wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 1


Siedziałam w jednym z wielu przedziałów Expressu Hogwartu starając się skupić na rozmowie z Rose i Cornie. Jednak pomimo wszelkim staraniom, co chwilę odpływałam myślami.
-James idzie! -krzyknęła Rose.
Poderwałam się spoglądając na drzwi. Upłynęło parę sekund zanim dotarło do mnie,że Rose jedynie zabawia się moim kosztem. Mruknęłam niezadowolona i ponownie opadłam na siedzenie zakładając ręce.
-O ludzie, ci faktycznie podoba się mój drogi kuzyn...-Powiedziała ze zdziwieniem, którego zupełnie nie rozumiałam. Nie było nic dziwnego w tym, że podoba mi się właśnie on. Po pierwsze był zdecydowanie jednym z najprzystojniejszych chłopców w naszym domu, do tego był zabawny, inteligentny i....
-Natalie!- Rose pstryknęła mi przed buzią palcami.
-Daj jej spokój-włączyła się Cornie- Nic na to nie poradzi, zakochała się i tyle.- Usiadła obok mnie i położyła głowę na moim ramieniu.-Teraz możemy ją jedynie wspierać.
-Przecież wiesz, że zawsze ją wspieram -oburzyła się Rose-tylko nie jestem pewna, czy James Potter jest dla niej odpowiedni, jak mam być szczera to on chyba dla nikogo nie jest odpowiedni. Nie zrozumcie mnie źle, on jest cudownym bratem i bardzo go kocham, ale on nie dorósł do jakiejkolwiek dojrzałej relacji z dziewczyną, to jeszcze dziecko. Widziałam się z nim tydzień temu i nie potrafił mówić o niczym innym jak o tym ,że musi w tym roku poprowadzić drużynę do zwycięstwa. Nie może przeboleć, że w tamtym roku puchar sprzed nosa zabrali mu Ślizgoni. Moja mama twierdzi, że pod tym względem jest identyczny jak wujek Harry.
-I co w tym złego. Moim zdaniem to dobrze, że ma pasję, która jest dla niego bardzo ważna i jest w stanie dla niej poświęcić...
-Zachowujesz się jakby był chodzącym ideałem, a wszystkie bardzo dobrze wiemy, że do tego mu daleko.-przerwała mi po raz kolejny.
Nie było sensu się z nią kłócić, więc jedynie przewróciłam oczami i wlepiłam wzrok w krajobraz za oknem. Nie był on jednak zbyt pasjonujący, wjechaliśmy właśnie w kolejny las, który prawdopodobnie miał ciągnąć się jeszcze przez wiele mil.
Reszta podróży upłynęła nam na leniwych rozmowach o minionych wakacjach i sporej liczbie plotek, które jakimś cudem udało się poznać Rose już na peronie. 

                                                                               *        

 Zaraz po zatrzymaniu się pociągu z jego wnętrza wyskoczyła masa młodych czarodziejów, którzy starali się zająć jak najlepsze miejsca w powozach. Musiałam rozdzielić się z dziewczynami. Rose obiecała pomóc młodszej kuzynce Lily, a Cornie jako prefekt musiała zostać, aby dopilnować pierwszorocznych. Niezadowolona ruszyłam samotnie wzdłuż bryczek szukając jakiegoś wolnego miejsca. Trzy powozy przed sobą ujrzałam Jamesa i jego dwóch przyjaciół, Leo i Davida. Już miałam ruszyć w ich stronę, gdy na ostatnie wolne miejsce w ich powozie usiadła Danielle. Przystanęłam ze złości i przyglądałam się jak ta czarnowłosa piękność zaleca się do Jamesa.
-Hej ty!- ktoś krzyknął za moimi plecami- Blondyna, do ciebie mówię!
Odwróciłam się w stronę ,z której dochodził tajemniczy głos i dostrzegłam rozłożonego na bryczce Scorpiusa Malfoya. Wpatrywałam się w niego przez parę sekund nie rozumiejąc czego on ode mnie chce. Był ode mnie o rok starszy i na pewno nie znał mojego imienia. To prawdopodobnie wyjaśniało dlaczego ten arystokrata zwraca się do mnie na per 'ty'. Niestety nie wyjaśniało to powodu, dla którego postanowił się do mnie odezwać.
-Ogłuchłaś blondyna? Patrzysz na mnie jakbyś zobaczyła co najmniej jednorożca.- mruknął rozbawiony.
Oprzytomniałam na tyle żeby wydobyć z siebie choć parę słów.
-Nie przywykłam na reagowanie na ty, zazwyczaj zwracają się do mnie Natalie.
Byłam wręcz dumna, że udało mi się odpowiedzieć tak sensownie.
-Oczywiście Natalie, gdzie są moje maniery.-dodał z udawaną uprzejmością- Czy zechciałabyś, albo inaczej...-odchrząknął i zaczął ponowni- Czy przyjęłabyś moje zaproszenie i zrobiła mi tą przyjemność siadając obok mnie? 
Spojrzałam na niego jakbym faktycznie dostrzegła jednorożca i to różowego, śpiewającego jedną z piosenek Fatalnych Jędz. Jednym słowem jego pytanie, albo raczej propozycja była na tyle dziwna, że zwyczajnie nie wiedziałam jak powinnam się zachować.
-Eee,co?- wydusiłam.
-Dobrze się czujesz blondyna? Większość powozów już odjechała i postanowiłem być na tyle uprzejmy, aby pozwolić Ci jechać ze mną. -dodał patrząc na mnie z politowaniem. Planowałam unieść się dumą, wyzwać go od zidiociałych Ślizgonów, którzy uważają się za lepszych od innych, ale miał rację mówiąc, że większość bryczek ruszyła już w drogę. Co prawda mogłam iść piechotą,ale prawdopodobnie nie zdążyłabym na ucztę, a byłam już naprawdę głodna.
-To jak wsiadasz czy planujesz urządzić sobie długi spacerek?
Przygryzłam wargę zła na siebie, że nie usiadłam od razu tylko ciągnęłam tę dziwną konwersacje. Zajęłam miejsce na przeciwko niego i zwróciłam głowę w stronę zakazanego lasu. Czułam, że moje policzki przybrały czerwoną barwę. Po chwili do powozu dosiadł się Dominic Nott i trzech innych Ślizgonów, których nie kojarzyłam. Spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, ale po chwili na ich twarze wróciły dumne miny, które zawsze towarzyszyły wychowankom Slytherinu. Przewróciłam oczami i zaczęłam się zastanawiać jak to się stało, że ja, Gryfonka z szóstego roku jadę bryczką z czterema o rok starszymi Ślizgonami. Ten świat chyba faktycznie oszalał. Droga minęła w ciszy, przez co wydawała się być jeszcze dłuższa. Bałam się, że słychać burczenie w moim brzuchu, w pociągu nie zjadłam nawet czekoladowej żaby, więc byłam już naprawdę potwornie głodna. Rozmarzyłam się o uginających się pod ciężarem jedzenia stołach w Wielkiej Sali. Przez resztę drogi zastanawiałam się co zjeść jako pierwsze. Nie mogłam się zdecydować między zapiekaną dynią, a puddingiem. Byłam tak pochłonięta wyborem, że nie zauważyłam kiedy powóz się zatrzymał.
-Pomóc panience?-Scorpius z ironią wyciągnął dłoń w moją stronę.
Uśmiechnęłam się równie sztucznie jak on i przecząco kiwnęłam głową.
-Nie jestem jakąś Ślizgonką, która potrzebuje wiecznej pomocy.
Wyskoczyłam z powozu i dumnie ruszyłam w stronę Rose. Szkoda tylko, że potknęłam się o wystający korzeń i ledwo uratowałam się przed upadkiem. Usłyszałam za sobą chichot chłopaka, ale postanowiłam udawać, że nic się nie stało. W sumie i tak już bardziej nie dałabym rady się skompromitować.
-Czy ty właśnie jechałaś powozem z Malfoyem i resztą Ślizgonów? -zapytała zdziwiona Rose.
Machnęłam tylko ręką dając do zrozumienia, że nie ma o czym mówić i ruszyłam w stronę zamku. Miałam okazję podziwiać go przez sześć lat,ale jego widok w dalszym ciągu zapierał dech w piersi. Kochałam to miejsce. Kochałam każdy najdrobniejszy szczegół. Uwielbiałam ciągnące się w nieskończoność korytarze i schody, które nie raz zmieniły trasę wybraną przez ucznia. Rozkoszowałam się wystrojem komnat i rzędami starych zbroi, które wydawały się trwać na wiecznym posterunku gotowe w każdej chwili bronić murów zamku. Mimo, że przez sześć lat zgłębiałam tajniki Hogwartu, to i tak byłam pewna, że nie poznałam jeszcze jego wszystkich tajemnic. Możliwe, że to mi się nigdy nie uda.
Nie dane mi było jednak dalej nad tym rozmyślać, bo razem z tłumem ruszyłam do Wielkiej Sali. Usiadłyśmy z Cornie i Rose przy stole Gryfonów. W tej chwili wszyscy byli pochłonięci rozmową i podekscytowani spotkaniem swoich kolegów po dwóch miesiącach wakacji, ale już za parę dni nasze posiłki będą wyglądać jak w zwyczajnej stołówce. No nie do końca w zwyczajnej. Tutaj podczas śniadań dokańcza się wypracowania na eliksiry, ćwiczy zaklęcia na transmutacje, czyta gazety dostarczone przez sowy lub ucina sobie pogawędkę z duchami.No, ale to wszystko miało nastąpić dopiero za parę dni.
Obok nas usiadł James z Davidem i Leo. Nie widziałam go przez całe wakacje i miałam trudności ze spokojnym usiedzeniem na swoim miejscu.
-Hej Natalie! Już zapomniałem jaki masz ładny uśmiech.-powiedział do mnie, a ja się dosłownie rozpłynęłam.
Zapytałam go, jak minęły jego wakacje, ale nie zdążył mi odpowiedzieć, bo profesor Cassiopeia, nauczycielka astronomii i od paru lat zastępczyni pani dyrektor, wprowadziła pierwszorocznych uczniów rozpoczynając ceremonię przydziału. Na szczęście wszystko przebiegło sprawnie, profesor McGonall jako dyrektorka nie wygłosiła zbyt długiego przemówienia, więc już po chwili mogłam zająć się upragnionym jedzeniem.
Gdy wreszcie znalazłam się w moim dormitorium zaczęłam rozmyślać o tym co powiedziała mi Rose. Faktycznie James miał jeszcze dużo młodzieńczego uroku i jak do tej pory nie był stały w uczuciach, ale to wszystko może się przecież zmienić. Zaczęłam zastanawiać się jak mogę sprawić, aby James dojrzał we mnie kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę Rosie. Zanim jednak udało mi się wymyślić coś sensownego zasnęłam, a całą noc śniło mi się, że próbowałam uwarzyć eliksir miłości, ale jak zawsze coś pokręciłam i chłopak zamiast się we mnie zakochać, zapomniał o moim istnieniu. Obudziłam się z myślą, że lepiej nie wspomagać się moimi umiejętnościami sporządzania eliksirów.
 

4 komentarze:

  1. Bardziej rozległą wypowiedz postaram się dodać później, jednak robisz błąd w nazewnictwie pokrewieństwa
    Rose dla Jamesa, Lily i Albusa jest kuzynka
    Siostrzeniec to syn siostry, czyli James i Albus dla Rona np.
    Siostrzenica to córka siostry, czyli Lily dla Rona
    Bratanek to syn brata, czyli Hugo dla Ginny
    Bratanica to córka brata, czyli Rose dla Ginny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram Rogatą, ale poza tym jest okej ;) Uwielbiam ff o nowym pokoleniu, ale nigdy nie mogłam natrafić na taki, który przypadłby mi do gustu. Coś czuję, że ten będzie bardzo ciekawy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak zapowiada się fajnie. Szkoda tylko ,że zaczynasz dopiero od 6 roku. Ja również piszę ff o HP. Mam nadzieję ,że spodoba mi się twój.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się całokształt i twój styl pisania, ale trochę denerwują mnie błędy, które opisała już Rogata. Poza tym jest w porządku, więc z chęcią zabiorę się za chwilę za następne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń