To taki przejściowy rozdział, obiecuję, że kolejne będą ciekawsze :)
Zatrzymałam się przed wejściem do Wielkiej Sali. Z dwóch
stron do pomieszczenia wlewały się dziesiątki uczniów, a ja nie mogłam zmusić
nóg do wykonania tych paru kroków. Obawiałam się spotkania z..
Lista osób, których wolałam w tej chwili nie spotkać była
nadzwyczajnie długa. Zaczynała się na przebrzydłej Ślizgonce, a kończyła na
moich przyjaciółkach, przed którymi nie udałoby mi się ukryć zdenerwowania. Westchnęłam
i powlokłam się do dormitorium przekonując siebie, że w sumie wcale nie jestem
głodna i bez problemu wytrzymam do kolacji.
-Kłaposkrzeczki- powiedziałam zamyślona i ruszyłam na
przód. Z otępienia wyrwało mnie zderzenie z Grubą Damą i jej niezadowolony jęk.
-Czy mogę wiedzieć czemu na mnie wpadłaś?- spojrzała na
mnie z wyrzutem. Gruba Dama z roku na rok robiła się coraz bardziej jęcząca.
Choć z drugiej strony każdy wychowanek Gryffindoru przyzna, że o stokroć woli
jej marudzenie, niż koncerty operowe, którymi postanowiła na siłę umilać czas
większości uczniów.
-Przepraszam, nie chciałam tego zrobić. Zwyczajnie się
zamyśliłam i byłam pewna, że od razu mnie wpuścisz- uśmiechnęłam się
wyczekująco-No więc mogę już wejść?- zapytałam z nadzieją, że moja rozmowa z
Grubą Damą szybko dobiegnie końca.
-Nie widzę problemu, musisz mi tylko podać hasło.-
odpowiedziała akcentując każde słowo.
-Kłaposkrzeczki.
-Złe hasło.
-Jak to złe?!- odpowiedziałam trochę za głośno czym
zasłużyłam sobie na gardzące spojrzenie kobiety z obrazu- Eee, jeszcze wczoraj
to hasło było poprawne- postarałam się przybrać łagodny ton głosu.
-A dzisiaj już się zmieniło, więc możesz zgadywać, albo
poczekać na kogoś kto takowe hasło zna.- powiedziała lustrując mnie od góry do dołu.
-Jest pora obiadowa, mogę czekać z godzinę- jęknęłam.
-To nic- machnęła ręką jakby nagle wpadła na genialny
pomysł- nauczyłam się nowej arii, posłuchasz?- zanim zdążyłam odpowiedzieć
zaczęła śpiewać. Oparłam się głową o ścianę modląc się o jak najszybsze
wybawienie z tego jednoosobowego koncertu. Po paru minutach byłam bliska
wyrywaniu włosów z głowy, a moja intuicja podpowiadała mi, że Gruba Dama
dopiero się rozkręcała.
-Natalie? Czemu stoisz tu sama?- usłyszałam głos Jamesa
dobiegający za moimi plecami.
-Przegapiłam zmianę hasła i tak sobie słucham…- mruknęłam i wstałam z podłogi, gdy chłopak stał już obok mnie.
-Bahanka- powiedział zwracając się do naszej prywatnej śpiewaczki
operowej.
-Poczekaj kochaneczku teraz najlepszy fragment- uciszyła
go dłonią i kontynuowała swój popis.
-Bahanka!
-No już dobrze- spojrzała na niego z niechęcią i
otworzyła przejście- młodzież jest taka niewrażliwa na sztukę...- fuknęła obrażona.
-Długo musiałaś jej wysłuchiwać?- zapytał mierzwiąc swoje
włosy.
-Mam wrażenie, że godzinami, byłam już blisko rzucenia na
nią jakiegoś zaklęcia- chłopak zaśmiał się na mój komentarz. Przepuścił mnie w drzwiach
i wskazał ręką, pokazując mi, że Leo siedzi na kanapie. Chłopak na nasz widok podskoczył i w pośpiechu schował
kawałek pergaminu do torby.
-Co to?- zapytałam próbując dostrzec chociaż skrawek.
-Co to?- zapytałam próbując dostrzec chociaż skrawek.
-A to jest bardzo nie twoja sprawa...- założył ręce za głowę przyjmując wyluzowaną pozycję.
-Daj spokój Natalie, to pewnie kolejny miłosny liścik-
zaśmiał się James i wyciągnął znicza z kieszeni.
-Miłosny? Która dziewczyna ma takiego pecha?- usiadłam
bliżej chłopaka i zaczęłam się z nim droczyć.
-Twoja babcia- posłał mi uśmiech ukazujący jego wszystkie białe zęby- A teraz pozwól, że
udam się w jakieś ustronne miejsce, aby kontynuować ten gorący romans-
powiedział jednym tchem, zabrał swoje rzeczy i wyszedł z pokoju.
-A go co ugryzło?- zapytałam chwytając znicza. Próbowałam
go podrzucić i złapać w ostatniej chwili, tak jak robi to James, ale mała
piłeczka odleciała zbyt daleko i w tej chwili latała przy uchu jakiejś
dziewczyny.
-Nie mam pojęcia. Ostatnio nawet nie chciał iść ze mną do
Trzech Mioteł. Mało, że udało mi się umówić nas z bliźniaczkami z Ravenclawu to
on nawet nie wykazał najmniejszego zainteresowania.- poczułam ukłucie
zazdrości, ale zmusiłam się do przyjacielskiego uśmiechu. - więc albo jest
chory, albo naprawdę zaczął się umawiać z Twoją babcią- posłał mi rozbrajający
uśmiech.
-Moja babcia raczej jest wierna dziadkowi.- wzruszyłam
ramionami.
-Czyli zostaje nam choroba…- westchnął- A, prawie
zapomniałem!- ożywił się i zaczął czegoś szukać w torbie- To nie jest
przypadkiem bransoletka Rose?
-Gdzie ją znalazłeś? Rose szuka
ją od wczoraj.- wyciągnęłam rękę, a chłopak położył na niej zgubę rudej.
Poczułam przyjemny dreszcz, gdy jego dłoń dotknęła mojej.
-Leżała na podłodze w moim
pokoju. Musiała ją zgubić, jak przyszła do mnie w sobotę pożyczyć książkę.-
uśmiechnął się, a jego cała uwaga została poświęcona złotej piłeczce. Coś mi
nie pasowało. Jeszcze wczoraj widziałam bransoletkę na nadgarstku swojej
właścicielki, więc nie mogła jej zostawić w sobotę, tak jak myślał James.
Wychodzi na to, że Rose musiała być w jego pokoju wczoraj, tylko czemu James
tego nie wiedział? Prawdopodobnie po raz kolejny pożyczała od niego coś bez
pytania, tylko, że do tej pory zawsze przynajmniej po czasie informowała go o
czymś takim. Bransoletka bezwiednie przelatywała mi z jednej ręki do drugiej, a
moja wyobraźnia podsuwała mi coraz głupsze pomysły dlaczego tym razem moja
przyjaciółka postąpiła inaczej. Pożegnałam się z chłopakiem i skierowałam się
do pokoju, planując poczekać na Rosie.
*
-Nie zgadniesz czego się dowiedziałam!- Rose wpadła do
pokoju niedbale rzucając torebkę na swoje łóżko.- Siedziałam dzisiaj z Amandą
Clark na obiedzie, to ta plotkara z piątej klasy, wiesz która?- schyliła się do
swojego kufra wyrzucając z niego parę koszulek i parę spodni.- I okazało się,
że Blair już nie jest z Chrisem, rozstali się parę dni. A dokładniej to on ją
rzucił!
Blair była chyba najbardziej znienawidzoną dziewczyną w całej
szkole przez Rose. Jej nienawiść sięgała początkom trzeciej klasy, gdy Rose wraz
całą rodziną pojechała na mistrzostwa świata w quidditcha. Na jej nieszczęście
Blair również tam była. Obie dziewczyny były wtedy zakochane w tym samym
chłopaku. Dosłownie prześcigały się w pomysłach jak zyskać jego sympatię. I
Blair postanowiła ośmieszyć Rose na jego oczach. Nie wiem dokładnie jak to
wyglądało, ale od tamtego momentu Gryfonka widzi w niej swojego największego
wroga.
-Widzę, że to dla ciebie wspaniała wiadomość-
zachichotałam widząc jej szeroki uśmiech.
-Nie będę udawała, że jest mi jej szkoda- wzruszyła
ramionami- Widziałaś gdzieś moją szarą bluzę? Ostatnio wszystko gubię…-
rozejrzała się bezradnie po pokoju.
-Jeszcze wczoraj widziałam ją w łazience- westchnęłam. Wrzuciła
niedbale wszystkie zbędne ubrania do kufra i ruszyła do łazienki w poszukiwaniu
swojej bluzy. Po chwili wyszła trzymając ją w ręku jak trofeum.
-Cudowny dzień, prawda?- entuzjazm jej nie opuszczał.
-Wiem co zrobić, aby był jeszcze lepszy- puściłam jej
oczko i podałam bransoletkę.
-Tęskniłam za nią!- włożyła ją i niemalże z czcią zaczęła
przyglądać się koralikom- dostałam ją od taty, nie wybaczyłabym sobie gdybym
naprawdę ją zgubiła…
-Nie Interesuje Cię, gdzie ją znalazłam?- zapytałam uważnie
przypatrując się dziewczynie
-To nieistotne, ważne, że ją odzyskałam.-uśmiechnęła się
promiennie- Dziękuję, a teraz muszę iść…- chwyciła swoje rzeczy i skierowała
się do wyjścia.
-Powinnaś podziękować Jamesowi, znalazł ją w swoim
pokoju- powiedziałam niby od niechcenia.
-Musiała mi się zsunąć z ręki jak byłam pożyczyć książkę
od Jamesa- wzruszyła ramionami.
-Książkę byłaś pożyczyć w weekend, a bransoletkę zgubiłaś
wczoraj.
-No tak- zaśmiała się nerwowo- wczoraj byłam mu ją oddać.
-Oddałaś mu książkę, która leży obok twojego łóżka?-
wskazał głową podręcznik do transmutacji siódmego stopnia.
-Nie, byłam mu oddać inną książkę-powiedziała dobitnie- a
jak nie masz już do mnie więcej bezsensownych pytań, to spadam do biblioteki.-
uśmiechnęła się, powiedziała coś na pożegnanie i dosłownie wybiegła z pokoju. W
drzwiach minęła się z Cornie.
-Coś się stało?- zapytała zerkając na drzwi, w których
przed chwilą zniknęła Rose.
-Prawdopodobnie tak i przysięgam Ci ,że prędzej czy
później dowiem się co to było.
-Pewnie, a teraz radzę dowiedzieć Ci się czegoś o gwiazdozbiorach
zimowych. W środę musimy oddać gotowe referaty- westchnęła i rzuciła we mnie
książką, którą o dziwo udało mi się złapać.
*
Siedziałam
nad brzegiem morza i jadłam lody cytrynowe. Wiatr przyjemnie muskał moje ciało
i targał włosy, które co chwilę spadały mi na oczy. Parę metrów ode mnie grupka
młodych ludzi podrzucała piłkę, co chwilę wybuchającym śmiechem. Nagle piłka
wylądowała przed moimi stopami. Wyciągnęłam ręce w jej stronę, ale ktoś
podniósł ją przede mną. Spojrzałam w górę i zobaczyłam uśmiechniętego Jamesa,
odwzajemniłam uśmiech. Nagle chłopak nachylił się nade mną i złożył krótki
pocałunek na moich ustach. Mrugnęłam, a w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą
stał James pojawił się szarooki Ślizgon. Poderwałam się z łóżka głośno
wciągając powietrze.
-Good morning sunshine!- przywitała mnie rozpromieniona
rudowłosa dziewczyna.- Cor widziałaś mojego drugiego trampka?- zwróciła się do
drugiej dziewczyny bezradnie rozglądając się po pomieszczeniu. Z łazienki
wyleciał czarny but wpadając prosto w rozłożone ręce Rose.
-Nic by Ci się nie stało gdybyś raz na jakiś czas
posprzątała!- usłyszałam zirytowany głos dobiegający z łazienki.
-Nie rozumiesz Cornie… Ja zwyczajnie nie potrafię nic odnaleźć
w czystości- wzruszyła ramionami próbując zlokalizować wszystkie książki
potrzebne jej w dzisiejszym dniu.
-W bałaganie też sobie nie radzisz- zachichotałam i
wstałam z łóżka.
-Co Ci się śniło?- zapytała mnie bez większego entuzjazmu.
Zawsze miałam pokręcone sny, więc przeważnie rano w kilku zdaniach streszczałam
im co tym razem zdołał wymyśleć mój mózg. Tylko co miałam im powiedzieć tym
razem?
-Eee, byłam na plaży i jadłam lody- odpowiedziałam
zmieszana.
-Czyli przyjemny?
-Nawet bardzo- odpowiedziałam z uśmiechem i zagłębiłam
się w kufrze w poszukiwaniu kosmetyków.
*
-Blondyna! Hej, zatrzymaj się!- słyszałam za sobą wołania
Malfoya. Przygryzłam wargę oceniając swoje położenie. Po incydencie w sowiarni
unikałam wszystkich Ślizgonów, nawet Scorpiusa. Byłam pewna, że te Ślizgonki pochwaliły się wszystkim jak udało im się mnie załatwić. Nie miałam
ochoty słuchać nabijania się z mojej osoby.- Natalie!- chłopak dogonił mnie bez
większego wysiłku - Ogłuchłaś? Wołam cię o kilku minut…
-Przepraszam, nie widziałam Cię.- odpowiedziałam nie
zwalniając kroku.
-Jak mogłaś mnie nie słyszeć? Podejrzewam, że nawet
centaury w zakazanym lesie mnie słyszały- zaśmiał się trącając moje ramię.- No
już, nie bądź taka poważna- mruczał szczypiąc moje ramię.
-Chcesz coś konkretnego czy tylko próbujesz podnieść mi
ciśnienie?- westchnęłam.
-Hmmm- udał, że intensywnie się nad czymś zastanawia-
Chyba to drugie, tak, zdecydowanie to drugie- Spojrzałam na niego i wybuchłam
śmiechem.
-No nareszcie…- przewrócił oczami- już myślałem, że chora
jesteś czy coś.
-A tak na poważnie, to potrzebujesz ode mnie czegoś?-
zapytałam łagodniejszym tonem.
-W sumie to nie, zwyczajnie stęskniłem się za Twoją
złośliwą osobą.
-Mam uwierzyć, że taki ważny, popularny i przystojny Ślizgon jak ty tęsknił za Gryfonką?
-Z Twojej wypowiedzi wyłapałem tylko to, że uważasz, że
jestem przystojny- zaśmiał się przyjaźnie
-Nie o to mi chodziło…
-Wiem, dodaj do tej listy, że jestem również błyskotliwy-
puścił mi oczko.
-A całą listę zamykać będzie arogancki i zarozumiały-
przewróciłam oczami.
-No i za tym właśnie tęskniłem- uśmiechnął się
przyjacielsko.
-Co słychać?
-Mam już dość tej szkoły. Czekam na przerwę zimową i
wyjazd z Delany na narty.
-Brzmi fajnie- udałam, że się nad czymś zastanawiam-
Wspominałeś już o niej kiedyś? Jakoś nie mogę sobie skojarzyć…- grałam na
zwłokę mając nadzieję, że w ten sposób dowiem się czegoś nowego o tej
tajemniczej dziewczynie.
-Jest dla mnie kimś w rodzaju siostry, choć momentami
zachowuje się jak moja matka- mruknął- teraz też mnie męczy…
-Męczy Cię?
-Tak, próbuję mi coś wmówić, choć jak tak dłużej o tym
myślę może faktycznie ma trochę racji- spojrzał na mnie uważnie, a jego wzrok
przypomniał mi mój dzisiejszy sen. Odwróciłam twarz w inną stronę próbując
ukryć rumieńce.
-Jedziecie sami?- zapytałam o pierwszą rzecz jaka
przyszła mi do głowy.
-Niestety nie- westchnął- jeszcze Nott i Zabini. Znaczy
oni mi nie przeszkadzają, ale Nott uparł się, aby jechała z nami Marie, a ona
jak zwykle ciągnie ze sobą Jasmine- naburmuszył si.
-Nie przepadasz za nią?- ożywiłam się, jego niechęć do
tej dziewczyny cholernie mnie cieszyła.
-Nie przepadam za transmutacją, a tej dziewczyny nie
cierpię. Drugiej tak irytującej osoby w całym Hogwarcie nie znajdziesz, uwierz
mi.
-Coś o tym wiem…- wypaliłam za nim zrozumiałam co właśnie
powiedziałam.
-Co masz na myśli?- spojrzał na mnie dociekliwie, miałam
wrażenie, że potrafi mnie rozszyfrować jednym spojrzeniem. W sumie ciekawe czy
tak właśnie nie jest… Jest tak zagadkową osobą, że gdyby się okazało, że jest
mistrzem legilimencji nie zaskoczyłoby mnie to aż tak bardzo.
-W sensie na taką wyglądała…- odpowiedziałam szybko i
skierowałam swój wzrok na jakiś naprawdę brzydki obraz.
-Wiesz, że jesteś beznadziejna w kłamaniu?
-Nie wiem o co Ci chodzi…
-Powiesz mi co się stało po dobroci czy mam użyć siły?-
spojrzał na mnie wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. Potrafił być naprawdę
stanowczy i władczy.
-Ale z tym użyciem siły to żartujesz?- zaśmiałam się
próbując obrócić to wszystko w żart. W dalszym ciągu na mnie patrzył.
Przybrałam taką samą strategię jak on. Stanęłam wyprostowana i patrzyłam mu
prosto w oczy dając do zrozumienia, że nie mam nic do ukrycia. Jednak po chwili
kapitulowałam. Opowiedziałam mu część historii, celowo omijając fragmenty o nim
i o Delany. Intuicja podpowiadała mi, że lepiej jej w to nie mieszać.
-Obiecuję, że Jasmine nigdy więcej nie będzie Ci grozić,
a teraz przepraszam, mam coś do załatwienia- wypowiedział jej imię z pogardą i
odwrócił się napięcie.
-Scor!- przytrzymałam go za rękę- zostaw to- próbowałam
zabrzmieć stanowczo- to moja sprawa.
-Czy ty siebie słyszysz dziewczyno!?- wrzasnął, a ja
zrobiłam krok w tył. Chłopak zreflektował się, że mnie przestraszył i po chwili
jego twarz złagodniała.
-Posłuchaj- mówił powoli, nie puszczając mojej ręki- to
wszystko jest chyba moją winą, więc ja to naprawię. I możesz się na mnie
wściekać, ale nie zamierzam odpuścić. Pogadamy później- odwrócił się
i szybkim krokiem przemierzył korytarz, a następnie zniknął za zakrętem.
*
Szłam przez szkołę nie zwracając uwagi na nikogo. W głowie w dalszym ciągu huczały mi słowa Scorpiusa „Ja to naprawię. I możesz się na mnie wściekać, ale nie zamierzam odpuścić”
No dobra, skłamałabym gdybym powiedziała, że nie zrobiły one
na mnie żadnego wrażenia. Przede wszystkim czułam się świetnie z tym, że
chłopak stanął w mojej obronie. Albo może bardziej chodziło o to, że był
przeciwko Jasmine. W każdym bądź razie w jakimś stopniu cieszyło mnie, że jej
się oberwie.
-Hej śliczna.- tuż obok mnie wyrósł James.
-O Morgano, przestraszyłeś mnie!- podskoczyłam ze strachu gwałtownie wyrwana z moich rozmyślań.
-Przepraszam- zrobił komiczną minę, na widok której
wybuchłam śmiechem.
-Co słychać?- zapytałam.
-Co słychać?- zapytałam.
-Bywało lepiej- wzruszył ramionami- idę na szlaban do
Princa…
-To on kiedykolwiek dał komuś szlaban? Co zrobiłeś?
-To długa historia, na końcu której okazuje się, że Leo
jest kretynem, a ja jak zawsze obrywam za niego- zaśmiał się -Masz jakieś plany
na sobotę?
-Cornie idzie z Davidem na spacer, a Rose… W sumie to
nawet nie wiem co planuje, ale zapowiedziała już, że będzie zajęta- westchnęłam.
-Muszę przyznać, że bardzo mnie to cieszy- uśmiechnął
się-pójdziesz ze mną do Hogsmeade?
-Jasne- wydusiłam.
-Super, jeszcze się zgadamy z godziną. Zaraz zaczyna mi
się szlaban. Do później mała!- dodał odchodząc.
Na gacie Merlina, chyba właśnie udało mi się umówić z
Jamesem Potterem!