jeszcze za wcześnie na pouczający monolog.
-Proszę cię, nie ironizuj… Muszę zająć czymś myśli, co robisz?
-Próbowałam pisać wypracowanie, ale dość słabo mi to idzie-westchnęłam i odłożyłam pióro.
-Jaki temat?
-Wojny goblinów w XIX wieku i jej skutki w naruszeniach ustawy o Tajności Czarodziejów- wyrecytowałam z pamięci ziewając.
-Hmmm, nada się-powiedziała bardziej do siebie niż do mnie i przysunęła pergamin pod nos. Przeczytała to co udało mi się napisać ,co chwilę wykrzywiając twarz w grymasie.-Nie, to bez sensu…-powiedziała i wykreśliła większość mojej pracy.
-Weasley, na Merlina, ranisz moje uczucia…-udałam obrażoną, ale w gruncie rzeczy pasował mi tak obrót sprawy. Ja miałam wolny wieczór, a znając Rose napiszę mi wypracowanie na co najmniej powyżej oczekiwań.  
-Zrób nam obu przysługę i idź sobie stąd. Nie mogę się skupić przez twoją paplaninę-powiedziała nie odrywając wzroku od pergaminu. Wzruszyłam ramionami i zastosowałam się do polecenia mojej przyjaciółki. Usiadłam obok kominka i przysłuchiwałam się przygotowaniom drużyny do niedzielnego meczu ze Ślizgonami. James przedstawiał plan gry na ruszającej się tablicy. Mówił głośno i co jakiś czas wplątywał w swoją wypowiedź żart, ale było widać, że się denerwuje. Pragnął tej wygranej. Jak do tej pory w każdym meczu prowadził drużynę do zwycięstwa. To miał być ostatni mecz w tym sezonie i nie chciał zmienić dobrej passy. Zerknęłam na Rosie, była pochylona nad moim referatem. Wpatrywałam się w nią tak intensywnie, jakbym dzięki temu mogła odczytać jej myśli. Martwiłam się o nią, wiedziałam, że coś jest nie tak, ale nie mogłam dojść do źródła problemu. Ten cały Thomas miał być dla niej tylko odwróceniem uwagi, od czegoś z czym nie umiała sobie poradzić. Postanowiłam za wszelką cenę dowiedzieć się czym się tak przejmuje, ale dobrze wiedziałam, że to trochę potrwa.
-O czym tak myślisz?- przysiadł się do mnie James. Byłam tak pochłonięta myślami, że nie zauważyłam kiedy drużyna się rozeszła.
-O niczym istotnym- machnęłam ręką- jak się czujesz przed meczem?- zapytałam i na długie minuty oddałam głos mojemu rozmówcy.

*          

Przekroczyłyśmy bramę szkoły i ruszyłyśmy w stronę Hogsmeade. Wiał zimny wiatr, a z każdej strony otaczały nas łyse drzewa. Spojrzałam na niebo zastanawiając się czy te chmury przypadkiem nie zapowiadają kolejnej ulewy. Otuliłam się szczelniej szalikiem i włożyłam ręce do kieszeni chroniąc je przed zimnem.
-Jak mi tego brakowało, kiedy ostatni raz miałyśmy taki wypad tylko we trzy?- zagadała Rose przeskakując wesoło z nogi na nogę. Miała rozpiętą kurtkę i trampki przez co wyglądała jakby wybrała się na spacer wiosną, a nie późną jesienią.
-Kiedyś było prościej, teraz w każdy weekend David zabiera nam Cornie.- odpowiedziałam z udawanym żalem.
-Tak jakoś wychodzi… Wyobraźcie sobie jak byłoby super gdyby Natalie zaczęła chodzić z Jamesem, a ty-spojrzała na Rose- z Leo, moglibyśmy chodzić na potrójne randki.- zachichotała.
-JA Z LEO?!- krzyknęła- nie, nie, nie, oj nie. Haha, nie, nie, nie-kiwała przecząco głową-. Ja i Leo? Nie, nie i jeszcze raz nie…
-Musiałaś zaprzeczyć aż 10 razy?- uniosłam pytająco brwi- Cornie tylko zażartowała…
Ruda zaśmiała się nerwowo, mruknęła coś co brzmiało jak kolejne zaprzeczenia i wyrwała do przodu tłumacząc, że jest zimno i powinnyśmy najpierw pójść do Trzech Mioteł. Spojrzałyśmy na siebie z Cornie i ze zrezygnowaniem poszłyśmy za dziewczyną. Parę minut później znalazłyśmy się w pubie.
-Trzy razy kremowe?- zapytałam i nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę baru.
Zamówiłam piwa i bez większego zainteresowania rozejrzałam się po pomieszczeniu czekając na moje zamówienie. Większość stolików była zajęta przez uczniów, którzy korzystając z weekendu wyrwali się z zamku.
-Widzę, że przed Tobą nie da się uciec- podskoczyłam na dźwięk znajomego głosu.
-To samo można powiedzieć o Tobie Scorpiusie- przewróciłam oczami- Nie spodziewałam się ciebie tutaj dzisiaj, byłam pewna, że przygotowujesz drużynę do jutrzejszego meczu.
-Nie ma takiej potrzeby, wygramy.- odpowiedział pewnie.
-Jako Gryfonka mogę Cię zapewnić, że nie macie żadnych szans!- chłopak zaśmiał się przyjaźnie, przez co odniosłam wrażenie, że moje podejście go bawi.
-No tak… Jest tam przecież Twój boski Potter- jak zwykle ze mnie drwił- ale mnie wystraszyłaś, aż cały się trzęsę- w dalszym ciągu się ze mnie nabijał.
-Dobra, już dobra… Widać z Tobą nie można poczuć kibicowskiej rywalizacji… Jak postępy z eliksirem?
-Uwielbiam tą Twoją troskę, ale Delany czeka na mnie sama przy stoliku. Potrafi być straszna, więc wolę nie kazać jej zbyt długo na siebie czekać.
-Wcale się o Ciebie nie troszczę!- wybuchłam- i idź już do swojej randki, dziewczyna faktycznie nie powinna czekać- powiedziałam już spokojniejszym tonem.
-Troszczysz się. I jest to cholernie miłe, ale na Merlina nie mam pojęcia czemu to robisz. A Delany zdecydowanie nie jest moją randką.- Odebrał swoje napoje i przechodząc obok nachylił się do mojego ucha- poza tym  blondyna na Merlina... Nie oceniaj mnie tak nisko...  Na randki wybieram  elegantsze miejsca niż pub i nigdy nie kupiłbym dziewczynie kremowego piwa- miał zarazem słodki i męski głos, przez który zasychało w gardle.
-Blondyna odbierzesz w końcu swoje zamówienie czy dalej będziesz tęsknie spoglądać za tym chłopakiem?- kelnerka stała obok mnie ze znudzoną miną i  próbowała wyręczyć mi moje piwa. Najwidoczniej usłyszała to jak nazywa mnie Scorpius i uznała, że wartko mi to wytknąć. Mruknęłam ciche dziękuję i wróciłam do stolika.
-Rozmawiałaś z Malfoyem?- zapytała podejrzliwie Weasley.
-Eee, w sumie to tak- odpowiedziałam i pociągnęłam spory łyk kremowego piwa.
-Nie wiedziałam, że się znacie.- przyglądała mi się uważnie, a jej ton był nieprzyjemny. Tak jakby zarzucała mi utajenie przed nią ważnych informacji.
-Poznaliśmy się pierwszego dnia szkoły, choć w sumie nie wiem czy można to zaliczyć do zapoznania- podrapałam się po szyi- później rozmawialiśmy na imprezie i do tej pory czasami zamienimy parę słów.- Ruda spojrzała na mnie i po chwili kiwnęła głową co znaczyło, że wie już wszystko co chciała.
-Przejdźmy do ważniejszych tematów, możesz nam wytłumaczyć o co chodziło ci z tym całym Thomasem?- Cornie zadała pytanie, które nurtowało mnie od tygodni. Byłam jednak pewna, że nic nam nie powie, minęło za mało czasu od tego zdarzenia.
-To nic takiego…
-Jestem innego zdania, takie zachowanie nie jest do ciebie podobne. Zwyczajnie się o ciebie martwię i...- ciemnowłosa dziewczyna przerwała na chwilę- zawsze wiedziałyśmy o sobie wszystko. Nie chcę aby to się zmieniło- wlepiła wzrok w swoją szklankę.
-Ale to się nigdy nie zmieni- ruda oparła się o jej ramię- i masz racje… To była głupota, chciałam tylko… Zresztą nieważne… Obiecuję, że od tej pory będę tą starą nudną Rose- uśmiechnęła się szeroko.
-Wypijmy za to!- zaśmiałam się podnosząc szklankę, która dziwnym trafem okazała się pusta.
-To teraz chyba moja kolej- Cornie zabrała szklanki i po chwili wróciła z zapełnionymi. Kolejne dwie godziny minęły nam na wspominaniu wszystkich najciekawszych historii jakie przydarzyły nam się przez te 6 lat spędzonych w Hogwarcie. Ulubioną była zdecydowanie historyjka o tym jak w trzeciej klasie Cornie przez przypadek zaczarowała Rose tak, że ta zaczęła mówić wszystko wspak i gdy próbowałyśmy odwrócić czar Rose zaczęła śpiewać wbrew własnej woli. Zanim do naszego pokoju wszedł prefekt i odwrócił czar dziewczyna kompletnie zdarła sobie głos.
Do zamku wróciłyśmy tuż przed zamknięciem bram.W dormitorium siedziałyśmy jeszcze długo grając w eksplodującego durnia i jedząc słodycze, które kupiłyśmy parę godzin wcześniej.


*         


-Mogłabyś się tak nie wiercić?- syknęła na mnie Rose wlepiając wzrok w puste boisko.
-Denerwuję się…- nie mogłam usiedzieć na miejscu. Z każdej strony dobiegały mnie okrzyki kibiców. Przeplatał się doping dla Ślizgonów i Gryfonów. Miałam wrażenie, że wszyscy są podenerwowani. Od paru dni można było już wyczuć napiętą sytuację miedzy uczniami tych dwóch domów. Popychanie, złośliwe docinki i nieprzyjemne spojrzenia stały się ostatnio codziennością.
-Przecież to tylko mecz…-mruknęła.
-To czemu obgryzasz skórki przy paznokciach?- dziewczyna automatycznie wsadziła ręce do kieszeni. Tym razem nawet ona, największa przeciwniczka quiditcha, była przejęta meczem.
-Jeszcze nie wyszli na boisko?- David z Cornie zajęli ostatnie wolne miejsca obok nas.
Pokiwałam przecząco głową i zerknęłam na sektor nauczycieli. Nawet oni wydawali się być przejęci meczem.
-Zakłady, zakłady! Obstawiajcie wyniki!- Albus z Hugonem wykrzykiwali na całe trybuny. Gdy zobaczyli groźną minę Rose próbowali się wycofać, ale dziewczyna była szybsza. Dobiegła do swoich braci, zabrała papiery do zakładów i obiecała, że załatwi im szlaban u Cornie. Próbowali z nią dyskutować, a Albus napomknął nawet, że poskarży się Jamesowi, ale posłała mu wzrok godny bazyliszka i chłopcy bez słowa opadli na miejsca w najwyższym rzędzie. Miny mieli obrażone i co chwilę łypali groźnie w stronę Rosie, co nie robiło na niej najmniejszego wrażenia. Zdążyła tylko jeszcze krzyknąć, że postara się, aby musieli wysprzątać wszystkie łazienki w damskim dormitorium. Po chwili z głośników wydobył się głos Doriana McKingleya informujący, że zaczynamy ostatni mecz w tym sezonie. Jako pierwsza na boisko wleciała drużyna Slytherinu. Po trybunach przeszedł się głośny ryk dopingujący drużynę. Automatycznie wyszukałam Scorpiusa. Nawet na miotle wyglądał tak nonszalancko, tak pewnie siebie. Siedziałam za daleko, aby dokładnie to zobaczyć, ale miałam wrażenie, że jego twarz wykrzywia się w tym ślizgońskim uśmiechu. Nie do końca świadomie uśmiechnęłam się na tą myśl.
Z drugiej strony boiska wleciała nasza drużyna. Spojrzałam na Jamesa, a następnie przeniosłam wzrok na Leo, Angie i resztę drużyny. Ścisnęłam z całej siły dłonie modląc się o zwycięstwo. Po chwili piłki zostały wyrzucone w powietrze, a obie drużyny w zawrotnym tempie poszybowały na swoje pozycję. Leo złapał kafla, ale po chwili dostał tłuczkiem w rękę, a piłkę przejął Scorpius Malfoy. W ułamku sekundy doleciał do pętli i nie dając obrońcy żadnych szans przerzucił piłkę przez prawą obręcz.
-PIERWSZE PUNKTY ZDOBYWAJĄ ŚLIZGONI!
Po kolejnych 25 minutach meczu przegrywaliśmy 30 do 100. Większość punktów dla Slytherinu zdobył szarooki blondyn. Był nie do zatrzymania, a każdy jego atak kończył się zdobytą bramką. Ślizgoni triumfowali, a kibice wykrzykiwali imię swojego ‘’bohatera’’. Ręce zacisnęłam tak mocno, że paznokcie boleśnie wbijały mi się w dłonie. Z każdą kolejną minutą przewaga naszych przeciwników rosła. Nagle James wystrzelił w powietrze, a szukający Slytherinu, Rodger Claus, pognał za nim. Miałam wrażenie, że wszystkie osoby na trybunach wstrzymały powietrze na te parę sekund, gdy Gryfon wyciągał rękę w kierunku małej, złotej piłeczki. Jednak piłeczka gwałtownie zmieniła kierunek, a James nie był w stanie tak szybko zawrócić miotły. Znicz zniknął z pola widzenie, a James i szukający Slytherinu ponownie zaczęli krążyć wśród boiska. Nagle James zanurkował, a Rodger w zaskakująco szybkim tempie pognał za nim. Jakimś cudem udało mu się nawet wyprzedzić Gryfona, który po chwili odskoczył w lewo wyciągając prawą dłoń do przodu.
-James Potter złapał znicz, a tym samym zdobył 150 punktów. Gryfoni wygrali 210 do 160!
A potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Kibice Gryfonów wstali ze swoich miejsc wykrzykując imię chłopaka, nawet Rosie nie usiedziała na swoim miejscu. Cała drużyna doskoczyła do niego rzucając mu się na szyję i poklepując po plecach. Kapitan ślizgonów, Peter Flint, opuścił boisko nie wymieniając uścisku dłoni z kapitanem zwycięskiej drużyny. Nawet nie pamiętam jak wszyscy znaleźli się w pokoju wspólnym na jednej z największych imprez jakie odbyły się w tym pomieszczeniu. Nawet profesor Cassiopeia, opiekunka domu, obiecała, że dzisiaj przymknie oko na godzinę o której powinniśmy być wszyscy w swoich pokojach. Rozejrzałam się po pokoju. W rogu David z Leo o czymś zawzięcie dyskutowali, a Rose zabierała butelkę whisky Hugonowi, który próbował ją podwędzić do swojego dormitorium.
-Ja się z nimi wykończę- podeszła do mnie z hukiem odstawiając butelkę na stół.
-Nie łatwe jest życie starszej siostry, co?
-A jeszcze jak Ci się trafi taki Hugo... No i dodaj Albusa, który Cie nie słucha "bo nie jestem jego rodzoną siostrą i nie ma prawa mu rozkazywać" to masz przewalone po całości-jęknęła- jeszcze cholerny James zupełnie nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności- powiedziała na tyle głośno, aby chłopak mógł usłyszeć, że mówi o nim.
-Coś się stało siostrzyczko?- zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
-A to się stało, że ta dwójka dzieciaków robi się coraz gorsza-łypnęła na dwóch chłopców, którzy rozmawiali właśnie z jakimiś dziewczynami-przed chwilą odebrałam im butelkę alkoholu, a podczas meczu próbowali…
-Dobra, zajmę się tym, ale nie dzisiaj-przerwał jej szybko-a teraz jeśli pozwolisz porywam Natalie- pociągnął mnie za rękę wyprowadzając na środek pokoju.
-Co robisz- zapytałam zdezorientowana.
-Mam zamiar z tobą zatańczyć- odpowiedział pewnie.
-Nikt inny nie tańczy.
-To co- uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie- nie pozwolę, aby przepadła nam kolejna okazja, a poza tym musiałem uwolnić się od Rose- wyszeptał mi do ucha.
-Czyli wybrałeś mniejsze zło, tak?- zaśmiałam się.
-Nie Natalie, akurat taniec z tobą jest przyjemnością- obrócił mnie wokół własnej osi i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Wokół nas zaczęło tańczyć jeszcze parę osób, ale tak naprawdę nie dostrzegałam nikogo poza Jamesem. Było idealnie. Tak długo czekałam na ten moment, że nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się właśnie w tej chwili. Mogłam bezkarnie przytulać się do chłopaka z moich marzeń i czuć jego dotyk. Jednak jak zwykle moja chwila z bajki nie trwała długo. Po paru minutach, które trwały zdecydowanie za krótko podeszła do nas dziewczyna, śmiejąc się, że też chcę zatańczyć z bohaterem dzisiejszego meczu. A za nią była następna i następna, a każda ładniejsza od poprzedniej. Po chwili uderzyła mnie bolesna prawda, że James prawdopodobnie nigdy nie spojrzy na mnie w taki sposób, w jaki ja patrzę na niego. Widok tańczącego go z inną sprawiał mi  dosłownie fizyczny ból, chwyciłam whisky i nalałam sobie pełną szklankę. Była obrzydliwa, ale nie zważając na jej smak wypiłam do ostatniej kropli. Zakręciło mi się w głowie i poczułam mdłości. W sumie sama nie wiedziałam czy to od alkoholu, czy od nieprzyjemnych myśli. Jedyne co wiedziałam to, że nie chcę przebywać dłużej w tym miejscu. W pośpiechu przeszłam przez wnękę i ruszyłam długim korytarzem. Zupełnie nie świadomie wylądowałam na szóstym piętrze przed jednym z najdziwniejszych obrazów jaki znajduje się w zamku.
*         

Skupiłam się z całych sił, aby przekonać czarami ten cholerny obraz do odkrycia swojej tajemnicy. Po paru minutach kombinowania i prób odtworzenia zaklęcia w głowie udało mi się wejść do środka. Tak jak się spodziewałam Scorpius był w środku. Siedział odwrócony do drzwi, więc nie zauważył, że ktoś wszedł do pomieszczenia. Wyglądał inaczej niż zwykle. Siedział lekko przygarbiony, skupiony… Nie było śladu po jego pewności siebie i obojętności. Po chwili podniósł się z ziemi zdając sobie sprawę, że ktoś go obserwuje.
-Na Merlina blondyna… Co tu robisz?- zapytał podnosząc się z ziemi.
-Nie wiem…- wzruszyłam ramionami. Nie mogłam mu przecież powiedzieć, że uciekałam od rzeczywistości, w której James tańczy z każdą dziewczyną, to było zbyt głupie, aby opowiadać o tym Ślizgonowi.
-Nie powinnaś świętować zwycięstwa?- westchnął.
-Świętowałam- uśmiechnęłam się- a później znudziło mi się przebywanie wśród pijanych osób, więc wyszłam i nie miałam gdzie pójść…- zaczęłam się tłumaczyć zastanawiając się czy dobrze zrobiłam tu przychodząc.
-Fajnie, że jesteś.-przerwał mi uśmiechając się blado. Wyglądał dziwnie, był zmęczony, a jego oczy były pozbawione blasku. Chciałam mu pogratulować niesamowitej gry, ale stwierdziłam, że chyba woli zapomnieć o dzisiejszym meczu. Wiedziałam, że jego fantastyczny występ nie rekompensuje mu przegranej całej drużyny. Usiadłam obok kociołka i zajrzałam do środka.
-Mogę jakoś pomóc w eliksirze?- zapytałam z szerokim uśmiechem.
-Natalie mam duże plany co do tego wywaru, więc z całą sympatią, ale nie dam ci go zniszczyć.- usiadł na podłodze obok mnie.- Ale z przyjemnością pokaże ci, że eliksiry mogą byś przyjemne, i wciągające.- przez jego twarz przeszedł cień uśmiechu. Po chwili przyniósł drugi, mniejszy kociołek i wiele przeróżnych fiolek i składników.
-Co ty chcesz robić?
-Eliksir euforii- uśmiechnął się widząc moje zdezorientowanie- jest łatwy i szybko się go przyrządza. Działa rozweselająco i pobudzająco, jednak jego efekty działają tylko kilka minut.
-Chcesz abym robiła w niedzielny wieczór jakiś eliksir?- mruknęłam niepewnie zerkając na fiolki.
-Powiem więcej, robienie tego eliksiru sprawi Ci przyjemność- odpowiedział z szelmowskim uśmiechem- na początek pokrój miętę. Stałam spoglądając na chłopaka. Nie miałam ochoty udowadniać mu, że jestem w tym naprawdę beznadziejna. Chciałam nawet skłamać, że muszę już wracać, ale chłopak widząc moją minę mruknął, abym nie marudziła i mu zaufała. Westchnęłam i zapytałam co mam robić.
Wzięłam deseczkę oraz nożyk i usiadłam obok okna. Czułam na sobie wzrok chłopaka, a mój oddech delikatnie przyśpieszył. Chyba ta szklaneczka whisky dotarła do krwi. Wbijałam nóż skupiając na tym całą swoją uwagę. Po chwili chłopak usiadł za mną i położył swoją dłoń na mojej, w której trzymałam nóż.
-Robisz to źle, twoje ruchy muszą być płynniejsze i częstsze. Mięta musi być drobno pokrojona, aby mogły wypłynąć z niej soki, w innym przypadku eliksir będzie do niczego- był tak blisko mnie, że czułam jego ciepły oddech na szyi . Moje dłonie po chwili wyczuły jego rytm, a krojona przeze mnie mięta stała się równiejsza. Ślizgon puścił mnie i wstał nalać wodę do kociołka. Skroiłam całą miętę i czekałam na kolejne polecenia.
-Teraz rozgnieć figi abisyńskie, są w tym woreczku- wskazał na jakąś paczuszkę.
-Ile ich wziąć?
-7 średniej wielkości-wzięłam owoce i próbowałam rozgnieść je palcami, później przerzuciłam się na nóż, ale i on nie przyniósł żadnych efektów. Chłopak przyglądał się z rozbawieniem moim wyczynom.
-Podgrzej je różdżką, tylko przez chwilę. Owoce staną się miękkie i nie będziesz mieć już z nimi żadnych problemów.- zrobiłam jak kazał i dwie minuty później miałam gotowe, zmiażdżone figi.
-Świetnie Ci idzie- pochwalił mnie- usiądź koło kociołka.
Usiadłam po turecku, a Scorpius podał mi jeszcze cytrynę i pancerzyki chitynowe.
-Tylko cztery składniki?- zapytałam z rozczarowaniem.
-W zupełności wystarczą. Teraz blondyna wsyp pancerzyki i mieszaj w przeciwną stronę do wskazówek zegara, aż płyn zmieni barwę na zieloną.
-Mieszam już z pięć minut, to nie działa…- zaczęłam narzekać.
-Tutaj przede wszystkim potrzebna jest cierpliwość Natalie, musisz być skupiona i nie staraj się nic przyśpieszać.- przygryzłam wargę i mieszałam dalej. Po chwili wywar zmienił barwę. Spojrzałam uradowana na mojego nauczyciela.
-Mówiłem- kiwnął głową- teraz wrzuć mięte. Postaraj się ją jak najmocniej rozgnieść w dłoniach przed dodaniem.- nad eliksirem zaczęła unosić się para- Świetnie, teraz figi. Nie rzucaj ich dużej odległości, postaraj się je włożyć do wody. Bez pośpiechu jedną po drugiej.-stosowałam się do zaleceń Malfoya i na Merlina, to mi się naprawdę spodobało! Czułam się odprężona i spokojna. Jedyne o czym myślałam to o zapachu. Wyczuwałam coś na kształt damskich, kwiatowych perfum.
-Ładnie pachnie- skomentowałam na co chłopak jedynie się uśmiechnął.
-Podgrzej kociołek o kolejne 10 stopni, będziesz wiedziała, że otrzymałaś dobrą temperaturę po pęcherzykach gazu, które zaczną się uwalniać.
-To już chyba są…
-I cytryna… Wyciśnij z niej parę kropel. Powoli, aż do momentu gdy wywar przybierze miodowy kolor.-cały czas mi się przyglądał- I gratulacje! Zrobiłaś sama eliksir- uśmiechnął się szeroko i usiadł obok mnie. Ze zdziwieniem spoglądałam do środka kociołka. Na pewno nic nie wybuchnie?
-Uśmiechnij się- chłopak stuknął mnie w ramię- udało Ci się!
-Mówił Ci ktoś kiedyś, że jesteś niesamowity?
-Daj spokój, zrobiłaś to sama. Jedyne co to musisz w siebie uwierzyć i bardziej się skupić. Jesteś cholernie rozproszona. Spróbujemy?
Wyczarował dwa puchary i wlał do nich miodowego płynu.
-Mam nadzieję, że nas nie otruję- zażartowałam biorąc puchar.
-Do dna- stuknęliśmy się pucharami i wypiliśmy ich zawartość.
-Jesteś pewien, że zrobiłam wszystko dobrze? Nic nie czuję….
-Na Merlina, kobieto…. Rozumiesz znaczenie słowa cierpliwość?
Chyba mówił coś jeszcze, ale nie mogłam się na tym skupić. Nagle wszystko wydało mi się przezabawne. Minęło mniej więcej pół godziny nim udało się nam powstrzymać chichoty.
-To było świetne!- powiedziałam trzymając się za brzuch, który rozbolał mnie od śmiechu.
-Czy ja się przesłyszałem?! Powiedziałaś, że robienie eliksiru było świetne?
-Najwidoczniej- wyszczerzyłam się w uśmiechu.
-Kto by pomyślał, że uda mi się tego dokonać.- puścił mi oczko.
-Prawdziwy z ciebie czarodziej- zaśmiałam się- wiesz, że powinniśmy być już dawno w dormitoriach?
-Potrafisz zepsuć dobrą zabawę- przewrócił oczami i pomógł mi wstać z podłogi. Wyszliśmy na chłodny korytarz.
-Ktoś musi być nudziarą-wzruszyłam ramionami-to, eee, dziękuję za dzisiaj i cześć.
-Cieszę się, że tutaj przyszłaś. Odciągnęłaś moje myśli od…- zacisną zęby-w każdym bądź razie dzięki i do zobaczenia- włożył ręce do kieszeni i szybkim krokiem ruszył w kierunku schodów. Mozolnie potoczyłam się w kierunku wieży Gryfonów modląc się o to, aby pokój wspólny był już pusty.

8 komentarzy:

  1. Naprawdę super rozdział, szczególnie podobała mi się ta ostatnia część. Świetnie opisałaś warzenie eliksiru!
    Szkoda tylko, że na wszystkich blogach jakie czytam bądź czytałam James Potter zawsze, ZAWSZE łapie znicz....no ale mówi się trudno.
    Tylko takie jedno pytanie, może coś źle zrozumiałam, ale czy w twoim opowiadaniu Albus, Rose, James i Hugo to rodzeństwo?!
    Pojawiła się nawet Delany! Na razie było to dość tajemnicze, ale czekam na następne rozdziały. Spodobał mi się pomysł, aby następny był napisany z perspektywy Scorpiusa!
    Pozdrawiam
    Mroczna Kosiarka
    http://harry-potter-nastepne-pokolenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak... James znowu górą... Na moje usprawiedliwienie dodam, że jego zwycięstwo będzie mi potrzebne do późniejszych wydarzeń. A oni są kuzynostwem, tak jak było w oryginale. Jedynie są ze sobą bardzo związani. I Delany będzie więcej w następnym rozdziale. Jakby nie było znajdziemy się w domu węża ;)

      Usuń
  2. Nie mam Ci za złe, że James wygrał, ale tak zauważyłam,że zazwyczaj wygrywa.
    Jestem ciekawa jak to u ciebie będzie wyglądało z tej nowej perspektywy!
    I w poprzednim komentarzu zapomniałam dodać, że jak dla mnie to Rose i Leo byliby uroczą parą <3
    I po raz kolejny mam dylemat - Scorpius vs. James
    Cieszę się z tego, że nie mi o tym decydować ( z którym z nich będzie Natalie), bo chyba nie dałabym rady!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hurra! Nareszcie dodałaś!
    Nie zawiodłaś mnie. Od razu widać od czego próbowała uciec Rose - od Leo w ramiona Thomasa.
    Natomiast Malfoy ... "Odciągnęłaś moje myśli od…" czego? Jestem prawie pewna ,że zażył przed meczem Felix Felicis.
    Opis meczu był świetny. Tylko brakowało trochę w środku komentatora i wtedy byłoby perfekcyjnie.
    Szkoda ,że sytuacja między Nat i Jamesem się popsuła przez te dziewczyny.
    I słodkie było jak wtedy w Hogsmade wspominały stare czasy.
    Twój blog coraz bardziej wciąga. Przez te dwa dni sprawdzałam chyba ze 4 razy w ciągu dnia czy nie wrzuciłaś! ;)
    Czekam na specialny (dla mnie) rozdział 13
    ~ Cameleon
    http://skazananahogwart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rose chyba stała się zbyt przewidywalna... No nic, muszę jakoś namieszać :D
      Z Felix Felicis muszę cię zawieść. Proces przygotowywania trwa około pół roku, więc jeszcze trochę potrwa zanim będzie gotowy.
      Sprawdzałaś aż 4 razy? Jejku, jakie to cudowne!
      I bardzo mi zależy na Twojej opinii na temat następnego rozdziału. Boję się, że Scorpius wyszedł mi za bardzo pewny siebie i ambitny. No ale mimo wszystko to jest prawdziwy ślizgon z krwi i kości ;)

      Usuń
  4. Jej!Nareszcie nowy rozdział!Bałam się że będzie dopiero po moich urodzinach :( (21.04)
    Ciekawe czemu Rose tak unika tematu Leo?Zastanawia mnie też czemu James tak chce spędzać czas z moją imienniczką...Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Twoich urodzin jeszcze będzie kolejny rozdział, więc serdecznie zapraszam!
      A na wszystkie pytania znajdziesz odpowiedzi w następnych rozdziałach.

      Usuń
  5. I znów biorę się za nadrabianie rozdziałów... Na szczęście zaczęły się wakacje, będę miała w końcu czas na czytanie i komentowanie, no i mam nadzieję, że kolejny raz zapomnę o blogach, które czytam ;D

    Tak na początek: rozśmieszyła mnie reakcja Rose na samą sugestię, że mogłaby chodzić z Leo i dziwię się dziewczynom, że jeszcze nie zorientowały się, o co jej chodzi. Liczę na to, że jednak w końcu ich połączysz, bo byliby naprawdę uroczą parą ;>
    Mecz mnie zbytnio nie zaskoczył, od razu byłam pewna, że wygrają Gryfoni. Czytałam naprawdę spor blogów, nie tylko o Next Generation, i w prawie każdym z nich wygrywał Gryffindor.
    No a James oczywiście był gwiazdą meczu - jak to Potter, haha. Zawsze wyobrażałam go sobie takiego, jak ty go stworzyłaś i w pewnym sensie taka wizja Pottera przypadła mi do gustu c;
    Współczuję Natalie, bo nieodwzajemnione zakochanie to coś okropnego, sama tego doświadczyłam i nie życzę nikomu ;/ Coraz bardziej zaczynam za to lubić Scorpiusa (wcześniej też faworyzowałam właśnie jego, ale ciii) Tak btw. to świetnie opisałaś to warzenie eliksiru, może wreszcie Natalie polubi ten przedmiot ;)

    No to na razie tyle, lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń