niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 14



 Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Ostatnio nie mam na nic czasu, ale mam nadzieję, że ten szalony czas nie długo się skończy i będę miała więcej czasu na pisanie. Planowałam w tym rozdziale dopisać jeszcze jedną scenę, ale nie miałam kiedy. W sumie mogłabym poczekać na jakąś wolną chwilę, ale nie wiem kiedy bym wtedy wstawiła rozdział. Tak więc wolałam, aby był trochę krótszy niż czekać kolejny tydzień z dodaniem go.
A poza tym chciałam wam podziękować! Piszę tylko dzięki Wam. Każdy kolejny komentarz, każda kolejna uwaga motywuję mnie i zachęca do kontynuowania tego opowiadania. Jak zaczynałam prowadzić bloga, to nie przypuszczałam, że z tym wytrwam. Tak więc jeszcze raz dziękuję





-Możemy w końcu porozmawiać o niedzieli?- Rose trzeci dzień z rzędu próbowała wyciągnąć ze mnie gdzie zniknęłam po imprezie.
-A możesz w końcu przyjąć do wiadomości, że włóczyłam się bez celu po zamku?- odpowiedziałam z irytacją- Chcę zjeść śniadanie w spokoju…
-James cię wtedy szukał…- ciągnęła.
-Na miłość boską Rosie-odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby- Możemy już zakończyć ten temat?- nie miałam siły i ochoty na kolejną bezsensowną rozmowę o Jamesie.
-Bo zupełnie nie rozumiem o co ci chodzi! Najpierw latałaś za nim jak zaczarowana, a teraz nagle zachowujesz się jakbyś miała to wszystko gdzieś. Tańczyliście razem...-powiedziała wbijając we mnie oczekująco wzrok.
-A później tańczył z Melanie, a następnie z Lottie, a później już sama nie wiem z kim…
-Od kiedy tak łatwo się poddajesz?
-Z czym się łatwo poddaje?- na ławkę obok Rose usiadł zaspany James. Leniwie sięgnął po płatki i przygotował sobie pełną miskę.
-Z niczym...- odpowiedziałam szybko i wróciłam do jedzenia swojego śniadania. Rose chciała coś jeszcze dodać, ale posłałam je spojrzenie oznaczające, że uważam ten temat za zamknięty i ma siedzieć cicho.
-Co jest?- zapytał ponownie spoglądając co chwilę na mnie i na swoją kuzynkę.
-Bo widzisz…- zaczęła Rose. Kopnęłam ją pod stołem, ale zignorowała to i ciągnęła dalej-Natalie od dłuższego czasu miała ochotę na budyń, ale był dla niej nie dostępny, bo… eee skrzaty go nie podawały-spojrzałam na nią ze zdziwieniem- i dzisiaj budyń się pojawił. Leżał tuż przed nią, wręcz sam ładował się jej na talerz. I już praktycznie miała go w dłoni, gdy nagle przyszły jakieś dziewczyny i zjadły jej budyń. Próbuję jej wytłumaczyć, że mógłby być jej, gdyby trochę bardziej się postarała.-uśmiechnęła się zakładając ręce. Wyglądała na dumną ze swojej dziwnej metafory.
Chłopak natomiast popatrzył ze mnie z nieodgadnioną miną.
- Eeee, możliwe, że stoi gdzieś dalej. Czekaj, zaraz Ci go przyniosę- dodał z uśmiechem i ruszył wzdłuż stołu w poszukiwaniu budyniu.
-Czy ty jesteś normalna?- spytałam Gryfonkę ledwo zachowując powagę.
-Ale przesłanie było jasne, prawda?- wyszczerzyła się w uśmiechu. Nie zdążyłam jej nic odpowiedzieć, bo chłopak wrócił z moim deserem. Wyręczył mi go z nieukrywaną dumą i wrócił do jedzenia swoich płatków.
  
*           

-Witam wszystkich!- powiedział dziarskim tonem profesor Longobottom- dzisiaj szklarnia nr 4- otworzył drzwi i wpuścił klasę do środka. Profesor Longbottom był specyficznym nauczycielem. Przede wszystkim był jednym z najmłodszych osób w gronie pelagicznym i opiekunem Huffelpuffu. Większość uczniów go lubiła. Jego lekcje były w miarę ciekawe i rzadko zadawał referaty. Twierdził, że osoby, które kochają zielarstwo i tak się będą uczyć, a reszty nie ma co zmuszać na siłę. Bym jednym z tych nauczycieli, którzy uczyli z prawdziwego powołania.
Zajęłyśmy trzy najlepsze miejsca przy małym okienku rozglądając się w poszukiwaniu naszego dzisiejszego zadania.
-Dzisiaj mam coś super! A mianowicie tą o to Mimbulus Mibletonię- powiedział z wielkim entuzjazmem i zdjął płachtę z dziwnych roślin przypominających wyglądem karłowatego kaktusa.- Podejdźcie bliżej! No dalej!- dodał zachęcając nas dłonią do podejścia. Wstaliśmy ze swoich miejsc i z obawą podeszliśmy do rośliny.
-Z jego zamiłowań do dziwnych roślin lepiej nie podchodzić za blisko...- szepnęła mi z chichotem Laura Boot, niska Krukonka o miłym usposobieniu. Przyznałam jej rację i dla własnego bezpieczeństwa stanęłam w pewnej odległości.
-Ta roślinka ma niesamowity system obronny, sami zobaczcie!- profesor ukuł roślinę igłą w jedną z wielu dziwnych bulw. Nagle ‘’kaktus’’ zaczął wypluwać jakąś dziwną, śmierdzącą substancję. Uczniowie odskoczyli, ale i tak pierwsze rzędy zostały umazane czymś podobnym do błota. Profesor Longbottom wybuchł przyjacielskim śmiechem.
-Jest cudowna, prawda?- zapytał rozczulonym tonem na co uczniowie jedynie mruknęli z niezadowolenia.
-Już dobrze, dobrze… Rozumiem, że zapach może komuś przeszkadzać. Panno Traver, mogłabyś zaprowadzić tutaj względny porządek?- zaśmiał się przyglądając swojej ulubionej uczennicy. Cornie uśmiechnęła się i za pomocą łatwego zaklęcia chłoszczyć wyczyściła klasę i swoich kolegów.
-Ta ciemnozielona substancja to Odorosok, jest nieszkodliwa dla ludzi. Jak byłem w waszym wieku próbowałem znaleźć sposób na jej rozmnożenie.- Davies Corner mruknął zbyt głośno do kolegi, że nie rozumie po co w ogóle ją rozmnażać.
-A po to panie Davies, że większość roślin ma jakieś zastosowanie i Mimbulus Mimbletonii nie jest wyjątkiem. Jest niezastąpiona w walce z poparzeniami przez niektóre rośliny występujące w lasach deszczowych. Ma pan ochotę napisać o tym referat, aby nie było już żadnych wątpliwości?
-Nie panie profesorze, wierzę panu na słowo- uśmiechnął się głupkowato i włożył ręce do kieszeni spodni.
-Nie przedłużając, roślina rozmnaża się poprzez te bulwy. Wasze zadanie polega na tym, aby powycinać je w taki sposób, aby nie wybuchły. Dobierzcie się w dwuosobowe zespoły. Macie czas do końca lekcji. Drużyna, która będzie miała najwięcej zdolnych do rozmnożenia bulw dostanie nagrodę jaką jest zwolnienie z kolejnego referatu. Zabierajcie się do pracy.
Spojrzałam na Cornie i Rose.Od pierwszej klasy miałyśmy system, dzięki któremu ustalałyśmy, która z nas zostanie danego dnia zmuszona pracować z kimś z poza naszej trójki. Tym razem padło na Rose.
-Na przebrzydłe ogry… Będę musiała pracować z tym rudzielcem- jęknęła orientując się, że tylko Mike Paolini został bez pary.
-Na Merlina, Rosie ty sama jesteś ruda!- zaśmiała się Cornie i podała nam jednorazowe rękawiczki.
-I z doświadczenia wiem, że jeden rudzielec w zupełności wystarcza...- mruknęła i niezadowolona powlokła się w stronę chłopaka.
Założyłyśmy z Cornie rękawiczki i wzięłyśmy jedną roślinkę. Postawiłyśmy ją na naszym stoliku i przez chwilę w milczeniu kartkowałyśmy nasz podręcznik. Po chwili okazało się, że nie ma o nim wzmianki o jej rozmnażaniu i jesteśmy skazane tylko na własną wiedzę, a dokładniej na kreatywność.
-Jak my to mamy niby zrobić?- burknęłam przyglądając się bulwom.
-Profesor Longbottom stwierdził, że najlepiej będzie jak sami do tego dojdziemy. Taka zabawa.- uśmiechnęła się próbując dodać mi otuchy i podwinęła rękawy swojej szaty. Wzięłam z niej przykład i rozejrzałam się po klasie.
-Świetna zabawa, wręcz nie mogę powstrzymać się od śmiechu...- ironizowałam, gdy nagle roślinka Daviesa Cornera i Georga Nortona wybuchła brudząc im szaty. Chłopcy jęknęli i wspólnymi siłami próbowali doprowadzić je do porządku.
-No dobra, sposób wycinania bulw na siłę możemy już sobie odpuści.ć- ciemnowłosa dziewczyna westchnęła przyglądając się nie udanej próbie wycięcia bulw nożykiem.
Po wielu nieudanych próbach usiadłam zrezygnowana przyglądając się innym uczniom. Większość też już sobie odpuściła. Przez chwilę miałam wrażenie, że nikt nie wypełnił zadania, gdy Cornie wskazała ręką na Rose i Mike. Siedzieli odprężeni, czyści , a co najważniejsze mieli oddzielonych co najmniej 5 bulw!
-Jak na wszystkie skrzaty im się to udało?- zapytała Cornie nie odrywając zdziwionego wzroku od tej dwójki.
-Najwidoczniej czasem z połączenie dwóch rudzielców wychodzi coś dobrego.- westchnęłam zerkając na naszą pokiereszowaną roślinkę, większość jej bulw wystrzeliła przy naszych bezskutecznych próbach.
-Zaraz się rozpłaczę....- pisnęła Cornie próbując pozbyć się odorosoku ze swoich ciemnych włosów.
-Czekaj, nie ruszaj się, zaraz je jakoś wyczyszczę…- podeszłam do dziewczyny i paroma czarami udało mi się doprowadzić jej włosy do zwyczajnego wyglądu.
Nauczyciel przechodził między uczniami z coraz posępniejszą miną. Gdy podszedł do nas, Cornie spuściła wzrok, nie będąc przyzwyczajona do takich porażek. Profesor jedynie pokiwał głową i odszedł bez słowa.
-Zobaczcie, im się udało!- ucieszył się podchodząc do Rose i Mike- Mają aż 6 gotowych bulw do rozmnożenia. Jestem pod wielkim wrażeniem. Po 15… Nie, po 20 punktów dla Gryffindoru i Hufflepuffu!
-Moi drodzy, podzielicie się zagadką jak Wam się to udało z całą klasą?- zapytał przyglądając się jednej z oddzielonych bulw.
-To proste- zaczął Mike- wystarczy zamrozić bulwy prostym zaklęciem. Wtedy stają się nieszkodliwe.
-Niesamowite!- zachwycał się profesor Longobottom- jestem pod wielkim wrażeniem, że tak szybko na to wpadliście! A teraz zgodnie z umową jesteście zwolnieni z pisania referatu na temat tej niezwykłej roślinki. Natomiast reszta klasy ma czas do końca przyszłego tygodnia. Postarajcie się i jakby ktoś miał jakieś wątpliwości może się do mnie zgłosić na konsultacje. To wszystko na dzisiaj- uśmiechnął się serdecznie i otworzył drzwi szklarni.
-Jak na to wpadłaś?- dopytywała się Cornie.
-No wiecie... Jakoś tak przez przypadek mi się udało…- rudowłosa Gryfonka wlepiła wzrok w swoje buty.
-Weasley…- spojrzałam na nią wymownie.
-No już dobra, dobra…- skupiła się na skubaniu swojej bluzki z niewidzialnych paprochów- to Mike na to wpadł- burknęła.
-Drugi rudzielec okazał się lepszy?- Cornie zaczęła się z nią droczyć.
-Nie, wyszło na to, że dwóch rudzielców rządzi i od tej pory on zawsze będzie moją parą na zielarstwie- wyszczerzyła się w triumfującym uśmiechu.
Cornie pożegnała się z nami tłumacząc, że obiecała pomóc Davidowi w napisaniu pracy z transmutacji. Razem z Rose mozolnie udałam się do zamku.

-Co teraz masz?- zapytałam wyjmując z torby plan lekcji.
-Dwie godziny wolnego- odpowiedziała z promiennym uśmiechem.
-A ja idę wysłuchiwać usypiającego Binnsa i kolejnych bezsensownych wojen- jęknęłam- te cholerne gobliny tylko się buntowały i walczyły… Jestem pewna, że robiły to tylko po to, abyśmy musieli się tego wszystkiego uczyć- Rosie wybuchła śmiechem.
-Jestem pewna, że właśnie o to im chodziło.-puściła mi oczko- Czemu jeszcze nie zrezygnowałaś z historii magii? Każdy przy zdrowych zmysłach już dawno to zrobił.
-Mama jakoś mną zakręciła, że im więcej przedmiotów tym lepiej bla bla bla- przewróciłam oczami- i teraz mam… Ale w następnym semestrze zrezygnuję z historii i może jeszcze z astronomii- zaczęłam się głośno zastanawiać- wtedy zostałoby mi tylko pięć zajęć- podsumowałam uśmiechając się na tą piękną wizję mojej edukacji.
-Świetny plan, ale jako, że został jeszcze miesiąc pierwszego semestru proponuję, abyś ruszyła swój tyłek, bo zaraz spóźnisz się na lekcję Binnsa. Pożegnałam się z rudą i pognałam na historię magii.


*          

Kolejna lekcja minęła mi dość szybko. Prawdopodobnie dlatego, że wykorzystałam tą godzinę na napisanie listu do mamy. Miałam wyrzuty sumienia, że ostatnio tak rzadko do niej piszę. Równo z dzwonkiem wyszłam z klasy i po chwili wahania ruszyłam do sowiarni, aby od razu wysłać list.
Wybrałam pierwszą lepszą sowę i przywiązałam jej przesyłkę do nóżki. Sowiarnia była najzimniejszym pomieszczeniem w szkole, więc jak najszybciej chciałam się znaleźć na obiedzie w Wielkiej Sali. Gdy sówka wyleciała przez okno w pośpiechu ruszyłam w stronę drzwi.
-Znowu się spotykamy!- drogę zagrodziła mi ta sama Ślizgonka co ostatnio. Tym razem była sama, co zwiększało moją szansę. Automatycznie wyczułam różdżkę w kieszeni, gotowa wyjąć ją w każdej chwili.
-Zróbmy z tego małą tradycję.- odpowiedziałam sztywno i spróbowałam wyminąć dziewczynę, nie miałam ochoty sprawdzać, która z nas zna więcej zaklęć na takie okazję.
-O nie...- zagrodziła mi drogę ze złośliwym uśmiechem- najpierw sobie pogadamy.
-Nie mamy o czym ze sobą rozmawiać- warknęłam.
-Milutka jesteś…- wyciągnęła różdżkę, a ja zrobiłam to samo. Tym razem nie dałam się zaskoczyć- Myślałam, że nasze ostatnie spotkanie czegoś Cię nauczyło, ale najwidoczniej móżdżek Gryfonki nie jesteś w stanie przyswoić żadnej wiedzy. W każdym razie od kiedy przerwałaś mi rozmowę ze Scorpiusem i ośmieszyłaś mnie przed nim postanowiłam Ci się za to odpłacić.
-Jasmine, kretynko, schowaj tę różdżkę!- do pomieszczenia weszła jakaś dziewczyna. Miała długie ciemno bordowe włosy i zielone oczy. Wlepiłam w nią wzrok zastanawiając się czy przypadkiem jej nie znam, miałam wrażenie, że już kiedyś ją widziałam. Z drugiej strony mogłam ją po prostu mijać w Wielkiej Sali lub w bibliotece. Jednak nie tym powinnam się zajmować w tamtej chwili. Byłam pewna, że jest Ślizgonką, co znacznie utrudniało moje i tak nie łatwe położenie.
-Delany, jak miło, że wpadłaś na nasze małe spotkanie- zaśmiała się Jasmine- pomożesz mi nauczyć ją szacunku do wychowanków Slytherinu?
-Powiedziałam raz i nie mam zamiaru się powtarzać.- odpowiedziała władczo. Moja przeciwniczka zmrużyła oczy i w dalszym ciągu celowała we mnie różdżką.
-Jasmine lepiej rób co mówię!- syknęła i zmniejszyła odległość między nami. Moja rywalka warknęła ze złości, ale po chwili ociągania schowała różdżkę.
-Ty też ją schowaj- kiwnęła na mnie. Nie wiedziałam czy powinnam ją posłuchać. Jakby nie było stałam naprzeciwko dwóch wychowanek Slytherinu, w których jedna mnie z jakiegoś powodu nienawidziła, a różdżka była moim jedynym źródłem obrony. Przygryzłam wargę zastanawiając się jakie mam opcje. Planowałam powiedzieć dobitnie, że nie mam zamiaru słuchać poleceń Ślizgonek, ale Delany posłała mi takie spojrzenie, że spełniłam jej żądanie.
-A teraz Jasmine idź do lochów, albo gdziekolwiek indziej, bylebyś zniknęła mi z oczu.- jej ton  nadal był surowy.
-Nie masz prawa tak do mnie mówić!- wrzasnęła odwracając się w stronę Ślizgonki.
-Jestem prefektem naczelnym, więc mam prawo wlepić Ci szlaban do końca roku. Pójdziesz stąd grzecznie czy wolisz jeszcze bardziej się skompromitować?- mówiła spokojnie nie dając się sprowokować dziewczynie. Jasmine posłała jej wściekłe spojrzenie i wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Przenosiłam ciężar ciała z jednej nogi na drugą nie wiedząc jak powinnam się zachować.
-Natalie wyglądasz na w miarę inteligentną dziewczynę, a przynajmniej Scor uważa, że taka jesteś. Mogłabyś to okazać i nie wdawać się w bezsensowne rozmówki z Jasmine?- wlepiłam wzrok w dziewczynę. Za kogo ona się na Merlina uważa?
-Chwila…- skrzyżowałam ręce- my się znamy?
-Nie-złagodniała, miałam wrażenie, że przygląda mi się z rozbawieniem- ale to nie istotne Natalie. Jedyne co, to radzę Ci wystrzegać się Jasmine. I nie lekceważ jej, potrafi być wredna nawet jak na Slizgonkę- odparła i jak gdyby nigdy nic ruszyła w stronę wyjścia.
-A co ona do cholery do mnie ma?
-Zwyczajnie widzi w Tobie zagrożenie.
-We mnie? A co ja takiego jej zrobiłam?- zapytałam zaskoczona.
-Pomyśl, podobno jesteś inteligentną osobą.- uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami.

Stałam jak sparaliżowana. Nie do końca rozumiałam co zaszło przed chwilą. W głowie miałam zbyt dużo pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Moim jedynym punktem zaczepienia był Scorpius. O nim wspomniały dwie dziewczyny. Już dawno uświadomiłam sobie, że Jasmine jest w nim śmiertelnie zakochana i z jakiegoś powodu uważa mnie za swoją rywalkę. Szkoda tylko, że nie wiedziałam z jakiego. Na gacie Merlina, ja z nim tylko parę razy rozmawiałam! Może moje ostatnie zachowanie było nie potrzebne. O Morgano, czemu ja mu zwyczajnie nie dałam tej głupiej paczuszki? W moim życiu brakowało tylko wściekłej i mściwej Ślizgonki, która najchętniej zatańczyłaby na moim grobie. Tak Natalie, możesz być z siebie dumna…
A ta Delany? Wysilałam umysł próbując znaleźć jakieś powiązanie między nią, a tą dziwną sytuacją. Chwila, czy to nie ona była wtedy ze Scorpiusem w Trzech Miotłach? Przez chwilę miałam ochotę zacząć biegać po zamku w poszukiwaniu chłopaka, ale co miałabym mu takiego powiedzieć? Twoja fanka Jasmine pragnie mojej śmierci? Albo jeszcze lepiej: Jasmine się dzisiaj na mnie rzuciła, ale wszystko skończyło się super, bo Twoja dziwna znajoma stanęła w mojej obronie…
Po takim wyznaniu wziąłby mnie albo za skończoną kretynkę z bujną wyobraźnią, albo za bezbronną dziewczynę, którą trzeba wiecznie ratować. Sama nie wiem co byłoby gorsze. Postanowiłam przez jakiś czas o tym nikomu nie wspominać. Byłam pewna, że tym razem Rose i Cornie zrobiłyby dym na pół szkoły. Westchnęłam, poprawiłam włosy i wyszłam z pomieszczenia.

21 komentarzy:

  1. Witaj owocku, który nie jest owockiem: )
    Natalie straciła zainteresowanie Jamesem, nie możliwe oO gdyby był mądrzejszy I bardziej spostrzegawczy to pewnie by coś zauważył, albo udaje, że nie widzi ^^ tak, zdecydowanie wolę tę drugą wersję i będę się jej trzymać o ile następny rozdział nie wyprowadzi mnie z błędu: )
    Rose zabiła mnie swoim porownaniem uczucia Nat do budyniu: D skąd Ty bierzesz te teksty? No bomba po prostu!
    Delany, uwielbiam ją, chyba za to że jest, niby dużo.o niej nie wiemy a jak tylko pojawiła się jej postać to od razu się uśmiechnęłam, zdecydowanie musi pojawiać się w rozdziałach! I powinna uważać na Jasmin, głupie toto i w dodatku zakochane, nie wiadomo co jej do tego.pustej lepetyny strzeli.
    Natalie z własnej, może trochę wymuszonej woli, kontynuuję historię magii? Zglupiala. Ja osobiście historię, nasza mugolska lubię, ale w porównaniu do Blondyny miałam zajebiaszcza babkę,nie to co usypiacz-Binns:/
    I na koniec małe, ale jakże ważne pytanko, gdzie do cholery jest Scorpius?! Ja wiem, ja rozumiem, że calutki poprzedni rozdział był o nim, ale mi mało! Jestem ciekawa jak z jego eliksirem, i brakowało mi ich rozmów: )
    Na początku były chyba błąd, nie płatek tylko płatków.
    Buziaki: )
    Rogata
    P.S pierwsza! !(szaleńczy śmiech)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Ciebie Rogata mogę być nawet owocem :D
      Nie możemy zapominać o tym, że James jest facetem, a to chyba wszystko tłumaczy. Dziewczyna mogłaby skakać wokół niego z wielkim transparentem z napisem "kocham cię'', a on i tak mógłby nie załapać. Ale na to też mam już pomysł, więc ta sytuacja rozwiąże się w najbliższych rozdziałach.
      Delany powstała przez przypadek, a teraz nie wyobrażam sobie zakończenia tej opowieści bez jej udziału, ale o tym to innym razem.
      Lekcja z Binnsem- najwidoczniej stworzyłam bohaterkę masochistkę!
      Mogę Cię uspokoić, że Scorpius zniknął tylko na chwilę. Zawsze mam wielką radochę pisząc o nim, więc pewnie sama długo bym bez niego nie wytrzymała xd
      A jak już tak sobie zadajemy małe, ale jakże ważne pytanka, to kiedy do cholery będę mogła wpaść do Ciebie? Stęskniłam się za moją największą miłością Syriuszem ;) Nie każ mi długo na niego czekać!
      Buziaki i będę tak długo katowała Twojego bloga, aż zastanę nowy rozdział, tak więc uważaj!

      Usuń
    2. Owocek:) Wiesz, że ostatnio jadam tylko i wyłącznie kiwi jeśli chodzi o owoce:)
      Doskonale rozumiem, że jako facet James ma zaburzenia ogarnięcia toku przyczynowo-skutkowego, czyli ślini się na mój widok to mnie kocha/podobam się jej:D jestem niesamowicie ciekawa Twojego pomysłu:)
      Delany i Scor muszą być! Koniec kropka! :D
      Kochana! Wpadaj non stop, tylko rozdział się tworzy... trochę długo, bo nie wiem jak go ostatecznie dokończyć...
      Przesyłam wirtualne uściski:)

      Usuń
    3. Aaaa myślałam, że tylko ja mam taki zwyczaj nazywania Cię bez powodu owocem, a widzę, że koleżanka również nie próżnuje:D Jogurt:D
      Buziaki!

      Usuń
    4. To już mój taki mały zwyczaj, że przynajmniej raz dziennie sprawdzam Twojego bloga! Pocieszam się jedynie tym, że warto czekać.
      I dla Ciebie i dla Cameleon mogę być owocem, jogurtem, małym zwierzątkiem czy co wam tam jeszcze do głowy przyjdzie. Podziwiam waszą wyobraźnię ;)

      Usuń
    5. No wiesz.... ja jeszcze wymyśliłam pastę do butów: D ale stwierdziłam, zresztą słusznie, że to głupi pomysł: )
      Ja się scwanilam i zrobiłam w linkach wszystkich których czytam, wchodząc na swojego bloga widzę czy ktoś dodał nowy rozdział czy nie, taka metoda na lenia: D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Budyń!
    Witaj jogurcie! (tak uwielbiam jogurty o smaku Kiwi ;) )
    Zgadzam się z Rogatą - gdzie jest Draco junior!? ;)
    W poprzednim wpisisie Delany nie zrobiła na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia, ale dzisiaj to nadrobiła. Mam tylko nadzieję, że nadal zachowa swoją sekretną torzsamość w stosunku do Natalie.
    Właśnie ... dzisiaj! Wiesz ile ja razy sprawdzałam czy nie wrzuciłaś tego wpisu!?!
    Nie no, aż takiego focha nie mam bo to tylko jeden dzień spóźnienia.
    Och! Sowiarnia! Moje ulubione miejsce w Hogwarcie (jeśli przeczytałaś chociaż 7 pierwszych wpisów Skazanej na Slytherin to wiesz o co chodzi)
    Longbottom jest całkiem ok. Ale najlepsza była aluzja z budyniem! A James powiedział, że go jej przyniesie! =D dobre!
    Hurra! Zawsze wolałam Draco Jr. od James'a. Yay! ^^
    A więc czekam na tą "dodatkową scenę" i Twój komentarz
    ~ Cameleon
    (Druga! Haha!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że chyba nawet nigdy nie jadłam jogurtu o smaku kiwi? Chyba będę musiała to nadrobić :D
      Draco junior nie zaginął, spokojnie. Blondyn już dawno skradł moje serce, więc nie ma mowy, abym mogła się z nim rozstać na długo.
      Nie wiem jak to możliwe, ale każdy twój komentarz zmienia bieg mojego opowiadania. Tym razem też wspomniałaś o tym, aby Delany została anonimowa i w mojej głowie od razu zrodził się nowy pomysł. Nie wiem jak to robisz, ale rób to dalej!
      Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać, ale dzisiaj skomentowałam Twoje opowiadanie. Niestety nie przeczytałam na raz całości, ale z drugiej strony przynajmniej będę miała zajęcie na jakiś leniwy dzień ;)

      Usuń
    2. Taka już jestem. Tego nie zmienisz =D mogę ci się tylko ukłonić i poprosić o dalsze pochwały ;)
      I jeszcze raz dziękuję ci za komentarz. Jednak ostrzegam, że najlepsze momenty masz dopiero przed sobą.
      A jogurty Kiwi najlepszą są od Jogobelli ;)

      Usuń
    3. Drogi Jogurcie
      To znowu ja. Nie wiem czy uda Ci się przczytać mój blog zanim go usunę. W takim razie zwalniam Cię z tej okrutnej odpowiedzialności.
      Piszesz, że każdy mój komentarz zmienia bieg Twojej historii i podoba ci się to co wymyślam.
      Niestety nikomu nie podoba się to co jest moim własnym wytworem.
      Mimo usunięcia mojego bloga z chęcią przeczytam Twój następny rozdział
      Skazana na porażkę
      ~ Cameleon

      Usuń
    4. Ani mi się waż go usuwać! Po pierwsze jeszcze nie zdążyłam przeczytać, a po drugie nie wolno się łatwo poddawać. Czytelnicy przyjdą z czasem, u mnie też dopiero wszystko się rozkręca. Chyba zwyczajnie trzeba się uzbroić w cierpliwość i robić swoje ;)

      Usuń
  3. Tak!Nareszcie rozdział!Nie mogłam się go doczekać i gdyby nie moja bezsenność przeczytałabym to dopiero jutro.Trochę mało tu Jamesa,a o Leo to już nie wspomnę.Podsumuję to tym,że sprawiłaś mi przedwczesny prezent urodzinowy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ta chyba powinnam zacząć od życzeń. A więc... Dużo, dużo szczęścia, spełnienia wszystkich marzeń i jak najmniejszej ilości zmartwień. I oczywiście, aby w Twoim życiu zawsze była obecna magia!
      Obiecuję, że następnym razem będzie i James i Leo :)

      Usuń
  4. Ile można było czekać? Ale muszę przyznać że było warto .Rozdział jest świetny tylko szkoda, że taki krótki. Poza tym rozwaliłaś mnie i poprawiłaś humor tą metaforą o budyniu:) Mam nadzieję, że kolejny rozdział pokaże się wkrótce, więc życzę czasu i weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję się bez bicia, że nawaliłam z tym spóźnieniem... Przepraszam.
      Też nie jestem zadowolona z długości, ale obiecuję nadrobić to przy następnym rozdziale ;)
      Cieszę się, że historyjka Rose przypadła do gustu. I ona naprawdę była dość czytelna bez zbędnego owijania w bawełnę :D

      Usuń
  5. No czeeeeeść!!
    Neville to fajny nauczyciel. Gdyby wszyscy rozumieli, że nie każdy ma do wszystkiego talent.....np. ja nie posiadam jakichkolwiek umiejętności sportowych.....
    Najlepszy był fragment z budyniem. Rozwaliłaś nim system, po prostu i on jej jeszcze przyniósł ten budyń. Urocze, oczywiście jeśli założymy, że Natalie lubi budyń (ja nie lubię).
    Trochę szkoda, że nie było Scorpiusa, ale nie możemy być od niego już tak uzależnione!
    Delany taka jest potwornie tajemnicza. Nie taki Ślizgon straszny jak go opisują ;)
    Ta dziewczyna jest dość ciekawa nie powiem.....
    Tylko kim jest ten Mike?? Czy pojawił się już wcześniej i po prostu go przeoczyłam? Co z moim kompletnym brakiem pamięci co do imion i nazwisk jest całkiem możliwe....
    Pozdrawiam i do następnego wpisu!
    MrocznaKosiarka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam podobnie z matematyką, jakbym się nie starała i tak zrobię wszystko na odwrót. A wyobraź sobie, że niestety moim trzecim rozszerzeniem jest matematyka, nawet nie wiesz jaka to katorga...
      Delany jest typową ślizgonką, a przynajmniej taką w 99% Ma parę cech, które ją wyróżniają spośród tego domu, ale o tym będzie innym razem.
      A Mike jest nową postacią. Jeszcze nie wiem czy był jedynie postacią epizodyczną, czy może zagości u mnie na dłużej.
      Ogólnie to próbuję sobie powolutku robić tło, jakby nie było w tej szkole uczyło się setki osób, więc warto wprowadzić choć parę postaci trzecioplanowych. Jakby nie było nie mogę wiecznie opierać się na sześciu bohaterach ;)
      Buziaki

      Usuń
  6. Hah przed chwilą znalazłam twojego bloga i jestem zachwycona! James to palant. Scor ehhh idealny :) A jego "dziwna znajoma" jest the best. Ciekawi mnie o czym chce zapomnieć Scor, tak jak było po meczu czyżby ojciec? I ten budyń xd Rozwaliło mnie to :D Na pewno zostanę na dłużej bo jesteś świetna!
    Życzę weny i zapraszam do siebie :
    http://innespojrzenienahp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję!
      Nie jedyna zastanawiałaś się o czym Scor chciał zapomnieć, to tylko, albo aż przegrany mecz. W sumie dla kogoś tak ambitnego porażka jest czymś naprawdę dotkliwym.
      A do Jamesa może jeszcze się przekonasz ;)
      Cieszę się, że do mnie wpadłaś i będzie mi cholernie miło jak zostaniesz na dłużej

      Usuń
  7. Rozdział jak zawsze świetny :) już nie mogę doczekać się następnego :) proszę, informuj mnie o nowych rozdziałach, Oki? ;) jeśli możesz na maila czarodziejkaa13344@gmail.com :)
    Zapraszam także na drugi rozdział http://hogwart-my-new-school.blogspot.com ;)
    Pozdrawiam i duuuuuużo weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Rose z budyniem bezkonkurencyjnie rozwaliła system ;D Faceci są jednak kompletnie niedomyślni, a James jest tego idealnym przykładem, haha. Dziewczyny mogą zrobić wszystko, dać im milion wskazówek, ale oni zrozumieją dopiero wtedy, gdy powiedzą im to bezpośrednio. Ech...
    Brakowało mi Scorpiusa w tym rozdziale, ale mam nadzieję, że w następnych znowu się pojawi ;] Jeśli chodzi o Delany, coraz bardziej zaczynam ją lubić, a Jasmine coraz mniej (w sumie to nigdy jej nie lubiłam, haha)

    OdpowiedzUsuń