Poderwałam się z łóżka i zobaczyłam
skaczącą Cornie i Rose, które wydawały z siebie bardzo wysokie dźwięki.
-Czy w naszym pokoju pojawił się Oliver
Krum lub jakiś inny przystojny i znany mężczyzna, że tak krzyczycie?- zapytałam
z sarkazmem przecierając oczy.
-Lepiej-powiedziała Rose z wielkim
uśmiechem-Cornie oficjalnie ma już chłopaka.
Wyskoczyłam z pościeli i przyłączyłam się
do dziewczyn ciesząc się, że ta dwójka nareszcie zdobyła się na szczerość.
Po południu siedziałam razem z moją
rudowłosą przyjaciółka pod rozłożystym drzewem, z którego można podziwiać całe
jezioro i powtarzałyśmy zaklęcia obronne.
-Od kiedy tak polubiłaś obronę przed
czarną magią?- zapytałam i wpakowałam do buzi połowę czekoladowej żaby.
-Od wtedy, gdy naszym nauczycielem
został zniewalająco przystojny Francuz, nijaki Roderick Price.-
odpowiedziała puszczając oczko.
Przewróciłam
oczami i wróciłam do czytania o patronusie. Na naszej jutrzejszej lekcji
mieliśmy zacząć ćwiczenia zaklęcia expecto patronum. Byłam tym bardzo
podekscytowana i miałam nadzieję szybko opanować to trudne zaklęcie.
-Ciekawe jak będą wyglądały nasze patronusy...-rozmarzyłam się-Myślałaś o tym?
Rose spojrzała na
mnie spod burzy swoich loków w momencie, gdy wkładałam do buzi drugą
czekoladową żabę. Zaśmiała się i odpowiedziała, że jest w stanie zgadnąć jak będzie wyglądał mój. Spojrzałam na nią wyczekująco.
-Z twoją miłością
do nich-wskazała na opakowania po słodyczach- z pewnością ukaże ci się wielka
żaba.
Ostentacyjne
wylizałam opakowanie, na co moja przyjaciółka tylko się zaśmiała. Odłożyłam
książkę na bok i uniosłam buzię do góry ciesząc się ostatnimi ciepłymi dniami i
powoli kończącą się niedzielą. Przez cały weekend nie spotkałam Jamesa, co w
gruncie rzeczy chyba było dobre w mojej obecnej sytuacji.
W poniedziałek
cała klasa stała przed salą profesora Price już przed dzwonkiem. Po rozpoczęciu
lekcji wszyscy z zaciekawieniem wpatrywali się w młodego nauczyciela. Po długim
wstępie i zapisaniu stopy pergaminu przeszliśmy do strony praktycznej. Nasz
entuzjazm opadł, gdy okazało się to jeszcze trudniejsze niż sądziliśmy. Po
godzinie trenowania nielicznym udało się wyczarować jedynie parę srebrzystych nitek. Co prawda byłam w tej nielicznej grupie, ale i tak czułam się zawiedziona. Profesor Price
tłumaczył nam, że tak zaawansowanego zaklęcia nie opanujemy podczas jednej lekcji.
Gdy to nie przyniosło skutku zrezygnował z zadania wypracowania i to już co
niektórym poprawiło humor. Po lekcjach poszłam do biblioteki, aby znaleźć
książkę, w której znajdę coś o wykorzystywaniu smoczej wątroby przy tworzeniu
eliksirów utraty pamięci. Po przekartkowaniu szóstej księgi zrezygnowana
oparłam głowę o ławkę.
-No, no blondyna.
Za każdym razem jak cię widzę jesteś taka pełna energii i chęci do życia, że aż
miło popatrzeć.
Na krzesło obok
mnie usiadł szarooki ślizgon.
-Dopiero dzięki
twojemu sarkazmowi człowiek czuje, że żyje-odpowiedziałam chłodno i wróciłam do
przeglądania „Magicznych zwierząt i ich wykorzystania”.
-Nie bądź taka,
tylko się z tobą droczę. Co robisz?
-Próbuję znaleźć
coś o tej całej smoczej wątrobie i nic nie ma. Slughorn rzuci mnie na pożarcie
hipogryfom, jeśli oddam mu kolejną beznadziejną pracę.
-Nie mam pojęcia
czym się kierowałaś wybierając tę książkę. A poza tym nie rób takiej miny,
opisanie składników do sporządzenia eliksirów utraty pamięci to 15 minut
roboty.
-Jak jesteś taki
mądry to proszę bardzo! Zaraz, skąd wiesz o jakie eliksiry chodzi? Wspomniałam
tylko o wątrobie, jak się tego domyśliłeś?
Scorpius Malfoy
spojrzał na mnie jakbym zabiła mu ukochane zwierzątko domowe lub powiedziała,
że w wolnych chwilach okradam staruszków.
-Jak ty dotarłaś
do szóstej klasy? Smoczą wątrobę wykorzystuję się tylko i wyłącznie do tego
rodzaju mikstur.
-Brzmisz jak
kujon-przewróciłam oczami i zamknęłam, jak się okazało, złą książkę.
-Slughorn może
potwierdzić, że na eliksirach nie mam sobie równych i to jest mój wrodzony dar,
a nie coś wyuczonego jak robi to większość krukonów- powiedział z zadowoleniem
po czym wstał i podszedł do jednej z półek z książkami. Wyjął jedną i położył
przede mną.
-Trzymaj. Mam ci
pomóc ze znalezieniem odpowiedniego działu, czy poradzisz sobie sama ze spisem
treści?- dorzucił uszczypliwie.
Zaczęłam kartkować
księgę i po chwili znalazłam właściwy dział.
-Jestem tak
szczęśliwa, że zignoruję twoją wredną uwagę.-odpowiedziałam nie odrywając oczu
od książki.
-I tyle? Ja tu się
produkuję i nawet marnego podziękowania nie dostanę? Wiedziałem, że nie warto
być miłym…
-Możesz szczycić
się tym, że pomogłeś Gryfonce w potrzebie, a to już swojego rodzaju
nagroda-uśmiechnęłam się i wrzuciłam książkę do torby planując skończyć wypracownie przy kominku w pokoju wspólnym.
-No nie… Czuję się
wykorzystany.
-Obiecuję Ci się
kiedyś za to odwdzięczyć, a teraz muszę lecieć.- nie czekając na jego odpowiedź
ruszyłam w stronę drzwi.
-Będę pamiętać
blondyna!- usłyszałam krzyk Ślizgona wychodząc z pomieszczenia.
Ruszyłam
korytarzem rozmyślając o wypracowaniu, gdy nagle moją uwagę przykuły wydarzenia
odgrywające się za oknem. Na merlina! Co oni znowu wymyślili?