środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 2


Starałam się obudzić Rose, ale po trzeciej nieudanej próbie zrezygnowałam i razem z Cornie udałam się na śniadanie zostawiając śpiącą dziewczynę.
-Jesteś pewna, że lepiej jej nie budzić? Nie będzie dobrze jak spóźni się na pierwszą lekcję...-Cornie co chwilę odwracała się do tyłu mając nadzieję ujrzeć za plecami dziewczynę.
-Daj spokój Cornie, ona zawsze wstaje w ostatniej chwili i je śniadanie w 5 minut. Ma taki nawyk od pięciu lat i już raczej nie uda nam się tego zmienić.-ziewnęłam, a dziewczyna chcąc nie chcąc musiała przyznać mi rację.
 Ruszyłyśmy w stronę Wielkiej Sali rozmawiając o nowym profesorze od Obrony przed czarną magią. Profesor Price okazał się młodym i przystojnym nauczycielem, więc pewnie większość żeńskiej części uczniów nie mogła doczekać się pierwszej w tym roku lekcji OPCM.
-Nie cieszcie się tak dziewczyny. I tak prawdopodobnie nie zabawi z nami długo.-pojawił się znikąd Leo.
Automatycznie rozejrzałam się za Jamesem, przeważnie trzymali się razem, więc miałam nadzieję go spotkać. Po chwili moje marzenia się spełniły i doszedł do nas z Davidem. Razem usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać o minionych wakacjach. Byłam w połowie mojej owsianki, gdy podszedł do nas Stan, sympatyczny rudzielec w naszym wieku, wyręczając nam nowe plany lekcji. Razem z Cornie zaczęłyśmy je przeglądać, a chłopcy zajęli się rozmową o quidditchu i opracowywaniem taktyki na ten rok. Plan nie był najgorszy, jako pierwsze miałam mieć dwie godziny transmutacji, a następnie eliksiry. Automatycznie wyszukałam wszystkie godziny tej znienawidzonej lekcji, W środę i czwartek miałam mieć po dwie godziny. Nie jest tak źle, pomyślałam i schowałam plan lekcji do torby. Już od pierwszych minut transmutacji dało się wyczuć, że nie będzie to łatwy rok. Profesor McGonagall, która pomimo bycia dyrektorką nie przestała prowadzić lekcji podkreślała, że będzie dużo nauki, więc już od początku musimy nastawić się na ciężką pracę. Po dwóch godzinach prób zmienienia pióra w sowę udałam się z Cornie do lochów na eliksiry. Profesor Slughorn z radością przywitał uczniów, opowiedział parę nudnych historii o swoich wakacjach i zaczął jeszcze nudniejszą lekcje.
-Jeśli tak bardzo nie lubisz eliksirów to czemu z nich zwyczajne nie zrezygnowałaś? Rose tak zrobiła.- dopytywała się mnie Cornie.
-W tych czasach wszędzie są wymagane eliksiry, poza tym kiedyś będę mogła przejąć aptekę po rodzicach, więc pewnie mi się przyda.- odpowiedziałam od niechcenia.
Gryfonka tylko wzruszyła ramionami i nie ciągnęła już dalej tego tematu. Eliksiry strasznie się dłużyły. Miałam szczęście, że moja utalentowana przyjaciółka nade mną czuwała, gdyby nie ona pomyliłabym temperaturę podgrzewania kociołka. Z zazdrością przyglądałam się jej poczynaniom. Swoje, ciemne włosy związała w luźny kok, który jeszcze dodawał jej uroku.
-Jak ty to robisz ze wszystko ci wychodzi?
-Zwyczajnie Natalie dokładnie czytam instrukcję i nie odpływam myślami tak jak ty.- odpowiedziała z uśmiechem i wróciła do krojenia pokrzyw. Ze zrezygnowaniem wróciłam do swojej pracy modląc się o koniec lekcji.
Pierwszy tydzień nauki upłynął bardzo szybko. Nie było zbyt dużo wolnego czasu, aby cieszyć się ostatnimi promieniami słońca nad jeziorem lub przechadzać się po błoniach. Nauczyciele zadbali, aby wypełnić nam każdy wieczór zasypując nas wypracowaniami. Zdążyłam już trzy razy odwiedzić bibliotekę, a to dopiero początek. Nie miałam również szczęścia rozmawiać za często z Jamesem, który jako szukający i nowy kapitan drużyny Gryfindoru spędzał każdy wieczór na boisku. 


                                                                            *

Siedziałam z Cornie i Rose nad brzegiem jeziora i powtarzałam zaklęcia na transmutacje. Przynajmniej taki był zamysł, ale ładna pogoda nie sprzyjała nauce. 
-Patrzcie kto idzie...- mruknęła Rose wskazując na idących w naszą stronę chłopaków.
-Lepiej usiądźcie!- krzyknął Leo zmniejszając odległość między nami.
-Tak się składa, że już siedzimy...- mruknęła Rose spoglądając na chłopaka jak na ostatniego kretyna.
-I niech tak lepiej zostanie, bo mamy dla Was świetną wiadomość!- dodał zupełnie nie przejmując się złośliwością dziewczyny.
-W sobotę organizujemy naprawdę wielką imprezę w pokoju życzeń i oczywiście jesteście zaproszone.-dodał James.
-Dokładnie, to będzie pierwsza taka impreza w Hogwarcie!- przerwał mu Leo- Będzie z sześćdziesiąt osób z różnych domów. Niestety będą też Ślizgoni... Jako jedyni są w stanie załatwić dużo ilość kremowego piwa i całej reszty, więc nie mogliśmy ich wykluczyć.
-To jak, będziecie?- zapytał David co chwilę zerkając na Cornie.
-Raczej nie...- powiedziałam nieśmiało.
-Oczywiście, że tak!- wtrąciła Rose przyglądając mi się ze zdziwieniem.
-To niebezpieczne.-Cornie stanęła po mojej stronie- Mogą nas złapać nauczyciele i to jest bardzo nieodpowiedzialne. Jako prefekt nie mogę brać w czymś takim udziału.
-Nie bądź taką nudziarą...-zajęczał Leo- Nikt nas nie przyłapie. Starego Filtcha bierzemy na siebie, a z nauczycieli to tylko Slughorn ma jutro dyżur, więc luz. Znając życie będzie spał w gabinecie.- zaśmiał się jakby coś sobie przypomniał- Poza tym reszta prefektów potwierdziła udział w imprezie, więc będziemy mieć przykładnych opiekunów.- puścił jej oczko, ale dziewczyna w dalszym ciągu nie wyglądała na przekonaną.
-No nie bądźcie takie.- James uśmiechnął się zawadiacko i włożył ręce do kieszeni.
-Te dwie marudy biorę na siebie.- powiedziała dobitnie Rose dając do zrozumienia, że załatwi sprawę. Chłopcy pokrótce wyjaśnili nam jak ma wyglądać ta impreza i poszli zaprosić pozostałych znajomych.
Rose próbowała nas przekonać wszelkimi sposobami, ale Cornie była nieugięta, a ja również nie byłam zachwycona tym pomysłem. Jednak po chwili ruda użyła argumentu, którego nie mogłam zignorować. Powiedziała mi, że może to być przełomowy moment w mojej relacji z Jamesem. 
-Natie wiesz, że to jest manipulacja?- westchnęła Cornie widząc, że też jestem już stracona.
-Przepraszam....-mruknęłam cicho, a Rose klasnęła w dłonie widząc, że zyskała we mnie sojuszniczkę.
-Czyli nie mam już nic do gadania?- czarnowłosa dziewczyna zerknęła na Rose, a po chwili na mnie- No niech już Wam będzie, pójdziemy na tą imprezę.- przewróciła oczami, a rudowłosa dziewczyna
pisnęła ze szczęścia i zaczęła się zastanawiać co powinna na siebie włożyć.


                                                                          * 

-Jak ci idzie Natalie?- Cornie usiadła obok mnie i bez większego entuzjazmu zaczęła bawić się moim atramentem.
Odłożyłam pióro i rozejrzałam się po pełnym pokoju wspólnym Gryffindoru.
-Już prawie kończę, profesor Filtwick nigdy nie dawał zbyt trudnych tematów.
-Ja też przed chwilą skończyłam całą mapę nieba, zostało mi jeszcze opisanie buntów goblinów w XVI wieku, ale tym zajmę się jutro po śniadaniu.- wtrąciła Rose bawiąc się swoimi rudymi włosami.
Dopisałam jeszcze parę zdań, zwinęłam pergamin w rulon i odłożyłam do torby.
Po chwili do pokoju wszedł uśmiechnięty James. Rozłożył się obok nas, lecz nie chciał dołączyć do gry. Zaczął się bawić złotym zniczem, puszczając go i po chwili łapiąc w zjawiskowy sposób. Połowa dziewczyn wpatrywała się w niego z rozanieloną miną.
-Mógłbyś przestać się popisywać?- zapytała go Rose przewracając oczami.
James złapał znicza i schował go do kieszeni z łobuzerskim uśmiechem. Potargał włosy swojej kuzynce i powiedział, że jeśli tylko ją to rozprasza nie będzie tego robił. Rudowłosa dziewczyna łypnęła na niego groźnie i bez powodzenia spróbowała przygładzić swoje włosy.
-Jak wam idą treningi?- zapytała Cornie leniwie wprowadzając poprawki w pracy Davida. Mimo, że chłopak był od niej o rok starszy często prosił ją o pomoc. Cornie zdecydowanie była jedną z najzdolniejszych uczennic w szkole i większość zastanawiała się czemu tiara przydziału nie umieściła jej w Ravenclawie.
-Bardzo dobrze –ożywił się James schodząc na swój ulubiony temat.- w tym roku na pewno wygramy. Dawno nie mieliśmy tak dobrej drużyny. Zastanawiałem się nawet czy nie wziąć Huga na obrońcę, ale wspólnie z drużyną stwierdziliśmy, że jest jeszcze za młody na tą pozycję. Jednak za rok na pewno wejdzie do drużyny.
-Hugo powinien skupić się na nauce.- odpowiedziała Rose kończąc tym samym temat.
-Wiem, że nie przepadasz za tym sportem, ale twój brat ma do tego smykałkę, więc nawet nie próbuj go przeciągnąć na swoją stronę.- oburzył się James i pogroził jej palcem.
-Widziałam ostatnio Albusa jak grał.- włączyłam się do rozmowy.- On jest urodzonym szukającym.
-Naturalnie!- powiedział z dumą James.-Jest moim bratem i za rok zajmie moje miejsce. Kto wie, może zostanie nawet kapitanem. W tym roku będzie przychodził czasem na treningi, aby się podszkolić. I Hugo też będzie przychodzić.- spojrzał na Rose i dodał po chwili przybierając stanowczy ton głosu- I nawet nie waż się mu tego zabronić rudzielcu.
Cornie podała poprawiony referat Davidowi i oznajmiła ziewając,że idzie spać. Po chwil w ślad za nią ruszyła Rose. Zostałam sama z chłopakami i rozmawiałam z nimi o długo wyczekiwanej imprezie. Dopiero po północy trafiłam do dormitorium z myślą, że mogę spać co najmniej do dziesiątej.

3 komentarze:

  1. Ma być "Z moich ROZWAŻAŃ wyrwała mnie Cornie" ;)
    Rozdział świetny :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, prawdopodobnie zmieniałam coś w ostatniej chwili i nie poprawiłam formy na właściwą :)

      Usuń
  2. Cieszę się, że nie piszesz jakichś naprawdę długich rozdziałów, bo zazwyczaj zniechęca mnie to do dalszego czytania (pewnie przez moje lenistwo :P) Ogólnie nieźle, już się biorę za kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń