wtorek, 6 stycznia 2015

Prolog



Zerknęłam ponownie na listę niezbędnych rzeczy do rozpoczęcia szóstego roku nauki w Hogwarcie. Pobieżnie przeczytałam tytuły podręczników, będąc pewna, że kupiłam wszystkie w poprzedni piątek.
-Natalie jesteś już spakowana?- usłyszałam głos mojej mamy dobiegający z kuchni.
-Eee.-przygryzłam wargę. Pozostałe wyposażenie: różdżka, rękawice ochronne ze smoczej skóry, teleskop, zestaw kryształowych lub szklanych fiolek, miedziana waga z odważnikami...-odczytywałam w myślach kolejne przybory z listy- kociołek cynowy rozmiar 3...
Na Merlina, kociołek... Prawie zapomniałam, że mój ostatni do niczego się już nie nadawał.
 Na jednej z ostatnich lekcji eliksirów na piątym roku źle odmierzyłam sproszkowany róg jednorożca i mój wywar na smoczą ospę dosłownie wybuchnął, plamiąc przy okazji nową sukienkę Rose Weasley. Mam szczęście, że jest moją najlepszą przyjaciółką, w innym wypadku na pewno łatwo by mi tego nie wybaczyła.
Z rozmyślań wyrwały mnie ponowne wołania mamy. W pośpiechu zgarnęłam list i poszłam do kuchni. Moja mama chodziła po całym pomieszczeniu machając różdżką i mamrocząc zaklęcie chłoszczyć. Usiadłam przy stole i przypatrywałam się jak kuchnia w zaskakująco szybkim tempie robi się ponownie czysta. 
Tego dnia moja mama wyglądała jeszcze piękniej niż zawsze. Po dwóch miesiącach wakacji jej cera zrobiła się jeszcze ciemniejsza i jakby nabrała młodzieńczego blasku. Z zazdrością spoglądałam również na jej kruczoczarne loki i oczy o czekoladowej barwie. Niestety ja odziedziczyłam urodę po tacie, więc byłam jej zupełnym przeciwieństwem. Miałam proste, blond włosy i jasną cerę. Na twarzy miałam brązowe piegi i niebieskie oczy. Jedyne co zdradzało moje pokrewieństwo z mamą były wypukłe usta, które bardzo lubiłam.
-To jak, jesteś już gotowa? -zapytała nie odrywając się od swoich obowiązków.
-Prawie, nie mam pojęcia jak to się stało, ale zapomniałam kupić kociołek.-mruknęłam cicho.
-O ile pamięć mnie nie myli dosyłałam ci kociołek w zeszłe święta, bo poprzedni nie wytrzymał twoich zdolności.-powiedziała z przekorą nie przestając się uśmiechać.
Wzruszyłam tylko ramionami i sięgnęłam po ostatniego rogalika z talerza.
-Dam znać tacie, aby po zamknięciu apteki kupił ci kociołek, a najlepiej dwa, aby wystarczyły Ci chociaż do końca pierwszego semestru. Z drugiej strony jestem ciekawa jak to możliwe, że mając dwóch rodziców, którzy mieli wybitny z owumentów z eliksirów i prowadzą największe przedsiębiorstwo na pokątnej, w którym można kupić mikstury oraz składniki do nich, nie posiadasz zupełnie żadnych zdolności w tym przedmiocie.- skończyła swój monolog i dalej przypatrywała mi się z udawaną powagą.
-Dostałam jakieś wadliwe geny- odpowiedziałam z uśmiechem- A teraz wybacz, muszę iść się pakować. Od jutra znowu zaczynam katorgę ze Slughornem i jego cudownym przedmiotem.
-Będę trzymała kciuki ,abyś jakoś przeżyła rok z taką katorgą- pocałowała mnie w czoło i wróciła do swoich obowiązków.
 Ja też trzymam kciuki, abym to przeżyła i nie mam na myśli tylko eliksirów. Bardziej chodzi mi o pewnego Gryfona, który ostatnio nie potrafi wyjść mi z głowy. Tak, to może być naprawdę dziwny rok... Otrzepałam się z myśli i wróciłam do pakowania.

Ps. To tyle na początek. Wrzucę jeszcze na pewno z trzy rozdziały, a później zobaczę jak sprawy się potoczą :)

4 komentarze:

  1. Nieźle się zapowiada :D Pisz dalej, na pewno będę czytać 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz dobry styl pisania. A prolog bardzo ciekawy :)
    Zabieram się do czytania następnych rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały też przypadną Ci do gustu :)

      Usuń
  3. Chciałam rozpisać się bardziej, ale myślę, że zacznę dopiero od następnych rozdziałów. Prolog całkiem niezły, będę szybko musiała nadrobić wszystkie notki!

    OdpowiedzUsuń